Niełatwo być uchodźcą w Białymstoku

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Agata Sawczenko

Niełatwo być uchodźcą w Białymstoku

Agata Sawczenko

Nic złego mi tu w Białymstoku nikt nie zrobił. Chociaż słyszałam, że ludzie potrafią plunąć muzułmance w twarz - mówi pani Tamiła. Przyjechała do Polski z Krymu. I tu chce ułożyć sobie życie.

Uciekają przed wojną, prześladowaniami. Władzom i otoczeniu nie podoba się na przykład to, że są muzułmanami. Albo że prowadzą dobrze prosperującą firmę. Ale niektórzy tak opowiadają o powodach wyjazdu, że trudno je tak naprawdę zrozumieć. Mówią o prześladującej ich władzy, o okupach, pieniądzach płaconych nie wiadomo komu i nie wiadomo za co. Opowiadają o strachu, o niepewnym jutrze i o z trudem podejmowanych decyzjach o wyjeździe. O tym, jak zostawiają pracę, przez lata budowane własne firmy, domy... I o tym, jak krok po kroku próbują układać sobie życie tu, w Polsce, w Białymstoku.

Uchodźcy, cudzoziemcy. Jest ich w Białymstoku około 800 - ponad połowa to dzieci. Część z nich mieszka jeszcze w ośrodku dla cudzoziemców. Tam nie muszą martwić się o dach nad głową, o jedzenie, ubranie. Jednocześnie jednak - czasem nawet przez całe lata - żyją w zawieszeniu, bez planów, bez działania. Z myślą: co będzie dalej?

Czekają na decyzję, czy Polska przyzna im status uchodźcy. Ci, którzy już go mają, wychodzą z ośrodka. I stają przed nowymi problemami: znalezieniem pracy, mieszkania, ułożeniem sobie życia. Nie jest to łatwe. Bo co tu się oszukiwać - ilu spośród nas chce wynająć mieszkanie rodzinie z Czeczenii? Ilu zatrudni uchodźcę? Boimy się... Czego? Trudno to zwykle wytłumaczyć, bo po głębszym przemyśleniu można dojść tylko do jednego wniosku: nie ma czego. Przecież to ludzie tacy jak my. Tylko w potrzebie...

Tu nam się ułoży...

A oni? Nadal się boją. Że im się nie powiedzie, że nie będą w stanie utrzymać swoich rodzin, że ktoś im w końcu powie: nie jesteś stąd! Boją się też rozmawiać, fotografować się, podawać swoich nazwisk. Nie chcą też ze szczegółami opowiadać swoich historii.

- Zostawiliśmy nasze rodziny - tłumaczy Tamiła. Zdecydowała się jednak opowiedzieć swoją historię. Historię muzułmańskiej rodziny.

Teraz mieszka w ośrodku dla cudzoziemców. Do Białegostoku przyjechała dwa lata temu z mężem i sześciorgiem dzieci. Z Krymu. Tam mieli ogromny dom, dobry samochód, prowadzili własną firmę. Źle zaczęło się dziać od pamiętnego Majdanu. Mówi, że wszyscy bardzo przeżywali te wydarzenia. Tym bardziej że na Krymie zaczęły się pojawiać wojenne samochody. Zaraz ludzie zaczęli mówić, że to rosyjskie. A władze co i rusz miały jakieś zarzuty. Na przykład, że nie rozmawiają po rosyjsku. - A przecież moim językiem jest rosyjski. Swój narodowy znam słabo - przekonuje.

Na Krymie mieszka 2 mln ludzi. Ukraińcy, Czeczeni, Rosjanie. I 250 tys. Tatarów. Kiedy Rosja zarządziła referendum, czy Krym ma przejść pod władanie Rosji, Tatarzy na nie nie poszli. - Nawet nie sądziliśmy, że faktycznie Krym może zostać przyłączony do Rosji - wspomina Tamiła.

Ale tak się stało. A potem - na Krymie pojawiło się jeszcze więcej wojennych samochodów, rosyjskich żołnierzy. Wojsko przejmowało wszelkie ważniejsze obiekty. - Wszyscy się baliśmy: co to będzie? Wszystko wskazywało na to, że będzie wojna.

Uciekli. Najpierw do Lwowa. Potem znów na chwilę wrócili na Krym. A tam okopy, czołgi, żołnierze z psami. Niczego nie pozwolili im zrobić ani z firmą, ani z domem i samochodem. Bo rodzina nie miała rosyjskich paszportów. A mężowi kazali zapisać się do armii.

Wyjechali więc znowu. Nie planowali, że ich celem będzie Polska. Chcieli gdzieś bliżej, bo mieli nadzieję, że wkrótce wrócą do siebie. Pomyśleli więc: Jedziemy do Odessy. Tam nie przyjęto ich dobrze. Kolega męża przekonał ich, że w Polsce żyje się dobrze, spokojnie, że dzieci chodzą do szkoły. Przyjechali więc tu. - Jest dobrze - przekonuje pani Tamiła. - Dostosowujemy się do wszystkich zasad.

Ale przyznaje, że jak się ściemni, nie wychodzi na zewnątrz ani ona, ani dzieci. - Boimy się - mówi. - Bo chodzę w chustce. A ludzie są różni.

Niektórzy zaczepiają. Mówią: siostra, zakonnica. Inni pytają, dlaczego jest w takim stroju. Ostatnio zapytał ją o to lekarz, do którego poszła z córką. Powiedziała, że jest muzułmanką z Krymu. Odpowiedział: co ty mi tu mówisz? Krymscy Tatarzy tak nie chodzą. Tak chodzą Araby.

- Byłam tam pierwszy i ostatni raz - zapewnia pani Tamiła. Bo było jej nieprzyjemnie. Ale mówi, że jej koleżanki z ośrodka spotykały gorsze rzeczy. Bywało, że ktoś plunął w twarz...

Dostali już status uchodźcy. I chcieliby właśnie tu urządzić się, ułożyć sobie życie. Mąż już pracuje. A pani Tamiła też ma plany: - Chciałabym wynająć mieszkanie. I otworzyć jakąś cukiernię, kafejkę. Tyle że na początek potrzebne są pieniądze. Może uda nam się sprzedać dom na Krymie... - marzy.

Niepewne jutro

- W ośrodku dla cudzoziemców w Białymstoku przebywa obecnie ok. 190 osób pochodzących z Rosji (Czeczenii), Tadżykistanu i Ukrainy - mówi Jakub Dudziak, rzecznik prasowy Urzędu do Spraw Cudzoziemców.

Aby się dostać do Polski, muszą po prostu przekroczyć granicę. I od razu w placówce straży granicznej złożyć wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej, czyli statusu uchodźcy lub ochrony uzupełniającej. Muszą to zrobić w Polsce - nawet jeśli chcieliby jechać dalej. Przepisy Unii Europejskiej mówią jasno - musi to być pierwszy bezpieczny dla nich kraj. Część z nich później i tak próbuje wyjechać. Ale najczęściej są z powrotem deportowani do naszego kraju.

Po przekroczeniu granicy trafiają od razu do recepcyjnego ośrodka dla cudzoziemców w Białej Podlaskiej. Tu dostają dokumenty, przechodzą drobiazgowe badania medyczne. Tu też przeprowadzany jest tzw. wywiad statusowy. A potem trafiają do jednego z ośrodków otwartych dla cudzoziemców. I tu czekają na rozstrzygnięcie ich wniosku. To tzw. procedura. W jej trakcie cudzoziemcy są objęci pomocą socjalną. Mają zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie, opiekę zdrowotną. Uczą się języka polskiego.

- Od początku pobytu w Polsce cudzoziemcy przechodzą kursy informacyjne na temat obowiązujących w kraju praw, zasad i obyczajów oraz kultury - mówi Jakub Dudziak. Starsze dzieci uczęszczają do szkół publicznych, a te najmłodsze mają zapewnione zajęcia przedszkolne w ośrodkach.

Bo nie ma co tracić czasu - rozpatrywanie wniosku może przeciągnąć się przecież nawet na kilka lat. - Każdy wniosek osoby ubiegającej się w Polsce o ochronę międzynarodową jest rozpatrywany indywidualnie - tłumaczy Jakub Dudziak.

Pracownicy Urzędu do Spraw Cudzoziemców szczegółowo analizują poszczególne sprawy w celu sprawdzenia, czy danej osobie należy udzielić ochrony międzynarodowej.

- Zgodnie z Konwencją Genewską, cudzoziemcowi nadaje się status uchodźcy, jeżeli na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony własnego kraju - dodaje rzecznik urzędu.

Jeżeli cudzoziemcowi został nadany status uchodźcy lub udzielona ochrona uzupełniająca - oznacza to, że uzyskał on prawo pobytu w Polsce. Osoby te uzyskują m.in. prawo do pracy, dostęp do systemu oświaty i opieki zdrowotnej, ochronę przed bezrobociem czy prawo do świadczeń rodzinnych oraz pomocy społecznej. - Przysługuje im także roczny program integracyjny zapewniający pomoc finansową, ubezpieczenie zdrowotne oraz specjalistyczne poradnictwo i wsparcie - mówi Jakub Dudziak. Niezależnie od tego programu swoje działania prowadzą również samorządy oraz organizacje pozarządowe.

W Białymstoku taką organizacją jest Fundacja Dialog.

- Pomagamy w rozwiązywaniu różnych problemów dnia codziennego - mówi Katarzyna Potoniec, wiceprezeska Dialogu. To m.in. pomoc w znalezieniu mieszkania, pracy, w załatwieniu spraw w urzędach, w rozwiązywaniu spraw prawnych. Ale nie tylko. Pracownicy fundacji pomagają w białostockich szkołach, gdzie uczęszcza najwięcej dzieci uchodźców. - Uczestniczą w lekcjach, pośredniczą w kontaktach dziecko - nauczyciel, nauczyciel - rodzic. Pomagają w odrabianiu lekcji - wymienia Katarzyna Potoniec.

Pomagają i tym, którzy są jeszcze w ośrodku, jak i tym, którzy próbują ułożyć sobie życie w Białymstoku. Bo i przed jedynymi, i przed drugimi, piętrzą się problemy. - Ci, którzy mieszkają w ośrodku, nie musza się martwić o sprawy bytowe. Wszystko mają zapewnione. Ale nie mają pewności, co będzie dalej, co ich czeka. Nie wiedzą, czy będą mogli zostać w Polsce, czy nie - mówi Potoniec.

Uchodźców zna osobiście. I nie ma wątpliwości: - Oni dobrze się czują w naszym mieście. Są zadowoleni, że mogą tu mieszkać.

Owszem, czasem, niestety, dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji. Bo nie wszyscy białostoczanie są otwarci na innych. - Ale to jest warunkowane tym, że często ludzie nie wiedzą, z kim mają do czynienia i jaka jest sytuacja uchodźców - mówi. Według niej powodem jest też aktualna sytuacja w Polsce: - To wynika też z politycznego przekazu. Ludzie są straszeni uchodźcami. A to jeszcze potęguje dystans.

Agata Sawczenko

W "Kurierze Porannym" i "Gazecie Współczesnej" zajmuję się przede wszystkim szeroko pojętą ochroną zdrowia. Chętnie podejmuję też tematy społeczne i piszę o ciekawych ludziach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.