900 tys. zł kosztuje życie Samiry. Czy ktoś jeszcze się dorzuci?

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Agata Sawczenko

900 tys. zł kosztuje życie Samiry. Czy ktoś jeszcze się dorzuci?

Agata Sawczenko

Siedem dni i ponad 730 tysięcy do zebrania. Mało czasu, ogromna suma. Ale rodzice małej Samirki wciąż wierzą w cud. Wierzą, bo ten cud, te pieniądze, to szansa na życie ich córeczki. - Tyle tu w Polsce dobrych ludzi. Dobrych, ale obcych nam. Błagamy o pomoc - mówią.

Heidi i Aslan Khamsurkaev o sobie zbyt wiele nie chcą powiedzieć. Do Polski przyjechali 10 lat temu. Z Czeczenii. Przeżyli dwie wojny, głód, brak pracy... To wszystko, co opowiadają. Tylko ich smutne oczy, gdy wspominają tamten czas, zdradzają o wiele więcej...

Zostawili rodziny, ojczyznę, przyjaciół. Całe życie właściwie. Pojechali w nieznane, do Polski. Nie wiedzieli, jak ich tu przyjmiemy. Dziś wiedzą jedno: Polska to ich kraj. Nie jadą nigdzie dalej. Bo życie jakoś się poukładało. Najpierw trafili na życzliwych ludzi w ośrodku dla uchodźców w Czerwonym Borze. Potem, już w Łomży, pan Aslan znalazł dobrego pracodawcę, jakiś dobry człowiek, bez krzywdzących stereotypów w głowie, wynajął im mieszkanie. A sąsiedzi? - Przyjaźnimy się, odwiedzamy. Dobrze nam się żyje w tej Łomży - mówi pan Aslan.

Choć dziś w Łomży spędzają niewiele czasu. Częściej można ich spotkać na korytarzach białostockiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego. I to tego oddziału, którego nazwę niektórzy nawet boją się wymawiać. Onkologia...

Ze strachu aż przeszedł dreszcz

Zachorowała najmłodsza z ich trzech córek, Samira. Czterolatka.

- W maju Samirka zaczęła skarżyć się na ból brzucha. Pewnego razu obudziła się z rozdzierającym serce płaczem, miała wzdęty brzuszek. Daliśmy jej coś przeciwbólowego, przeszło. Niestety, wieczorem ból powrócił, jeszcze silniejszy - opowiada zrozpaczona matka.

To był piątek, chcieli więc przeczekać weekend. Ale z każdą godziną było coraz gorzej.

- Wiedzieliśmy, że musimy działać, bo nasze dziecko bardzo cierpi.

Pojechali na pogotowie. Lekarze zbadali Samirkę. I chociaż na jej brzuszku widoczne było zgrubienie, lekarz powiedział, że to nic groźnego i kazał wracać do domu…

- W nocy obudził nasz przeraźliwy krzyk naszej córeczki. Ból musiał być nie do zniesienia… Wiedzieliśmy, że jest źle, że lekarz się pomylił! Byliśmy zrozpaczeni - opowiada mama dziewczynki.

Zastanawiali się, co robić. Przecież z pogotowia ich odesłali! Powiedzieli, że Samirce nic nie jest. Pojechali do szpitala. Tym razem lekarze zrobili badania. Już po pierwszym USG było wiadomo, że nie jest dobrze…

- Od razu wysłali nas na onkologię do Białegostoku. Tam pojawiła się diagnoza - neuroblastoma IV stopnia złośliwości. Przeszedł nas dreszcz, gdy usłyszeliśmy, że to najgroźniejszy dziecięcy nowotwór.

To nie koniec leczenia

Od tego czasu niemal nie opuszczają szpitala. Czy tego w Białymstoku, czy we Wrocławiu, gdzie też leczona jest Samirka. Do Łomży, z Czeczenii na szczęście udało się przyjechać mamie pani Heidi. Opiekuje się dwiema starszymi córeczkami. Bo inaczej - to nie mieliby kogo o to poprosić.

Ale tęsknią za sobą. Samirka cały czas pyta, dlaczego nie może wrócić do domu, do sióstr. I boi się, że nie wyzdrowieje. Trudne rozmowy stały się teraz codziennością.

Bo Samirka wiele już wycierpiała. Najpierw chemioterapia. Bo okazało się, że są jeszcze przerzuty do szpiku kostnego. Dziewczynka cierpiała, a do tego martwiła się, że wypadły jej wszystkie włoski. Niby nic w porównaniu do choroby i nadziei na wyzdrowienie. Ale jak to wytłumaczyć czteroletniej dziewczynce? Po ośmiu cyklach chemioterapii na szczęście jednak guz się zmniejszył na tyle, że możliwa była operacja. I sukces - guz udało się wyciąć.

A Samirka - jeszcze bardziej osłabiona, nawet nie dała rady uśmiechnąć się. Na szczęście rodzice byli przy niej cały czas. Trzymali za rękę. To przecież tak ważne, by w chwilach cierpienia mieć obok kogoś bliskiego. Konieczny był jeszcze autoprzeszczep, po którym Samira znów bardzo źle się czuła. - Były powikłania, bardzo ciężka choroba wątroby - mówi dr n. med. Eryk Latoch, opiekun szpitalny Samiry. - Ale szczęśliwie udało się to wyleczyć.

Ale neuroblastoma to straszna choroba. I bardzo przewidywalna. Prawie zawsze wraca.

Dlatego właśnie leczenie nie może się jeszcze skończyć. Teraz Samirkę czeka radioterapia. Aż trzy tygodnie. - A potem terapia kwasem cis retinowym i immunoterapia - mówi dr Latoch.

Tę pierwszą zapewnia szpital. Druga, niestety, nie jest refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. A koszt jej jest gigantyczny! Prawie 900 tys. zł!

- To jest standardowe leczenie, wynikające z protokołów międzynarodowych. Bo w Polsce leczymy tak samo dzieci, jak w innych europejskich krajach. Immunoterapia jest terapią o udokumentowanej skuteczności - zapewnia lekarz. I przyznaje, że Samira ma bardzo złośliwy nowotwór. Jej rokowania nie są dobre. - Zastosowanie tej immunoterapii znacznie poprawia szansę na przeżycie - przyznaje.

Ale czy tak się stanie? Nie wiadomo. Już teraz wszystko sprowadza się tylko do jednego: pieniędzy.

Dlatego lekarze i pielęgniarki bardzo zaangażowali się w pomoc Samirce. Powiadomili o jej sytuacji fundację Się Pomaga. Rozpoczęła się zbiórka na tym portalu.

Zegar tyka coraz głośniej

Zbiórka na siepomaga.pl potrwa jeszcze tylko kilka dni. - Jeśli udałoby się zebrać na razie choć połowę kwoty, moglibyśmy rozpocząć tę immunoterapię. I przez kolejny miesiąc zbierać drugą połowę... Mam nadzieję, że się uda - mówi lekarz Samirki.

A jeśli nie?... - To zastosujemy dalsze leczenie bez tego leku.

A co to oznacza? - Że będą gorsze rokowania. Bez tej terapii szanse na przeżycie znacząco maleją.

Rodzice nie są w stanie zebrać tak wielkiej kwoty. - Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tak wielkich pieniędzy, a co dopiero je zebrać! Nikt znajomy nie pomoże, bo nikogo znajomego nie ma - mówią. I proszą: Błagamy o pomoc, nasza córka gaśnie w oczach. Nie mamy chwili do stracenia, zegar tyka coraz głośniej, a nam ten hałas nie pozwala spać spokojnie, nie pozwala żyć...

ZBIÓRKA DLA CHOREJ SAMIRKI: KLIKNIJ

Agata Sawczenko

W "Kurierze Porannym" i "Gazecie Współczesnej" zajmuję się przede wszystkim szeroko pojętą ochroną zdrowia. Chętnie podejmuję też tematy społeczne i piszę o ciekawych ludziach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.