Kiepski "dowcip" studentów Politechniki. Cała wrocławska policja na równych nogach

Czytaj dalej
Fot. Pawel Relikowski / Polska Press
Marcin Rybak

Kiepski "dowcip" studentów Politechniki. Cała wrocławska policja na równych nogach

Marcin Rybak

Kacper i Mateusz - studenci Politechniki - chcieli zrobić kawał swojemu koledze z roku. Nie mieli pojęcia, że postawią na nogi całą wrocławską policję. To najbardziej niezwykły fałszywy alarm bombowy, z jakimi mieliśmy do czynienia we Wrocławiu. A tych przez lata nie brakowało.

Poinformowali Państwową Agencję Atomistyki, że we Wrocławiu powstaje bomba atomowa. Informację - wpisaną za pośrednictwem formularza kontaktowego na stronie internetowej Agencji - podpisali adresem mejlowym kolegi. To on miał być „konstruktorem” bomby i on miał jej użyć. Kilka godzin później ów kolega napisał na portalu społecznościowym Facebook, że policja otoczyła jego dom.

Potem mundurowi skontaktowali się z autorami kawału - Kacprem i Mateuszem. Zadzwoniono z komisariatu Wrocław Śródmieście z sugestią, że lepiej będzie, by każdy z nich dobrowolnie stawił się na przesłuchanie.

Przyszli. Usłyszeli zarzuty popełnienia przestępstwa. W środę zaczął się ich proces przed Sądem Rejonowym Wrocław Śródmieście. Za wywołanie fałszywego alarmu bombowego grozi nawet 8 lat więzienia.

Do Mateusza dzwoniła też matka kolegi, któremu chcieli zrobić kawał. Powiedziała, że zniszczył spokój jej życia. Dopiero wtedy - mówił w sądzie - zorientował się, co się naprawdę stało.

Kacper miał być pomysłodawcą dowcipu. Tłumaczył sądowi o „słownych utarczkach” z kolegą. Tamten miał go nazywać „Cyganem” czy „Rumunem”. W kwietniu ubiegłego roku - podczas zajęć w sali z komputerami jednego z uczelnianych budynków - wpadli na pomysł z tym kawałem.

Chodziło o to, by kolega - na swojego mejla - dostawał listy, których treść go zdziwi albo zaskoczy. Gdy znaleźli Państwową Agencję Atomistyki, skonstruowali informację o bombie. Według Kacpra pisali obydwaj. Zdaniem drugiego z oskarżonych list do Agencji Kacper napisał z komputera, przy którym w czasie zajęć siedział Mateusz.

Kacper: Myślałem, że kolega dostanie mejla z Agencji Atomistyki o tym, że robi sobie głupie żarty. Nie chciałem, żeby ktoś poczuł się zagrożony.

Mateusz: W ogóle nie wiedziałem, że ten mejl został do kogoś wysłany. Dowiedziałem się tego dopiero następnego dnia.

***

Policja nie ma wyjścia. Każdą taką sytuację - nawet potencjalnie najbardziej absurdalną - trzeba wyjaśnić.

Przykład? W maju 2003 roku nieznana do dziś osoba przesłała list w formie tekstu raperskiej piosenki.

„Dnia pewnego majowego zrobię wam coś bardzo złego. Będzie to 21. dzień w moim życiu najlepszy. Zanosi się krwawa środa, krew popłynie niczym woda”.

Z treści wiersza wynika, że w jakieś szkole w toalecie zostanie podłożona bomba.

Jakkolwiek absurdalnie rzecz cała by nie wyglądała, w mieście zarządzono alarm. Powołano sztab kryzysowy. Wrocławskie szkoły były pod stałą ścisłą obserwacją policji. Wszczęto śledztwo.

Jakiś czas później „Raper” - tak media określiły autora pogróżek - wszystko odwołał w kolejnym liście.

Ale śledztwo i tak było prowadzone. Sprawcy gróźb nigdy nie złapano. Tak jak osoby, która informacją o bombie sparaliżowała miasto. Bo ładunek miał być... na moście Grunwaldzkim.

Mieliśmy też we Wrocławiu ewakuację szpitali. Również z powodu bombowych alarmów. Kilka lat temu była także ewakuacja wrocławskiego Rynku, ale wtedy autorów gróźb policji udało się szybko złapać.

Ostatnio najczęściej jednak fałszywe alarmy dręczą wrocławski sąd. Co kilka miesięcy konieczna jest ewakuacja budynku albo co najmniej wizyta policyjnych antyterrorystów.

Raz taki telefon miał związek z procesem, zdaniem prokuratury, znanych wrocławskich gangsterów.

W 2014 roku do Komend Powiatowych Policji w Oławie, Oleśnicy oraz do Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu zadzwoniono z informacją o bombie. Anonimowy rozmówca powiedział, że dzień wcześniej do sądu wniesiono ładunek odpalany elektronicznie. Dojdzie do eksplozji, jeśli „sędzina nie odstąpi od stosowania środków izolacyjnych wobec kibiców Śląska”. Groźbę zinterpretowano jako żądanie zwolnienia gangsterów sądzonych wówczas przed Sądem Okręgowym.

Prokuratura twierdzi, że autor alarmu to mieszkaniec Górnego Śląska. Stanął niedawno przed sądem. Wyliczono, że koszty policyjnej akcji - związanej z telefonem w sprawie wypuszczenia kibiców - to 3287,49 zł.

Na szczęście policja coraz sprawniej radzi sobie z tego typu przestępstwami. Chwaliła się nawet kiedyś, że udaje się jej łapać 100 procent sprawców podobnych żartów. I nawet jeśli dziś te statystyki wyglądają gorzej, to i tak łatwiej wpaść niż za czasów „Rapera”.

Marcin Rybak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.