Jedna religia, trzy wyznania. Co łączy, a co dzieli chrześcijan?

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas / Polska Press
Julia Kalęba

Jedna religia, trzy wyznania. Co łączy, a co dzieli chrześcijan?

Julia Kalęba

18 stycznia rozpoczął się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Rozmawiamy z ks. prof. Łukaszem Kamykowskim, teologiem, kierownikiem Katedry Chrystologii Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie, dyrektorem Międzywydziałowego Instytutu Ekumenii i Dialogu.

Papież mówi o jedności, która nie jest jednolitością. Ksiądz wierzy w powrót do jednego chrześcijaństwa?

Taka jedność byłaby możliwa, ale przy zachowaniu różnorodności naszych religii i kultur. Papież podkreśla, że dążenie do integracji nie może się opierać na zawłaszczaniu ani ujednolicaniu. To, czego nie musimy robić oddzielnie, moglibyśmy zrobić wspólnie.

Bo całość jest ważniejsza niż część?

Owszem, ale i z tego powodu, że nikt z nas nie ma sam tego, co mamy razem. Zwróćmy uwagę, że o takim szanującym inność przywróceniu pełnej jedności papież Franciszek mówił w kontekście prawosławia. Rzeczywiście wydaje się, że teologicznie to by było najłatwiejsze. Różnice w rozumieniu Kościoła, sakramentów nie są wielkie. Przez pierwsze tysiąc lat jednak się akceptowaliśmy. Nawet w jakiejś mierze Kościół prawosławny uznaje prymat biskupa Rzymu (jeśli nie byłby heretykiem). W każdym razie - zdaje sobie sprawę, że Piotr był pierwszym spośród Apostołów. Wierzę, że gdyby wrócić do tego, jak Kościół rozumiał siebie w pierwszych wiekach, moglibyśmy próbować odbudować tę jedność na wspólnym fundamencie.

Jak to się stało, że wychodząc od jednej Biblii, powstały odmienne idee, spory i wojny, wreszcie - trzy osobne wyznania?

Ludzie są różni. To prosta, ale podstawowa rzecz. Z jednej strony tęsknią do jedności, wzajemnego zrozumienia, do wspólnego myślenia. Z drugiej strony jest tendencja polegająca na założeniu: jeżeli ktoś myśli inaczej niż ja, to ja mu się muszę przeciwstawić. Na to nakłada się różnica w interpretacji. Proszę zobaczyć, że Biblia w grece ma liczbę mnogą, czyli Pisma. I to faktycznie jest biblioteczka bardzo różnych kawałków, które nie tworzą jednolitej całości. Biblia to nie jest spójny podręcznik do matematyki. Ewangelie powstały jako zapis wydarzeń naocznych świadków Chrystusa i są świadectwem pamięci spisanym po męczeństwie Piotra i Pawła w Rzymie.

„Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei” - pisał św. Paweł do Efezjan. To wezwanie do wszystkich chrześcijan.

I na początku uczniowie żyli razem. Wszystko mieli wspólne, chcieli się dzielić z tymi, którzy mieli mniej. I dlatego widziano w tym główną przyczynę rozwoju Kościoła jako wspólnoty wiary. Faktu, że Pan przymnażał im nowych wierzących. Ludzi spoza wspólnoty zdumiewało: jak oni się miłują, jeden za drugiego jest gotów oddać życie.

Wezwanie okazało się niemożliwe do spełnienia?

Widzimy, jakie to było od początku trudne. W tym samym czasie dało się zauważyć też pierwsze podziały. Jeden mówił, że został ochrzczony przez Apollosa, drugi, że przez Kefasa, trzeci się chwalił, że przez Pawła. Jedni uważali się za lepszych od drugich. To takie ludzkie. Trudność w rodzącym się Kościele polegała też na tym, że Jezus i pierwsi Apostołowie byli Żydami. Mieli za sobą dziedzictwo Starego Testamentu i świadomość, że Bóg opiekuje się nimi w sposób szczególny. Było w tym też wrażenie obcości w świecie grecko-rzymskim, który z ich punktu widzenia był bezbożny.

Grecy nie pozostawali im dłużni.

Z ich punktu widzenia Żydzi byli fanatykami, którzy nie chcieli uznać posągów cezara. Bóg, o którym mówili Żydzi, był im daleki, niewidzialny, niedostępny.

Kultura nie potrafiła oddzielić się od religii?

Wiara zawsze wciela się w kulturę. Każda religia musi mieć swoje ciało. Wzajemne poczucie nieakceptacji Żydów i Greków najbardziej było widoczne przy spotkaniu w zwykłej codzienności. Ale poza wymiarem społecznym religia ma także ten indywidualny. Wcześniej społeczny wymiar był dużo bardziej zauważalny i akcentowany. Społeczność musiała przeżyć, by mogły przeżyć jednostki. Z czasem indywidualność i wewnętrzny kontakt z Bogiem zyskiwały na znaczeniu. Bóg zapowiedział: „wyleję Ducha mojego na wszelkie ciało”. Ludzie z pomocą tego Ducha mieli rozpoznać prawo bez pouczeń z zewnątrz. Z drugiej strony ten sam Duch Święty został dany Piotrowi, Apostołom i innym. Chrześcijaństwo się rozrastało, społeczności potrzebowały autorytetów, a te kształtowały się we własnych warunkach, na własnych obszarach, w różnych kulturach. Jednocześnie były i stałe zasady, i dynamizm wzrostu.

Jak na chrześcijaństwo wpłynął fakt, że z religii prześladowanej stało się religią dominującą?

Potraktowano ją jako narzędzie polityki. Kiedy imperium zaczęło się chwiać, poszukiwano wsparcia w religii. Najpierw Dioklecjan w III wieku obarczył chrześcijan odpowiedzialnością za wprowadzenie nowych kultów i nazwał wrogami państwa, następnie Konstantyn Wielki stwierdził, że lepiej będzie oprzeć odbudowę Imperium na silnej religii, a jego następcy postanowili ogłosić wspólne wyznanie wiary obowiązujące na całym terenie. Wtedy zauważono nieporozumienia. Gdy w jednym miejscu spotkali się wszyscy z oddalonych od siebie prowincji, zobaczono, że wyznania wiary w poszczególnych kościołach chrześcijańskich różnią się w detalach. A formuła miała być jedna. Na kolejnych soborach starano się ustalać minimum wspólnie wyznawanej wiary, które przyjmowały obie stolice tego świata: zachodni Rzym z papieżem i wschodni Konstantynopol z patriarchą.

Kwestię Trójcy Świętej uważa się za jedną z przyczyn Schizmy Wschodniej.

Bardziej chodziło o to, że Rzym wprowadził do ustalonego wcześniej credo zapis o Duchu Świętym bez zgody Konstantynopola. Patriarcha bardzo krytycznie odniósł się do niekontrolowanych poprawek. Dodatkowo pojawiła się rywalizacja o wpływy. Na Zachodzie próbowano uniezależnić Kościół od państwa, ale cesarz bizantyjski, który uważał się za zwierzchnika Kościoła, był temu przeciwny. Na początku wydawało się, że to spór prywatny i polityczny. Konsekwencje okazały się jednak znacznie poważniejsze. W XI wieku nasze drogi się rozeszły.

Katolicy niedługo potem usankcjonowali zasadę celibatu, która później poróżniła ich również z protestantami.

Wiadomo, że w pierwotnym Kościele celibat był zalecany, ale nie wymagany. I że bardzo jest związany z socjologią konkretnego Kościoła. Wymaganie to prędko pojawiło się w stosunku do biskupów - i tak też jest w prawosławiu. Dlatego prawosławnymi biskupami zwykle zostają mnisi.

Żonaty ksiądz nie może awansować?

Może dopiero po rozstaniu się z żoną za obopólną zgodą, a jeśli są dorosłe dzieci, to i one muszą się na to zgodzić. W praktyce jest to trudne. Żonaty mężczyzna może zostać prezbiterem. Dlatego kandydatom do kapłaństwa daje się czas, żeby znaleźli sobie żony przed przyjęciem święceń.

Naprawdę?

I naprawdę są „szkoły” przyszłych żon księży. W prawosławiu takie domy przygotowują do szczególnej roli tzw. matuszki - jak nazywa się kobiety będące żonami duchownych. Do ich obowiązków będzie należeć m.in. prowadzenie chóru, katechizacja dzieci. Prawosławne matuszki biorą na siebie zadanie, tak jak żony protestanckich pastorów.

Wspomniał ksiądz, że wczesne chrześcijaństwo nie rozstrzygało kwestii celibatu. Katolicy sami narzucili sobie taki rygor?

Owszem. Ale była do tego pewna podstawa w Nowym Testamencie, kiedy Paweł zwraca się do Koryntian: „Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie (…), mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaną, jak i ja.”

„Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie! Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie niż płonąć”.

Dlatego celibat księży to rzecz do rozstrzygnięcia. Zaczął się rodzić w czasach prześladowań. Człowiek bezżenny ryzykował tylko sobą, nie narażając na prześladowania żony ani dzieci. Dla nas to było jasne. Byłem święcony w chylącym się już, ale jednak nadal obowiązującym systemie komunistycznym, w którym UB szantażowało bezpieczeństwem rodziny. Drugą kwestią były misje. Porzucanie w ten sposób rodziny byłoby trudniejsze, pewnie i krzywdzące. Stan małżeński pokazuje, że nie można kochać wszystkich, nie kochając kogoś konkretnie - męża, żony, dzieci. Ksiądz, który przyjmuje celibat, pokazuje, że miłość, której oczekuje Pan, nie może się ograniczać do tych, którzy naturalnie są nam bliscy.

Czy w takim razie celibat musi być z góry nakazany?

I to pytanie stawia na nowo papież Franciszek. Mówi, że warto o tym dyskutować. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że ukształtowana przez wieki tradycja jest dużo mocniej zakorzeniona w wiernych.

To mogłoby gorszyć?

Zniechęcać. Czy ludzie chcieliby mieć żonatego księdza?

Często się słyszy, że nie mieliby nic przeciwko.

Dobrze, ale zwykle patrzymy tylko z jednej strony: czy ksiądz mógłby mieć żonę. Ale czy ludzie chcieliby naprawdę mieć żonatego księdza? Choć przyznam też, że w ostatnich latach widać, jak nasze podejście w tym temacie się zmienia.

Powiedział ksiądz, że do prawosławia jest nam bliżej, bo wiara łączyła nas tysiąc lat. Ale z protestantami byliśmy jeszcze dłużej.

I od strony ludzkiej, kulturowej jest nam się łatwiej porozumieć. A jednocześnie różnice teologiczne sięgają głębiej.

Dlaczego?

Protestantyzm wyodrębnił się z katolicyzmu, kiedy Kościół rzymski miał rzeczywiście ogromny kryzys. Reformacja w XVI wieku była następstwem skandalicznych rzeczy. I dlatego idea odrodzenia Kościoła „w głowie i członkach” zdobyła popularność. Zmiany chcieli właściwie wszyscy. A Luter był gwałtowny, chciał tego szybko i radykalnie. Odpusty nie ułatwiały sprawy. Walczył ze złem w Kościele, ale jednocześnie odrzucał wszystko, co nie miało dosłownego potwierdzenia w Piśmie Świętym. Papież nie przyjął jego pism, wymagał podpisania wyrzeczenia się jego tez. Tymczasem Luter nie mógł się zrzec idei, co do których miał pewność, że stanowią sens Ewangelii.

Protestanci odrzucili nie tylko odpusty i władzę papieską, ale również doktrynę czyśćca, celibat, nie uznali większości sakramentów.

Sakramenty dla większości Kościołów protestanckich są ważne, o ile wpisują się w wolę Chrystusa wyrażaną w Ewangeliach. I dlatego z siedmiu w katolicyzmie i prawosławiu oni uznali dwa - chrzest i Eucharystię - ponieważ są najwyraźniej opisane w Piśmie. W protestantyzmie uznaje się, że Chrystus jest jedynym pośrednikiem pomiędzy człowiekiem i Bogiem. Stąd potem idea powszechnego kapłaństwa, która zakłada, że każdy ochrzczony ma już udział w Chrystusowym kapłaństwie. Podczas gdy w katolicyzmie i prawosławiu jest trójstopniowa hierarchia: biskup, prezbiter, diakon - tam między człowiekiem a Bogiem nie ma już nikogo. Każdy może być pastorem i pastorką. I każdy też może dokonać przemiany chleba.

Mówi ksiądz - Kościoły protestanckie.

Najważniejszym zadaniem protestanckiego chrześcijanina jest słuchać słowa Bożego i je głosić. Każdy więc czytał i interpretował Pismo, niekoniecznie tak samo. Okazało się np., że Genewa Kalwina jest inna niż Wittenberga Lutra. Podziały zaczęły się też między protestantami.

Jak różni chrześcijanie rozumieją małżeństwo?

W teologii katolickiej to narzeczeni sobie nawzajem składają przysięgę małżeńską, a kapłan jest tylko świadkiem. W prawosławiu szafarzem udzielającym sakramentu jest ksiądz. Oba wyznania nie mają wątpliwości co do istoty tego sakramentu, w przeciwieństwie do całego protestantyzmu. Tam uważa się, że małżeństwo jest instytucją naturalną, zawsze skażoną grzechem. Samo małżeństwo nie jest sakramentem i nie jest święte, ale osoby w tym związku mogą być święte i w święty sposób wychowywać potomstwo.

A jak małżeństwo się rozpada?

No to trudno, to jest dziedzictwo grzechu.

Czyli protestanccy rozwodnicy nie idą do piekła.

Za sam rozwód jako taki taka kara im nie grozi. Ewentualnie za to, że nie dawali w życiu świadectwa Chrystusowi.

A katolikom grozi za sam rozwód?

W katolicyzmie rozpad małżeństwa uznaje się tylko, kiedy da się udowodnić, że już w momencie zawierania była jakaś nieprawda, problem. Podobnie jak prawosławie katolicyzm powołuje się na list św. Pawła do Efezjan, podkreślając, że małżeństwo powstaje na wzór miłości Chrystusa i Kościoła. To stwarza podstawy, by uważać je za sakrament, a nierozerwalność ma dużo głębsze znaczenie - jest antyświadectwem. Chrystus nie opuszcza Kościoła, Kościół nie przestaje kochać i nie zdradza Chrystusa. Ale jeśli pyta pani, czy pójdą do nieba - pójdą. To znaczy nie muszą. Ale mogą. Kościół naucza, że sam nie może dopuścić ich do sakramentów, ale podkreśla, że Bóg może działać poza sakramentami.

Prawosławni dostają drugą szansę.

To prawda, że Kościół udziela drugiego ślubu, ale wcześniej trzeba odbyć pokutę, nie ma też uroczystości. Trzeciej szansy nie daje.

Co z czyśćcem, który odrzucili protestanci?

Znów kwestia interpretacji i tego, że wprowadzono pewne nazwy wyrażające fakt, że są różne rodzaje zerwania z Bogiem i że człowiek w chwili śmierci rzadko kiedy jest całkowicie czysty lub brudny, biały albo czarny. I wobec tego warto się modlić także za tych, którzy odeszli z tego świata. Luter odrzucił to, bo w Piśmie nie ma o tym mowy - ani o tym, by za taką mszę ofiarować księdzu stypendium. Zresztą Luter inaczej też podchodził do pokuty.

Różni nas spowiedź.

W prawosławiu dyscyplina jest najsurowsza. Obowiązuje rozróżnienie na prowadzenie duchowe i sam sakrament. Z kolei spowiedź musi się odbyć przed każdym przyjęciem komunii. I dlatego tak mało jest przystępujących do komunii, ksiądz też nie nadąża przyjmować wszystkich. U protestantów jest odwrotnie - obowiązuje spowiedź powszechna.

Protestanci mówią: darować grzech może tylko Bóg.

I my jesteśmy o tym przekonani, tylko że kapłan jest tego pośrednikiem.

Spowiedź powszechna wydaje się po ludzku prostsza.

Ale też mniej lecząca. Tu wszystko zależy od nas, księży, dużo bardziej niż w innych sakramentach. Rozgrzeszenie nawet przez kapłana, który sam jest w grzechu, nie traci ważności, ale prowadzenie duchowe może być… do kitu.

Jedna religia, trzy wyznania. Istnieje tylko jedna prawda?

Jak rozumiemy prawdę? Jeżeli weźmiemy pod uwagę greckie pojęcie - aleteia - prawda oznacza odsłonięcie tego, co niewidzialne, dzięki światłu, które daje rozum. Prawda może też oznaczać absolut, czyli być tożsama z Bogiem. I w takim ostatecznym ujęciu jest jedna. Ale dostęp do niej mamy cząstkowy. Prawdę można odsłaniać, zbliżać się do niej. Ale każdy uczciwy badacz powie, że im więcej wie, tym więcej nie wie.

O jaki Kościół chodziło Chrystusowi?

Chrystusowi chodzi o taki Kościół, jaki istnieje w planie Bożym.

Jaki to Kościół?

Nie ma na to jednej odpowiedzi. Modlitwa ekumeniczna ma pomóc nam dążyć do tego, czego od swoich wiernych chce Bóg. Chcemy odkrywać coraz głębiej, jak budować wspólnotę z tych różnych punktów wyjścia, które istnieją, nie porzucając ich. Wyjść od różnorodności, która jest bogactwem. Rozmowy na ten temat cały czas trwają, bierzemy w nich udział.

Czemu idea ekumenizmu musiała czekać 2000 lat?

Długo każdy Kościół uważał, że to reszta powinna się nawrócić na dany sposób. Potem pojawił się pogląd, że może zaistnieć harmonia między różnorodnością a jednością. Przebiła się, gdy podzielony świat chrześcijański stanął w obliczu ogromnej większości ludzkości, która Chrystusa w ogóle nie znała. Jak mógł dawać świadectwo o Bogu, który jest miłością, pokazując wewnętrzne spory? Ruch ekumeniczny zrodził się najpierw wewnątrz protestantyzmu i rozszerzył na kolejne wyznania. Pierwszy dialog, powrót do jedności, odbywa się wewnątrz danego kościoła. Jeżeli nasz kościół katolicki nie pokaże, że umie być jeden w różnorodności, to reszta nie pójdzie. Musimy zacząć od siebie.

Julia Kalęba

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.