Marek Weckwerth

„Marycha” w centrum Bydgoszczy

Krzaczek konopi indyjskich rósł sobie przy ul. Chodkiewicza w Bydgoszczy. Policja już go zniszczyła. Fot. Marek Weckwerth Krzaczek konopi indyjskich rósł sobie przy ul. Chodkiewicza w Bydgoszczy. Policja już go zniszczyła.
Marek Weckwerth

Krzak tego ziela mogli oglądać piesi spacerujący wzdłuż ul. Chodkiewicza i bardziej uważni kierowcy. Zauważyliśmy i my. Policja go zlikwidowała.

- To rzeczywiście krzak konopi, ale samosiejka - informuje podinspektor Monika Chlebicz, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy. - Takie samosiejki pojawiają się oczywiście tu i ówdzie.

Gdyby ktoś miał taką u siebie w ogródku, nie zostałby ukarany, bo rzecz nie wypełnia wymogów ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.

Sfotografowany przez reportera „Pomorskiej” krzaczek został już usunięty przez policjantów. Podobnie dzieje się w przypadku większej ilości krzaków tej rośliny. Taką operacją zajmują się zwykle służby miejskie lub gminne, np. straże.

O tym, czy z konopi można wytworzyć marihuanę, czyli nadający się do spożycia w wiadomych celach susz, decyduje zawartość substancji psychoaktywnych z grupy kannabinoli. W zależności od przyjętej dawki i predyspozycji człowieka „marycha” ma działanie uspokajające, rozdrażniające, euforyczne, przeciwbólowe, pobudzające apetyt, rozkurczowe i kilka innych.

Krzaczek to nie problem

- Nawet z takiego krzaczka samosiejki można uzyskać susz - twierdzi Ryszard Częstochowski, twórca bydgoskiej poradni MONAR, obecnie koordynator merytoryczny. - Takich samosiejek jest wszędzie mnóstwo. Można je likwidować i tak się robi, ale tak uzyskana marihuana nie jest problemem społecznym. Jest nim to, co oferują konsumentom handlarze. To domieszki dodawane do suszu, wśród których znajdują się także halucynogenne substancje chemiczne. Handlarzom chodzi o to, aby takie „ziele” miało moc, uzależniało. A to bywa zabójcze dla wielu ludzi.

Uznać za lek?

Ryszard Częstochowski przypomina, że co jakiś czas pojawiają się polityczne pomysły uznania marihuany za lek pomocny w niektórych schorzeniach.

Jeśli tak by się stało, byłaby szansa na ograniczenie tego, co jest najgorsze - wzbogacania suszu chemią. Pacjent kupowałby legalną „działkę”, mając pewność, że się nią nie zatruje. Niestety, w nowej, bardzo dynamicznej rzeczywistości politycznej nikt nie chce wracać do tego tematu. Są ważniejsze.

Tymczasem skala problemu jest bardzo duża - tylko w Bydgoszczy uzależnionych jest około 5 tys. osób. Do poradni MONAR trafia rocznie tylko od 100 do 200 pacjentów.

- To tylko ludzie naprawdę zmotywowani, tacy, którzy jednak chcą zmienić swoje życie. Ostatnio zgłosił się do mnie 62-letni mężczyzna. Zapraszamy każdego - zachęca pan Ryszard. - Potrzebna jest jednak większa pomoc państwa, lepsze regulacje ustawowe. Sami sobie nie poradzimy.

Na złej ścieżce

W całym 2015 roku na terenie województwa kujawsko-pomorskiego policja zlikwidowała 66 plantacji marihuany (1701 krzaków). Z tego materiału można uzyskać 37 tys. 422 gramy gotowego do spożycia suszu.

Policja wszczęła 1812 spraw związanych z przestępczością narkotykową (produkcja, handel, posiadanie), zaś zarzuty postawiono 1518 osobom, w tym 116 nieletnim.

Marek Weckwerth

Dziennikarz "Gazety Pomorskiej" specjalizujący się tematyce bezpieczeństwa ruchu drogowego, transportu, gospodarki oraz turystyki i krajoznawstwa. Zainteresowania: turystyka, rekreacja i sport, kajakarstwo, historia, polityka. Instruktor, komandor spływów i wypraw kajakowych, autor podręczników dla kajakarzy i setek artykułów prasowych z tego zakresu. Rekordzista Polski w pływaniu kajakiem rzekami pod prąd od ujścia do źródła. Magister nauk politycznych po uczelniach w Poznaniu i Bydgoszczy.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.