Białous: Przedwyborczo jesteśmy zjadani przez niezdrowe emocje, a brakuje nam rozmowy o konkretach

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Andrzej Matys

Białous: Przedwyborczo jesteśmy zjadani przez niezdrowe emocje, a brakuje nam rozmowy o konkretach

Andrzej Matys

Co prawda terminu wyborów do Sejmu i Senatu jeszcze nie znamy, ale już mamy do czynienia z przegrupowaniami i liczeniem przez polityków swoich szans i rozważaniami na temat: gdzie i jakim kosztem zdobyć najwyższe miejsce na liście wyborczej. – To bardzo zaawansowana inżynieria polityczna – mówi dr Maciej Białous, wicedyrektor Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku.

Jesienią czekają nas wybory parlamentarne. O ich potencjalnych wynikach, o stylu prowadzonej kampanii i o pomysłach polityków na zdobywanie lub chociażby utrzymanie swoich dotychczasowych wyborców - rozmawiamy z socjologiem dr Maciejem Białousem, wicedyrektorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku.

Co prawda terminu wyborów do Sejmu i Senatu jeszcze nie znamy, ale moim zdaniem, kampania wyborcza już trwa. I to nawet od dawna. Pan też tak uważa, czy niekoniecznie?

Na pewno tak. Teraz kampania toczy się wokół tematów, które naturalnie się narzucają. Są paliwem, które szerokim strumieniem płynie do polityków, czyli kwestie związane z inflacją, sytuacją gospodarczą, z polityką międzynarodową w kontekście wojny oraz relacji z Unią Europejską. Są to tematy, które bardzo łatwo można odgrzewać i grzać nimi elektorat. A druga kwestia, najbardziej widoczna medialnie, to niekończąca się telenowela pod tytułem ”Ile będzie list opozycji, kto z kim i dlaczego, a kto z kim nie pójdzie”. Czyli, z jednej strony różne połącznia, a z drugiej frakcyjność, bo np. środowiska skupione wokół Konfederacja grają na siebie, itd. itp. Ewidentnie są to już ruchy kampanijne. Mamy do czynienia z przegrupowaniami i liczeniem przez polityków swoich szans, w kontekście: gdzie i jakim kosztem zdobyć najwyższe miejsce na liście wyborczej, żeby się opłacało. Jest to już tak inżynieria polityczna, bardzo zaawansowana.

Ale na to wysokie (jak najwyższe) miejsce na liście wyborczej trzeba sobie zasłużyć. Zawsze jest ktoś, kto te miejsca dzieli. Czasem jest to jedna osoba, a innym razem jedna osoba z bliskim sobie gronem podporządkowanych działaczy. I trzeba ciężko pracować, aby ten, kto dzieli miejsca i rządzi listą, wszystkie prace i usilne starania kandydata zauważył.

Oczywiście, że tak jest i wiemy to nie od dziś. Ale wydaje mi się, że takie wzmożenie medialne i sygnalizowanie z kim chcemy współpracować, a z kim nigdy nie o jest odprysk procesów, które my widzimy. Oczywiście wiadomo, że układanie list to proces, który odbywa się za zamkniętymi drzwiami, a my możemy jedynie czytać go między wierszami śledząc media lub social media.

Można powiedzieć, ze na wyborczym przedpolu pojawili się (jak przed każdą wielką bitwą) już jacyś harcownicy, którzy próbują ugrać coś dla siebie, ewentualnie dla ugrupowania. Nawet to, co ostatnio dzieje się w Konfederacji można odczytywać i tłumaczyć na różne sposoby, choć jedno nie ulega wątpliwości – coś się ewidentnie dzieje.

Myślę, że tak, ale raczej nie pojawili tacy nieznani czy zupełnie nowi harcownicy. Do tej roli ostatnimi czasy wystawiani są ludzie najczęściej kojarzeni z aktywnością zwłaszcza w mediach społecznościowych. Znani z mocnych opinii często kontrowersyjnych, a więc polaryzujących społeczeństwo. Widać więc wzmożenie działań, ale wydaje się (a właściwie jest pewne), że im będzie bliżej wyborów, tym owo wzmożenie będzie większe.

Wybory 2020. Maciej Białous: Frekwencja świetna, ale motywowana wzajemnym strachem

Sądzę, a właściwie jestem pewny, bo pokazała to już pierwsza kampania prezydencka Andrzeja Dudy, że gros przekazu pójdzie znowu przez internet. To, co wypisuje się dziś na Facebooku, Instagramie, ale głównie na Twitterze często woła o rozum albo o pomstę do nieba. Zresztą od pewnego czasu rząd i jego ministrowie komunikują swoje decyzje na Twitterze (np. o zamknięciu granicy w Bobrownikach), który w ten sposób stał się jakby dziennikiem urzędowym. Parlamentarzyści też tam goszczą i też zdarza im się napisać wszystko albo cokolwiek, byle ostro. Przypominają się w ten sposób elektoratowi, że są, że mają kontrowersyjne zdanie na jakiś temat, ale są pewni, że ludzie to zapamiętają.

Tak i to jest bardzo ciekawy trend. W ciągu ostatnich lat Twitter nabrał, nie tylko w Polsce, takiego bardzo specjalnego statusu jako medium społecznościowe do komunikowania w sprawach publicznych. Ciekawe, że Twitter często jest używany jako kanał do przekazywania oficjalnych informacji przez instytucje, polityków, czyli chodzi o fakty, a nie opinie. Jest też znakiem czasów, że jeśli coś ważnego dzieje się na świecie lub w Polsce to zaglądamy na Twittera, żeby wiedzieć to coś jak najszybciej. Ale z drugiej strony problem Twittera polega na tym, o czym pan mówił, czyli na swoistej promocji kontrowersyjnych, a nawet bulwersujących czy skandalizujących wypowiedzi. Poza tym wiemy, że jest tam duży problem z dezinformacją, z botami, fałszywymi kontami. Wreszcie, nie wszyscy użytkownicy tego medium mają wystarczające kompetencje, by odróżnić prawdziwe informacje od fałszywych. Ale przez połącznie opiniotwórczości Twittera i jego bardzo dużej podatności na wszelkie manipulacje mamy idealne medium, właśnie do prowadzenia kampanii wyborczej. Bo to właśnie tu świetnie można połączyć wyrazistość przekazu z pewnego rodzaju niedopowiedzeniami czy manipulacjami.

Gdy czytuję sobie różne posty na Twitterze najpierw mnie śmieszą, potem już niekoniecznie, ale najczęściej przypominają mi nasz chyba już kultowy serial „Ranczo”. Tam niejaki Czerepach, człowiek zły do szpiku kości, ale fantastyczny manipulator mówił, że polityka nie ma nic wspólnego z moralnością, że program wyborczy jest nie po to, by go dotrzymywać albo że w polityce nie chodzi o konkretne programy, a o wpływ na emocje.

No tak, chociaż to o czym pan mówi można nazwać tak bardziej publicystycznie czy politologicznie, post polityką. Rzeczywiście żyjemy w takich czasach, gdzie często szum medialny i mówienie o rzeczach jest dużo ważniejsze niż robienie rzeczy. I rzeczywiście, coraz częściej działania polityków są bardziej doraźne służąc wywoływaniu pewnego rodzaju zasięgów, służą bardziej kreowaniu marki niż konsekwentnemu wprowadzaniu swego programu czy działaniu zgodnym z jakąś ideologią.

Programy wyborcze same w sobie są nudne, chyba że stają się atrakcyjne dla jakiejś grupy, jak np. obniżenie wieku emerytalnego. Wtedy, owszem można mówić o szczegółach, ale nie za dokładnie, żeby ludzie nie zaczęli zagłębiać się w program i zadawać niewygodne pytania.

Absolutnie i akurat to jest bardzo ciekawy temat, bowiem w większym czy mniejszym stopniu dotyczy nas wszystkich. Ale wydaje mi się, ze cierpimy na deficyt mówienia nie tylko o tym czy powinniśmy pracować dłużej, czy krócej, ale dokładnej informacji o tym, jak jest np. w innych krajach. Z czego to wynika i jakie jest powiązanie wieku emerytalnego z całym systemem emerytalnym…

Ale to już zbyt poważne tematy, więc o tym nie mówi się w ogóle.

Dokładnie tak, a są to kwestie szalenie istotne i bardzo skomplikowane. Pewnie nie jest w gestii każdego, aby bardzo kompetentnie o tym mówić, ale wydaje mi się, że jest to świetny przykład pokazujący tez jak media, a zwłaszcza media społecznościowe spłycają temat z jednej, a emocjonalizują z drugiej strony. Bo teraźniejszy przekaz jest taki, że źli ludzie chcą abyśmy pracowali do śmierci, a my chcemy trochę pocieszyć się emeryturą. Wiadomo, że przy odpowiedniej narracji sprawa może sprowadzać się tylko do tego, a w rzeczywistości jest bardziej skomplikowana. O czym nie wszyscy wiedzą.

Przyzwyczailiśmy się do najczęściej artykułowanego hasła opozycji, że jest anty PiS-em albo nie jest PiS-em. Ale żeby przejąć władzę ona też musi mieć coś, co mówiąc kolokwialnie, sprzeda suwerenowi w taki sposób, że ten lud to kupi. Na razie jednak niespecjalnie widać takie działania.

To prawda i jest zastanawiające, że mając tak wiele czasu, bo za chwilę kończy się druga, pełna kadencja PiS i osiem lat rządów, opozycja nie pokazała dużo więcej niż granie na antagonizmie: my jesteśmy przeciwieństwem PiS i musimy odsunąć tę partię od władzy. Za dużo jednak mainstream skupiony wokół Koalicji Obywatelskiej (ciągle największy gracz w opozycji) nie wymyślił. W ostatnich tygodniach, chyba definitywne upadł pomysł wspólnej lisy opozycji, a pojawiło się mnóstwo negatywnych i gorących emocji: wzajemne oskarżenia o zdradę i bycie jakimś podwójnym agentem, o grę na korzyść rządu itd. Te niezdrowe reakcje pokazują, że chyba dobrze się stało, że wspólnej listy nie będzie. Gdyby powstała, byłaby klejona na bardzo wątłych podstawach, czyli na niechęci do partii rządzącej. Po drugie, to pokazuje, że główny gracz opozycji nie jest do końca gotowy do merytorycznych rozmów z potencjalnymi partnerami o programie. Wydaje się to krótkowzroczne, więc można z dużym prawdopodobieństwem założyć taki scenariusz, w którym Prawo i Sprawiedliwość (jako partia) zdobędzie najwięcej głosów w Sejmie, ale nie będzie miało większości by rządzić. To dałoby partiom opozycyjnym możliwość stworzenia rządu koalicyjnego. Ale jeśli, do wyborów, wszyscy po tej stronie zdążą się pokłócić ze wszystkimi to ewentualne budowanie koalicji nie będzie specjalnie łatwe i płynne. Generalnie rzecz ujmując, znowu jesteśmy zjadani przez niezdrowe emocje, a ewidentnie brakuje narzucenia rozmowy o konkretach. Co prawda ugrupowania opozycyjne z mniejszym oparciem w sondażach (np. Hołownia czy Lewica) próbują trochę się różnicować, zwracać uwagę na to, że chcą rozmawiać o programie. Owszem, to jest dla nich najważniejsze, ale słabo przebija się do mediów, a dominuje zgiełk i krzyki kto zdradził, kto się obraził, itp.

Z tego samego powodu internet kocha wieści o tym, kto właśnie pożegnał się z Polską 2050, jak mają się spory w Konfederacji, kto liczy na mariaż z partią władzy i ile to będzie kosztowało. Sądzi pan, że w takiej sytuacji Zjednoczona Prawica ma większe szanse na trzecią kadencję? Wybory sprzyjają wewnętrznym sporom i walkom buldogów po dywanem, PiS ma większą wprawę w udawaniu, że w środku wszystko jest OK?

Tak, to prawda. Nie jestem politologiem, ale socjologiem, którzy patrzy na te procesy w dłuższej perspektywie. Przyglądałem się sondażom preferencji partyjnych z ostatnich trzech lat i wynika z nich systematyczny spadek poparcia dla Zjednoczonej Prawicy. To jest trend, którego się nie odwróci. Inna rzeczą jest pytanie, czy można go przyspieszyć albo spowolnić. I tutaj, niestety, jasnej odpowiedzi nie mam. Gdyby zaistniały jeszcze jakieś okoliczności zewnętrzne, bo wiadomo, że ostatnimi czasy dużo się działo - od pandemii przez wojnę na Ukrainie po inflację i kryzys energetyczny – do końca nie wiadomo jak to będzie eskalować i czy w następnych miesiącach niedojdzie coś jeszcze. Zawsze mogą się pojawić czynniki zewnętrzne, które proces erozji elektoratu będą przyspieszać albo spowalniać zarówno po stronie PiS, jak i po stronie opozycji. Nie podejmuje się być prognostą wyniku, bo wydaje mi się, że działa tu zbyt wiele czynników. Gdyby wybory odbywały się za rok albo za dwa lata można być niemal pewnym, że Zjednoczona Prawica ich nie wygra. Po prostu dynamika spadku powoli wykrusza ten elektorat. Ludzie są zmęczeni, znudzeni, nagromadziło się zbyt wiele spraw, jest zbyt wiele brudu za uszami. Natomiast perspektywa wyborów parlamentarnych za kilka miesięcy (a za rok będą wybory prezydenckie i samorządowe), sprawia że wchodzimy na przyspieszone obroty i różne rzeczy może się zdarzyć. Dlatego dynamika spadku poparcia może spowalniać, jeśli rząd będzie sprawnie zarządzał kampanią lub przyspieszyć, gdy opozycja wyciągnie coś ekstra i pokaże niekorzystne dla władzy tematy, afery. Powtórzę więc, że PiS może otrzymać najwięcej głosów, ale to nie oznacza większości potrzebnej do sprawowania władzy. A to jest kluczowa kwestia. I ciekawa, bo na Twitterze panuje przekonanie, że stworzenie większościowego rządu przez jedną partię nie będzie możliwe.

Andrzej Matys

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.