Chaos w sanepidzie. Pielęgniarce ze szpitala w Puszczykowie w ciągu kilku dni chcieli zrobić trzy testy na koronawirusa

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Gdak
Błażej Dąbkowski

Chaos w sanepidzie. Pielęgniarce ze szpitala w Puszczykowie w ciągu kilku dni chcieli zrobić trzy testy na koronawirusa

Błażej Dąbkowski

Służby sanitarne w Wielkopolsce nie radzą sobie z pandemią koronawirusa. Zakażonej na początku marca pielęgniarce po wyjściu ze szpitala zakaźnego w Poznaniu jeszcze dwukrotnie wykonywano testy na obecność wirusa. Chciano to zrobić i trzeci raz, kiedy wynik drugiego testu był już znany od kilku godzin.

W czwartek, 2 kwietnia ze szpitala zakaźnego przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu wyszła pierwsza zakażona pielęgniarka w Polsce. To kobieta, która pracuje w szpitalu w Puszczykowie. Właśnie w tamtejszej lecznicy zakaziła się koronawirusem od wielkopolskiej pacjentki "0".

Wyszła ze szpitala zakaźnego. Miała od razu wrócić do pracy

Przypomnijmy, że pielęgniarka ze szpitala w Puszczykowie od 9 marca przebywała wraz z rodziną w domowej kwarantannie. Wymaz pobrano od niej trzy dni później. Po otrzymaniu pozytywnego wyniku została przyjęta do szpitala jednoimiennego w Poznaniu. Po kilkunastu dniach pobrano od niej dwa wymazy, dające wynik negatywny, dlatego lekarze podjęli decyzję o możliwości opuszczenia przez nią placówki.

Czytaj więcej: Pierwsza w Polsce zakażona koronawirusem pielęgniarka wyszła ze szpitala w Poznaniu. To trzecia wyleczona osoba w Wielkopolsce

Pielęgniarka miała wrócić bardzo szybko do pracy w Puszczykowie, bowiem zwolnienie wystawione przez lekarzy ze szpitala zakaźnego kończyło się w niedzielę, 5 kwietnia. Tymczasem dzień po powrocie do domu, w piątek, do drzwi zapukali ratownicy medyczni ubrani w stroje ochronne.

- Tłumaczyłem im, że w szpitalu zakaźnym żonie dwukrotnie pobierano wymaz i dwa razy wynik był ujemny. Ostatecznie zrobili test, bo stwierdzili, że taką dyspozycję otrzymali od wojewódzkiego sanepidu. O wyniku dowiedzieliśmy się w niedzielę, ale przekazano nam informację, iż nie jest on jednoznaczny i trzeba będzie go powtórzyć

- mówi nam mąż pielęgniarki.

W niedzielę i w poniedziałek (tego dnia pielęgniarka powinna formalnie wrócić do pracy w Puszczykowie) mężczyzna próbował ustalić, czy w związku z niepewnym wynikiem testu rodzina powinna kolejny raz znaleźć się w kwarantannie.

- Ostatecznie dowiedziałem się, że żonie dali kwarantannę aż do uzyskania wyniku ujemnego, czyli w rzeczywistości bezterminowo. Następnego dnia sanepid poinformował, że na mnie i dzieci także nałożono kwarantannę, ale dwutygodniową, czyli do 17 kwietnia – mówi.

Kolejny raz karetka tzw. wymazówka pojawiła się w miejscu zamieszkania pielęgniarki w środę, 7 kwietnia. Pobrano próbkę od kobiety i kazano czekać. Wynik został przekazany jej mężowi za pośrednictwem strony internetowej wojewódzkiego sanepidu, tuż przed Wielkanocą. Był ujemny.

Sprawdź również: Pamiętnik z kwarantanny. Mąż zakażonej koronawirusem pielęgniarki codziennie spisywał swoje obserwacje

- Tego samego dnia zadzwoniła obsada karetki, informując, że przyjadą zrobić kolejny test. Przekazałem im informację, że żona miała pobrany test we wtorek, a w piątek otrzymaliśmy informację o wyniku ujemnym i niepotrzebny jest przyjazd na pobranie siódmego testu – tłumaczy nasz rozmówca.

Mąż pielęgniarki: Chaos na każdym kroku

Mężczyzna podkreśla, że chaos w działaniu służb sanitarnych widać na każdym kroku.

- W ubiegłym tygodniu podjechała pod dom straż miejska, chcieli sprawdzić, czy znajduję się w miejscu zamieszkania, bo jestem ujęty na liście mieszkańców w kwarantannie. O reszcie rodziny nie wspomnieli. Z kolei następnego dnia policja zadzwoniła do żony, by sprawdzić, czy jest w kwarantannie. Na liście policji nie widniałem z kolei ja i nasze dzieci

– mówi.

Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z rzeczniczką Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu Ewelina Suską. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego po wyjściu ze szpitala zakaźnego, gdzie pielęgniarka dwukrotnie uzyskała wynik ujemny, podejmowano kolejne próby wykonania testu.

- Pracownicy służby zdrowia po ostatnim kontakcie z osobą zakażoną są wyłączani z pracy na 7 dni i poddawani badaniom – informuje rzeczniczka.

- Odnoszę wrażenie, że naszej rodzinie testuje się różne rozwiązania dotyczące postępowania w czasie epidemii z pracownikami służby zdrowia – podsumowuje mąż pielęgniarki.

Błażej Dąbkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.