Paweł Chojnacki

"Koń był wczoraj i Kossak był wczoraj..."

"Koń był wczoraj i Kossak był wczoraj..."
Paweł Chojnacki

Wejdźmy do kolejnej, wyobrażonej sali w muzeum rodziny Kossaków. Wędrując po ich zrujnowanej wilii, przyjrzyjmy się epizodowi dziejów - równie bodaj zmarniałej - polskiej inteligencji. Po Wojciechu i jego córkach Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz Magdalenie Samozwaniec czas na trzecią, cioteczną, siostrę. Nie w tym domu chowaną. Ekspozycja to ideowa, nie obyczajowa. Odzwierciedli wybory, jakich dokonali bohaterowie tego imaginacyjnego gabinetu.

Wystawa „Zofia Kossak-Szczuc-ka i Zygmunt Nowakowski”… Inne od #dotychczasowych zerknięcie na pisarkę - jego właśnie oczami. Znalazła się tak wysoko na piedestale! Odznaczona ostatnio pośmiertnie Orderem Orła Białego - z Władysławem Reymontem i Stefanem Żeromskim... Może postawiono ją odrobinę za wysoko? Podczas gdy adwersarz - podobnie jak wielu twórców, którzy wybrali konsekwentną emigrację - dobija się ciągle o powrót do pamięci? Ale porównywać ich książek nie chcemy. O postawie tu mowa.

Szynele i battledressy

Lata drugiej wojny to okres burzenia wielu naszych światów, ale także gwałtownego budzenia się polskiej nowoczesności. Obrazują ją w równym stopniu zgrabnie leżące na żołnierzach battledressy i płaskie angielskie hełmy na bakier, jak i zmiana tonu oraz języka tekstów Nowakowskiego.
Od 1945 roku najdonioślejsze z nich przynależą już ściślej do dzisiejszej wrażliwości estetycznej, nie wymagają miłosnego wysiłku w percepcji, żyją i nie uwierają tak stylem (czy formą zapisu!), jak malownicze, acz z przeszłej epoki duchem, wrześniowe szynele. Po zakończeniu wojny historia jeszcze przyspieszy.

Jakby przewidując ten proces, pisał w 1942 roku we wspomnieniu o Wojciechu Kossaku: „W jego śmierci jest wymowny symbol: na polach kampanii wrześniowej skrwawiła się, w jakże nierównej walce, kawaleria polska. Może była to jej ostatnia walka? Może konnicę zastąpi na zawsze posępny czołg, którego opływowy, dziwaczny kształt porwie oczy i talent formisty, malarza na wskroś nowoczesnego, lubującego się w samej igraszce linii, w czystej formie, w zagadnieniach niemal geometrycznych, a wolnych od #rzekomego balastu treści. Czołg jest czymś nowoczesnym, czymś na wskroś »modern«, czymś, co przypomina prostotą, a zarazem dziwactwem konstrukcji budowle dzisiejsze, tak niepodobne do wszystkiego, co było wczoraj. Koń był wczoraj i Kossak był wczoraj. To »wczoraj« jest dla nas tak dawne, jak daleki jest od nas Kraków”.

Dawniej, daleko, gdy umarł Juliusz, Nowakowski zauważał, że „kolor Kossakówki stężał, dom cały przeszedł na #olej”, ale jego wnuczka Maria „pozostała wierna farbom wodnym”, a wiersze jej przypominają „najlepsze z akwarel”. Uściślał: „W domu tej poetki […] używało się terminów dokładnych i nikt nie określiłby koloru, np. sukni, za pomocą banalnego przymiotnika »czerwony«. Od razu domownik każdy musiał zaznaczyć, czy jest to kraplak, czy karmin, czy cynober, czy vermillon. Tak samo i niebo w ustach mieszkańców Kossakówki #nie było nigdy zwyczajnie, a po prostu »niebieskie« […] było np. »ultramarynowe« albo »berlinerblau« albo »indygo«. Tam nawet krew miała kolor… sangwiny […].”. Jakim kolorom pozostała wierna Zofia?

Skrzywiona twarz matki

Co stało się powodem roz-dźwięku między Zofią a Zygmuntem? Znać się musieli przed wojną. Jako autorzy, niemal rówieśnicy, zażyli - rzec można - podobnego i zasłużonego poklasku. Potem - ona w kraju (konspiracja, Auschwitz, Pawiak, Powstanie); on - na wychodźstwie (przedarcie się z sowieckiego już Lwowa, Paryż, Stany, Londyn - dzielne pióro emigracji niezłomnej). Zofia dopiero jesienią 1945 roku znajdzie się nad Tamizą.

Cztery lata później Zygmunt ostro zrecenzuje jej niemieckojęzyczną pracę wydaną w Zurychu „Das Antlitz der Mutter. Bilder und Gedanken zur Geshichte Polens” („Twarz matki. Obrazy i myśli z historii Polski”): „Brzydka książka. To najlżejsze określenie, na jakie mnie stać. Gdyby taką książkę napisał np. Tuwim albo Iwaszkiewicz, Borejsza albo Pruszyński, posłużyłbym się określeniem bardziej soczystym”. Zarzuty są poważne, podobnie jak czas, który nastał - pamiętajmy, co dzieje się w Polsce w końcu 1949 roku. „Od nieścisłości roi się w tej książce, przeznaczonej na eksport”: że Śląsk „życzył sobie” powrotu do Polski, a nie został przyłączony wolą Stalina, że nie pisze o 17 września 1939, że o Katyniu nie wspomni.

Unię lubelską lekceważy, podobnie jak Renesans i rewolucję francuską: „Już te dwa sądy kapturowe […] oświetlają ponurym blaskiem gromnicy stosunek autorki do historii. Czytając tę niebywałą chryję, wydrukowaną na pośmiewisko dla obcych, zadaję sobie pytanie, czy naprawdę historyk-dyletant musi pisać tak potworne bzdury, tylko dlatego, że jest gorliwym katolikiem”. Przecież „Trafia się, i to nawet bardzo wybitnym literatom, że spłodzą książkę poświęconą historii ich narodu, choć nie są historykami z zawodu ani wykształcenia. Zadanie trudne, bardzo ryzykowne” (analizuje Chestertona, Kiplinga i Dickensa z bliskiego podwórka).
Najgorsze, że „Pani Kossak napisała książkę z wolnej stopy. Nikt nie zmuszał jej do tego potwornego kłamstwa, które starała się uzasadnić, mówiąc, #że nie umieliśmy przywiązać do siebie mieszkańców wschodniej połowy Polski”. Do tego „Pani Kossak przeciwstawia materialistycznemu wykładowi dziejów coś, co można by nazwać materializmem albo pragmatyzmem katolickim”. To gniew Boga, który spadł na Polskę, jest winien niemieckiego napadu i podporządkowaniu Sowietom...

Obok Wańkowicza i Cata, czyli szczególny odcieńczerwieni
Artykuł sprowokuje reakcję Jędrzeja Giertycha: „»Oblicza matki« wprawdzie nie zna, ale uważa, że przytoczone cytaty wystarczają, by sobie o książce tej urobić opinię ujemną jako o wystąpieniu oportunistycznym wobec istniejącego dziś w Polsce systemu rządów”. To najbardziej zabolało Polaków w Wolnym Świecie. Niemniej jednak ostrożnie solidaryzuje się m.in. z jej linią pisania o św. Stanisławie i wierze w świętość królowej Jadwigi. Inni obrońcy Zofii to wspólnicy w największej przewinie - w dobrowolnym powrocie do PRL.

List Melchiora Wańkowicza do Czesława Miłosza, 18 stycznia 1952 roku: „Kruszyłem kopie o Zofię Kossak, proklamowaną jako agentka komunistyczna (jak ją określił w publicznym przemówieniu Z. Nowakowski)”. Kiedy dokładnie? W późniejszym tekscie (ponoć „nie rzyjętym do druku w prasie emigracyjnej”) Wańkowicz wymieni dwa felietony Nowakowskiego „atakujące powrót Zofii Kossak do Polski”. W trzecim, podobnym „odcinku” napisze: „Naturalnie, każdy Polak, który wyłącznie dla żądzy zysku opuszcza emigrację i jedzie do Polski pojałtańskiej, sprzedaje się. P. St. Mackiewicz, wedle własnego określenia »szlachcic litewski i katolik«, poszedł ma żołd »Pax-u« i żyje jak król. To samo uczyniła literatka rzekomo ultrakatolicka #p. Zofia Kossak-Szczucka […]. Wprawdzie organ watykański »Osservatore Romano« potępił […] wydawnictwo i organizację »Pax-u«, ale dla żarliwej katoliczki okoliczność ta nie stanowi przeszkody. »Pax« płaci. I »Pax« wymaga”.

Wańkowicz w książce opublikowanej przez ten sam „Pax”, w rozdziale pt. „Nowakowski contra Zofia Kossak”, atakuje: „W tym zalewie, którym raczy emigrację, pan Nowakowski nie szuka oparcia o jakikolwiek cień rozumowania. Zagadnienia ekonomicz-ne, polityki międzynarodowej, sprawy socjalne, słowem wszystkie elementy, na których buduje światopogląd jako tako odpowiedzialny publicysta, nie istnieją dla niego. Wyskakuje przy każdej okazji jak kukułka w zepsutym kurancie i pieje opętane, histeryczne »nie pozwalam!«”.
Cat w „Zielonych oczach” (także „Pax”) mści się podobnie, sprowadzając Nowakowskiego do roli „felietonisty i konferansjera”, który „nie dba zresztą o to, aby go uważano za zbyt prawdomównego”. Jak i czy broniła się Zofia - nie wiemy.

„Milczenie”

To prawda - w stosunku do komunizmu i ulegania jego mocy Pan Zygmunt nie brał pod #uwagę pobocznych „zagadnień”. Nie pozostawał też ślepy na to, co dzieje się w kraju.
W innej recenzji, z pokazanej w Londynie sztuki Romana Brandstaettera, zwierzy się: „Podczas spektaklu myślałem o trójce skomercjalizowanych pisarzy, więc o p. Zofii Kossak-Szczuckiej, o Mackiewiczu i Wańkowiczu, którzy wybrawszy lekki chleb, pojechali w dyrdy do Warszawy. A oto teraz […] stoi im nad maszyną i nad karkiem cenzor i mówi: »Wolno wam pisać tylko o tym, co pozwala cenzura! Musicie pisać tak, jak ja wam dyktuję! Ja płacę i wymagam! Macie mnie słuchać!«”.
Cena - „trójkę skomercjalizowanych pisarzy” znamy… Do wolności człowieka, wyrażającej się także w swobodzie twórczej sprowadza się ten #- nie tylko literacki - spór.

Korzystałem z następujących prac Zygmunta Nowakowskiego: „Czarnoksiężniczka” („Almanach Historyczno-Literacki «Wiek klęski»”, Londyn 1946); „Mogiła dla Niego…” („Wiadomości Polskie” nr 37, 13 września 1942); „Forteca kłamstwa mądrym dla memoryjału, idyjotom dla nauki, politykom dla praktyki, melancholikom dla rozrywki erygowana albo Hitler i Stalin jako narzędzie słusznego gniewu Niebios w nabożnej książce Imci Pani Zofiji Kossak kunsztownie wystawieni” („Wiadomości” nr 41, 9 października 1949); „Obroża” i „Milczenie jest ołowiem”, („Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 30 kwietnia 1959, 30 stycznia 1958), a także z: J. Giertych, „Korespondencja. O recenzji Zygmunta Nowakowskiego” („Wiadomości” nr 45, 6 listopada 1949); „Wańkowicz i Miłosz w świetle korespondencji”, podała do druku #A. Ziółkowska, „Twórczość”, nr 10, 1981; #M. Wańkowicz, „Zupa na gwoździu - doprawiona”, wyd. III, Warszawa 1972; #S. Mackiewicz, „Zielone oczy”, Warszawa 1959.

Paweł Chojnacki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.