Jak katechetka z gimnazjum zdemaskowała domowego gwałciciela

Czytaj dalej
Fot. Artur Drożdżak
Artur Drożdżak

Jak katechetka z gimnazjum zdemaskowała domowego gwałciciela

Artur Drożdżak

Czasem nieprzyjemna prawda, by ujrzeć światło dzienne, potrzebuje akuszerki. W przypadku gwałciciela z Krakowa taką rolę odegrała katechetka z gimnazjum.

Stanisława I. już od dłuższego czasu przyglądała się Renacie. Widziała, że z dziewczyną dzieje się coś złego. Chodziła smutna, unikała rówieśników w gimnazjum. Kiedy katechetka dostrzegła, że dokonuje samouszkodzeń na rękach, powiadomiła o sprawie jej matkę, Dorotę.

Ta obiecała, że zajmie się sprawą i zabrała córkę do psychologa. Tyle że w jego gabinecie Renata się nie otworzyła. Bo to był mężczyzna.

Potem pocztą elektroniczną do Stanisławy I. dotarła wiadomość od innej uczennicy, że Renata ma nowe cięcia. I planuje „coś gorszego”.

Tajemnica uczennicy

Katechetka obawiała się, że uczennica może targnąć się na życie. Gdy na osobności zapytała Renatę, co się dzieje, ta wybuchnęła płaczem.

Z jakiegoś powodu Renata nie chciała zwierzyć się swojej matce. Większe zaufanie miała jednak do katechetki. I to właśnie jej, podczas kolejnej rozmowy, uchyliła rąbka tajemnicy.

- Mam kłopoty w domu, boję się ojca, który pije i jest nieobliczalny - powiedziała 16-latka. Był luty 2018 r., tuż przed feriami. Tego dnia nie zdecydowała się powiedzieć nic więcej.

Stanisława I. nie odpuszczała. Drążyła temat i po kilku dniach zapytała wprost Renatę, czy ojciec ją molestował.

- Dobierał się do mnie i boję się, że znów to zrobi - przyznała i poczuła jak ciężar spada jej z serca.

Reakcja katechetki, która stwierdziła, że tej sprawy tak nie zostawi, mocno jednak przestraszyła Renatę. Stanisława sporządziła notatkę z rozmowy, powiadomiła dyrekcję szkoły oraz Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Renatę ogarnął strach, wysłała nawet SMS katechetce: „Chciałam powiedzieć, że niepotrzebnie to mówiłam. Mogłam dalej to w sobie dusić. Przynajmniej byłoby lepiej, a teraz boję się wszystkiego, co będzie. Ja nie daję rady. Przepraszam, że mieszam panią w to wszystko”.

Sytuacja ją przerosła. Kiedy odwiedziła kuzynkę, wyznała jej nawet, że nie chce wracać do domu. Mąż kuzynki zapytał ją skąd ta niechęć, a ona niespodziewanie wyjawiła mu, że ojciec ją molestuje, dotyka, a ona się wtedy broni. Boi się, że w końcu dojdzie do gwałtu, dodała, że dramat trwa już 2-3 lata. Kiedy pytał o szczegóły, nie zdradziła ich. Nie odpowiedziała też na pytanie, czy ojciec podobnie postępuje z siostrą.

Kuzynka nie słyszała ich rozmowy, bo zajmowała się niemowlakiem. Mąż później powtórzył jej zasłyszaną relację. Poznali prawdę, ale nie zdecydowali się na interwencję.

Na szczęście po reakcji katechetki sprawa potoczyła się szybko. Pracownice MOPS pojawiły się w mieszkaniu Renaty, ale zostały jedynie jej ojca. Nie zdradziły mu, jaki jest powód ich wizyty.

16-latka, mając wsparcie Stanisławy I., w końcu powiedziała matce, że ojciec zmusza ją do kontaktów seksualnych. Dorota nie drążyła tematu, widziała, że to wywołuje duże emocje u córki. Zapytała starszą Tamarę, czy i ona jest ofiarą.

- Tak kiedyś było, ale potem ojciec dał mi spokój - przyznała 18-latka. Dorota zdecydowała się na zawiadomienie policji. Zbigniew został zatrzymany następnego dnia. Kobieta z córkami trafiła do ośrodka dla ofiar przemocy, wszystkie dostały wsparcie MOPS.
Renata prosiła, by podczas przesłuchania była przy niej obecna katechetka ze szkoły. Opowiedziała o molestowaniu, przypadkach, gdy ojciec się przy niej rozbierał do naga i w jaki sposób realizował swoje potrzeby seksualne. Mówił do niej: to potrwa krótko i nie będzie bolało.

Molestowana druga córka

Swoją relację złożyła też Tamara. Wspominała o nieproszonych wizytach ojca w łazience, gdy brała kąpiel lub o tym, gdy zjawiał się w jej pokoju i molestował ją, korzystając z okazji, że żona śpi w pokoju obok zmęczona po pracy. Dramat Tamary trwał pięć lat, zaczął się, gdy była w szkole podstawowej, potem zainteresował się młodszą córką Renatą.

Obie dziewczyny słyszały, że brutalnie wykorzystuje Dorotę, gdy odmawiała mu seksu. Żona nie zgadzała się na zbliżenia, gdy mąż był pijany, bo bała się, że zrobi jej krzywdę.

Gdy sprawa molestowania córek wyszła na jaw, Dorota też opowiedziała o tym, jak przez długie lata była ofiarą gwałtów, znęcania i przemocy.

- Mnie się chcę i ja muszę - mówił jej mąż, gdy miał ochotę na seks. Gdy go brutalnie egzekwował, przy okazji podduszał żonę, aż traciła oddech.

Dorota opisała prokuratorowi, jak na przestrzeni 18 lat wyglądał ich związek. O uzależnieniu męża od hazardu i alkoholu. O tym, że pomagała kryć jego nałogi, by nie stracił pracy ochroniarza. Jako pracownica służby zdrowia aplikowała mu kroplówki, by szybciej trzeźwiał i mógł iść do roboty. Zbigniew potrafił dziennie wypić litr wódki.

Jak można było wytrzymać z takim tyranem?

Dorotę tłamsił wstyd, strach i poczucie, że nikt jej nie zrozumie. Była w szachu, bo mąż manipulował nią i córkami.
Raz, gdy oświadczyła, że odchodzi i chce rozwodu zaczekał, aż poszła do pracy, założył pętlę i próbował się powiesić w obecności dzieci. Tamara odcięła go ze sznura, a Renata wezwała karetkę.

Szantaż samobójstwem

Odratowany w chwilach kryzysu szantażował potem rodzinę, że się zabije. Czasem mówił, że ze służbowej broni zastrzeli żonę, córki, a potem siebie. Umiał siać strach i psychicznie dręczył najbliższych, kontrolował ich, rozliczał co robią, wymagał absolutnego posłuszeństwa.

Zbigniew W. początkowo nie przyznawał się do winy. Mówił, że sam, gdy był mały, został wykorzystany przez ojca, ale konkretów nie podał. Nie było w tej sprawie prowadzone żadne postępowanie.

Biegła seksuolog stwierdziła, że gdyby nawet był ofiarą nadużyć w dzieciństwie, to nie warunkowało to bezpośrednio jego zachowań w życiu dorosłym przeciwko żonie i dzieciom. Stwierdzono u niego poziom libido w górnych granicach normy, a ekspertka określiła jego działania wobec córek jako „zastępcze czyny pedofilne kazirodcze”.

Biegli przebadali jego trzy ofiary. U Renaty zauważyli objawy typowe dla ofiary przemocy seksualnej. Określili, że w tej sytuacji była samotna, bezradna i bała się wyjawienia molestowania z lęku o siebie i matkę. Miała do niej żal, że się nie rozwiodła.

Po ujawnieniu sprawy obwiniała się, że to z jej przyczyny ojciec trafił za kratki.

U Tamary biegli wykryli stan „zamrożenia emocjonalnego”, odcięcia uczuciowego od doznanej przemocy ze strony ojca. Dorotę opisali jako osobę współuzależnioną od męża, która starała się ukryć, co się dzieje w ich domu.

- Nie dostrzegała przemocy na dzieciach, skoncentrowana na pomocy mężowi i na utrzymaniu rodziny - zauważyli biegli.

Przed Sądem Okręgowym w Krakowie Zbigniew W. przyznał się do wszystkiego i chciał, by nie musiały zeznawać jego dzieci i żona. Przepraszał je, żałował czynów, obiecywał podjęcie terapii. Prosił o przebaczenie i danie mu szansy.

Wyższy wyrok po apelacji

Sąd za wszystkie zarzuty skazał go na osiem lat kary w systemie terapeutycznym, orzekł nakaz natychmiastowego opuszczenia mieszkania i zakaz kontaktu przez 10 lat z rodziną. Zakazał mu na 10 lat wykonywania zawodów związanych z pracą z dziećmi. Nakazał wreszcie leczenie i zapłatę po 30 tys. zł dla każdej z trzech pokrzywdzonych.

Sąd Apelacyjny w Krakowie na wniosek prokuratury w listopadzie br. podwyższył mu wymiar kary do 10 lat więzienia i ten wyrok jest prawomocny.

Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.