Gaz opóźniający. Komentarz redaktora Bartosza Wacławskiego ws. budowy drogi do Supraśla
Gdy inwestycje mają poślizg, to przeważnie winna jest pogoda. Zdarza się też, że wykonawca schodzi z budowy ze względów ekonomicznych lub trafi na odkrycia archeo rodem niemalże z epoki kamienia łupanego.
Ale to zrzucanie winy na krnąbrną aurę daje drogowcom alibi niemal doskonałe. I niezwykle pojemne, bo w złych okolicznościach przyrody do grzechów meteo można na upartego nawet wrzucić suszę. Paradoksalnie tym największym winnym nie jest też tęgi mróz. Zazwyczaj - przynajmniej na tych najważniejszych drogowych inwestycjach - obowiązuje karencja na kwartał zimowy. Ale żadnej ulgi nie ma, gdy leje. Zwłaszcza tygodniami, to wtedy grunt się pod nogami robi grząski. W takich sytuacjach samorządy zazwyczaj przedłużają termin zakończenia inwestycji. Tak było w przypadku budowy dworca PKS czy obwodnicy Księżyna.
W przypadku estakady w Krasnem pogoda tym razem nie spłatała figla. Winnym okazał się gaz, a w zasadzie linia zasilająca Supraśl. Przynajmniej dobrze, że nie jego złoża, bo moglibyśmy wyjść na (g)łupków w rezerwacie. Poślizg ma jednak zaletę: samorządowcy nie będą przecinać wstęgi przed wyborami. Chyba, że ich diabeł podkusi i każe im prewencyjnie wyświęcić estakadę. Tyle że wtedy gaz opóźniający zamieni się nie tyle w rozweselający, co ośmieszający.