Borys Predko. Pół wieku służby w białostockiej straży pożarnej. Strażacy-emeryci chcą odnowić grób legendarnego kolegi

Czytaj dalej
Fot. Jan Rabiczko
Tomasz Maleta

Borys Predko. Pół wieku służby w białostockiej straży pożarnej. Strażacy-emeryci chcą odnowić grób legendarnego kolegi

Tomasz Maleta

Przez prawie pół wieku był strażakiem, najpierw białostockiej straży ogniowej, a potem pożarnej. Służbę pełnił pod zaborami, w Polsce niepodległej, w czasie wojny, w PRL-u. Zawsze z misją, by służyć ludziom i walczyć o ich dobytek. Borys Predko spoczywa na białostockiej nekropolii przy ul. Wysockiego. Strażacy-emeryci zbierają fundusze na odnowienie jego grobu

Ze starszym ogniomistrzem Borysem Predko służyłem przez dwa lata, od 1956 do 1958 roku, do czasu jego odejścia na emeryturę – wspomina Klemens Dziermański, dziś honorowy prezes Zarządu Głównego i Wojewódzkiego Związku Emerytów i Rencistów Pożarnictwa RP. – Miał on w tym czasie ponad 70 lat, ale jego sprężysta, wyprostowana sylwetka we wzorowo noszonym mundurze z naszywkami st. ogn. i dziarski krok wiek ten znacząco pomniejszały. Był on i pozostaje swoistą legendą białostockiej straży. Wykazał się niepowtarzalnym stażem wzorowej służby, wyróżniającej się hartem ducha i woli, wytrzymałością i swoistym patriotyzmem do strażackiej profesji i macierzystej białostockiej jednostki. Pamięć o nim powinna być zachowana na zawsze.

Jak żołnierz został strażakiem

Borys Predko urodził się w rodzinie chłopskiej 7 sierpnia 1884 r. – w czasach imperium rosyjskiego – we wsi Żywkowo koło Zabłudowa. Ukończył pięć klas nauki w języku rosyjskim, którym potem posługiwał się biegle w mowie i piśmie.

Od 22. roku życia służył w armii carskiej w jednostce kawalerii. W 1910 r., w wieku 26 lat, zostaje przeniesiony do Białostockiej Straży Ogniowej, która w tym czasie (od 1898 r.) posiadała status paramilitarnej jednostki o nazwie „Biełostockoje Pożarnoje Oddielenije”, funkcjonującej w rygorze wojskowym. Do straży przyjmowano mężczyzn po odbyciu służby wojskowej w formacjach konnych, fizycznie sprawnych i zdrowych, będących stanu wolnego i znających biegle język rosyjski. Strażacy, poza komendantem jednostki, byli skoszarowani i pozostawali w ciągłej służbie. Nie było żadnych urlopów, a tylko czasowe przepustki. Ożenek strażaka wymagał zgody komendanta.

W tamtym czasie Borys Predko – jako wyróżniający się swoją gorliwością w służbie – był w stopniu wachmistrza, w starszeństwie pierwszym po funkcji komendanta. Codziennie odczytywał jego rozkazy i ustalał zakres prac gospodarczo-obsługowych lub zajęć szkoleniowych, a także dyżury dozorowe na wieży obserwacyjnej.

Wieżę wybudowano w 1891 roku, dopiero po sześciu latach od utworzenia jednostki. Ta solidna i istniejąca do dziś budowla, o grubych murach z czerwonej cegły, na samej górze posiadała tzw. czatownię – drewnianą budkę z wszechstronnym oszkleniem chroniącą dyżurującego przy niepogodzie. Wieża ma 21 metrów wysokości, do wejścia na nią służyły wewnętrzne spiralne schody liczące ponad 100 stopni osadzone na grubym, centralnie usytuowanym, drewnianym słupie. Według ustalonej sygnalizacji akustycznej, gestowej i świetlnej dozorujący strażak powiadamiał o pożarze (po dostrzeżeniu dymu lub łuny) załogę, wskazując wachmistrzowi i powożącemu zaprzęgiem konnym wozu strażackiego kierunek jazdy.

Do pożaru zawsze wyjeżdżał – wraz z komendantem lub sam na czele z innymi – wachmistrz Borys Predko, który w większości wypadków dowodził tymi akcjami. Raport z każdej interwencji komendant straży składał policmajstrowi pełniącemu funkcję szefa bezpieczeństwa publicznego miasta. Współpraca z policją była ułatwiona z racji, że obie jednostki miały swoje siedziby na jednym placu przy ul. Aleksandrowskoj (obecnie Warszawskiej 3).

Na ścieżce do wolnej Polski

W 1914 roku wybucha I wojna światowa. Wraz ze zbliżającym się frontem wojsk niemieckich – 7 kwietnia 1915 r. samoloty, a także sterowiec bombardują Białystok. Władze carskie zarządzają ewakuację swojej administracji i służb. Następuje ona w dniach 12–13 sierpnia 1915 r. Także i z posesji straży wyprowadzają się wszyscy carscy funkcjonariusze, policmajster ze swoimi podkomendnymi oraz komendant i niektórzy strażacy-Rosjanie, w tym także przymuszony wachmistrz Borys Predko. Rekwirują i zabierają ze sobą tabory konne i większość podstawowego wyposażenia straży i jej dokumentację.

Borys Predko w okolicy Grodna odłącza się od kolumny i ucieka. Wraca do Białegostoku, stawia się do służby obejmując dowództwo i wraz z innymi strażakami – członkami BOSO (Białostockiej Ochotniczej Straży Ogniowej) – stara się odbudować zdolność do działania białostockiej jednostki. Z pomocą przychodzi dowództwo okupacyjnych wojsk niemieckich zainteresowane likwidacją pożarów powstałych w trakcie walk o miasto. Tworzą swoją wojskową jednostkę straży i doposażają Miejską Staż Pożarną, obsadzając w funkcji komendanta swojego podoficera Józefa Kupsza. Był on Polakiem, pochodził z Poznania i w czasie I wojny światowej został wcielony do armii niemieckiej, z którą znalazł się w 1915 r. w Białymstoku. Wachmistrz/st.ogn. Borys Predko ustanowiony zostaje jego zastępcą.

W 1918 r., pomimo odzyskania przez Polskę niepodległości, na białostocczyźnie wciąż trwały walki wojsk niemieckich z sowietami. W lutym 1919 r. wojska niemieckie opuszczają Białystok dokonując grabieży, wielu zniszczeń i podpaleń oraz zabierając ze sobą podstawowy sprzęt z MZSP i BOSO, co znacznie utrudniło likwidację wznieconych pożarów.

Początki tworzenia polskiej administracji w mieście zostają przerwane przez wkroczenie 22 lipca 1920 r. wojsk sowieckich. Wkrótce, bo już 28 sierpnia 1920 r., wojska polskie oswobadzają Białystok od bolszewików.

Józef Kupsz – za namową Borysa Predki – w czasie rozgardiaszu w garnizonie niemieckim przy jego ewakuacji nie wraca do swojej jednostki i nie opuszcza miasta, pozostając w MZSP w swojej funkcji komendanta aż do 1923 r., w którym na to stanowisko został skierowany przez Radę Naczelną Związku Straży por. Zygmunt Świderski z Warszawskiej Straży Pożarnej. Jego najbliższym współpracownikiem i zastępcą zostaje niezastąpiony st. ogn. Borys Predko, któremu wraz z jednostką i jej strażakami udaje się przeżyć również zawieruchę II wojny światowej.

Straż pożarna w latach podwójnej okupacji

15 września 1939 r. do Białegostoku wkroczyły wojska niemieckie, a kilka dni później –na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow – również wojska sowieckie. W ramach powoływania własnych struktur administracyjnych w mieście nowe władze okupacyjne wzmacniają jego ochronę przeciwpożarową poprzez utworzenie łącznie trzech oddziałów Straży Pożarnej: I – przy ul. Warszawskiej 3, II – przy ul. Lipowej 54 i III – przy ul. Mazowieckiej 57. Na wszystkie stanowiska dowódcze w straży, komendanta wojewódzkiego, komendanta miejskiego i dowódców oddziałów, zostali mianowani wojskowi. Borys Predko zostaje zastępcą dowódcy I oddziału (jego macierzystej jednostki przy ul. Warszawskiej 3).

Po wybuchu wojny z ZSRR (22 czerwca 1941 r.) i natarciu wojsk niemieckich zarządzona zostaje szybka ewakuacja z Białegostoku administracji i stacjonujących tu wojsk radzieckich. Objęła ona także i straż pożarną. Jej komendant wojewódzki, a był nim oficer o nazwisku Dudarow, wydaje dowódcom oddziałów straży polecenie zarekwirowania po jednym samochodzie z każdego oddziału i wraz z podkomendnymi opuszcza Białystok. Pozostali strażacy z II i III oddziału łączą się w jedną jednostkę przy ul. Warszawskiej 3.

27 czerwca 1941 r. wojska niemieckie ponownie zajmują Białystok. Na funkcję Komendanta MZSP mianowany zostaje, służący w tej jednostce od 1921 r., Artur Remauzer, z pochodzenia Niemiec, który ustanawia st. ogn. Barysa Predko swoim zastępcą.

Ważne i tragiczne w skutkach było wydarzenie w MZSP w 1942 r. Na teren jednostki straży wkroczył były jej strażak (który w 1940 r. wyemigrował do Niemiec) Szped Hugo w mundurze niemieckiego żandarma. Po zarządzeniu zbiórki na placu dotkliwie pobił – na oczach wszystkich – kilku strażaków, dawnych swoich kolegów. W poszukiwaniu byłego komendanta Zygmunta Świderskiego udał się do jego domu i tam pobił również jego. Potem go zadenuncjował i wkrótce por. Zygmunt Świderski został aresztowany przez gestapo. Po przebywaniu w przejściowych więzieniach ostatecznie został osadzony w niemieckim obozie w Stutthofie, którego, niestety, nie przeżył .

Przed wkroczeniem 27 lipca 1944 r. wojsk radzieckich do Białegostoku następuje pospieszna ewakuacja administracji i jednostek niemieckich. Na wyposażeniu straży pozostała tylko przyczepa dwukołowa i niesprawny samochód z autopompą typu „Amo”.

Pierwszy po komendancie. Na zawsze

W pierwszych dniach po wyzwoleniu strażacy, z udziałem Borysa Predko, w ramach samoorganizacji, zbierają z ocalałych w mieście zakładów przydatny sprzęt i kompletują niezbędne wyposażenie oraz prowadzą – przy użyciu dwukołowej przyczepy, niekiedy nawet ręcznie transportowanej – akcje gaśnicze (tylko w obiektach, które w całości nie zostały jeszcze zniszczone).

Wkrótce nowo powstały zarząd miasta przydzielił straży samochód ciężarowy. Na przełomie 1944 i 1945 roku stanowisko Wojewódzkiego Inspektora Pożarnictwa obejmuje kpt/mjr. Józef Łastowski, który organizuje dostawy sprzętu pożarniczego z ziem odzyskanych i uzyskuje z przydziałowych dostaw UNRY (instytucji pomocowej ONZ) wyposażenie dla straży.
Miejska Zawodowa Straż Pożarna otrzymuje kilka samochodów pożarniczych typu „Beresford” i „Ford Canada”, ale także strażacy – kierowcy mechanicy własnoręcznie przerabiają samochody ciężarowe na beczkowozy gaśnicze.

Po nastaniu organizacyjnej stabilizacji służby pożarniczej, co nastąpiło w wyniku uchwalenia ustawy o ochronie przeciwpożarowej z 4 lutego 1950 r., w białostockiej MZSP na stanowiskach komendanta służbę pełnili przemiennie między innymi: Mruk, Konopiński, Kulesza, Przybojewski, Ładowski. Znamiennym faktem przy tych zmianach było to, że ich zastępcą zawsze pozostawał st.ogn. Borys Predko, a w przerwach między zmianami szefow pełnił on obowiązki komendanta MZSP.

Jego zaangażowanie, przeżyte w służbie wydarzenia z okresu zaboru rosyjskiego i dwu wojen światowych, niezliczona ilość akcji gaśniczo-ratowniczych (często pod ostrzałem i bombami), w których uczestniczył i wieloma dowodził, nabyta wiedza zawodowa wsparta bogatym doświadczeniem były doceniane przez wszystkich jego przełożonych, zarówno komendantów miejskich, jak i wojewódzkich. Jego stała funkcja służbowa „pierwszego po komendancie” widoczna jest nawet na pamiątkowych zbiorowych fotografiach załogi jednostki straży, na których zawsze zajmuje miejsce w pierwszym rzędzie u boku komendanta.

Z pierwszej linii na zaplecze

Przywiązanie i umiłowanie Borysa Prędki do strażackiej profesji było również widoczne podczas jego rozmowy z komendantami wojewódzkim i miejskim, zapowiadającej jego odejście na emeryturę. Z opowiadań płk. Mariana Ciesielskiego (w 1954 r. czasowo pełnił funkcję Komendanta Wojewódzkiego) w trakcie tej rozmowy Borys Predko oświadczył, że nie odejdzie na emeryturę, a jeśli będzie przymuszony, to i tak w dotychczasowym systemie będzie regularnie meldował się do służby. Przy tym, jak relacjonował tą rozmowę płk. M. Ciesielski, Borys Predko z goryczą i żalem w głosie oświadczył „jeśliby nawet cała straż miałaby spłonąć, to ja będę dozgonnie siedział na jej zgliszczach”.

W wyniku tej rozmowy odstąpiono od zamiaru zwolnienia go uznając, że należy się z tym wstrzymać do czasu wyrażenia przez niego takiej gotowości i zgody. St. ogn. B. Predko został wyłączony z podziału bojowego i przeniesiony do codziennej służby na specjalnie utworzony etat gospodarczo-pomocniczy w MZSP. Pełnił on między innymi ważną funkcję „szefa sprzętowni”. Zarządzał magazynem dyspozycyjnym sprzętu, nadzorował normatywne wyposażenie wozów bojowych, a w szczególności ich przezbrajania po powrocie z każdej akcji gaśniczo-interwencyjnej.

W 1958 r. Borys Predko – odczuwając zdrowotnie trudy swojej 48-letniej służby – w wieku 74 lat odszedł na emeryturę, wyróżniony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Niedługo po tym, bo w 1962 r. zmarł. Uroczystość pogrzebowa miała strażacką oprawę. Trumnę z jego ciałem nieśli na swoich ramionach – na miejsce wiecznego spoczynku – strażacy w bojowym rynsztunku, a trwożnie wyjące syreny alarmowe towarzyszyły kulminacyjnej chwili składania trumny do grobu. Najstarsi strażacy twierdzili, że przyczynkiem do jego odejścia była, między innymi, jego nostalgia za strażacką służbą.

Komendant Miejski mjr. Feliks Sarosiek, który uroczyście go żegnał przy odejściu na emeryturę i w trakcie pogrzebu nad jego trumną, w swoim historycznym opracowaniu „Dzieje MZSP” o st. ogn. Borysie Predko napisał: „Był to typ twardego, zdyscyplinowanego podoficera rosyjskiej starej szkoły wojskowej. Małomówny, surowy i gorliwy w wykonywaniu obowiązków służbowych”.

– I ja, jego były podkomendny i następca na funkcji Komendanta Miejskiego, tą opinię w pełni podzielam – wspomina płk pożarnictwa w stanie spoczynku Klemens Dziermański.

Apel o zbiórkę na odnowienie pomnika

Zarówno on, jak i jego koledzy strażacy-emeryci uważają, że pamięć o ogniomistrzu Predce nie powinna zaginąć.
„Jego przykładna, gorliwa i długoletnia służba w niesieniu pomocy i ratunku dla społeczeństwa miasta Białegostoku, często z narażeniem własnego życia nawet pod ostrzałem i bombami w czasach dwu wojen światowych, zasługuje, aby pamięć o nim trwała na nekropolii cmentarza przy ul. Wysockiego w formie nowego pomnika na jego mogile z afirmacją strażackiej służby” – napisali w apelu.

Postanowili odnowić grób Borysa Predki. Sami nie są w stanie zebrać potrzebnych funduszy. Dlatego zwracają się z pro¬śbą o wpłaty na konto Oddziału Wojewódzkiego Związku Emerytów i Rencistów Pożarnictwa RP w Białymstoku ul. Warszawska 3 (Nr 06 1020 1332 0000 1302 1247 9087 z dopiskiem na pomnik B. Predko).

Tomasz Maleta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.