Lody można zrobić nawet ze śledzia. Ale po co? Przecież mają być smaczne

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Agata Sawczenko

Lody można zrobić nawet ze śledzia. Ale po co? Przecież mają być smaczne

Agata Sawczenko

Lody... cóż o nich można powiedzieć... Ten deser uwielbiają i dzieci, i dorośli. A w Sokółce są ludzie, którzy uwielbiają je robić. Na ich temat wiedzą chyba wszystko.

Mrożona herbata, ciasteczka korzenne albo cytrynowe, słony karmel, ale także smak słynnego piwa Guinness. - My nie robimy lodów „o smaku” - od razu zastrzega Andrzej Dutkowski, właściciel Lodziarni Stara Szkoła w Sokółce. - Jak lody malinowe, to z malin, jak truskawkowe - to z truskawek. A do tych Guinness na jedną kuwetę wlewamy sześć puszek piwa - mówi.

- Te lody zahaczają już o artyzm, jeśli chodzi o konsystencję, o smak - chwali poczynania ojca Jan Dutkowski. Sam jest muzykiem - gra na skrzypcach, studiuje już drugi muzyczny kierunek. Zdawałoby się - wielki świat stoi przed nim otworem. Ale do Sokółki przyjeżdża, kiedy tylko może. Tu też się spełnia artystycznie - podpowiada smaki lodów, doradza, uwielbia parzyć kawę, która przecież doskonale pasuje do lodów. Nakłada stylowy fartuch, podrzuca zaparzacze i opowiada... - Kawę kupujemy zieloną, z różnych plantacji na całym świecie: z Kenii, Kolumbii, Brazylii Etiopii. Już potrafimy odróżnić kawy nie tylko po krajach, ale też regionach, z których one pochodzą - zapewnia. I pokazuje maszynę, która niby stoi na zapleczu, ale do której tak naprawdę może poprzez szybki zajrzeć każdy gość Starej Szkoły.

Andrzej Dutkowski do Sokółki sprawdził się pod koniec lat 80. - Bo żona stąd pochodzi - tłumaczy. Poznał ją na studiach w Lublinie. Jako, że sam wykształcił się na magistra inżyniera mechanika górnictwa, najpierw wspólnie pojechali szukać szczęścia na Śląsku. - Popracowałem dwa lata w kopalni. Obiecywali mieszkanie. Ale, że to był schyłek komunizmu, to na obiecankach się skończyło. Przyjechaliśmy więc tutaj.

Zaczęli od drobnego handlu. Potem był pierwszy większy sklep, drugi... - I chcieliśmy jakoś uatrakcyjnić naszą ofertę. Wprowadziliśmy więc lody włoskie - mówi Andrzej Dutkowski.

Do lodów z automatu doszły wkrótce gofry. A właściciele wciąż chcieli więcej. - Postanowiliśmy wejść w lody rzemieślnicze. Żeby w ofercie mieć wiele smaków - opowiada Andrzej Dutkowski. Przyznaje, że budowanie dobrej pozycji lodziarni, przełamywanie się przez nieufność sokólszczan trwało dość długo. I opowiada, jak przechodzili od kupowanych komponentów na te robione na miejscu, bez żadnych sztucznych dodatków. Teraz sami sprowadzają pistacje czy orzechy laskowe, mielą je i z tego masła orzechowego, po dodaniu m.in. mleka, powstają lody. Truskawki, borówki amerykańskie czy maliny skupują od miejscowych producentów. Na co dzień w szerokich kuwetach prezentują 32 smaki. Oprócz tych tradycyjnych - eksperymentują. Mieli już lody lawendowe, chrzanowe, chałkowe, ogórkowe, z serem gorgonzolą - podobno bardzo smaczne, pomidorowe.

Pan Andrzej zapewnia, że lody można zrobić ze wszystkiego: nawet z łososia czy śledzia. - Ale Polacy wolą traktować lody jako słodycz niż dodatek do obiadu. Na razie - mruga okiem pan Andrzej. I dodaje, że jeszcze kilka lat temu liczyli, ile smaków udało im się stworzyć. - Przy 150 skończyliśmy to liczenie.

W prowadzeniu restauracji pomaga starszy syn Łukasz. Z wykształcenia jest weterynarzem, ale - jak twierdzi jego ojciec - takie wykształcenie naprawdę pomaga w tej branży.

Od dwóch lat ich lodziarnia nosi nazwę Stara Szkoła. Bo budynek, do którego się przeniosła, powstał w latach 30. ubiegłego wieku. Właścicielką była pani Krystyna Skwarko. Gdy do Sokółki przybył młody sędzia, by poszukać budynku pod sąd, spodobał mu się nie tylko dom, ale i sama właścicielka. W 1932 roku wzięli ślub. Zamieszkali na piętrze, a na dole urządzili sale sądowe.

Niestety, rozdzieliła ich wojna. Stanisław został aresztowany, a Krystyna zmuszona do opuszczenia budynku, a potem wraz z dziećmi została deportowana na Wschód. Dojechali do Tukaju w rejonie Krasnojarska. Zaś pana Skwarko przeniesiono do kopalni w Orkucie na północy Syberii. Gdy ogłoszono pakt Sikorski - Majski i postanowiono uwolnić Polaków od pracy przymusowych, pan i pani Skwarko, niezależnie od siebie, nie wiedząc o swoich decyzjach, podążyli w kierunku ówczesnej Persji, czyli dzisiejszego Iranu. Tam się spotkali - całkiem przez przypadek. A potem zamieszkali w Nowej Zelandii.

Po wojnie budynkiem zaopiekowało się państwo przeznaczając go na cele szkolne. Najpierw było tam gimnazjum, w 1947 roku powstało liceum, szkoła budowlana. A do 1992 budynek był użytkowany przez SP 1. - Wielu sokólczan się tu uczyło. Przychodzą nie tylko dla lodów, ale i z sentymentu - mówi pan Andrzej.

Agata Sawczenko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.