Grzegorz Żochowski

Grzegorz Żochowski: Dymki

Papieros Fot. sxc.hu Papieros
Grzegorz Żochowski

Statystyki gospodarcze mówią o rosnącym optymizmie. Nie inaczej wypowiadają się badacze społeczni, dostrzegający w ludziach coraz więcej zadowolenia.

Nie rozumiem więc dlaczego, ale w momencie, gdy zaczęła się wiosna i zrobiło względnie ciepło, na ulice liczniej wyległy smętne postaci, które starają się popełnić samobójstwo. Do tego celu używają papierowych tutek wypełnionych jadowitym suszem. Zapalają rurkę z jednej strony, znajdująca się wewnątrz roślina uwalnia toksyny, wtedy robią rzecz na rozum niezrozumiałą - z drugiego końca wdychają powstały dym. Wszak muszą ci biedacy wiedzieć, jaki czeka ich koniec. Mowa o tym przecież na każdym opakowaniu z trucizną. Czy aby specjaliści nie pominęli czegoś w swych statystykach, skoro na każdym kroku widać przejawy braku woli życia?

Najgorzej, że zdesperowani nieszczęśnicy, którym już wszystko jedno, tak są pogrążeni w smolistych myślach i oparach, że nie przejmują się niekiedy otoczeniem. Skoncentrowani na osobistej tragedii, jaka się właśnie dokonuje, trują wszystkich naokoło. Jakby umyślnie staną od nawietrznej strony przystanku autobusowego, wśród tłumku na przejściu dla pieszych, przechadzają się uczęszczanym chodnikiem lub siądą pod kawiarnianą parasolką w pobliżu deptaka, żeby nie tylko ich męczyły kłęby wypuszczane z gęby.

Z doświadczenia wiem, że ani im się nie uda w tym momencie zakończyć żywota, ani nikogo nie załatwią na miejscu, ale pozostaje jeszcze jeden aspekt prób samozniszczenia - nieciekawy smrodek. Mityczne przepowiednie mówią nawet o odruchowej nieprzyjemności, jakiej doznają w nikotynowej atmosferze komary, a w popiele - mszyce. Przypuszczam jednak, że tytoniowe smużki i obłoki znacznie skuteczniej niż owada płoszą niepalących. Niech nie umknie analizie i to spostrzeżenie, że jeśli dany samobójca dwa dni upiera się na brak kontaktu z pastą higieniczną do mycia uzębienia oraz w tym czasie ponawia próby targnięcia się na zdrowie i życie, to i bez wdychania i wypuszczania dymu rozsiewa aromata, nieco podobne do tych, które znają z codziennej praktyki hodowcy trzody chlewnej.

Nie mogąc zapobiec przykremu zjawisku, podzielę się pomysłem, zmierzającym w nieco innym kierunku. Wszyscy jesteśmy równi - także i ten płynie stąd wniosek, że każdemu tyle samo wolno. Zamiast więc walczyć z wiatrakami, może umówmy się, że smrodzimy na równych prawach. Stop, stop - nie żeby zaraz uciekać się do towarzyskiej nieelegancji i razić otoczenie jakimś zepsutym powietrzem. Nie, przeciwnie, tylko świeżym, z pełną kulturą. Nade wszystko polecam czosnek. Są tacy, którzy znają tylko taki antybiotyk. Nie ma się zatem co przejmować nikim, jeśli mamy chęć na solidnie doprawioną kiełbasę albo lubimy asekurować zdrowie tym cudownym lekarstwem. Jedni będą smrodzili papierochami, inni naturą. Fetor będzie co prawda większy niż był, ale za to sprawiedliwy i bez posądzania niektórych o chamstwo i prostactwo.

Grzegorz Żochowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.