Znaczenie listu metropolity Sawy. Reakcja na list środowiska prawosławnego. Problem z uznaniem autokefalii ukraińskiej Cerkwi. Oddziaływanie patriarchatu moskiewskiego na inne państwa. O tych i innych kwestiach rozmawialiśmy z Patrykiem Panasiukiem prezesem Fundacji Hagia Marina.
Ostatni list metropolity Sawy odbił się w Polsce szerokim echem. Jak oceniłby pan jego znaczenie?
List metropolity Sawy do patriarchy Cyryla można z wielu powodów określić jako historyczny. Po pierwsze, wywołał powszechne zgorszenie w całym polskim społeczeństwie i jest to chyba pierwsza taka sytuacja w naszej nowożytnej historii, kiedy polskie prawosławie staje się obiektem tak negatywnego zainteresowania. Po drugie, po raz pierwszy metropolita przeprosił swoich wiernych w sposób niezwykle pojednawczy i pełen pokory . Po trzecie, co chyba najważniejsze, list ten „przebudził” naszych wiernych i duchownych, którzy w końcu głośno wyrazili swój sprzeciw wobec krótkowzrocznej i odstającej od współczesnego świata polityki naszego zwierzchnika. Jakie będą tego dalsze skutki? To pokaże czas i sposób wyboru następcy metropolity Sawy. Czy odbędzie się za kulisami w wąskim gronie, czy jednak z udziałem wiernych i duchowieństwa, jak nakazywał przedwojenny statut naszej Cerkwi.
Metropolita zreflektował się bardzo szybko. Jednak czy nie pozostał pewien niesmak?
Pamiętajmy, że metropolita Sawa to bardzo doświadczony polityk. Przemijali wojewodowie, posłowie, ministrowie i prezydenci, a on ciągle był na tym samym miejscu. Zresztą, przez prawie 45 lat biskupstwa można faktycznie nabrać przekonania, że jest się nieomylnym. Jednak mleko się rozlało. W jednym z wywiadów z radością wspominałem, że dzięki długoletnim wysiłkom polskiej, prawosławnej społeczności, udało się wreszcie odbudować zaufanie do nas. Podkreślałem też, że relacje między polską Cerkwią a rządem i samorządami są na historycznie dobrym poziomie. Niestety, list metropolity Sawy bardzo mocno nadszarpnął to zaufanie. Przekreślił też wiele inicjatyw, z trudem budowanych przez wiernych i duchowieństwo. To jest strasznie przykre , ponieważ dobry wizerunek polskiej Cerkwi tworzyliśmy wszyscy razem. Natomiast metropolita, w pojedynkę, nie zważając na nasze starania, znowu przypiął nam pełną stereotypów łatkę “tych Ruskich”.
Z czego wynikły słowa zawarte w liście metropolity Sawy do Cyryla?
Średnio przekonuje mnie wersja, że nikomu nie przyszło do głowy, że tak sformułowany list może wzbudzić takie emocje. Raczej nikt nie spodziewał się tego, że Rosjanie opublikują tę korespondencję. Uważam przy tym, że Rosjanie zrobili to z premedytacją, licząc, że w Polsce zaczną się prześladowania prawosławnych. To jest stara rosyjska zagrywka. Nie zapominajmy, że caryca Katarzyna II dokonała rozbiorów na naszym państwie właśnie pod pretekstem obrony społeczności prawosławnej w Rzeczypospolitej. Teraz o żadnych prześladowaniach nie było mowy. Większość świeckich i duchownych odcięło się od metropolity, a opinia publiczna szybko zauważyła, że problem jest nie w samych prawosławnych, a w naszym zwierzchniku. Szkoda jednak, że tak późno zorientowaliśmy się, że nad naszymi głowami i poza naszą wiedzą uprawiana jest jakaś dziwna polityka. Ciekawa w tym wszystkim jest wypowiedź Ramzana Kadyrowa sprzed kilku dni. Nawoływał on, by Rosja pomogła teraz Ślązakom przeprowadzić referendum separacyjne. Jak więc widać- nie udało się z prawosławnymi, to będą buntować inne mniejszości. Musimy być czujni.
Jaką reakcję wywołał list w środowisku prawosławnym?
Reakcja na list metropolity była szybka i zdecydowana. Jeszcze nie widziałem, by tak „wrzało” w naszym środowisku. Choć atmosfera gęstniała od dłuższego czasu, szczególnie w młodym pokoleniu świeckich i duchownych. Ja także napisałem list otwarty do metropolity, a jego fragmenty było szeroko udostępniane w mediach społecznościowych oraz cytowane w większości ogólnopolskich mediów. Na początku nie mogłem uwierzyć, że ten list jest prawdziwy. Młode pokolenie polskich prawosławnych robi bardzo wiele, by zerwać ze stereotypem „prawosławnego-ruskiego”. Polska jest naszą ojczyzną, a zdecydowana większość z nas to Polacy, choć są wśród nas także Białorusini, rdzenni Ukraińcy, Łemkowie czy Grecy. Tymczasem metropolita Sawa, nie zważając na wiernych polskiej Cerkwi, po raz kolejny publicznie zademonstrował swoje przywiązanie do Moskwy. Razem z tym listem chyba przelała się czara goryczy, także wśród duchowieństwa, które latami było zastraszane i uciszane przez metropolitę. Zresztą, 25 marca 2022 roku wydał on okólnik, w którym zakazywał duchowieństwu publicznego wypowiadania się na tematy społeczne i polityczne. Jak na ironię, jego przeprosiny zostały odczytane w wielu cerkwiach w Polsce i w całej diecezji Wrocławsko – Szczecińskiej. Do historii przejdzie niezwykłe kazanie ks. Mariusza Synaka ze Słupska, które w dodatku było transmitowane na żywo w TVP. Kazanie pełne zrywające więzy, pełne bólu i konsternacji, a jednocześnie ciepłe, przebaczające i oczyszczające.
Dlaczego są problemy z uznaniem autokefalii ukraińskiej Cerkwi?
Wydawało mi się, że w momencie napaści Rosji na Ukrainę doszło w naszej Cerkwi do zmiany. Sądziłem, że nastąpi odwrót od ruskiego miru i zwrócimy się ponownie w kierunku Grecji. Niestety, Cerkiew w Polsce stała się po części przekaźnikiem narracji Patriarchatu moskiewskiego, szczególnie w kwestii autokefalicznej Cerkwi Ukrainy. Przedłużające się odcięcie polskiej Cerkwi od jej źródła, czyli prawosławnego świata helleńskiego, może skończyć się dla nas wtórną rusyfikacją elit i wiernych. Obecnie nie mamy wspólnej koncelebry ani z najważniejszym Patriarchatem Konstantynopola, ani Patriarchatem Aleksandrii, ani z Cerkwiami Grecji i Cypru. Powodem zamrożenia relacji jest oczywiście to, że Hellenowie uznali autokefalię Cerkwi Ukrainy. Natomiast dziś już widać czarno na białym – problem uznania autokefalii Ukrainy jest czysto polityczny i ma niewiele wspólnego z duchem Cerkwi i jej prawem kanonicznym. Dowiedzieliśmy się o tym wprost z Cerkwi Cypru. Jeden z tamtejszych metropolitów, Izajasz Kykkotis, był gorącym zwolennikiem polityki moskiewskiej w sprawie Ukrainy. Jednak tragedia wojny i złożona sytuacja polityczna na Cyprze spowodowały, że zmienił swoje stanowisko i w bardzo konkretny sposób je wyjaśnił. W pewnym sensie to on obnażył polityczne podstawy sporu o ukraińską autokefalię. Potwierdził to, co my, publicyści, wiemy od początku.
Czy Federacja Rosyjska ma wpływ na ludzi polskiej Cerkwi?
Rzeczywiście, mamy w polskim prawosławiu niewielką grupę aktywistów, którzy reprezentują specyficznego rodzaju rusofilię. W dużym uogólnieniu, to takie przaśne pomieszanie tęsknoty za caratem i sentymentu do ZSRR. W sferę kulturową tego nurtu wpisuje się oddawanie czci Armii Czerwonej i zwalczanie kultu Żołnierzy Niezłomnych w środowisku prawosławnym. Oczywiście nie ma w nim miejsca na polskość, a prawosławnych Polaków uznaje się za zdrajców narodu białoruskiego, którzy przesiąknięci okropnym zachodem porzucili święty Ruski Mir. Mimo że grupa ta jest niewielka i składa się głównie z osób w wieku emerytalnym, to jest bardzo zwarta i wpływowa. W jej rękach są środowiskowe media, a także organizacje i firmy, które sponsorują różne wydarzenia i inicjatywy w Cerkwi.
Patriarchat moskiewski silnie oddziałuje również na inne państwa.
Tak się składa, że kończyłem teologię w Atenach i wielu moich znajomych ze szkolnej ławy jest dzisiaj biskupami w różnych krajach. Bardzo często skarżą się, że hierarchowie ich Cerkwi są co rusz szantażowani przez Rosjan. Szczególnie silne próby cerkiewnej korupcji są w Czechach, Gruzji i Bułgarii. Niestety, jest to pokłosie różnych zależności jeszcze z czasów komunizmu. ZSRR mógł się skończyć, ale pewna mentalność ciągle pozostała, wryta głęboko w serca tych, którzy powinni służyć Cerkwi, a nie rosyjskiemu imperializmowi. Patriarchat moskiewski powołał też fundację, której zadaniem jest ochrona prawosławnego dziedzictwa kulturowego w innych krajach. Majątek fundacji stanowią potężne darowizny z państwowej rosyjskiej spółki Rosatom. W ubiegłym roku pisały o tym media bułgarskie, greckie i ukraińskie, temat odbił się też echem w Polsce. Fundacja na swojej liście dotacyjnej ma Cerkwie w Chorwacji, Libanie, Serbii, Bośni i Hercegowinie, Czechach oraz w Polsce. Zresztą nie mówię tu nic nowego, bo głośno było o tym już rok temu.
Wpływ patriarchatu moskiewskiego na wiernych jest szkodliwy.
Patrzę na to ze smutkiem, bo Cerkiew rosyjska była najbardziej prześladowaną społecznością chrześcijańską w historii świata. Takiego bestialstwa, jakie radzieccy komuniści zafundowali prawosławnym, trudno było dopatrzyć się nawet podczas agresywnych podbojów arabskich czy tureckich. Do dzisiaj płacimy wysoką cenę za to, że cerkiewne elity w krajach satelickich i byłego ZSRR zostały odbudowane w większości ludźmi bez wiary, honoru i moralności. Nie zapominajmy, że arcybiskup warszawski Jerzy Jaroszewski, kiedy w 1923 roku próbował uniezależnić polską Cerkiew od moskiewskiej, został zamordowany przez rosyjskiego duchownego…
Jakie są perspektywy na ograniczenie wpływów patriarchatu moskiewskiego?
Tutaj musi zajść praktycznie globalna zmiana, bo muszą ustąpić ci, którzy mają sowiecką mentalność i swoje kariery zawdzięczają komunistycznej polityce. Nie możemy zbudować silnej i niezależnej Cerkwi, kiedy naszymi hamulcowymi są ludzie z poprzedniego, wybitnie antyprawosławnego systemu. Na Moskwę jednak bym nie liczył – ona już dawno wybrała drogę podziału i schizmy. W tym wszystkim martwi mnie to, że na samym końcu ucierpimy my – zwykli wierni. Jednak olbrzymia nadzieja tkwi w polskim prawosławiu – mamy już dość milczenia i przytakiwania, że jesteśmy częścią jakiejś pansłowiańskiej braci czy ruskiego miru. Jesteśmy prawosławni, jesteśmy Polakami i polskimi obywatelami, i chcemy, by w końcu nasze zdanie także wzięto pod uwagę.