Hubert Zdankiewicz

Johan Cruyff - geniusz nieco zapomniany

Cruyff (z prawej, z lewej Pele) to ponoć pierwsze skojarzenie, jakie mają cudzoziemcy, myśląc o Holandii Fot. Archiwum Cruyff (z prawej, z lewej Pele) to ponoć pierwsze skojarzenie, jakie mają cudzoziemcy, myśląc o Holandii
Hubert Zdankiewicz

Sylwetka zmarłego 24 marca legendarnego holenderskiego zawodnika Johana Cruyffa.

Johan Cruyff był genialnym piłkarzem, jednak dziś kibice lepiej pamiętają Pelego i Maradonę. Po części to zasługa jego samego, bo w ostatnich latach życia trzymał się z dala od blasku reflektorów. Dzień po jego śmierci popularna na Faceboku (1,3 mln polubień) strona „Football Legends” opublikowała infografikę z jedenastką wszech czasów. Gwiazd było w niej tyle, że Lionel Messi został cofnięty na prawą pomoc, żeby zrobić miejsce dla swojego rodaka Diego Maradony. Na lewej flance Cristiano Ronaldo i Pele, na środku Ronaldinho i Ronaldo, ten z Brazylii. Ktoś powie, że to tylko zabawa, niemniej dobór nazwisk nie wszystkim przypadł do gustu. Zwłaszcza brak jednego. „Cruyff, gdzie jest Cruyff?” – pytali internauci. „Dodajcie Cruyffa”– dodawali inni. O dziwo, nie brak było jednak również głosów poparcia.

I tak naprawdę trudno dziwić się młodym kibicom, bo w ostatnich latach życia Johan Cruyff został trochę zapomniany. Nie w rodzinnej Holandii, gdzie oprócz wielbicieli miał też zaciekłych wrogów. Nie w Barcelonie, gdzie już za życia postawiono mu pomnik, a kibice domagają się, by nazwać jego imieniem stadion Camp Nou (Na Twitte¬rze powstał nawet tzw. hashtag Estadi JohanCruyff, pod którym można wyrazić swoje poparcie dla tej idei). W innych częściach świata minęły już jednak czasy, gdy nazwisko Holendra wymieniane było jednym tchem obok Pelego i Maradony.

Po części stało się tak za sprawą wyczynów Messiego i Ronaldo (tego z Portugalii). Po części to zasługa samego Cruyffa, który od dawna żył trochę na uboczu. Nie przypominał bezustannie o swoim istnieniu, jak Pele. Nie trafiał na czołówki gazet i stron internetowych za sprawą kolejnych skandali, jak Maradona. Nie udzielał się, jako działacz, jak (notabene również pominięci) Michel Platini, czy Franz Beckenbauer.

Ze światem komunikował się w zasadzie tylko za pośrednictwem swoich felietonów, pisanych w holenderskim „De Tele¬graaf”, czy hiszpańskich „El Periodico” i „La Vanguardii”. „Jako 68-letni dziadek jest tak oderwany od codzienności, że – jak twierdzą jego zaufani – nie ma maila ani komórki. Krąży między swą rezydencją w Ba¬rcelonie i drugim domem w Amsterdamie, gdzie mieszkańcy regularnie donoszą o «Johanie jeżdżącym po okolicy rowerem» lub «wcinającym frytki». Nie ma stałego zajęcia odkąd Barcelona zwolniła go z funkcji trenera w 1996 roku [odchodził skłócony z prezydentem i działaczami – red.]. Żadnego nie potrzebuje, żadnego nie szuka” – tak pisał o nim latem ubiegłego roku brytyjski dziennikarz Simon Kuper, w swoim felietonie dla ESPN. Trafnie...

Cruyff (z prawej, z lewej Pele) to ponoć pierwsze skojarzenie, jakie mają cudzoziemcy, myśląc o Holandii
Archiwum Cruyff (z prawej, z lewej Pele) to ponoć pierwsze skojarzenie, jakie mają cudzoziemcy, myśląc o Holandii

Można jeszcze dodać, że swoimi felietonami Cruyff nie raz wsadzał kij w mrowisko, bo znany był z tego, że zawsze mówi to, co chce, nie przejmując się konsekwencjami. Tak było już w czasach, gdy jako piłkarz podbijał Europę z Ajaksem Amsterdam (trzy zwycięstwa w Pucharze Europy – dziś Lidze Mistrzów – w 1971, 72 i 73 roku), a potem z reprezentacją Holandii (wicemistrzostwo świata w 1974 roku i trzecie miejsce na mistrzostwach Europy w 1976 r.).

W wydanej w latach 70. ubiegłego wielu książce „Od Realu do Ajaxu” opisana jest historia spotkania jednego z polskich dziennikarzy z Cruyffem, po finale Pucharu Europy w 1973 r. (z Juventusem). Wyciągnięty z szatni przez media Holender wyszedł na płytę boiska z... papierosem. Prośbę o parę słów dla polskiej prasy skwitował krótkim: „Nie udzielam za darmo wywiadów” i sugestią, by reporter stanął z boku i posłuchał co powie dla niemieckiej telewizji, bo „oni dobrze płacą”. Nie przejął się faktem, że jego rozmówca nie mówi w tym języku.

Niemcy zaczęli od najazdu kamery na pustą bramkę i pytania dlaczego Cruyff nie trafił w finale do siatki (Ajax wygrał 1:0, po golu Johnny’ego Repa). Holender... nie wyraził zgody na taki początek wywiadu. „Stał spokojnie i palił. To był już drugi, a może nawet trzeci papieros” – czytamy. To właśnie papierosy go zabiły (zmarł na raka płuc), choć zerwał z nimi w 1991 roku, po zawale. – Miałem w życiu dwie wielkie pasje, futbol i papierosy. Jedna dała mi w życiu wszystko, druga niemal wszystko zabrała – podkreślał.
Potrafił być niemiły. Nawet dla kolegów z boiska „Nieśmiało, niczym sztubak, z szacunkiem wyciągnąłem rękę na powitanie. A ta zawisła w powietrzu” – tak opisywał swoje pierwsze spotkanie z Cruyffem, Platini (w książce „Moje życie, jak mecz”). Ukarany czerwoną kartką podczas jednego z meczów Barcelony... odmówił zejścia z boiska i musiał zostać odprowadzony do szatni siłą.
Równocześnie stać go było jednak na gesty, którymi zjednywał sobie otoczenie. Syna (również grającego w piłkę, choć dużo gorzej) nazwał Jordi, za nic mając sobie zakazy rządzącego wówczas w Hiszpanii generała Franco, który nie pozwalał nadawać dzieciom imienia patrona Katalonii w takiej wersji. Tak naprawdę Cruyff nic nie wiedział o zakazie. Po prostu doszedł razem z żoną do wniosku, że „Jordi” podoba im się bardziej, niż dozwolony przez prawo „Jorge”. W efekcie postawił się urzędnikowi, który po powrocie do Hiszpanii (Jordi urodził się w Amsterdamie i tam został zarejestrowany) chciał zmienić imię chłopca. Co więcej, postawił na swoim, stając się dla kibiców Barcelony niemal narodowym bohaterem.

Cruyff znany był z tego, że zawsze mówi to, co chce, nie przejmując się konsekwencjami

W 1978 roku odmówił wyjazdu na mistrzostwa świata do Argentyny, chcąc zwrócić uwagę na łamanie praw człowieka przez rządzącą wówczas w tym kraju wojskową juntę. Kto wie, czy z Cruyffem w składzie Holandia nie została by mistrzem świata (przegrała w finale z gospodarzami), bo przede wszystkim był genialnym piłkarzem. „Boski Johan”. „Pitagoras w korkach”, „Piłkarz totalny” – długo można by wymieniać przydomki, jakimi obdarzali go dziennikarze i kibice. Nie bez powodu, bo w latach 70. uważano, że jako piłkarz wyprzedza swoją epokę o kilka dekad. – W pewnym sensie będę nieśmiertelny – powiedział kiedyś.
Potrafił wszystko. Miał wizję gry, fantastycznie przewidywał wydarzenia na boisku. Do tego eleganckie ruchy (słynny baletmistrz Rudolf Nuriejew był zdania, że powinien zostać tancerzem) i bajeczną technikę. – Gdy śledziłeś ruchy jego ciała, a nie piłki, to już byłeś przegrany – wspominał jego były kolega z Ajaksu, Wim Suurbier.

Był najlepszy niemal we wszystkim. Jako pierwszy w historii zdobył trzy Złote Piłki dla najlepszego piłkarza roku (wówczas głosowano tylko na graczy z Europy). Jako jeden z pierwszych zakładał na codzień koszulkę z numerem wyższym od 11 (konkretnie 14) – w tamtych czasach było to dozwolone tylko podczas wielkich imprez, ale dla Cruyffa musiano zrobić wyjątek. Z Ajaksem wygrał niemal wszystko: oprócz trzech Pucharów Mistrzów, również m.in. Puchar Interkontynentalny i Superpuchar Europy, a także osiem tytułów mistrza Holandii. Do pełni szczęścia zabrakło mu tylko mistrzostwa świata, albo Europy zdobytego z reprezentacją swojego kraju.

W 1978 roku Johan Cruyff odmówił wyjazdu na mistrzostwa świata do Argentyny, chcąc zwrócić uwagę na łamanie praw człowieka przez rządzącą wówczas w tym kraju wojskową juntę

Sukcesy odnosił również jako trener. Najpierw z Ajaksem, z którym zdobył w 1987 roku Puchar Zdobywców Pucharów. Przede wszystkim jednak z Barceloną, którą nie tylko doprowadził w 1992 r. do pierwszego w historii zwycięstwa w Pucharze Europy. To właśnie Cruyff podłożył fundamenty pod obecnie sukcesy zespołu z Katalonii, tworząc model szkolenia młodzieży, z których słynie dzisiejsza Barca. To on zdecydował, że wzorem Ajaksu, wszystkie drużyny juniorskie grały takim samym systemem, jak pierwszy zespół. To on zaczął masowo korzystać z wychowanków. To właśnie u niego debiutował w Barcelonie Pep Guardiola. – Cruyff na mnie postawił. Wielu utalentowanych ludzi przepada, bo nie dostaje szansy. Ja swoją zawdzięczam jemu – przyznaje obecny szkoleniowiec Bayernu Monachium, a warto dodać, że Holender stworzył go również jako trenera. To właśnie opinia „Boskiego Johana” miała zdecydować, że ówczesny prezydent Barcy Joan Laporta powierzył w 2008 roku pierwszy zespół Guardioli, choć ten nie miał wówczas praktycznie żadnego doświadczenia (wcześniej prowadził klubowe rezerwy). „Trudno wyrazić to, jak ważną postacią Cruyff był dla Holandii, Barcelony i całego futbolu. Jego wizja uformowała dzisiejszą Barcelonę. Przywiózł holenderski model gry i zaadaptował go w Barcelonie. Futbol totalny stał się tiki-taką. Bez Cruyffa nie mielibyśmy Xaviego, Iniesty, Messiego, nawet Pepa Guardioli. Barca zmieniła futbol, ale to Cruyff odmienił ten klub” – tak pożegnał Holendra hiszpański dziennik „AS”.

Hubert Zdankiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.