Ks. Adam Matan: Świat nie akceptuje tego, że istnieje grzech
- Człowiek nie chce zaakceptować świata, w którym nie może być Bogiem. Współczesny świat mówi: nie ma żadnych ograniczeń, możesz być tym, kim chcesz - mówi filozof ks. dr Adam Matan, asystent Klubu Inteligencji Katolickiej w Białymstoku.
Kiedy ostatnio ksiądz się zastanawiał nad tym, kim jest?
Mam taką praktykę, wyniesioną jeszcze z seminarium, żeby rano przed Mszą świętą zrobić rozmyślanie, medytację. Pytanie „kim jestem” prawie codziennie powraca. Od odpowiedzi na to pytanie zależy wszystko, co robię później - jako wykładowca, jako prezes fundacji, która zajmuje się bezdomnymi, jako asystent kościelny Klubu Inteligencji Katolickiej, jako delegat arcybiskupa do spraw ekumenicznych.
Ile lat minęło od święceń księdza?
24 lata.
I jak sobie ksiądz odpowiada na pytanie „kim jestem” po tych 24 latach?
Staram się pamiętać o tym, że jestem sługą. Jestem posłany do tego, aby służyć ludziom w takich prozaicznych czasami rzeczach, to znaczy w rzetelnym przygotowaniu zajęć z filozofii, których mam dużo, przy spotkaniach z ludźmi w fundacji. Czasami wystarczy rozmowa, uśmiech, czas poświęcony drugiemu człowiekowi.
Pytam o to nieprzypadkowo. W archidiecezji białostockiej odbywają się Dni Kultury Chrześcijańskiej pod hasłem „Kim jesteś?”. Czy to pytanie o tożsamość człowieka nie jest za trudne?
To jest trudne pytanie. Chociaż niejednemu wydaje się, że jest ono banalne. Czy to nie jest oczywiste, kim jestem? Jestem człowiekiem, jestem kapłanem, jestem dziennikarzem itd.
Czy pytanie „kim jesteś” kierujecie też do kapłanów?
Nie chciałbym nikogo pouczać. To jest związane z życiem duchowym. Być może wielu kapłanów przeżywa kryzys duchowy. Nie chcę mówić o skandalach, które od czasu do czasu wybuchają w Kościele, ale one też są przykładem kryzysu duchowego. Jest to pytanie, które każdy powinien sobie zadawać: gdzie jest moje miejsce w obrazie świata?
Dlaczego w tym roku stawiacie takie pytanie?
Przyświeca nam cały czas to samo, to znaczy promocja chrześcijańskich wartości we współczesnym świecie, który tak bardzo się sekularyzuje, laicyzuje. Obserwujemy przemiany w społeczeństwie. Ten temat został dlatego podniesiony, bo coraz częściej tożsamość człowieka się zaciera, to znaczy przestaje on być wyjątkowy w świecie, w którym żyjemy. Używanie takich kategorii jak prawda, dobro, piękno jest - według niektórych - wykluczające innych. Z jednej strony mamy animalizację człowieka, czyli człowiek jest niczym więcej niż zwierzęciem. Nie ma tutaj żadnego skoku jakościowego. Jest tylko ilościowy, czyli trochę bardziej rozwinięty mózg. Z drugiej strony, następuje swego rodzaju ubóstwienie, czyli deifikacja człowieka.
To znaczy, że dzisiaj ludzie nie wiedzą kim są?
Wydaje mi się, że jest coraz większy zamęt w tym obszarze, a nawet swoisty kryzys antropologiczny. Jest to coraz bardziej zauważalne nie tylko w świecie intelektualistów. Zwykli ludzie zaczynają tracić orientację, poczucie kim są. Ale możemy zadać sobie także pytanie o to, kim jesteśmy. Tak więc - poszukując odpowiedzi na pytanie o tożsamość - możemy je odnosić zarówno do siebie samych, jak też do wspólnoty, w której żyjemy: zawodowej, narodowej, wyznaniowej.
Na czym polega ten zamęt?
Zamęt polega na tym, że obserwujemy pewną rewolucję semantyczną. To znaczy zmienia się treść podstawowych pojęć takich jak prawda, dobro, piękno, ale też i rozumienie samego człowieka. Kiedy wszystko staje się płynne, kiedy możemy wybierać sobie na przykład płeć, to tym samym ta tożsamość jest coraz bardziej zaburzona. Ludzie chcą decydować, kto jest , a kto nie jest człowiekiem…
Czy ksiądz ma na myśli rewolucję antropologiczną, o której w czasie Dni Kultury Chrześcijańskiej ma mówić Grzegorz Górny ?
Nie wiem o czym konkretnie będzie mówił red. Górny, ale wydaje mi się, że rewolucja antropologiczna, czyli rozumienie tego, kim jest człowiek, jest częścią wspomnianej rewolucji semantycznej.
Dlaczego Kościół widzi tak duże zagrożenie w „płynności płci”?
Racje dla takiego stanowiska płyną z dwóch źródeł. Z jednej strony - rozum mówi nam, że w świecie obowiązuje zasada tożsamości. Mężczyzna nie jest kobietą, a kobieta nie jest mężczyzną. To są odmienne realnie istniejące byty. Zakwestionowanie tej zasady wprowadza ontyczny (bytowy - przyp. red.) chaos. Z drugiej strony - Pismo Św. wyraźnie mówi, że Bóg stworzył człowieka mężczyzną i kobietą. Kościół zwraca uwagę na racje płynące z wiary, ale i rozumu.
Ludzie nie mają prawa decydować o tym, kto jest lub nie jest człowiekiem? Na przykład ktoś, kto planuje aborcję?
Nikt z nas nie ma prawa decydować o tym, czy ktoś jest człowiekiem czy nie. Jeśli ktoś uważa, że dziecko poczęte a nienarodzone nie jest człowiekiem, to po prostu się oszukuje. Tego, że jest to byt ludzki nie zmieni i nie może zmienić żadne ustawodawstwo. Przypomnę, że Kościół stoi w obronie każdego życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci.
A materializm i konsumpcjonizm jako zagrożenia zeszły już na dalszy plan?
Oczywiście, że nie. Niewątpliwie materializm i konsumpcjonizm są przyczyną kryzysu antropologicznego. Człowiek sprowadzony do materii, pozbawiony duchowego komponentu jest bardziej podatny na sterowanie i manipulację. Sensu życia dopatruje się w bieżącej i niczym nieograniczonej konsumpcji.
Czy zamęt, o którym ksiądz wspomniał, jest wynikiem sekularyzacji?
Właściwie już od Oświecenia można obserwować stopniowe odchodzenie ludzi od Boga, co powoduje, że nawet intelektualnie nie mamy w czym zakorzenić podstawowych wartości. Pytamy się, w czym właściwie zakorzenia się godność człowieka, jeśli Boga nie ma? Jakie jest tej godności ostateczne uzasadnienie? Ktoś powie, że człowiekowi przysługuje godność, bo jest człowiekiem... Ale wcześniej godność człowieka była zakorzeniona w obrazie i podobieństwie do Boga.
Brak zakorzenienia w Bogu jest przyczyną sekularyzacji?
Moim zdaniem proces rozpoczął się w późnym średniowieczu lub wczesnym renesansie, w woluntarystycznym postrzeganiu człowieka. Zgodnie z tym poglądem, najistotniejsza jest wola, dzięki której człowiek może kreować sam siebie i świat, ona wyróżnia nas od zwierząt. Kiedy utraciliśmy wiarę w Boga, pozostało dalej to przekonanie, że możemy zmieniać świat. Mówiąc konkretnie - w zasadzie sekularyzacja przyśpieszyła też ze względu na media, jak i technikę, którą dysponujemy, bo pewne treści szybciej trafiają do odbiorców.
Czy Kościół nie dostarcza mediom paliwa, które przyspiesza sekularyzację?
W Kościele były problemy, są i będą w tym ludzkim wymiarze człowieka i jego grzeszności. Natomiast trzeba też zauważyć, że nie można zrzucić wszystkiego na media.
Nowoczesne media mogą w nieporównanie większej skali niż kiedyś nagłaśniać to, co się dzieje w Kościele...
No tak, ale są też dobre rzeczy, które trafiają do ludzi i są - dzięki mediom - nagłaśniane. Natomiast te informacje, memy, na pewno szybciej się rozchodzą. O ile niegdyś pewne prądy intelektualne trafiały do społeczeństwa po stu latach, to w tej chwili to się dzieje błyskawicznie. Jeden profesor coś wymyśli w Stanach Zjednoczonych, a za chwilę jego myśli podnoszone są u nas. Intelektualne mody nie mają kiedy przejść przez weryfikację czasu.
Bronisław Wildstein w czasie Dni Kultury Chrześcijańskiej ma wykład o tym, że człowiek nie jest aniołem. To ludzie tego nie rozumieją?
Scjentystyczny obraz świata, coraz bardziej przenikający do potocznego myślenia, sprawia, że wydaje się nam, że możemy przekraczać wszystkie granice. „Człowiek jest miarą wszechrzeczy” - jak mawiali starożytni sofiści. Postęp techniczny i medyczny powoduje, że przekonanie to jest jeszcze bardziej wzmocnione i wydaje się doświadczalnie potwierdzone. Ale to nie jest prawda. Nieprawdziwość tych przekonań ukazuje się wówczas, gdy spotykamy się z jakimś ograniczeniem, bólem, śmiercią. Coraz częściej ludzie reagują na to buntem, ucieczką, depresją, uzależnieniami... Człowiek nie chce zaakceptować świata, w którym nie może być Bogiem. Współczesny świat mówi: nie ma żadnych ograniczeń, możesz być tym, kim chcesz. Tymczasem Kościół mówi o realnej ludzkiej kondycji, w tym o słabości i grzechu. Ale świat nie akceptuje tego, że istnieje grzech. A jeśli mówimy o grzechu, to wywołujemy u ludzi dyskomfort. Czy mamy nie mówić o grzechu?
Wielu księży niechętnie mówi nawet o szatanie...
A propos Kościoła... Kościół posługuje się językiem Objawienia, który dla wielu nie pasuje do dzisiejszych czasów, jest nie do przyjęcia i dlatego się żegnają z Kościołem.
Wydaje się, że młodzi ludzie mają problem ze zrozumieniem języka Kościoła.
Świadków nam brakuje, świadków dających świadectwo. Stare przysłowie mówi, że słowa uczą, ale to przykłady pociągają.
Czy na wydarzenia w ramach Dni Kultury Chrześcijańskiej przychodzą młodzi?
Słabo. Prawda jest taka, że przychodzą ludzie starsi, czasami w średnim wieku i przychodzą najchętniej na znane nazwisko.
Może trzeba organizować Dni Kultury Chrześcijańskiej w mediach społecznościowych? Tam teraz są młodzi ludzie.
Może, owszem. Główna konferencja, zaplanowana na sobotę 15 października w AWSD o godz. 10, będzie transmitowana na kanale Youtube. Zapraszam!
Zastanawiam się, czy młodzi ludzie znają Bronisława Wildsteina lub ks. prof. Waldemara Chrostowskiego, których ksiądz zaprosił do Białegostoku. Może na Dni Kultury Chrześcijańskiej trzeba zapraszać wierzących blogerów, influencerów, youtuberów.
Może... Trochę sytuację skomplikowała pandemia, trochę wybiła nas z takiego rytmu. Bywało wcześniej, że był koncert muzyki Michała Lorenza w Operze i Filharmonii Podlaskiej z udziałem kompozytora. Mieliśmy też premierę filmu „Miłość i Miłosierdzie” z udziałem reżysera i aktorów, zorganizowaliśmy też spotkanie dla młodzieży z Cezarym Pazurą, na które przyszło około 500 osób. Słyszałem, jak wtedy jedna dziewczyna powiedziała do drugiej: „Może pójdę do Kościoła”. Rzeczywiście, ktoś rozpoznawalny, kto ma charyzmę, przyciąga ludzi. Muszę jednak przyznać, że nie jest łatwo znaleźć kogoś, kto dałby świadectwo, a jednocześnie, żeby coś sobą reprezentował.
O wierzącego celebrytę trudno?
Zdecydowanie trudno, i to o takiego, który by trafił właśnie do młodzieży.
Co atrakcyjnego może zaproponować kultura chrześcijańska współczesnemu człowiekowi, skoro nie celebrytów?
W moim przekonaniu kultura chrześcijańska proponuje autentyczną duchowość, która odpowiada na pytanie o sens życia, ukazując jednocześnie jego niekończącą się perspektywę. Obraz świata, w którym istotną rolę odgrywają miłość, tolerancja i współczucie dla każdego człowieka.
Program Dni Kultury Chrześcijańskiej jest adresowany do intelektualistów. Czy do Klubu Inteligencji Katolickiej garnie się inteligencja?
KIK powstał w Białymstoku w 1982 roku, kiedy możliwości formacyjne inteligencji katolickiej były bardzo ograniczone przez struktury PRL. Obecna sytuacja jest radykalnie inna. Samo wyrażenie inteligencja stało się jeszcze bardziej niejasne i niewyraźne niż kiedyś. Można zapytać, kto jest dziś desygnatem tej nazwy.
Czy oferta Kościoła dla intelektualistów jest wystarczająca?
Nie wiem. Trzeba zapytać przedstawicieli różnych środowisk, które tradycyjnie uważamy za intelektualne. Pamiętajmy, że np. lekarze, artyści, naukowcy i inni mają swoje stowarzyszenia i - jeśli wyrażają taką chęć - to także opiekę asystenta kościelnego.
Czy Kościół nie powinien bardziej angażować do współpracy świeckich intelektualistów?
Niewątpliwie tak.
Czy ksiądz widzi jakieś wzmożenie religijne w związku z wojną na Ukrainie?
Na początku wojny w kościele było trochę więcej ludzi . To było rzeczywiście widoczne, że ludzie są poruszeni. Uderzyło ich to, że to jest tak blisko, że równie dobrze może za chwilę nas dotyczyć. Ale to wszystko są emocje - emocje przychodzą, a później opadają, potem przychodzi przyzwyczajenie.
A jak po trzech latach pandemii wygląda Kościół?
Chyba nie ośmielę się odpowiedzieć na to pytanie. Początkowo, gdy kościoły się otworzyły, było trochę mniej ludzi. Teraz powoli to wraca do normy. Pewne rzeczy się zmieniły. Ludzie zaczęli przyjmować komunię na rękę (co nie wszystkim się podoba), korzystać z transmisji online lub telewizyjnych, kiedy mają przeszkody w osobistym uczestnictwie w Mszy św. Wiele konfesjonałów pozostało zasłoniętych, aby kontakt z penitentem był jak najbezpieczniejszy. Zmieniło się też podejście niektórych duchownych, którzy tych zmian wcześniej sobie nie wyobrażali.
Kościół żyje tradycją przez duże T. To jest Objawienie, depozyt wiary przekazany nam przez Apostołów oraz Ducha Św. działającego w historii. Żyje też tradycją przez małe t, na którą składa się wiele przekonań i przyzwyczajeń. Pierwsza tradycja w swej istocie nie zmienia się, ale druga jak najbardziej. Niestety, uświadomienie sobie tego nie przychodzi natychmiast i potrzeba na to czasu. Wartości chrześcijańskie zakorzenione są w tej pierwszej tradycji przez duże T, dlatego Kościół ma obowiązek je propagować i ich bronić. To kwestia tożsamości chrześcijańskiej i tożsamości samego Kościoła.