Danuta Roszkowska od lat organizuje słynne na całą Polskę Czwartkowe Obiady u Diabetyków

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Agata Sawczenko

Danuta Roszkowska od lat organizuje słynne na całą Polskę Czwartkowe Obiady u Diabetyków

Agata Sawczenko

Gdy się wita, to mówi: kocham cię. Na pożegnanie zaś rzuca: do przytulenia. Bo lubi ludzi. I wciąż im pomaga. Białostoczanka Danuta Roszkowska od 17 już lat organizuje Czwartkowe Obiady dla Diabetyków.

Spotykają się mniej więcej raz w miesiącu. Czasem bywa, że na Obiady Czwartkowe u Diabetyków przyjeżdża do Białegostoku nawet 250 osób. Z całej Polski! Danuta Roszkowska, pomysłodawczyni i organizatorka wydarzenia na co dzień współpracuje z organizacjami, które skupiają i pomagają w ułożeniu sobie życia na nowo i poradzeniu z codziennymi problemami związanymi z chorobą osobom chorym na cukrzycę. To tam wysyła zaproszenia na Obiady..., a szefowie kół czy stowarzyszeń rozdysponowują już je wśród swoich członków. Później wynajmowane są autokary czy busy i cała grupa jedzie na spotkanie do Białegostoku. Ludzie jadą chętnie. Bo tak ciekawie, miło i smacznie nie jest chyba nigdzie indziej.

Honorowi krwiodawcy z Podlaskiego dostali odznaczenia od ministra. Oddali co najmniej 20 litrów krwi

- Jest mądrze, smacznie i wesoło - zapewnia Danuta Roszkowska, pomysłodawczyni i wieloletnia organizatorka czwartkowych spotkań w Białymstoku.

Każde spotkanie u diabetyków to bowiem minikoncert i wspólne śpiewanie hymnu czwartkowych obiadów (przepiękna melodia i słowa adekwatne do naszych spotkań! - zapewnia Danuta Roszkowska), a później wykład specjalisty - czasem jest to dietetyk, czasem lekarz, czasem jeszcze ktoś inny, ale zawsze ktoś, kto o życiu z cukrzycą może powiedzieć wiele. Później pod okiem dietetyka gotują zaproszone VIP-y. Nie jest to jednak takie zwykłe gotowanie. Dietetyk na bieżąco wydaje instrukcje, doradza, tłumaczy, dlaczego akurat tę potrawę osoby z cukrzycą powinny jeść, a innych nie. Potem VIP-y częstują wszystkich tym, co przygotowały. A że trzeba poczęstować nawet 250 osób, to porcje wychodzą zwykle niewielkie, tyle tylko, by spróbować. Dlatego zawsze dodatkowo zapewniony jest katering - tak, by goście nie wyszli głodni. I tu już nawet nie chodzi o gościnność. - O zdrowie - tłumaczy Danuta Roszkowska. - Nasi goście to osoby z cukrzycą, część jedzie do nas z daleka. Nie mogą zostać bez posiłku przez długi czas, bo będzie grozić im hipoglikemia.

Podlascy lekarze odebrali prawo wykonywania zawodu. Zobacz zdjęcia z uroczystości w Aula Magna

A na koniec - mnóstwo jest rozmów, uśmiechów, życzliwości. A czasem nawet tańce!

- To spotkania dla osób starszych i schorowanych. Widzę, gdy wysiadają powoli z autokarów, czasem nawet na wózkach inwalidzkich. A u nas dostają tyle energii, że wystarcza jej nawet właśnie na tańce - uśmiecha się Danuta Roszkowska. I dodaje: - Oczywiście, nasza nazwa to analogia do obiadów czwartkowych króla Stanisława, na których też się mówiło o rzeczach ważnych i bardzo ważnych z punktu widzenia społecznego.

Jak coś zrobisz, to zrozumiesz

Na pomysł spotkań dla osób z cukrzycą Danuta Roszkowska wpadła 17-18 lat temu. Przyniosło go życie... Na cukrzycę zachorowała bliska jej osoba. - Wtedy życie się zmienia. Trzeba je zmienić dla zdrowia - przekonuje pani Danuta. I ona, choć sama zdrowa, zmieniła wszystkie nawyki i sposób gotowania - z miłości, oczywiście, do tej bliskiej osoby. Dowiedziała się, co jest zdrowe, a co nie, co polecane jest do jedzenia w cukrzycy, co lepiej sobie odpuścić, a które produkty są zupełnie zakazane. Wiedziała, co kupować, jak przygotowywać posiłki, czym częstować. Bo w cukrzycy odpowiednia dieta to podstawa. Pozwala zmniejszyć liczbę przyjmowanych leków, wykluczyć przyjmowanie insuliny, lepiej się poczuć. Dlatego pani Danuta tak szybko poznała wszystkie zasady.

I za chwilę pomyślała o innych: - Ja sobie już z tym wszystkim poradzę. A inni? - opowiada. Postanowiła więc swoją wiedzą dzielić się z innymi.

Założyła Podlaskie Stowarzyszenie Chorych na Cukrzycę. I zaczęła organizować spotkania, na które zapraszała zarówno pacjentów, jak i ekspertów, którzy uczyli zdrowego życia i zdrowego odżywiania. Jednak jakby się nie starała, jakiego eksperta by nie zaprosiła, z każdego spotkania wychodziła z poczuciem, że czegoś brakowało, że coś można było zrobić lepiej.

Wielka gala Hipokrates 2022. Medycy z województwa podlaskiego odebrali nagrody. Zobacz zdjęcia

- Przychodził diabetolog, endokrynolog, dietetyczka. Próbowaliśmy zrobić to nawet w ten sposób, że na talerzu pokazywaliśmy atrapy: ziemniak, bułeczka, łyżka ryżu czy makaronu, by pokazać, jak komponować posiłki w ciągu dnia. Nic nie skutkowało. Zawsze miałam wrażenie, że pacjenci przychodzą, posłuchają, popatrzą, a później i tak nie stosują się do zasad, bo wszystkie im z głowy wyleciały, gdy tylko wyszli ze spotkania - przyznaje Danuta Roszkowska.

Recepta znalazła się przez zupełny przypadek. Bo jedno ze spotkań zostało zorganizowane w barze. Przyszło tam zresztą dwa razy więcej osób, niż było to zaplanowane. Ale przyszła też osoba wspierająca działania pani Danuty. Tak bardzo wspierająca i zaangażowana, że pokryła część kosztów posiłku dla tych wszystkich osób. To okazało się strzałem w dziesiątkę!

- Zgodnie z zasadą: usłyszysz to zapomnisz, zobaczysz to zapamiętasz, a zrobisz to zrozumiesz - tłumaczy pani Danuta. I zgodnie z tą zasadą Czwartkowe Obiady u Diabetyków organizowane są już ponad 17 lat! Te spotkania to ewenement na skalę całej Polski. Bo nigdzie indziej nic podobnego nie jest organizowane. Ba! Pani Danuta miała kiedyś nawet telefon z Chicago. - Organizujecie obiady dla diabetyków? - zapytał dziennikarz z tamtejszego radia polonijnego. I poprosił o rozmowę na antenie.

Do przytulenia

Czwartkowe obiady dotyczą nie tylko zdrowia fizycznego i sposobów, jak nie dać się cukrzycy. Organizatorzy - bo pani Danuta wciąż podkreśla, że nie jest jedyna, że za każdym razem współpracuje z całym sztabem młodych, aktywnych, pełnych zapału osób - robią wszystko, by zadbać również o emocje, uczucia i dobre samopoczucie uczestników, nie tylko zresztą podczas spotkania, ale i później, gdy rozjadą się już do domów. Stąd tyle tu wykładów, tyle rozmów, tylu gości, którzy mają naprawdę dobre rady i podpowiedzi na życie.

- Mówimy o wszystkim, co dotyczy człowieka, a przede wszystkim środowiska ludzi starszych, szanując mądrość tego środowiska. Przecież na tym spotkaniu są ludzie, którzy przeżyli kawał życia, doświadczyli przeróżnych sytuacji: i dobrych, i złych. I przywożą cały bagaż swojego życia, swojego doświadczenia. Więc musimy być na tyle otwarci i wcelowani w potrzeby każdego słuchacza, każdego odbiorcy - opowiada Danuta Roszkowska.

I przyznaje, że nie każde czwartkowe spotkanie u diabetyków dotyczy tylko i wyłącznie cukrzycy. - Bo ile można o tym mówić - uśmiecha się. - Pewnie, mówimy o dobrym odżywianiu, o właściwym trybie życia, o wspomaganiu się sprawdzoną suplementacją. Ale mówimy też o innych problemach. Ostatnio o problemie, który coraz bardziej się nasila. To problem samotności. Samotności, na którą każdy jest skazany, bo bliscy odchodzą, wyjeżdżają. Mówimy, jak z tą samotnością sobie radzić, jak jej zapobiegać. Mówimy też o tym, że bardzo często pomagając drugiemu człowiekowi pomagamy sobie. To takie rozprawki wręcz psychologiczne, ale bardzo potrzebne. Bo widzimy, że to ludziom służy - przekonuje Danuta Roszkowska.

Wie, bo ludzie po spotkaniach bardzo często dzwonią, piszą, by to powiedzieć. Dzwonią też, by do pani Danuty powiedzieć... „Kocham cię!”.

- To taka nasza nowa tradycja - uśmiecha się Danuta. I za chwilę opowiada, skąd się wziął ten zwyczaj.

Oczywiście, z wykładu. Rozmawiali wtedy po raz kolejny o samotności i o tym, jak potrzebny jest dotyk drugiego człowieka, jak wiele dobrego niesie za sobą zwykłe przytulenie. Wtedy pomyślała: a może spróbujmy się przytulić do siebie. Ludzie chętnie skorzystali z tej propozycji. Podchodzili od stolika do stolika, od krzesła do krzesła i się do siebie przytulali. Widać było, jak wielka jest to potrzeba. Tak wielka, że to przytulanie na koniec spotkania stało się tradycją. Tak lubianą zresztą, że uczestnicy spotkań na pożegnanie nie mówią już do siebie: do zobaczenia, tylko: do przytulenia. Bo to przecież ważniejsze...

Niestety, przyszła pandemia. I skończyło się przytulanie. Skończyło się nawet siedzenie koło siebie. - To było straszne! Nie wolno było się przytulać. Zabroniono nam być blisko - wspomina pani Danuta. I od razu mówi, co wymyśliła w zamian. - Przytulać nam się nie wolno. Ale powiedzieć do siebie kocham cię przecież możemy - wspomina.

To do dziś sprawia wielką radość. Gdy 200 siedzących na sali osób mówi do siebie te słowa, czuje się wręcz energię, która unosi się wtedy w sali. - Mam wrażenie, że anioły fruwają... - mówi pani Danuta.

Agata Sawczenko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.