Mariusz Parkitny

Jak sekretarka adwokata pogrążyła go w sprawie fałszywki testamentu

Jak sekretarka adwokata pogrążyła go w sprawie fałszywki testamentu
Mariusz Parkitny

- Wielokrotnie mówił mi, że mam wnuczkę, a przecież wypadki chodzą po ludziach. Odbierałam to jako nic nie znaczącą dygresję, ale potem zaczęłam się go „fizycznie obawiać”

- Tak mówiła podczas przesłuchania w Centralnym Biurze Śledczym w Szczecinie, 58-letnia Maria M., była sekretarka szczecińskiego adwokata Marka K., oskarżonego o oszustwa sądowe.

Mecenas czeka na proces. Nie przyznaje się do winy. Twierdził nawet, że zarzuty to wymysł prokuratora.

Maria M. była sekretarką w kancelarii adwokata przez pięć lat, od maja 2015 do 30 kwietnia 2010. To w tym czasie doszło do trzech z czterech oszustw, o które prokuratura oskarża Marka K.

Pan od testamentów

Marek K. został oskarżony o popełnienie wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami trzech oszustw sądowych i jednego usiłowania oszustwa, przy użyciu sfałszowanych testamentów.

- Mechanizm działania oskarżonego każdorazowo polegał na tym, że zlecał on, nieustalonej w toku śledztwa osobie, dokonanie przestępstwa podrobienia testamentu, poza jednym testamentem, odnośnie którego ustalono, że podrobienia dokumentu dokonała Ewa T. (ostatnia sekretarka Marka K.) - wyjaśnia prokurator Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

W postępowaniu spadkowym, oskarżeni przedstawiali sfałszowany testament, wprowadzając sąd w błąd i wyłudzali poświadczenie nieprawdy w postanowieniu o stwierdzeniu nabycia spadku po zmarłym. Oskarżeni na podstawie takich fałszywek przejmowali spadki, które im się nie należały.

- Decyzje wydane na skutek działania oskarżonych znacznie pogorszyły sytuację majątkową osób uprawnionych do uzyskania spadku, albowiem osoby te nie mogły dziedziczyć należnych im udziałów - dodaje prok. Wojciechowicz.

Sprawa pani S.

Jeden z zarzutów dotyczy sfałszowania testamentu Mieczysławy S., które miał zlecić Markowi K., Paweł S., syn zmarłej i znany przedsiębiorca z Karpacza. Chodziło o majątek wart 4,5 mln zł!. To głównie nieruchomości nad Bałtykiem. Prokuratura ustaliła, że do przestępstwa doszło między lutym i listopadem 2007 r, a oskarżeni spotykali się w Karpaczu, Świnoujściu i Szczecinie. W testamencie podrobiono podpis i treść ostatniej woli zmarłej. Dokument Paweł S. podrzucił podstępnie do rzeczy osobistych zmarłej, tak, aby odnaleźli go członkowie rodziny, którzy mieli prawo do spadku o wartości 3 mln zł. Na podstawie sfałszowanego testamentu, sąd zmienił zasady dziedziczenia i majątek trafił do Pawła S. Gdy sprawa z fałszowaniem testamentów się wydała, Paweł S. przyznał się do winy, złożył obszerne wyjaśnienia i dobrowolnie podał karze. Ma też zwrócić nienależny majątek.

Sekretarka

Maria M. była w tamtym czasie sekretarką mec. K. O sprawę testamentu Mieczysław S. pytali ją min. oficerowie CBŚ. Zeznania kobiety są porażające. Wynika z nich, że adwokat próbował na niej fałszerstwa testamentu.

Oto fragment zeznań Marii M.:

- Mecenas K. poprosił mnie o napisanie testamentu charakterem pisma Mieczysławy S. Na przełomie lipca-sierpnia 2007 r. do swojego gabinetu zawołał mnie mec. K. i podyktował mi pismo, które okazało się, że jest wzorem testamentu, który miałaby sporządzić pani Mieczysława S. Ja o co dyktował mi pan mecenas pisałam na czystej kartce A4. Mecenas wskazał mi jak graficznie ma wyglądać te pismo (...) Z tego testamentu wynikało, że pani Mieczysława zapisuje dla syna Pawła hotel z restauracją znajdujący się w Karpaczu, zaś cór- ce Małgorzacie dwa lub trzy sklepy i mieszkanie albo dom w Świnoujściu lub Wolinie. Ponadto dla wnuka, chyba Kamila, syna Małgorzaty kwotę 50 tys. zł gotówce (...). Na końcu mecenas powiedział, abym się podpisała danymi Mieczysławy S. - zeznawała była sekretarka adwokata.

Potem mec. K. pokazał jej notes z numerami telefonów do znajomych, lekarzy, koleżanek. Przy niektórych były imiona i nazwiska, przy innych tylko imiona. Okazało się, że był to notes Mieczysławy S.

- Powiedział, żebym przyjrzała się charakterowi pisma w notesie i odpowiedziała mu, czy potrafiłabym tak napisać. Odpowiedziałam, że nie potrafię. Nie skomentował tego w żaden sposób. Zabrał podyktowany testament i notes - zeznawała sekretarka.

Kilka tygodni późnej adwokat miał położyć na biurku sekretarki trzy kartki A4 z marginesami, na których była taka sama treść testamentu jaką podyktował wcześniej sekretarce. Oto co na ten temat zeznała:

- Na tych kartkach były napisane trzy wzory testamentu dokładnie tego samego, który on mi dyktował, pismem bardzo podobnym do pisma znajdującym się w notesie, który również mi pokazał. Poprosił, abym wybrała z trzech wersji najlepsza według mnie wersję - podobna do pisma pani Mieczysław S. Ja to zrobiłam i wybrałam jeden, który moim zdaniem najbardziej odpowiadał zapisom w notesie. Mecenas zabrał te trzy testamenty i notes. Ja nie wiem co dalej się z tymi testamentami działo - zeznawała Maria M.

Opowiadała też o wyjazdach adwokata do hotelu K. w Karpaczu, którego właścicielem był Paweł S.

- Mecenas jeździł do hotelu, bo sama nieraz dzwoniłam w jego imieniu do recepcji i informowałam o przyjeździe mecenasa. Poza tym jego konkubina (...) handlowała jakimiś suplementami diety odchudzającej i ja kilka razy wysyłałam to pocztą do tego hotelu na nazwisko Paweł S. - mówiła.

Przyznała, że schowała dwie próbki podrobionego pisma.

- Kilka tygodni po zapoznaniu się przeze mnie z tymi trzema testamentami, porządkując biurko mecenasa K. znalazłam na nim dwie kartki, na których zapisane były po jednym niedokończonym zdaniu wskazującym na to, że jest to zdanie wyjęte z dyktowanego mi testamentu pani Mieczysławy S. Te niedokończone zdania napisane były na kartkach A4 w kratkę. Ja sama ich nie zniszczyłam, lecz zachowałam do powrotu kancelarii mecenasa i zapytałam się, co mam z tym zrobić. Poprosił, abym to zniszczyła. Ja tego nie zrobiłam i nie pamiętam, gdzie to schowałam.

- Dlaczego tego świadek nie zniszczył, jak prosił adwokata - pytał oficer CBŚ.

- Nie wiem - odpowiedziała sekretarka.

Zwolnienie

Maria M. od sześciu lat nie jest już sekretarką mec. K. Pokłócili się o pieniądze. Kobieta twierdzi, że adwokat jest jej winien 10 tys. zł., choć sprawę przed sąem przegrała. W 2010 r. mec. K. zwolnił ją z pracy.

- Zostałam zwolniona z kancelarii, bo mecenas wykorzystał moment, gdy naciskałam na niego o swoje pieniądze, w sprawie, w której był moim pełnomocnikiem przed laty (...), gdzie jak się później okazało, już dwa lata wcześniej odebrał moje pieniądze i nie oddał mi ich. Wykorzystał moment i obarczył mnie swoim błędem ponieważ nie dotrzymał terminu rozprawy, w wyniku czego jego klienci przegrali sprawę i ponieśli duże konsekwencje finansowe, a winę zrzucił na mnie - mówiła o kulisach swojego odejścia.

Według niej adwokat otrzymał pieniądze od jej dłużnika, ale jej o tym nie powiedział. I dlatego pozwała go do sądu.

- On te pieniądze odebrał jak ja jeszcze u niego pracowałam. Ja się o tym dowiedziałam od adwokata mojego dłużnika. W sądzie najpierw mecenas otrzymał nakaz zapłaty mi żądanej kwoty, od czego się odwołał i ja sprawę odwoławczą przegrałam. Pani sędzia uznała, że ja jestem osobą niewiarygodną, zaś mecenas o nieskazitelenej opinii z 20-letnią praktyką nie połasiłby się na tak niską kwotę - opowiadała zwolniona sekretarka.

Według adwokata Maria M., jest niewiarygodna.

- Jak wytłumaczy pani fakt, zaufanie mec. K., że przedstawił pani podrobione, sfałszowane testamenty - pytał sekretarkę oficer CBŚ.

- Mecenas K. był tak pewien siebie, że praktycznie wychodził z założenia, że jeśli ja miałabym kiedykolwiek to komuś powiedzieć, to nikt mi nie uwierzy. Ponadto on wielokrotnie mnie informował, że ja mam wnuczkę, a wypadki chodzą po ludziach. Na początku odbierałam to jako taką nic nie znaczącą dygresję, ale po jakimś czasie zaczęłam się go fizycznie obawiać. On mi wprost nie groził, tylko uderzał w taki mój najczulszy punkt, czyli wnuczkę - odpowiedziała zwolniona sekretarka.

Adwokat

Mec. Marek K. nadal jest adwokatem, ale nie może wykonywać pracy, bo nie pozwala mu na to jego korporacja. Niedawno został nieprawomocnie skazany na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Musi oddać byłej klientce prawie 30 tysięcy złotych, które według sądu przywłaszczył sobie bezprawnie. Ważnym świadkiem w tej sprawie była...Maria M., była sekretarka adwokata. Prawnik nie przyznał się do winy. Sugerował nawet, że padł ofiarą kobiecego spisku.

W sprawie testamentow prokuraturze nie udało się ustalic, kto fizycznie fałszował dokumenty. Śledztwo w tej sprawie trwa.

Mariusz Parkitny

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.