Dorota znika za drzwiami, ciała nie ma. To zbrodnia doskonała?

Czytaj dalej
Łukasz Cieśla

Dorota znika za drzwiami, ciała nie ma. To zbrodnia doskonała?

Łukasz Cieśla

Dorota była w trakcie burzliwego rozwodu. Zniknęła we Wszemborzu pod Wrześnią. Tuż po tym, gdy przyjechała do domu męża, żeby zobaczyć się z trojgiem dzieci. Od ponad dwóch miesięcy śledczy nie mogą znaleźć jej ciała. I szukają w komputerze jej męża, czy sprawdzał, jak popełnić zbrodnię doskonałą.

Tydzień przed Wigilią Dorota po raz kolejny pojawiła się we Wszemborzu pod Wrześnią. Weszła do domu męża, który niedawno został skazany za przemoc wobec niej i z którym się rozwodziła. Chciała zobaczyć się z dziećmi. Podobno jej mąż powiedział później policji, że dzieci nie było i Dorota wyszła z domu. Tutaj ślad się urywa.

Policja przekopała już podwórko obok domu. Bez rezultatu. Do słoików zabrała popiół z ogniska, które krótko po zniknięciu kobiety zapłonęło na podwórku. Śledczy szukają w nim jej szczątków. Trwa też analiza dysków z komputerów jej męża. By sprawdzić, czy szukał w internecie, jak popełnić zbrodnię doskonałą, jak bez śladów pozbyć się ciała.

Mąż jest na wolności. Ma zarzuty, ale jedynie za składanie fałszywych zeznań na temat przebiegu dnia, w którym zniknęła Dorota. Prokuratura domagała się jego aresztowania, ale w grudniu nie zgodził się na to sąd we Wrześni. Uznał, że słabe są dowody na jego rzekomo fałszywe zeznania.

Wizje jasnowidzów

Bliscy i znajomi Doroty zakładają czarny scenariusz. Zawiadomili policję i... jasnowidzów.

- Dorota nie żyje, została uduszona przez młodego mężczyznę, jej ciało zostało zawinięte w folię i zakopane, sprawca zaplanował zbrodnię i się do niej przygotował. Zwłoki są ukryte we Wszemborzu, najpewniej w opuszczonych budynkach gospodarczych - tak twierdzi Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa, do którego trafiła sprawa Doroty. W piśmie zastrzegł, że nie każda jego wizja się potwierdza i może się mylić.

Z kolei na facebooku, gdzie informację o zniknięciu Doroty podał jej siostrzeniec, wypowiedziała się Kamila, również zajmująca się jasnowidzeniem. - Dorota raczej jest na tamtym świecie. Ciało jest jakieś 200 metrów od domu, w krzakach, zrobił to ktoś bliski. Obym się myliła, ale to minimalny procent - napisała na facebooku krótko po zniknięciu kobiety.

Kontaktuję się z Kamilą. Prosi o niepodawanie nazwiska, bo zapewnia, że nie zależy jej na rozgłosie. O sobie mówi tyle, że zajmuje się jasnowidzeniem, tarotem, poszukiwaniem zaginionych. W rozmowie z nami twierdzi, że Doroty nie spalono, ale do ognia wrzucono jej rzeczy osobiste. Dodaje, że ciało przeniesiono z pierwszej kryjówki i dobrze schowano. - Wybiegł za nią młody człowiek. Długo się nie broniła. Ciało przenieśli najpierw do szopy jakiejś, potem chwilę było w zaroślach, ale po kilku dniach wywieźli ją do bagien - Kamila dzieli się z nami swoimi kolejnymi spostrzeżeniami.

Autostopem do małżeństwa

W kwietniu Dorota skończyłaby 30 lat. Z mężem, który w tym roku zdmuchnie 50 świeczek, ma troje dzieci. Poznała go będąc nastolatką.

Historię tej znajomości opowiada nam Elżbieta, starsza siostra zaginionej:
- Dlaczego wybrała właśnie jego, 20 lat starszego, ojca dwójki dzieci, który właśnie rozwodził się z żoną? - zastanawia się Elżbieta. - We wsi pod Kostrzynem była nas dwunastka rodzeństwa. Rodzice nie są zbyt zaradni życiowo, średnio się nami interesowali. Dorota pewnie chciała się wyrwać. Dojeżdżała do zawodówki do Środy Wlkp. i on kiedyś przypadkiem zabrał ją na stopa. Była młoda i głupia. W wieku 17 lat zaszła z nim w pierwszą ciążę. Potem wzięli ślub cywilny i urodziła mu dwoje kolejnych dzieci.

On, czyli mąż, to lokalny przedsiębiorca. Prowadzi nieźle prosperującą firmę. Dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa, wchodzących właśnie w dorosłość oraz poprzednia żona zostali we Wszemborzu. Mieszkają w tym samym domu, do którego wprowadziła się Dorota, a potem ich dzieci.

Elżbieta: - Dorota często mi się zwierzała. Jego dzieci jej nie akceptowały. Mówiła, że między nią a mężem źle zaczęło się już około 2007 roku. Wtedy miała zostać pierwszy raz przez niego pobita. Skarżyła się, że on wymagał totalnego posłuszeństwa, zmuszał do seksu, wydzielał pieniądze. Wytrzymała do stycznia 2015 roku, kiedy to w nocy w trakcie kolejnej awantury uciekła od niego. Trafiła do Domu Samotnej Matki w Zielińcu, ale nie miała pieniędzy na utrzymanie. Przyjęłam ją więc do siebie, do Poznania. Tu znalazła pracę jako sprzątaczka, potem wynajęła mieszkanie, zaczęła walkę o dzieci. Bardzo je kochała. Wcześniej spędzała z nimi mnóstwo czasu.

Po ucieczce Doroty troje jej dzieci zostało we Wszemborzu, przy mężu. Miała prawo do regularnych spotkań z nimi. I walczyła o przyznanie jej wyłącznej opieki nad synami i córką oraz o rozwód z winy męża.

Dorota napisze w pozwie z lutego 2015 roku, że mąż zmusił ją do ucieczki, używał przemocy, groził śmiercią, traktował jak niewolnicę, służącą, osobę ubezwłasnowolnioną, stosował ciągłą inwigilację, zamykał w pokoju, uzależniał ekonomicznie nie dając żadnych pieniędzy do dyspozycji. A wspólnymi dziećmi manipulował. Proces rozwodowy trwa. Poznański Sąd Okręgowy jeszcze nie przesłuchał świadków.

Dorota znika za drzwiami, ciała nie ma. To zbrodnia doskonała?

Anonim za anonimem

17 grudnia Dorota przyjechała do Wszemborza na spotkanie z dziećmi. Była sobota, tydzień do Wigilii.

Elżbieta: - Do domu męża zawiózł ją mój partner. Tradycyjnie miał odebrać Dorotę po kilku godzinach, po spotkaniu z dziećmi. Do tego domu z nią nie wchodził. Byliśmy tam bardzo niemile widziani. Kiedy mój partner przyjechał pod wieczór wraz ze swoim szwagrem, siostra na niego nie czekała, a jej telefon milczał. Później od policji dowiedziałam się, że jej mąż twierdził, że tego dnia ich dzieci nie było w domu, bo podobno wyjechały na jakieś zajęcia dodatkowe. Rzekomo Dorota się zdenerwowała i wyszła. On zarzekał się, że nic jej nie zrobił. Ja w to nie wierzę. Dziwne jest choćby to, że tego dnia, poza nim, w domu ponoć nie było innych osób. A na co dzień mieszka tam, oprócz niego, jeszcze około osiem innych osób.

Ryszard, brat Doroty: - Dzień po zniknięciu siostry pojechałem do Wszemborza. Chodziłem wokół tego domu, zaglądałem w krzaki. Szukałem jakiegokolwiek śladu siostry. On, jak mnie zobaczył, wybiegł i krzyczał, żebym „wypierd...”. Szarpał mnie. Nie chciał ze mną szukać Doroty. Dziwne, prawda? - pyta brat zaginionej.

Dziwnych zdarzeń było więcej. Gdy Dorota na początku 2015 roku zaczęła walkę o rozwód z winy męża, o duże alimenty, o wyłączną opiekę nad dziećmi, pojawiła się lawina anonimów. Uderzały w nią oraz osoby, które ją wspierały.
Elżbieta: - Razem z nią spisałam te wszystkie szykany. Kto za nimi stał? Możemy się tylko domyślać.

Seks, porno i libacje

Kwiecień 2015 roku, czyli trzy miesiące po wyjeździe Doroty z Wszemborza: Na portalu roksa.pl, gdzie ogłaszają się kobiety uprawiające seks za pieniądze, siostrzeniec Doroty zauważa jej profil. Kobieta ma zdjęcie w majtkach i opis świadczonych usług.

Sierpień 2015 roku: Ktoś pisze anonim, że Elżbieta, która przyjęła Dorotę pod swój dach, molestuje swojego syna.
Październik 2015: Do poznańskiej pomocy społecznej trafia anonim, że obie siostry, Elżbieta i Dorota, źle się prowadzą. Ponoć organizują libacje, orgie. Anonim napisała „sąsiadka”, przynajmniej tak wynika z pisma. Podobny donos trafia na komisariat policji.
Październik 2015: W imieniu Elżbiety ktoś donosi na jej szefową do Urzędu Skarbowego, że nie odprowadza składek do ZUS.
Styczeń 2016: W mieszkaniu Elżbiety pojawia się policja i zabezpiecza komputer, telefony, dyski twarde. Kobieta rzekomo przechowuje treści pornograficzne. Następnego dnia kłopoty ma Dorota. Ktoś znajduje jej torebkę pod siedzibą poczty przy ul. Głogowskiej w Poznaniu. W środku jest jej paszport, zdjęcia pornograficzne.

- Torebka rzeczywiście była Doroty. Gdy w nocy uciekała od męża, zostawiła ją we Wszemborzu - zapewnia Elżbieta. - Proszę spojrzeć, że treść anonimów to seks, orgie, alkohol. Ale to nie świadczy o nas, lecz o autorze tych pism.

Styczeń 2016: Do poznańskiej Okręgowej Rady Adwokackiej wpływa anonim na prawnika, który reprezentuje Dorotę w sprawie rozwodowej. Z anonimu wynika, że Dorota płaci prawnikowi seksem.

Styczeń 2016: Właściciel poznańskiego mieszkania, od którego Dorota je wynajmuje, odbiera telefon. Ktoś donosi, że kobieta głośno uprawia seks w jego lokalu.

Luty 2016: Ktoś składa donos na policję na brata Doroty i Elżbiety, bo ponoć nie dba o dzieci, jest pijakiem.
Marzec 2016: Brat Doroty zastał swój samochód oblany farbą.

On bije, ona staje na nogi

Anonimy, które mają zniszczyć wizerunek Doroty i osób z jej otoczenia, przynoszą wręcz odwrotny skutek.

Mówi sąsiad Doroty. Poznał ją, gdy po ucieczce od męża zamieszkała w Poznaniu. Woli się nie przedstawiać, bo słyszał o dziwnym zaginięciu kobiety: - Z anonimów wynikało, że ona jest puszczalska. Ktoś wrzucił oszczercze pismo do skrzynki w naszym budynku. Innym razem ktoś dzwonił. Zapewniał, że mieszka na naszej ulicy i oczerniał ją. Zarzuty brzmiały niewiarygodnie, były palcem po wodzie pisane. Ona była bardzo spokojna, cicha, nie było żadnych imprez w jej mieszkaniu.

Anonimowa chce pozostać kolejna osoba, która z nami rozmawia. Wykonuje zawód zaufania publicznego, poznała historię Doroty i trzyma jej stronę:
- Dorota uciekła z domu pobita, „goła i wesoła”. Mąż był jak król, ona i reszta domowników mieli być jego poddanymi. Ale może nie dostałaby rozwodu na swoich warunkach. Może sąd uznałby, że oboje są winni rozpadu małżeństwa. Sądy nie bawią się w detektywów. Jeśli obie strony zarzucają sobie jakieś świństwa, sąd często stwierdza, że obie są winne. Początkowo stała na fatalnej pozycji. Nie miała zawodu, mieszkania, pracy. Ale zaczęła stawać na nogi, a jej mąż zachowywał się irracjonalnie. Nie pozwalał na swobodny kontakt z dziećmi, zawsze ktoś przy nich był, dzieci nie mogły się swobodnie do niej przytulić, porozmawiać. Poza tym ma już nową partnerkę, jeszcze młodszą od Doroty. Od Doroty usłyszałem, że jak była na Dniu Matki u jednego z dzieci, to ono mówiło „mamo” do nowej partnerki jej męża. Dorota była marginalizowana. Mówiła mi też, że jej skargi do różnych instytucji z Wrześni i okolic nie były traktowane poważnie. Bo taka jest ta nasza nędzna polska rzeczywistość. Instytucje są mało wnikliwe, panuje w nich biurokracja. Ale powoli ten mur bezduszności wokół Doroty kruszał. Zaczęła odnosić małe sukcesy. Walczyła o więcej, o pełną opiekę nad dziećmi. No ale nagle zapadła się pod ziemię - opowiada osoba spoza rodziny, która wspomagała Dorotę.

Niedawno poznański sąd podwyższył jej alimenty do 1,5 tys. zł, które mąż miał jej płacić podczas sprawy rozwodowej. Inny poznański sąd w listopadzie 2016 roku nieprawomocnie skazał męża za uderzenie Doroty pięścią w twarz. Do zdarzenia doszło w poznańskim mieszkaniu, które wynajmowała.

Mąż przywiózł dzieci na spotkanie, wywiązała się kłótnia. Dorotę miał uderzyć tak mocno, że na chwilę straciła świadomość. Z kolei 13 grudnia, cztery dni przed zaginięciem, Dorotę poparł sąd we Wrześni. Po jej skardze, że mąż utrudnia kontakt z dziećmi, że wywozi je, gdy ona pojawia się we Wszemborzu, sąd nakazał mu zapłatę Dorocie 9,5 tys. zł.

Sprawę Doroty, na prośbę jej rodziny, prowadzi poznański adwokat Jakub Antkowiak. Reprezentował ją już podczas sprawy o uszkodzenie ciała, za co skazano męża.
- Przy okazji spraw sądowych poznałem jej męża. Zachowywał się bardzo stanowczo, władczo, połowa rodziny jest zresztą od niego uzależniona finansowo. A on, jak coś powie, to tak ma być. Słyszałem od pani Doroty, że już wcześniej skarżyła się na męża do różnych instytucji. Uważała, że nie była w nich traktowana poważnie. Prowadzenie tych wszystkich spraw kosztowało ją sporo emocji. Nie jest osobą wykształconą, przebojową, ale radziła sobie coraz lepiej - mówi adw. Jakub Antkowiak.

Latem 2016 roku Dorota zgłosiła się do jednej z ogólnopolskich gazet.
- Temat ostatecznie nie powstał, bo szefowie uznali, że to sprawa, jakich wiele. Jej chodziło głównie o odzyskanie dzieci - opowiada nam dziennikarz, który był w jej poznańskim mieszkaniu. - Płakała i skarżyła się, że mąż ją bił. Określała go jako takiego wioskowego Don Juana. Bardzo się go bała. Wyglądała na bezbronną, nieco zahukaną osobę, która szuka pomocy.

Nie zapytam, nie odpowiem

Swoje podejrzenia ma rodzina Doroty.
- Siostra mówiła mi kiedyś, że razem z mężem jeździła na spotkania towarzyskie do pewnej pani prokurator, która związała się z okolicznym policjantem. Słyszeliśmy też, że jej mąż zna się z innymi policjantami i ważnymi osobami z Wrześni i okolic. Obawiamy się, że sporo może - twierdzi Elżbieta, siostra zaginionej.

Zadzwoniliśmy do pani prokurator, która rzekomo świetnie zna się z mężem Doroty. Kiedyś pełniła ważne stanowisko w mieście niedaleko Wszemborza. Obecnie pracuje w Poznaniu. Przez sekretariat przekazała nam, że ze sprawą małżonków z Wszemborza nie ma nic wspólnego. Rozmawiać z nami nie chciała i odesłała nas do rzecznika prasowego.
- Nie zapytam pani prokurator, czy utrzymywała prywatne relacje z tym człowiekiem. Rozumiem pana pracę, ale to jej prywatna sprawa, czy spotyka się z kimś w czasie wolnym - usłyszeliśmy od Magdaleny Mazur-Prus, rzecznika poznańskiej Prokuratury Okręgowej.

A czy znajomymi męża Doroty, jak twierdzi rodzina zaginionej, są wrzesińscy policjanci? Czy właściwie reagowali na skargi na męża, znanego w okolicy biznesmena? Rzecznik policji z Wrześni unika odpowiedzi. - Nie odpowiem, bo to nie jest przedmiotem żadnego postępowania. Pan nie powinien zadawać takich pytań - poucza sierżant Adam Wojciński, rzecznik prasowy KPP Września. - Policjanci zawsze działają zgodnie z prawem i kompetencjami - zapewnia.

Rzecznik przekazał nam dane o interwencjach policji w domu Doroty i jej męża. W 2014 roku policja interweniowała u nich dwa razy, w 2015 roku pięciokrotnie. Dorota skarżyła się na przykład, że mąż utrudnia jej kontakty z dziećmi.
- Rodzina miała założoną „niebieską kartą”, ale gospodarzem tego postępowania był ośrodek pomocy społecznej z Kołaczkowa - dodaje Adam Wojciński, rzecznik wrzesińskiej policji.

Co pomoc społeczna zrobiła, by pomóc Dorocie? - Nie mogę rozmawiać, nikt mnie do tego nie upoważnił, a z ustawy wynika, że nie mamy prawa udzielać informacji o naszych klientach - mówi Lidia Kwiatkowska, kierownik ośrodka.

Podzielone siostry Doroty

Policja z Wrześni odesłała nas również do tamtejszej prokuratury, która miała zajmować się doniesieniami Doroty. - Niestety, nie udzielę panu szczegółowej informacji. Tamtymi postępowaniami się nie zajmowałem, a materiały przekazaliśmy do Poznania, gdzie prowadzone jest śledztwo - mówi prokurator Krzysztof Woźniak z Wrześni.

Zaginięcie Doroty wyjaśnia teraz Komenda Wojewódzka Policji i poznańska Prokuratura Okręgowa. Oficjalnie śledczy żadnych informacji nie przekażą, żeby, jak od nich słyszymy, nie popsuć śledztwa.

- Wersji zaginięcia jest kilka: albo stoi za tym mąż i jego otoczenie, albo ktoś z rodziny Doroty, albo krzywdę zrobił jej ktoś przypadkowy. Wersję, że nagle postanowiła gdzieś daleko wyjechać, należy odrzucić - mówi nam jeden ze śledczych. - Wątpliwości wzbudza zarówno postawa jej męża, który jednak wcale nie jest wszechmocny, jak i zachowania jej rodzeństwa. Oni już kiedyś zawiadomili o zniknięciu Doroty, bo tylko przez chwilę nie odbierała telefonu. Poza tym nie całe rodzeństwo Doroty trzyma jej stronę w tym sporze. Zarzuty składania fałszywych zeznań w sprawie zaginięcia ma przecież nie tylko jej mąż, ale i szwagier.

Elżbieta, siostra zaginionej, protestuje:
- Faktycznie, w 2014 roku pierwszy raz zawiadomiłam policję o zniknięciu siostry. Wiedziałam już od niej, co się dzieje we Wszemborzu. Wtedy nie odbierała telefonu nie przez chwilę, ale przez 2 dni. Pojechałam więc do Wszemborza, a jej mąż okłamywał mnie, że Dorota pojechała do mnie. Dopiero wtedy zadzwoniłam na policję. I wyszłam na idiotkę. Bo policja przyjechała do Wszemborza i okazało się, że Dorota jednak jest w domu. Nie odbierała ode mnie telefonu, bo wcześniej zabrał go jej mąż, który akurat miał taki kaprys.

Elżbieta przyznaje jednak, że rodzeństwo nie mówi wspólnym głosem i jest podzielone. - Trzy nasze siostry trzymają stronę męża Doroty. Jednej z nich ponoć przez kilka miesięcy opłacał mieszkanie. Dwie z sióstr oskarżyły też niedawno mojego partnera, że je kiedyś molestował. Chodzi o oczernienie nas - każdego, kto wspiera Dorotę. Moim zdaniem mąż Doroty jakoś wspiera materialnie moje siostry, bo to człowiek, który próbuje kupić różne rzeczy. Po swojej stronie ma też męża jednej z sióstr, czyli mojego szwagra. Tego, który również usłyszał zarzut składania fałszywych zeznań w sprawie zniknięcia Doroty i u niego pomieszkuje. I powiem panu jeszcze jedno: Dorota od pewnego czasu nagrywała swojego męża podczas spotkań z dziećmi we Wszemborzu. Tak jej poradził pewien mądry człowiek. Na tych nagraniach, co słyszałam na własne uszy, on mówił do niej, że ma się cieszyć, że jeszcze widzi dzieci, że on sobie nią rąk nie pobrudzi, bo ludzie za pieniądze zrobią takie rzeczy, o których Dorocie się nawet nie śniło. Te nagrania są na naszych komputerach. Zabezpieczyła je policja. Były też na dyktafonie, który Dorota zabrała ze sobą w dniu zaginięcia.

Elżbieta na pożegnanie pokazała mi zdjęcie męża Doroty. Zrobiono je kilka lat temu na jednej z uroczystości rodzinnych.
Mąż Doroty siedzi sam przy stole, nie uśmiecha się, ma ponurą minę.

Podobną minę widzę na jego twarzy w ostatni poniedziałek. W poznańskim Sądzie Okręgowym, pod nieobecność Doroty, odbyła się kolejna rozprawa rozwodowa. Chciałem go zapytać, czy wie, co się z nią stało, czy słusznie postawiono mu zarzuty za składanie fałszywych zeznań.

Ale mąż Doroty nie powiedział niczego konkretnego. Rozmowy z nami zabroniła mu siedząca obok jego adwokat Karolina Pomin. Mecenas stwierdziła, że choćby ze względu na dobro dzieci jej klienta nie powinniśmy interesować się sprawą. Przekonywała, że od wyjaśnienia losów Doroty jest policja i prokuratura, a nie media.

Łukasz Cieśla

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.