Zabytek nie musi być kulą u nogi inwestora. Może też dawać zysk

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Tomasz Mikulicz

Zabytek nie musi być kulą u nogi inwestora. Może też dawać zysk

Tomasz Mikulicz

Dąbrowskiego 20, Warszawska 20, Staszica 2. Sposób, w jaki odnowiono te budynki pokazuje, że remonty zabytków nie zawsze muszą się kończyć pozostawianiem tylko oryginalnej jednej ściany czy oblepianiem styropianem. Jeszcze kilka lat temu takie przypadki były nagminne. Na szczęście to się zmienia.

Świetnie, pięknie, gratulacje dla właściciela. Z niego trzeba brać przykład, a nie budować kolejne straszydła. Takie komentarze pod naszymi tekstami o remontach zabytków to rzadkość. Przeważa narzekanie, że oto znów ktoś coś popsuł, zburzył lub dokonał „termogwałtu”. Czyli, jak to określają internauci, obłożył zabytkowe ściany styropianem.

Ileż to razy pisaliśmy, że na Zachodzie stosuje się już ocieplenia od wewnątrz. Nasi inwestorzy podkreślali jednak, że jest to rozwiązanie o wiele droższe i ich na to nie stać. W ogóle panuje przekonanie, że jeśli bierzemy się za remont zabytku musimy mieć wypchany portfel. Wielu też puka się w głowę, po co to właściwie robić. Bo oczywiście łatwiej zmienić budynek nie do poznania lub nawet zburzyć go i postawić nowy. Jak się okazuje są tacy, którzy nie idą na skróty.

- Remont był bardzo pracochłonny. Zdarzały się też niespodzianki. Jak np. wtedy gdy odkryliśmy, że pod tynkiem były pozbijane cegły. Żeby pójść dalej, musieliśmy je najpierw uzupełnić - mówi Ryszard Nowakowski.

Jest pełnomocnikiem inwestora, który wyremontował kamienicę przy ul. Dąbrowskiego 20. Budynek powstał w końcówce XIX wieku. To tu w 1929 r. przyszedł na świat Samuel Pisar, przyszły doradca prezydenta Johna F. Kennedy’ego.

Choć nie było wiadomo, czy stan cegieł na to pozwoli, by je oczyścić i miejscami uzupełnić, na szczęście nie skończyło się na położeniu tynku. A rok temu, gdy prace się rozpoczynały, takie właśnie były plany inwestora. - Mieliśmy też położyć blachę na dachu. Zdecydowaliśmy się jednak na dachówkę. Co oczywiście sprawia, że budynek zachował pierwotny charakter - tłumaczy Nowakowski.

Mało tego. Również wnętrze budynku, choć miało być zmienione, jest niemalże oryginalne. Również trzeba było uzupełnić pokruszone cegły, ale nowoczesność nie wdziera się tu tak często, jak jest to praktykowane w wielu innych zabytkach. Inwestor uszanował też pierwotny zamysł XIX-wiecznego projektanta budynku. Gdy odkryto, że w ramach późniejszych przebudów zostały zamurowane okna, zostały one natychmiast przywrócone.

- Ktoś może się zastanowić dlaczego na elewacji niektóre cegły są żółte a niektóre czerwone. To nie nasz wymysł. Tak wyglądał budynek w oryginale - mówi pełnomocnik inwestora.

Ryszard Nowakowski postuluje, by władze obniżyły stawki za zajęcie chodnika pod rusztowania.

- Wiadomo, że prace przy odnawianiu zabytków są bardzo czasochłonne. A miasto bierze aż 4 zł na dobę za wynajęcie 1 mkw. chodnika. To dużo mniej niż cena wywoławcza za taki sam metraż dla ogródków piwnych - twierdzi Nowakowski.

Przyznaje, że prace kosztowały o ok. 30 proc. więcej niż gdyby nie było takiej dbałości o zabytek. Opłaciło się, bo większa część pomieszczeń jest już wynajętych. Na parterze będzie się mieściło studio fryzjerskie, na pierwszym piętrze firma informatyczna. Zajętych jest też część piwnic, które również zostały odnowione.

Od niedawna można też podziwiać odnowioną elewację kamienicy przy ul. Warszawskiej 20. Budynek wzniesiono pod koniec XIX wieku. Mieścił się tu Wileński Bank Ziemski. Przez ostatnie lata budynek niszczał. Tynk odpadał płatami. Nawet z ozdobnych gzymsów. Teraz zabytek odzyskał dawny blask. Szczególne wrażenie robią balkony. I oczywiście wspomniane gzymsy.

Równie dobrze prezentuje się elewacja Pałacyku Beckera przy Galerii Alfa.

- Fascynowało mnie, że można przywrócić temu obiektowi jego dawne piękno i nie bałem się, że oznacza to poddanie się nadzorowi konserwatora. Była to bardzo dobra i twórcza współpraca. Zero problemów - mówił w zeszłym roku Anatol Timoszuk, właściciel budynku.

Cegły zostały wypiaskowane, dzięki czemu nabrały nowego blasku. Wymieniono natomiast dużą część dachu. Udało się przywrócić pierwotny układ lukarnom, który został uzupełniony (na wzór oryginału) łupkiem kamiennym.

Strop był cały przegniły, ale wszystko zostało wymienione. Część płaskorzeźb została oczyszczona, a część odlana od nowa. Rynny zyskały miedziane obejmy. Nawet piorunochrony są miedziane, tak jak i część konstrukcji balkonu.

Anatol Timoszuk zamierza umiejscowić w pałacyku klimatyczną kawiarenkę czy restaurację. - Ale przede wszystkim chcę, żeby było to miejscem spotkań z kulturą, sztuką. Otwartym na białostockich artystów i ciekawe wydarzenia - mówił w rozmowie z „Porannym”.

Jeszcze jeden, choć już nieco starszy, przykład udanego remontu to kamienica przy ul. Staszica 2. Budynek wygląda jak XIX-wieczna fabryka włókiennicza. Choć zbudowano ją w takim właśnie stylu, od zawsze były tu mieszkania. To jeden z najstarszych budynków na Bojarach. Powstał w 1868 roku. Wiadomo, że w 1945 roku mieścił się tu miejski urząd bezpieczeństwa publicznego. Jak mówił nam cztery lata temu Tomasz Danilecki z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, mogły się tu odbywać przesłuchania działaczy podziemia niepodległościowego.

Kiedy pisaliśmy o planach odnowienia budynku, autor projektu przebudowy Andrzej Rydzewski z pracowni Arh + mówił, że bardziej skłania się do otynkowania elewacji. Stan cegieł na szczęście był jednak na tyle dobry, że po oczyszczeniu cieszy dziś oko przechodniów. Udało się też odtworzyć charakterystyczne, drewniane drzwi wejściowe. Wymieniono też dach. Teraz ma kolor nie czerwony, a szary. Dzięki temu cały budynek wydaje się kolorystycznie bardzo stonowany, co tylko dodaje mu klasy.

Wracając jeszcze do dachu, trzeba zauważyć, że powstały w nim stylowe lukarny. Różniące się od poprzednich tym, że są smuklejsze i jednocześnie bardziej widoczne z ulicy. Dzięki temu zwraca się uwagę nie tylko na elewację, ale też dach.

- Te przykłady są bardzo budujące. Ostatnio nie zauważam takiego powiedziałbym taśmowego niszczenie zabytków. Jak pamiętamy były one przez całe lata przebudowywane, rozbierane, palone itd. Może działa konstruktywna krytyka spotykająca tych, którzy w ten sposób traktowali zabytki - mówi dyrektor Muzeum Podlaskiego Andrzej Lechowski.

Wielokrotnie w ostatnich latach wypowiadał się przeciw pozbywaniu się z miasta historii. Krytykował też wojewódzkie służby konserwatorskie, które w wielu przypadkach nie przykładały się do bronienia zabytków. - Może te wszystkie batalie sprawiły, że białostoczanie stali się bardziej wrażliwi na piękno historycznej zabudowy? Przykład daje nawet miasto. Jak chociażby przy okazji odnawiania domu przy ul. Wiktorii 5, gdzie w bojarskiej chacie powstała siedziba Galerii im. Sleńdzińskich - tłumaczy dyrektor.

Przypominają mu się niechlubne remonty.

- Jak np. szkoły nr 7 przy ul. Wiatrakowej 18, gdzie elewację obłożono styropianem i pomalowano na kolor jajecznicy ze szczypiorkiem. Swego czasu szeroko komentowany był też remont kamienicy przy ul. Sienkiewicza 63, tuż przy komendzie policji. Z oryginału została tylko jedna ściana - wylicza Lechowski.

To i tak lepiej niż np. z kamienicą z przełomu XIX i XX wieku przy ul. Sienkiewicza 55 (u zbiegu z ul. Ogrodową). Właściciel pierwotnie planował ją rozbudować. Wystąpił nawet o zalecenia konserwatorskie. Koniec końców rozebrał budynek. A na elewacji zachowało się tu wiele oryginalnych elementów - m.in. historyczne balustrady, kształty okien, drzwi snycerskie. Od dwóch lat działka szpeci ten fragment miasta. Zachował się niewielki fragment ściany. A i to tylko dlatego, że jest częścią prowizorycznej dobudówki, w której mieści się bar.

Kolejny, jeszcze bardziej zatrważający przykład to kamienica przy ul. Jurowieckiej 10. Pomimo ostrego sprzeciwu środowiska obrońców zabytków również została zburzona. A została wzniesiona w połowie XIX wieku. - Miejmy nadzieję, że takie sytuacje już się nie powtórzą - mówi Andrzej Lechowski. Chociaż ostatnio konserwator miejski był na oględzinach kamienicy przy ul. Kijowskiej 2. Właściciel co jakiś czas rozbiera część ścian. Konserwator rozważa zawiadomienie prokuratury.

Tomasz Mikulicz

Zajmuję się sprawami miejskimi, czyli m.in.: białostocką i podlaską polityką samorządową, architekturą, urbanistyką i ochroną zabytków. Opisuję też obrady rady miasta oraz zajmuję się też różnego rodzaju interwencjami zgłaszanymi przez mieszkańców. Zajmuje mnie również pisanie też o historii Białegostoku i najbliższych okolic. Zdarza mi się też zajmować działką kulturalną. Lubię wszak rozmowy z ciekawymi i inspirującymi ludźmi. W swojej pracy zwracam uwagę na szczegóły. Bo jak wiadomo diabeł tkwi właśnie w szczegółach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.