Biazet S.A.. Praca dla cudzoziemców. Ratunek dla firm czy unik płacowy?
Pracownica Biazetu: Firma inwestuje a ludziom nie podnosi płac. Dlatego chętne tu do pracy są tylko osoby zza wschodniej granicy. Przedstawicielka firmy: Nieprawdą jest, że Biazet S.A. stosuje zasadę „płacić ludziom jak najmniej się da”. Raport Manpower: To na wschodzie Polski największa grupa pracodawców mówi, że nie ma kandydatów do pracy z powodu ich zbyt wysokich oczekiwań finansowych. Urząd statystyczny: W czerwcu br. przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w woj. podlaskim osiągnęło poziom 4116,76 zł. Średnia krajowa - 4848,16 zł.
Wąską ulicą między Agnellą a giełdą towarową ciągnie sznur ludzi seriami regulowanymi przez kursy autobusów. Za chwilę staną na kolejną zmianę w białostockim Biazecie. Język obcy miesza się z językiem polskim.
Że tak będzie uprzedzała nas chcąca zachować anonimowość pracownica firmy. Sytuacja nie dziwi. Trend jest znany. Tłumaczony względami ekonomicznymi: brakiem rąk do pracy przy rekordowo niskim bezrobociu w Polsce. Przypomina zresztą powody, dla których rynki pracy zachodniej Europy, wchłonęły i nadal wchłaniają pracowników z Polski. Ale pani Anna (nazwijmy tak naszą Czytelniczkę), twierdzi, że zatrudnianie w Biazecie bardzo dużej grupy cudzoziemców jest wynikiem celowej polityki firmy, która płaci ludziom na tyle mało, że te miejsca pracy dla Polaków są nieatrakcyjne; chętni się na nie nie zgłaszają. I to daje pracodawcy wolną rękę, żeby szeroko otworzyć bramę osobom zza wschodniej granicy.
Konkurencyjni przez śmieciówki?
Firma stosuje jedną zasadę: płacić ludziom najmniej się da. Na ogół jest to pensyjka minimalna, plus bardzo niska premia (ja mam brutto w sumie 2300, po wielu latach pracy; wiele innych osób - 2100 plus 100 premii). Większość polskich pracowników to pracownicy agencyjni - przekonuje pani Anna. - Z powodu zarówno żałosnych zarobków, jak też tego, jak ciężka to praca, firma ściąga do pracy pracowników spoza kraju. Głównie Ukraińców i Białorusinów, ale też ludzi z Bangladeszu, Filipin, Indii, Nepalu.
- Nic nie mam do tych ludzi - podkreśla kobieta - ale z powodu ich obecności, ich super elastyczności i konkurencyjności płacowej, ledwie żyję od pierwszego do pierwszego, a mam ponad 50 lat i trudno mi szukać nowej pracę. Oni są tańsi niż Polacy, bo nie mają urlopów, a jak tyrają po 16 godzin, to za każdą godzinę zarabiają tyle samo. Według mnie ludzie ci wykonują normalną pracę, więc powinni mieć normalne umowy o pracę z L4, płatnymi urlopami, okresem wypowiedzenia itp., a nie śmieciówki. Te śmieciówki powodują, że są bardziej konkurencyjni niż miejscowi.
W dalszej części artykułu dowiesz się m. in.:
-
jakie jest stanowisko Biazetu w tej sprawie
-
co na to związkowcy
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 2,46 zł dziennie.
już od
2,46 ZŁ /dzień