Jerzy Lisowski, czyli Jurek Ogórek (zdjęcia)

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Agata Sawczenko

Jerzy Lisowski, czyli Jurek Ogórek (zdjęcia)

Agata Sawczenko

Żeby jeździć nowoczesnymi wozami, wystarczy trochę rozumu. A do kierowania ogórkiem, to i rozum, i siła w rękach i nogach potrzebna - mówi Jerzy Lisowski. Przez osiem lat kierował zabytkowym jelczem

Jurek Ogórek - przedstawia się od lat Jerzy Lisowski. - Bo my zawsze razem w duecie - z dumą pokazuje zabytkowy czerwony autobus, którym obwozi po najciekawszych miejscach Białegostoku wycieczki. Kojarzą go białostoczanie: sympatyczny uśmiech, siwe bokobrody i charakterystyczna czapka kierowcy. Pan Jurek nie zliczy, ile razy dziennie musi odpowiadać na wesołe: cześć! pasażerów miejskiego autobusu, którzy kojarzą go właśnie z ogórkiem. Jeden z nich nawet kiedyś dodał: O! To ty i w KPK dorabiasz, spryciarzu!

O tym, by pracować jako kierowca pan Jurek - jak zresztą większość chłopców wtedy - marzył od dziecka. - Ciągnęło mnie do kierownicy - przyznaje. I opowiada, jak jego rodzice kupili pralkę, taką zwykłą Franię. Miał wtedy nie więcej niż cztery-pięć lat. I uznał, że pokrywka od pralki będzie świetną kierownicą. - Brałem taboret, siadałem na nim w oknie i... brrrrrr!

Gdy dorósł - zrobił prawo jazdy. - Najpierw kategorii B, na osobówki. Ale pracy nie mogłem znaleźć. Zrobiłem więc na ciężarowe. Ale pracy nadal nie było. To myślę - tylko empek został - opowiada.

Koledzy mu odradzali: - Jurek, w takiej pracy to ty roku nie wytrzymasz!

- A jakoś te 33 lata już minęły... - mówi pan Jerzy.

W komunikacje miejskiej zaczął jeździć od 1984 roku. A jakże, ogórkiem! - Najpierw z tzw. patrolem, który podpowiadał, gdzie skręcić. A potem, po dwóch tygodniach to już sam!

Jakoś tak zawsze wychodziło, że się wyróżniał wśród innych. Na przykład - do munduru kierowcy nakładał kapelusz kowbojski. - Zobaczyłem go kiedyś w sklepie. Przymierzyłem. Sprzedawczyni mówi: pasuje panu. No to dobra, biorę! - wspomina.

Jeździł w nim latami. Ale oprócz tego, że woził białostoczan autobusami komunikacji miejskiej - bywało, że kierownictwo firmy wysyłało go w dalsze podróże: np. do Poznania, po nowe autobusy.

- Któregoś dnia kierownik znów mówi: Jurek, pojedziesz po autobus. Pojechaliśmy. Tym razem do Bydgoszczy. Zdziwiłem się, że nie do Poznania. A kierownik tłumaczy: ale my po nowy autobus nie jedziemy - wspomina Jerzy Lisowski. Kierownik mówi: - Po jelcza! Ogórka!

Na to pan Jurek: - To ja wysiadam!

No, ale przyprowadził jednak tego ogórka. 550 kilometrów zrobił w 10 godzin. Wcale nieźle. Bo autobus - mimo że nie wyglądał tak pięknie jak dziś - był zupełnie sprawny. W Białymstoku oczywiście przeszedł generalny remont. - Zerwane były blachy, podłogi - wszystko od podstaw robili mechanicy. A ja od czasu do czasu patrzyłem, co robią. Jakoś mnie to zainteresowało.

Zobaczył to prezes spółki. I mówi: - Panie Jerzy, będzie pan tym ogórkiem jeździł.

A panu Jerzemu wtedy to było trochę nie w smak. Odpowiedział: - Żeby jeździć nowoczesnymi wozami, to trzeba tylko trochę rozumu mieć. A ogórkiem - to oprócz rozumu siłę w rękach i nogach.

Bo to przecież autobus bez wspomagania, bez klimatyzacji, ze starodawnymi siedzeniami. No i starym mechanizmem. Żeby go uruchomić, trzeba podwójnie wysprzęglić - a to nie każdy potrafi.

Ale dziś czas spędzony w ogórku wspomina z uśmiechem. To właśnie na potrzeby tego autobusu niemal zmienił przecież nazwisko. Kto tam dziś pamięta, że nazywa się Lisowski! Przecież sam się przedstawia i służbowo, i prywatnie: Jurek Ogórek. Tak też zresztą mówią o nim przewodnicy, którzy jeżdżą z wycieczkami, również tymi zagranicznymi: - Anglicy nazwali już mnie polish driver car George Cucumber. A Francuzi: Żorż Korniszon. Taki ze mnie kierowca międzynarodowy - śmieje się pan Jurek.

Ogórkiem jeździł prawie osiem lat. Co roku, w lipcu i sierpniu magistrat organizował wycieczki zabytkowym autobusem. Białostoczanie i turyści mogli posłuchać o starym Białymstoku i obejrzeć ciekawe miejsca, przeważnie Bojary. Ale przejażdżka ogórkiem jest tak wielką frajdą, że są tacy, którzy nie czekają na zorganizowane przejażdżki, tylko sami je sobie organizują. - Politechnika, oba uniwersytety, urząd miasta, ratusz, muzeum wojska - wymienia pan Jurek. Na żydowskie cmentarze woził też gości z Izraela. Po Białymstoku - Francuzów, Belgów, Anglików, Czechów, Hiszpanów, Portugalczyków, Rosjan, Skandynawów, Turków, Malezyjczyków, Chińczyków, Amerykanów, Australijczyków.

- Zdarzały się też wieczorki panieńskie. Fajne - mruga okiem pan Jurek. I już opowiada inną historię - jak wujek zafundował wycieczkę siostrzeńcom z Kanady. Albo jak miał zawieźć weselnych gości na przyjęcie do Topolan. Podchodzi, a tam... wszyscy mówią po hiszpańsku! - Myślę: o, mogę mieć kłopoty - opowiada. - Jak tu zagadać, myślę. I pytam: Red bus? Oni nic. Więc pytam: Topolany? Wsiedli. Jadą. A w ogórku, jak na wozie drabiniastym - trzęsie, bo on na resorach. A jadą przez wioskę wyłożoną brukiem. Domy drewniane, zawalające się... - Kazali się zatrzymać. Bo zdjęcia chcą robić - śmieje się pan Jurek.

Dlaczego ludzie chcą jeździć ogórkiem? - To sentyment. Chcą czasy PRL-u sobie przypomnieć - nie ma wątpliwości pan Jurek. - Czasem jak nawsiada ludzi, to i mandatu się boję, że za dużo. Ale wysiadać nie chcą.

O ogórku mówi ciągle w czasie teraźniejszym. Choć dla niego - to już przeszłość. Od wtorku jest już na emeryturze. Ostatnie brawa ma już za sobą. Bo brawa na koniec wycieczki zawsze były. - Dla ogórka oczywiście. Bo ja co? Kierownik tylko. A kierownik dlatego, że kierownicę trzymam. I to mocno, bo mi na boki chodzi - żartuje.

Zabytkowy ogórek to polski autobus na czechosłowackiej licencji - jelcz 043. Produkowano go w latach 1959-1988. „Białostocki” model pochodzi z roku 1984. Po naszym mieście jeździ od 2010 roku. Obsługuje go miejska spółka KPK.

Agata Sawczenko

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.