Ludzie Roku Gazety Krakowskiej. Sierż. Bartosz Czech: Dobro wraca, kiedyś ktoś uratował mnie

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Anna Piątkowska

Ludzie Roku Gazety Krakowskiej. Sierż. Bartosz Czech: Dobro wraca, kiedyś ktoś uratował mnie

Anna Piątkowska

Na ratunek. Mundur to powód do dumy - mówi sierżant Bartosz Czech, który zeszłym latem, po służbie, uratował życie tonącemu. Na co dzień 26-letni sierżant Czech pełni służbę w Komendzie Powiatowej Policji w Krakowie, kocha góry i choć zazwyczaj jest poukładany, czasem miewa szalone pomysły.

Rok temu uratował pan życie tonącemu człowiekowi, mogliśmy o tym przeczytać w prasie czy policyjnej informacji, a jak pan sam zapamiętał to zdarzenie?

Z pewnością na długo zostanie ono wmojej pamięci. A jak zapamiętałem? To było słoneczne popołudnie, które ja i moja narzeczona postanowiliśmy spędzić nad wodą. Siedzieliśmy naplaży, kiedy usłyszałem, że ktoś wzywa pomocy. Jakiś mężczyzna w wodzie krzyczał: „ratunku”, zobaczyłem, że się topi, więc odruchowo wskoczyłem do wody i wyciągnąłem go na brzeg. Na szczęście, po wyciągnięciu go z wodyokazało się, że mężczyzna jest przytomny, wprawdzie miał mętny wzrok, z którego nic nie dało się odszyfrować, ale ostatecznie cała sytuacja zakończyła się pomyślnie.

Nie umiał pływać?

Z tego, co sam przyznał dość słabo pływał w tamtym czasie, chyba nawet dopiero się uczył. Chciał sobie popływać i sprawdzał, czy ma grunt pod nogami, a kiedy go nie poczuł, spanikował. To częsta sytuacja, kiedy nie pływamy w basenie, zwłaszcza, jeśli ktoś nie umie zbyt dobrze pływać albo nie pływał wcześniej w zbiornikach wodnych, które nie mają takiego pewnego gruntu jak basen.

Gdzie to się działo?

Na Kryspinowie, w miejscowości Budzyń.

Czy w takiej sytuacji, kiedy ktoś wzywa pomocy,coś się myśli, rozważa, kalkuluje, co najlepiej zrobić, w jaki sposób pomóc?

Nie, to był odruch bezwarunkowy. Kiedy się widzi, że coś się dzieje niepokojącego, że komuś zagraża niebezpieczeństwo i trzeba szybko reagować, nie ma czasu na rozmyślania, reaguje się odruchowo, decyzję podejmuje się w ułamku sekundy, podświadomie. Wiele sytuacji mamy „przećwiczone” w głowie. W innych, kiedy jest więcej czasu na reakcję, można się zastanawiać, w jaki sposób najlepiej będzie pomóc. Kiedy ktoś się topi, a ja słyszę: „pomocy”, po prostu wskakuję do wody.

Czy na tej plaży byli także inni ludzie?

Tak, było sporo ludzi.


A czy ktoś jeszcze ruszył na pomoc tonącemu?

Tak, kilka osób zareagowało na wołanie o pomoc, ja po prostu jako pierwszy dopłynąłem do tego tonącego mężczyzny i odholowałem go na brzeg, ale inne osoby także chciały pomóc i pewnie, gdyby mi się nie udało, gdyby na przykład zabrakło mi sił albo bym sobie nie poradził, to pomogłyby w ratowaniu. Cały czas wyczuwałem obecność tych osób, gdyby działo się coś takiego, że potrzebna byłaby ich pomoc.

Tym razem pomoc nie była potrzeba, ponieważ jest pan doskonałym pływakiem.

Jestem ratownikiem wodnym, może dlatego nie zastanawiałem się nad tym, co trzeba robić, to był odruch, po prostu działałem.

Pierwszy raz ratował pan kogoś tonącego?

Tak, ratowałem tonącego po raz pierwszy, ale kiedy byłem młodszy to mnie ktoś uratował, kiedy się topiłem. Byłem w takiej samej sytuacji, chciałem dopłynąć do pomostu, sprawdzałem, czy jest wyczuwalne dno, a kiedy nie wyczułem gruntu pod nogami, spanikowałem i zacząłem się topić. Wtedy na miejscu był kolega, który mi pomógł, uratował mnie. Dobro wraca,kiedyś ktoś uratował mnie, teraz ja się odwdzięczyłem tym samym komuś innemu.

Czy takie sytuacje, w których ryzykuje się także własnym życiem zdarzają się w pracy policjanta często?

Tak naprawdę każdego dnia może się zdarzyć jakaś niebezpieczna sytuacja, w której znajdzie się ktoś inny, a ja będę w pobliżu i będę w tym uczestniczył. To są zdarzenia wpisane niejako w zawód policjanta, nigdy nie wiemy, co zdarzy się, gdy zaczynamy pracę, ani co będzie kolejnego dnia.

W przygotowaniach do pracy w policji uczą tego jak reagować w takich sytuacjach?

Policyjne szkolenia oczywiście w jakiś sposób do tego przygotowują, ale ostatecznie to zawsze są kwestie indywidualne. Ja myślę, że ważne jest też to, żeby nawet w mundurze pozostać sobą, nie udawać kogoś innego.

Mężczyzna, którego pan uratował podziękował panu, o czym informowały media. Czy sytuacje, że ktoś odnajduje policjanta, żeby podziękować zdarzają się często?

Z tym mężczyzną spotkałem się jeszcze raz na tej samej plaży, podszedł, podziękował, był bardzo wdzięczny.Nie spodziewałem się, że będzie mnie szukał jeszcze, żeby podziękować bardziej oficjalnie - to bardzo miłe, za co ja z kolei dziękuję jemu. Myślę, że ludzie coraz lepiej nas, policjantów, odbierają, bardziej nam ufają, policja ogólnie ma coraz lepszy wizerunek w społeczeństwie. Myślę, że także dlatego ten mężczyzna poniósł jakiś trud, żeby mnie odnaleźć i podziękować. Mimo wszystko nie spodziewałem się takiej reakcji, bo jednak na co dzień nikt nam jakoś specjalnie nie dziękuje w sytuacjach związanych z pracą policjanta. Tym bardziej poczułem, że zrobiłem to, co powinienem -pomogłem komuś w sytuacji zagrożenia. Gdybym jeszcze raz znalazł się w podobnych okolicznościach, postąpiłbym tak samo. Mam jednak nadzieję, że nie będę musiał być w takiej sytuacji po raz drugi.

Na plaży był pan prywatnie, czy to znaczy, że na służbie jest się cały czas?

Najważniejsze w tej pracy jest to, żeby i w pracy i po niej pozostać człowiekiem, zachować ludzkie odruchy. Policjant to przecież też człowiek.

Przyjaciele spędzając czas w pana towarzystwie mogą czuć się bezpiecznie?

Raczej czują się bezpiecznie. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że nie lubię tracić nad sobą kontroli, nie piję alkoholu, ponieważ zawsze wolę zachować trzeźwe myślenie. Wolę mieć kontrolę nad tym co się dzieje, żeby sytuacje zależałyode mnie, a nie od stanu w jakim jestem.

Dlaczego włożył pan mundur? Bycie policjantem to spełnienie marzeń z dzieciństwa?

Pewnie była w dzieciństwie taka myśl, kto nie chciał być policjantem... Jak każdy chłopiec, chciałem być piłkarzem, później plany poszły w innym kierunku. Szczerze mówiąc to rodzice mi wymyślili taką pracę. Studiowałem bezpieczeństwo wewnętrzne, ale nie miałem pomysłu na siebie. Rodzice zasugerowali policję, a ja, żeby mieć spokojną głowę, skorzystałem z tej sugestii. Tak się szczęśliwie złożyło, że trafiłem na pracę, która sprawia mi satysfakcję. Moja narzeczona bardzo mnie w tym wyborze wspiera.

Lubi pan chodzić w mundurze?

Tak, nie wstydzę się tego, że jestem policjantem.

Praca policjanta jest wyzwaniem?

Tak. Cały czas zmieniają się przepisy, znajomość prawa zawsze pomaga, nie wspomnę o sprawności fizycznej, bo im większa, tym pewniej się człowiek czujew swoich działaniach. Ciągłe szkolenie więc jest podstawą. W ogóle staram się być osobą wysportowaną: oprócz gór, które są moją pasją, jest siłownia, piłka nożna, bieganie, pływanie, w przeszłości judo.

Wspomniał pan o górach, widzę tatuaż z jakimś górskim szczytem...

To Kościelec, a pasją do gór zaraziła mnie moja narzeczona. Wkażdej wolnej chwili staramy się spędzić choć trochę czasu chodząc po górach. Na razie zdobywamy szczyty w Tatrach, jak uda nam się zdobyć te najważniejsze i najwyższe, pewnie wyruszymy gdzieś dalej.

Kościelec to szczególna góra?

To ulubiona góra moja i mojej Pauliny, choć oświadczyłem się jej na Małej Wysokiej.

Romantycznie.

Chciałem, żeby właśnie tak było. Kiedy weszliśmy na szczyt zaproponowałem, żeby najpierw ona zrobiła coś szalonego, a potem ja, wtedy się oświadczyłem. Paulina była owzruszona, było pięknie.

Będzie ślub w górach?

Raczej w świętokrzyskim skąd oboje pochodzimy, ale góry mamy zamiar chodzić w każdej wolnej chwili.

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.