Jezus nie był ani liberałem, ani socjalistą. On tylko uczył, jak żyć

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Tomasz Mikulicz

Jezus nie był ani liberałem, ani socjalistą. On tylko uczył, jak żyć

Tomasz Mikulicz

W sieci można znaleźć sporo artykułów o tym, że Jezus Chrystus był socjalistą, liberałem gospodarczym czy nawet hipisem. Świadczyć o tym mają cytaty z Pisma Świętego, w szczególności z Ewangelii św. Mateusza. Kim więc był Jezus? Wygnał kupców ze świątyni, więc może socjalista? Choć w przypowieści o talentach wydaje się być zwolennikiem wolnego rynku. Rozmawiamy o tym z prof. Jerzym Kopanią.

Za tezą o hipisie najbardziej przemawia ten oto cytat (Mt 6, 25-26): „Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?”

Prof. Jerzy Kopania: Słów Jezusa nie należy rozumieć dosłownie. Kiedy mówi „nie troszczcie się o dzień jutrzejszy” wskazuje, że wtedy, gdy kierujemy myśli ku Bogu, nie powinniśmy tego zakłócać przez nasze codzienne troski. Nie możemy stawiać codzienności ponad Bogiem.

Różnica jest taka. Chrześcijanin daje drugiemu człowiekowi własne pieniądze, a socjalista - cudze.

Według niego, ptaki niebieskie nie muszą się martwić o dzień jutrzejszy tylko w tym sensie, że Bóg daje im to, co jest do życia potrzebne.

- Ale ziarna muszą poszukać sobie same. Nikt im go przecież nie poda, nie przyniesie. Z drugiej strony poszukiwanie tego ziarna nie powinno się stać całym życiem takich ptaków. Tak i człowiek dążąc do dobrobytu musi być świadom, że świat nie składa się wyłącznie z materii. Kiedy staniemy przed Bogiem, nasz status materialny nie będzie miał żadnego znaczenia. O tym mówi też przypowieść o Łazarzu i bogaczu w Ewangelii św. Łukasza.

W Biblii czytamy, że łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego.

- Nie chodzi o to, że człowiek ten będzie miał pod górkę, bo jest bogaty. Nie przeciśnie się tylko wtedy, kiedy dążenie do bogactwa wypełni mu całe życie. Tak, że nie będzie miał czasu na nic innego.

Jest jednak dziesiąty rozdział Ewangelii św. Marka, w którym młodzieniec pyta Jezusa, co musi zrobić, by osiągnąć żywot wieczny. Kiedy słyszy, że powinien przestrzegać Przykazań zapewnia, że robi to już od wczesnej młodości. Wtedy: „(...) Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości”.

- Co to by było, gdyby każdy chciał oddać innemu swoje dobra materialne. Po pierwsze nie byłoby komu rozdawać, bo nikt nie byłby chętny do brania. Po drugie, słowa Jezusa oznaczają, że powinniśmy traktować to, co mamy, jako środek do celu, a nie cel sam w sobie.

Ci którzy uważają Jezusa za liberała gospodarczego lubią cytować przypowieść o talentach (Mt 25, 14-30), czyli ówczesnych pieniądzach. Pewien człowiek powierzył swój majątek swoim trzem sługom. Pierwszemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, a trzeciemu jeden. Każdemu według jego zdolności. I tak się złożyło, że: „ (...) ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana”. Kiedy przyszedł czas rozliczenia się z pieniędzy dwaj pierwsi słudzy przynieśli podwojony majątek i zostali za to pochwaleni. Natomiast trzeciego sługę człowiek zganił słowami: „ Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

- Wszystko to co człowiek robi w swoim codziennym życiu - zarówno osobistym jak i społecznym - powinien robić najlepiej jak potrafi. A jeśli ma pieniądze to nie powinien trzymać ich zakopanych w ziemi, tylko zrobić z nich pożytek. Innymi słowy, Bóg nie po to coś człowiekowi daje, by ten to zmarnował.

Biblijna waluta stała się z czasem określeniem nie pieniędzy, ale tego co dziś rozumiemy pod pojęciem „talent”. Jezus we wspomnianej przypowieści wskazuje więc nie tylko, by inwestować posiadany kapitał, ale też by nie marnować swoich zdolności.

- Dokładnie. Talent to dla nas ogromna wartość. Jeśli ktoś potrafi malować, to powinien malować. Nie musi tego robić zawodowo, ale niech swojego talentu nie zakopuje.

Wracając jeszcze do pierwotnego rozumienia słowa „talent”, czy położenie pieniędzy na lokatę jest tożsame z ich zakopaniem?

- Nie, dlaczego? Te pieniądze przecież komuś służą, ktoś nimi obraca. Jeśli mam jakieś dobro i nie potrafię z niego korzystać, naturalne jest, że proszę o pomoc drugiego człowieka. Bo przynosi to korzyść i mnie, i jemu.

W Ewangelii św. Mateusza znajdziemy też przypowieść o robotnikach w winnicy. Ci, którzy pracowali przez cały dzień, mają pretensją do właściciela winnicy, że zapłacił im po jednym denarze, czyli tyle samo, ile tym, którzy przyszli później niż oni i pracowali tylko przez godzinę. Właściciel powiedział do jednego z oburzonych robotników: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?”.

- To bardzo ciekawa przypowieść. Jezus wskazuje, byśmy wobec drugiego człowieka byli zawsze sprawiedliwi. Żebyśmy nie dopuszczali do sytuacji, że nie dajemy mu tego, co mu się od nas należy. Możemy jednak z różnych powodów, z których nie musimy się przed nikim tłumaczyć, dać drugiemu człowiekowi więcej. Ktoś inny nie może mieć pretensji, że dostał tylko to, co mu się należało, a nie więcej.

Socjalista mógłby jednak powiedzieć, że jaka to sprawiedliwość. Robotnik pracujący tylko przez godzinę powinien dostać dużo mniej niż ten, który męczył się cały dzień.

- Różnica między chrześcijaninem, a socjalistą polega na tym, że chrześcijanin daje drugiemu człowiekowi własne pieniądze, a socjalista - cudze. Dlatego też nie widzę możliwości pogodzenia socjalizmu z chrześcijaństwem. Socjalizm uzurpuje sobie prawo decydowania o tym, na co będzie przeznaczone to co zarobiłem i w jaki sposób pracodawca rozdzieli pieniądze, które przeznaczył na wypłaty. Socjalizm chce regulować to, co powinno być pozostawione do swobodnej dyspozycji jednostki. Socjalista kazałby właścicielowi winnicy wypłacić każdemu robotnikowi według stawki godzinowej. Chrześcijaństwo mówi co innego: Nie możesz mniej, bo musisz sprawiedliwie, ale zawsze możesz więcej.

Nie zmienia to jednak faktu, że robotnik, który dostał denara zgodnie z umową za cały dzień trudu może odczuwać zawiść wobec tego, który zarobił tyle samo za godzinną pracę.

- No właśnie. Takie ideologie jak socjalizm, komunizm czy faszyzm odwołują się do złych cech ludzkiej natury, przede wszystkim do zawiści. Jeśli widzę, że ktoś ma więcej niż ja, to nie staram się, by również mieć więcej, ale zastanawiam się, jak temu komuś zabrać. Tak, by miał najwyżej tyle co ja, a najlepiej dużo mniej, a nawet - by nie miał nic.

Jest jednak fragment Biblii, który często jest przywoływany, by pokazać, że Jezus był jednak socjalistą. Wyganiając kupców ze świątyni podniósł on wszak rękę na wolny handel.

- Incydent w świątyni należy rozpatrywać łącznie ze stwierdzeniem Jezusa: „Oddajcie cesarzowi co cesarskie, a Bogu co boskie”. Chrystus nie wymagał od ludzi niczego, co by przekraczało ich możliwości. Zdawał sobie sprawę, że by normalnie żyć, człowiek musi wykonywać różne przyziemne czynności.

Takie jak znalezienie pracy, założenie rodziny, wychowanie dzieci itd.

- Jednakże Jezus wyraźnie podkreślał, że nie należy mieszać ze sobą porządku świeckiego z porządkiem sakralnym. Wyganiając kupców pokazał, że do świątyni nie powinniśmy wnosić żadnych elementów materialnych, kupieckich. Chrystus nie miał nic przeciwko prowadzeniu handlu, ale nie w przestrzeni sakralnej.

A propos stosunku Jezusa do sfery sakralnej, w Piśmie Świętym (Mt 12, 1-4) czytamy: „Pewnego razu Jezus przechodził w szabat wśród zbóż. Uczniowie Jego, odczuwając głód, zaczęli zrywać kłosy i jeść. Gdy to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: «Oto Twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat». A On im odpowiedział: «Nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy był głodny, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było wolno jeść jemu ani jego towarzyszom, tylko samym kapłanom?”

- Jezus wyraźnie podkreśla tu, że nie można podchodzić do obowiązującego nas prawa wyłącznie w sposób formalny. Liczą się intencje. Jeżeli ktoś pomaga innym tylko dlatego, bo uważa, że zasłuży sobie przez to na zbawienie, tego zbawienia nie doświadczy. Inaczej jest, gdy pomagamy komuś, bo czujemy taką potrzebę i uważamy, że jest to naszą powinnością moralną. Nie można podchodzić do tego formalnie, na zasadzie, że otrzymasz zbawienie jeśli co miesiąc będziesz tyle i tyle dawać jałmużny.

O intencjach mówi też ten fragment (Mt 6, 5-6): „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.

- Jeśli ktoś modli się na pokaz, to nie modli się wcale. Każdy kto chodzi do kościoła, powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, po co to robi? Bo taka jest tradycja? Bo inni też chodzą? Powinniśmy to robić wyłącznie z potrzeby serca. Modlitwa jest bowiem osobistym kontaktem człowieka z Bogiem. I nie musi się to odbywać w świątyni. Niekiedy jednak modlimy się po to, by o czymś zaświadczyć, dać świadectwo. Na przykład, gdy prosimy o pomyślność ojczyzny. Nie musimy tego robić wyłącznie w osobistej relacji z Bogiem. Możemy o tym zaświadczać publicznie - w świątyni, a nawet na rogach ulic. Wtedy nie będzie to modlitwą na pokaz.

Z jednej strony Jezus dość liberalnie podchodzi do starotestamentowego nauczana, bo np. odrzuca zasadę „oko za oko, ząb za ząb” i mówi o nadstawianiu drugiego policzka. Jednak w tym oto fragmencie ewangelii już taki liberalny nie jest (Mt 5, 27-29): „Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła”.

- Jezus nie wzywał ludzi do wydłubywania sobie oczu. Mówił tylko, byśmy nie wahali się pozbywać tego co docześnie zdaje się nam bardzo drogie i do czego jesteśmy przywiązani, jeśli dojdziemy do wniosku że oddala to nas od Boga.

Kolejny cytat jest za to bardzo konkretny. Jezus gani w nim rozwodników (Mt 5, 31-32): „Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa”.

- Jezus używając zwrotu „powiadam wam”, mówi: „a ja wam każę coś więcej”. Czyli nakazuje wchodzić w dany problem głębiej niż robił to Stary Testament. Mówiąc o nierozerwalności małżeństwa Jezus dotyka naszej odpowiedzialności za drugiego człowieka i nas samych. Składając przysięgę „że cię nie opuszczę aż do śmierci” traktujemy ją poważnie, albo nie. Kiedy w małżeństwie pojawiają się trudności coraz mniej ludzi zastanawia się, jak je rozwiązać, a coraz więcej macha ręką i mówi: „To już nie ma sensu, rozwodzimy się”. To oznaka zaniku odpowiedzialności. Jezus natomiast mówi, że powinniśmy być wierni sobie i drugiemu człowiekowi.

Często są jednak sytuacje, że ludzie się ze sobą męczą. W imię czego powinni przez całe życie nieść krzyż, skoro możliwe, że czeka ich szczęście z kim innym?

- A na jakiej podstawie twierdzimy, że może się nam udać z inną osobą? I że również w tym „nowym życiu” nie będziemy nieść żadnego krzyża? Nie ma tak dobrze. Życie niesie ze sobą różne trudności, nieraz nawet tragedie. Pomijając skrajne przypadki, nie ma takich nieporozumień i kłopotów, z którymi człowiek sobie nie poradzi. Jeżeli w małżeństwie dochodzi się do takiego punktu, w którym pojawia się nienawiść nie jest to efektem jakiegoś jednorazowego zdarzenia. To rezultat nawarstwiania się problemów, których nie rozwiązano, kiedy był na to jeszcze czas.

A więc reasumując, kim tak naprawdę był Jezus. Liberałem czy socjalistą?

- Określenia typu „socjalista” czy „liberał” nie przystają do kategorii ewangelicznych. Jezus nie wskazuje, jaki ustrój społeczny jest najlepszy. Mówi tylko o tym, jak powinniśmy się zachowywać, by żyć uczciwie i stanąć przed Bogiem bez poczucia wstydu.

Przypowieść o Łazarzu i bogaczu (Łk 16, 19-31) Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”. Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać”. Tamten rzekł: „Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca! Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”. Lecz Abraham odparł: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!”. „Nie, ojcze Abrahamie - odrzekł tamten - lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą”. Odpowiedział mu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”.

Jerzy Kopania urodził się 4 września 1945 roku. Studiował w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Poznaniu. Na V roku studiów, w wyniku udziału w wydarzeniach marca 1968, został skazany na karę pozbawienia wolności i relegowany z uczelni. Był m.in. dziekanem wydziału humanistycznego białostockiej filii Uniwersytetu Warszawskiego. Był też rektorem Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku w latach 2007-2012. Był posłem na Sejm I kadencji z ramienia Unii Demokratycznej. W 2008 prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Tomasz Mikulicz

Zajmuję się sprawami miejskimi, czyli m.in.: białostocką i podlaską polityką samorządową, architekturą, urbanistyką i ochroną zabytków. Opisuję też obrady rady miasta oraz zajmuję się też różnego rodzaju interwencjami zgłaszanymi przez mieszkańców. Zajmuje mnie również pisanie też o historii Białegostoku i najbliższych okolic. Zdarza mi się też zajmować działką kulturalną. Lubię wszak rozmowy z ciekawymi i inspirującymi ludźmi. W swojej pracy zwracam uwagę na szczegóły. Bo jak wiadomo diabeł tkwi właśnie w szczegółach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.