Bohdan Dmochowski

Jak to w starym łódzkim maglu...

Jak to  w starym łódzkim maglu...
Bohdan Dmochowski

Jeśli przyśni ci się magiel to znak, że niebawem spotka cię wielkie szczęście - donosi internetowy sennik.

Ale nie przyśni się on nowoczesnej, czyli młodej pani domu, która magla na oczy nie widziała. Dla niej magiel to tylko towarzyska odmiana gadulstwa o wszystkim i o niczym, tak opisanego wierszem przez Jana Brzechwę:

„Mówią w maglu, moja pani, / Że na wiosnę będzie taniej / A po drugie, że już w lecie / Będzie wojna, a po trzecie, / Że się wszystko jeszcze zmieni / Jak śnieg spadnie na jesieni.”

Z Frani do magla

Tymczasem pani Zofii, już emerytce, staje przed oczami magiel sprzed kilkudziesięciu lat - terkocząca machina z walcem obracanym korbą. Właścicielka wsuwała pod walec pachnące krochmalem poszwy, poszewki, prześcieradła, obrusy, a jej mąż kręcił korbą. Pani Zofia opowiada:

- Moja mama Mirka na pranie brała w pracy dwa dni urlopu. Przychodziła też babcia Ela, bo jedna osoba nijak nie poradziłaby sobie. W podwórku była pralnia z dużą balią i kotłem na węgiel. W przeddzień akcji w tej balii lądowała pościel i ręczniki, żeby namokły w wodzie z proszkiem. Rytuał zasadniczego prania zaczynał się nazajutrz, bladym świtem, od gotowania w kotle wymoczonego w balii prania. Następnie jeszcze parujące ręczniki i pościel wrzucało się do pralki Frania. Można było dzięki niej zapomnieć o blaszanej tarze. Trwało to i trwało. Potem było płukanie w wannie i wykręcanie rękoma i wyżymaczką. Następnie niosło się suche już pranie do magla w oficynie kamienicy przy ul. Nawrot 53.


Gdzie wygładzić?

Magla z opowieści pani Zofii od dawna nie ma. Staruszkowie pomarli, a ich dzieciom i wnukom maglowanie nie w głowie. Pralnie podwórkowe i blokowe tu i tam przetrwały, tylko nikt pod starymi kotłami ognia nie rozpala i nie pierze w wannie.

- Teraz kobitki maja w domach wielofunkcyjne pralki z programem na pranie białego, kolorowego, gotowanie, płukanie, odwirowywanie, ale pościel na magiel samochodem albo tramwajem się wozi, bo na przykład koło mojej kamienicy na Bałutach magla od lat już nie ma. Ze świecą trzeba go szukać w całym mieście albo przepłacać w pralniach w hipermarketach - wieści koniec osiedlowych magli pani Wanda, handlarka z bałuckiego targowiska.

Świeca to jednak za mało, żeby w Łodzi znaleźć niewielką osiedlową pralnię z maglem. Nie ma ich także na terenie wielu osiedli mieszkaniowych.

- Odkąd wprowadzono podzielniki wody większość blokowych pralni przestała funkcjonować - mówi Sylwia Nowakowska ze Spółdzielni Mieszkaniowej „Botanik”. - Aby mniej płacić za wodę, niektórzy lokatorzy podstawiali wiadra pod krany w pralniach. Tak na przykład było na Widzewie u moich rodziców, gdzie odcięto dopływ wody do pralni.

W blokach Spółdzielni Mieszkaniowej „Botanik” w pralniach też nie piorą, nie mówiąc już o osiedlowym maglu.

- Takie pomieszczenia są wykorzystywane przez ekipy remontowe i gospodarzy na składziki - informuje kierownik spółdzielczej administracji. - A magiel? U nas, niestety, czegoś takiego nie ma.

Z wymaglowaniem pościelowego niełatwo też na terenie Spółdzielni Mieszkaniowej „Chojny”.

- W naszych blokach pralnie z licznikami wody i suszarnie nadal funkcjonują, nie ma w nich pralek, ale zostały wanny, ciepła i zimna woda w kranach. Natomiast z maglem jest kłopot - objaśnia sytuację Marek Maciejewski, szef administracji SM „Społem”. - Na Chojnach takiego punktu nie ma, najbliższy magiel nowego typu jest na ulicy Śląskiej. Raz mi się zdarzyło zawieźć tam pościel, nawet dobrze to wyszło .

W piwnicznej izbie

Jak to w życiu bywa, trop do magla wskazała... klientka małej rodzinnej firmy krawieckiej z Retkini.

- Proszę udać się na ulicę Olimpijską, tam pod „czwartym” jest osiedlowa pralnia z tradycyjnym maglem. O, jak ładnie wygładzili mi tam i wyprasowali pranie - pokazuje ofoliowany stosik poskładanych w kostkę trzech kompletów bawełnianej pościeli i lnianych serwet.

- Płacę sześć złotych za kilogram, a w punkcie pralniczym w hipermarkecie wzięliby za to sam dziewięć złotych bez jednego grosza. Na gotowe musiałabym czekać dwa tygodnie, bo - jak mi powiedziała kierowniczka punktu- pranie wożą tylko raz w tygodniu do magla w Warszawie!

- Znają nas przede wszystkim klienci z tego retkińskiego osiedla i ten adres przekazują dalej - mówi Adam Tyburski, właściciel usytuowanej w piwnicy bloku pralniczo-maglarskiej firmy usługowej. - Tradycyjne magle znikają jeden po drugim, a klienci skarżą się, że coraz dalej muszą jeździć z praniem. Układ działa w obie strony, bo oni przyjeżdżają do nas, a my jeździmy do nich.

Zakład jest wyposażony w nowej generacji urządzenia do prania, krochmalenia, odwirowywania i suszenia, ale magnesem jest magiel starszy od jego właściciela.

- Ta pralnia razem z maglem powstała zaraz po wybudowaniu bloku, czyli około trzydzieści pięć lat temu. Ze starych urządzeń został tylko on - poklepuje dłonią napędzany elektrycznym silnikiem walec o średnicy 0,5 metra i ponad dwumetrowej długości. Magiel pomrukuje w takt niespiesznych obrotów.

- Wygładza pościel, ręczniki, obrusy, firany, zasłony - właściciel pralni wylicza kilka z wielu możliwości urządzenia. - Oczywiście do przetrwania interesu potrzebne są zlecenia od hoteli i restauracji, ale wyglądamy każdego, kto znajduje schodki do piwniczki. Ten magiel głównie dla okolicznych mieszkańców się kręci.

Bohdan Dmochowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.