Czy Ewa Tylman została zamordowana? Mijają trzy lata od tajemniczej śmierci 26-latki z Konina

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Gdak
Joanna Labuda

Czy Ewa Tylman została zamordowana? Mijają trzy lata od tajemniczej śmierci 26-latki z Konina

Joanna Labuda

Czy Ewa Tylman została zamordowana? Czy wersja o jej śmierci przyjęta przez poznańską prokuraturę ma jakiekolwiek oparcie w materiale dowodowym? Od tajemniczej śmierci 26-latki z Konina mijają trzy lata, jednak nadal wiele kluczowych pytań pozostaje bez odpowiedzi. Tego, jaki będzie finał tej historii, dowiemy się na początku przyszłego roku. Scenariuszy jest kilka - a każdy z nich jest możliwy.

Ewa Tylman zaginęła w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku. Ostatnią osobą, która widziała ją żywą, jest Adam Z., znajomy z pracy. Mężczyzna po imprezie firmowej odprowadzał ją do domu, do którego jednak nigdy nie dotarła.

Prokuratura oskarżyła go o zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Według śledczych tej nocy Ewa przestraszyła się pobudzenia seksualnego mężczyzny. W pobliżu mostu św. Rocha w Poznaniu wyrwała się z jego objęć i uciekła w głąb skweru Łukasiewicza. Tam oskarżony miał zrzucić ją ze skarpy, a następnie nieprzytomną przeciągnąć przez tereny nadwarciańskie i wrzucić do rzeki.

Dowody bez wartości

Proces, w którym Adam Z. odpowiada za zabójstwo, obnażył mizerny materiał dowodowy, którym dysponuje poznańska prokuratura. Jego trzon stanowią nagrania z monitoringu, które nie uwieczniły jednak ani rzekomej ucieczki, ani chwili śmierci 26-latki.

Ciało Ewy Tylman odnaleziono w Czerwonaku pod koniec 2016 roku
archiwum prywatne Ciało Ewy Tylman wyłowiono pod koniec lipca 2016 roku z Warty w Czerwonaku

To, co miało wydarzyć się nad Wartą, jest jedynie teorią opartą na podstawie słów policjantów, którzy zatrzymywali oskarżonego. Co więcej, ten najważniejszy dowód kwestionuje nawet rodzina ofiary. Jej zdaniem filmy, które mogłyby przeczyć przyjętej przez prokurator Magdalenę Jarecką koncepcji, zniknęły z akt sprawy. Ustalonych przez nią okoliczności śmierci 26-latki nie potwierdził także żaden z kilkudziesięciu powołanych świadków.

Wyrok w tej sprawie zapadnie prawdopodobnie już na początku przyszłego roku. Jeden z możliwych scenariuszy zakłada, że Adam zostanie skazany za zabójstwo Ewy. W tym wypadku grozi mu kara do 25 lat więzienia lub dożywocie. Biorąc pod uwagę przebieg postępowania sądowego i dotychczasowe decyzje sądu, jest on jednak mało prawdopodobny.

Zabił czy nie udzielił pomocy?

Pierwsza rozprawa w procesie Adama Z. przypominała scenę z filmu kryminalnego. Budynek sądu zabezpieczało kilkudziesięciu policjantów, a na salę rozpraw publiczność i dziennikarze mogli wejść jedynie za okazaniem wydanej przez sąd wejściówki oraz po kontroli osobistej. Sam oskarżony siedział w pomieszczeniu obok, za pancerną szybą.

Przełom nastąpił w lutym 2017 roku. Po zaledwie trzech rozprawach, podczas których sąd przeprowadził najważniejsze dowody (chodzi o wyjaśnienia oskarżonego, zeznania policjantów, którym rzekomo przyznał się do zabójstwa oraz zapisy eksperymentów procesowych), okazało się, że materiał, który miał obciążać Adama Z., jest niewystarczający.

- Po przeanalizowaniu dowodów sąd doszedł do wniosku, że czyn zarzucany w akcie oskarżenia, może ostatecznie zostać zakwalifikowany jako nieudzielenie pomocy - zadeklarowała sędzia Magdalena Grzybek.

- Sąd prowadząc postępowanie i decydując o tym, czy dana osoba dopuściła się zarzucanego czynu, jest uprawniony do jego odmiennej - niż to uczynił prokurator w akcie oskarżenia - kwalifikacji prawnej. Pamiętać jednak należy, iż chodzi tutaj wyłącznie o zmianę oceny prawno-karnej czynu, a nie o przypisanie oskarżonemu zupełnie innego czynu w znaczeniu historycznym. W sprawie zabójstwa Ewy Tylman sąd pouczył strony o możliwości zakwalifikowania czynu zarzucanego oskarżonemu z innego przepisu, dając tym samym wyraz temu, iż taką ewentualność dopuszcza, lecz ostatecznie nie przesądza

- wyjaśnia adwokat Piotr Bogacz.

I dodaje: - Dostarczenie stronom, w tym obronie, bieżącej informacji o rozważanej kwalifikacji prawnej czynu jest niezbędne dla odpowiedniego ukierunkowania podejmowanych przez strony kroków procesowych, w tym składania wniosków dowodowych i przedstawianej argumentacji.

W tym przypadku jedynym dowodem, który może świadczyć o tym, iż Adam faktycznie feralnej nocy nie pomógł koleżance, są jego własne słowa.

Ciało Ewy Tylman odnaleziono w Czerwonaku pod koniec 2016 roku
Monitoring Kluczowym dowodem w sprawie śmierci Ewy Tylman są zapisy z monitoringu

- W pewnym momencie Ewa wyrwała mi się i zaczęła biec w kierunku rzeki. Zbiegła z chodnika schodami. Zacząłem biec za nią, by sobie czegoś nie zrobiła. Wołałem ją. To trwało chwilę. Widziałem, jak wpadła do rzeki. Nie wiem, czy się przewróciła, czy zrobiła to specjalnie. Miała ręce wyciągnięte do góry. Spanikowałem. Nie próbowałem podać jej ręki ani wyciągnąć - zeznał podczas śledztwa.

Obrona chce uniewinnienia

Zmiana kwalifikacji czynu w tej sprawie może jednak nie być taka prosta. Adwokat Piotr Bogacz zwraca uwagę, że zanim sąd zdecyduje się przypisać oskarżonemu czyn polegający na nieudzieleniu pomocy, najpierw powinien odpowiedzieć na pytanie, czy nadal mamy do czynienia z tożsamym czynem opisanym w akcie oskarżenia, czy też z zupełnie innym. W takim przypadku o skazaniu oskarżonego w ramach aktualnie prowadzonego postępowania nie może być mowy.

Jeżeli zatem prokuratura nie przekonała sądu do swoich racji w sprawie zabójstwa kobiety oraz jeśli sąd uzna, że Z. powinien odpowiadać za coś zupełnie innego, wówczas realny staje się trzeci scenariusz - uniewinnienie.

Przypomnijmy, że Adam Z. nigdy nie przyznał się do winy i zasłonił niepamięcią. Zeznania złożone w pierwszych dniach postępowania przygotowawczego odwołał po tym, gdy zarzucono mu zabójstwo. W sądzie też ich nie podtrzymał. Poza tym główna linia obrony Z. opiera się na tym, że wszystkie jego wyjaśnienia zostały wymuszone.

Ciało Ewy Tylman odnaleziono w Czerwonaku pod koniec 2016 roku
Grzegorz Dembiński - Przyjeżdżam do Poznania od dwóch lat i nie widzę żadnego postępu w tej sprawie - komentuje Andrzej Tylman, ojciec 26-latki.

Zakładając hipotetycznie, że wobec oskarżonego zostanie wydany wyrok uniewinniający, którego dalej przed Sądem Apelacyjnym prokuraturze nie uda się skutecznie zaskarżyć, Adam Z. będzie mógł ubiegać się o odszkodowanie i zadośćuczynienie za tymczasowe aresztowanie (w areszcie spędził ponad rok).

- O tym orzeka sąd karny w odrębnym procesie, i to inicjowanym przez samego uniewinnionego. Sąd w toku takiej spra-wy przygląda się, jak przebiegał pobyt w areszcie śledczym, ustala jego długotrwałość, bada także natężenie negatywnych przeżyć, uwzględnia ewentualne straty moralne. Zadośćuczynienie wypłacane jest ze środków Skarbu Państwa - mówi adw. Piotr Bogacz.

- Brak jest jednak sztywnych tabel, taryfikatorów mówiących, jak wysokie zadość-uczynienie należy się za 1 dzień pobytu w areszcie śledczym. Zasądzane w tym przedmiocie kwoty są bardzo różne i wahają się od kilku do kilkudziesięciu tysięcy za 1 miesiąc. Statystyki z kolei podają, iż średnio za bezpodstawnie odebrany miesiąc wolności zasądzane jest około 9 tys. zł

- dodaje.

O niewinności Adama Z. od początku zapewniał mec. Ireneusz Adamczak, obrońca oskarżonego.

- W obliczu tego wszystkiego, czy sąd może go skazać za zabójstwo? Przy zabójstwie, nawet z zamiarem ewentualnym, musi być motyw, muszą być dowody - powiedział „Głosowi” mecenas Ireneusz Adamczak.

Podobna sprawa, inny finał

Historia śmierci Ewy Tylman do złudzenia przypomina inną kryminalną sprawę z Wielkopolski. W grudniu 2016 roku w Pile doszło do tragicznej śmierci 21-letniego Marcina G.

Feralnej nocy mężczyzna wracał z imprezy ze swoim przyjacielem Adrianem P. W pewnym momencie zaczęli się kłócić o dziewczynę.

Zaczęło się od niewinnego pytania Adriana, czy Marcin dzwonił do swojej dziewczyny. Nie chciał, żeby się martwiła. Marcin z głową pełną procentów pytanie przyjaciela miał zinterpretować zupełnie inaczej. Skoro się o nią pyta, to się nią interesuje, a jak się interesuje, to chce odbić. W ruch poszły pięści...

Podczas śledztwa prokuratura ustaliła, że to Marcin, stojąc tyłem do rzeki, zamachnął się na swojego przyjaciela. Adrian zrobił unik, by się obronić i uderzył w go w twarz. Marcin wpadł do rzeki, uderzając wcześniej o betonowy brzeg rzeki. Po tym zdarzeniu Adrian przez dwa dni brał udział w poszukiwaniach kolegi, twierdząc, że nie ma pojęcia, co się z nim stało.

W tej sprawie Adrian P. został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci, za co groziło mu do pięciu lat więzienia. Sąd ostatecznie wymierzył mu karę dwóch lat i czterech miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności.

Joanna Labuda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.