Mateusz Lachowski: Najgorzej, jak ludzie umierają w ciszy

Czytaj dalej
Fot. FOT. MATEUSZ LACHOWSKI
Anita Czupryn

Mateusz Lachowski: Najgorzej, jak ludzie umierają w ciszy

Anita Czupryn

– Zginęło wielu moich znajomych. Mam poczucie, że powinienem tu być, skoro oni zginęli, i relacjonować wojnę – mówi Mateusz Lachowski, korespondent Polsat News w Ukrainie

Co się wydarzyło w Iziumie?

Mateusz Lachowski: Najgorzej, jak ludzie umierają w ciszy
Archiwum Mateusz Lachowski Mateusz Lachowski: Śpię na składanym łóżku w pokoju, razem z żołnierzami. Jem z nimi, rozmawiam, przypatruję się, przysłuchuję, to co mogę, to fotografuję. Jeżdżę tam, gdzie mogą mnie zabrać

Doszło tam, niestety, do zbrodni wojennych. Przebywałem w Iziumie kilka dni. Jeszcze przed wkroczeniem tam Rosjan, w marcu, miasto było przez nich ostrzeliwane wielokrotnie i gęsto. A po wkroczeniu robili to, co robili pod Kijowem; może trochę na mniejszą skalę, ale w związku z tym, że okupacja tu była o wiele dłuższa, to i ofiar jest bardzo dużo. Tak przynajmniej można wnioskować z ekshumacji ciał wydobywanych z masowych mogił. Jest 445 grobów, w kilku odkryto więcej niż jedno ciało, w tym grób z 17 żołnierzami. Znaleziono je na granicy cmentarza, blisko rosyjskich pozycji. Rosjanie wrzucali ciała Ukraińców do dołów. Najpewniej ukraińskie władze, a także ukraińskie służby, co wiem z przecieków, pozyskały informacje od ludności proukraińskiej w mieście, że pomiędzy ofiarami bombardowań i ostrzałów Rosjanie wrzucali do dołów ofiary swoich przesłuchań, tortur i morderstw.

To się potwierdziło?

Całkowicie! Mimo upływu czasu, już przy oględzinach ciał stwierdzono, że ludzi tych rażono prądem, odkryto ciało mężczyzny z obciętymi genitaliami, inni mieli poderżnięte gardła, żołnierze – związane ręce. Inne ciała miały połamane ręce, nogi, widoczne były ślady głębokiego duszenia. Trzeba zdawać sobie sprawę, że to są trudne ekshumacje, po paru miesiącach rozkładu w ziemi, fetor jest niewyobrażalny. Podziwiam ukraińskich techników za to, co robią, bo ja po dwóch pełnych dniach na miejscu, nie wyobrażam sobie spędzenia tam dwóch tygodni. Jeszcze do Iziumu wrócę, ale jest to na pewno jedno z trudniejszych dla mnie doświadczeń.

Co widziałeś na własne oczy? I jak to, co widziałeś, podziałało na Ciebie?

Podziałało tak, że dziś śniły mi się te ekshumacje. Nie da się ukryć, że coś takiego pozostaje w człowieku. Pewnie za parę dni mi przejdzie, zostanie wyparte, zepchnięte, ale gdzieś w środku zostanie. Makabryczne widoki, koszmarny zapach, wręcz obrzydliwy, ale z drugiej strony obrzydliwa jest ta skala zbrodni, podły brak szacunku do tych ludzi, ich ciał, sam sposób chowania ludzi, którzy zginęli w bombardowaniach czy ostrzałach. Na Boga, żyjemy w XXI wieku! Rosjanie okupowali te tereny przez pół roku! Naprawdę, czy zorganizowanie pochówku dla 450 czy 500 ludzi, zbicie prostych trumien z desek to taka filozofia? A jednak z jakiegoś powodu tych ludzi wrzucono do dołów. Bez dokumentów.

Tym powodem może być to, że Rosjanie chcą ukryć swoje zbrodnie?

Tak, oczywiście. Z jednej strony jest to systematyczne wprowadzenie terroru wśród ludności cywilnej, a z drugiej strony chęć ukrycia swoich obrzydliwości. Problemem jest też to, że rosyjska armia jest totalnie zdemoralizowana. Nie mam tu na myśli umiejętności związanych z walką, ale mówię o podejściu do ludności cywilnej, o poczuciu bezkarności. To armia, która walczy jak w XVII wieku w trakcie potopu szwedzkiego, po którym nic nie zostawało. Rosjanie wchodzą do wioski, zabierają, co chcą, każą sobie dawać, co chcą i nie uznają „nie”. Za „nie” można zginąć. Rozłażą się jak szarańcza – tak było na przykład pod Kijowem – i w nocy łażą po domach. Mamy zeznania kobiet, mężczyzn, co robili Rosjanie nocami.

Co robili?

Zaczepiali kobiety. Uprowadzali je. Gwałcili. Zabierali rodzinom jedzenie. To nie jest armia, jak byśmy sobie wyobrażali, na miarę XXI wieku. Stąd też skala zbrodni będzie tu olbrzymia, bo ci ludzie często pochodzą z miejsc, które dla nas są trudne do wyobrażenia, z republiki Tuwy czy Buriacji. Ale też przeprowadziłem wywiad z rosyjskim jeńcem, który może i pochodzi z niżnonowogrodzkiej obłasti, ale siedział w kolonii karnej w Riazaniu przez 23 lata i jest po prostu kryminalistą. Z jego kolonii karnej wyszło razem z nim 92 facetów, którzy poszli do armii. Trudno sobie wyobrazić, co zrobią w pierwszej wiosce, do której wejdą, jeśli mają poczucie, że są bezkarni.

Wracając do ekshumacji w Iziumie – w dołach znaleziono też ciała dzieci. Wiesz coś więcej na ten temat?

Prokurator Sokołow z Charkowa, z którym rozmawiałem, nie chciał mi zbyt wiele powiedzieć. Ale te ekshumacje robione są w naprawdę profesjonalny sposób. Jako że studiowałem prawo i sam uczestniczyłem w wielu sekcjach zwłok, mogę powiedzieć, że oględziny wyglądają bardzo podobnie do tych, jakich dokonuje się na miejscu zabójstwa czy po wypadku komunikacyjnym. Podczas ekshumacji, o których rozmawiamy, dokonywanych w obecności kilku prokuratorów, po samym etapie oględzin zwłok w istocie niewiele można powiedzieć. Najwięcej można powiedzieć już na etapie właściwej sekcji, kiedy bada się konkretne narządy. Te ciała leżały w ziemi kilka miesięcy, widać rzeczy oczywiste, jak poderżnięte gardło czy ślady poparzeń po rażeniu prądem. Ale nie wszystko można określić. O wielu rzeczach dowiemy się dopiero za parę tygodni, jak wszystkie ciała zostaną przebadane. Wiadomo, że są ciała dwójki dzieci, to była rodzina, nie wiemy, w jaki sposób zginęła. Na wojnie zdarzają się różne sytuacje. Kiedy przyjechałem do Kijowa w lutym, czwartego czy piątego dnia inwazji, grupa dywersantów rosyjskich z grupy Wagnera zabiła 11-letnią dziewczynkę i całą jej rodzinę.

Jak już o tym wspomniałeś, to zapytam, z jakim bestialstwem Rosjan Ty sam się spotkałeś w trakcie tej wojny?

W Makarowie spotkałem się z najgorszymi rzeczami. Jak z horroru. Tam była grupa Wagnera – Witebsk. W Donbasie żołnierze ukraińscy nosili przy sobie granaty – woleli sami się wysadzić niż wpaść w ręce wagnerowców. Mnie również proponowali taki granat, bo wagnerowcy strzelali też do dziennikarzy. Grupa Witebsk liczy kilkadziesiąt osób; to tak zwana grupa mobilna, coś w rodzaju sił specjalnych. Żołnierze, którzy pod Kijowem szli przed frontem, często przebierali się za ukraińskich żołnierzy. Działali w okolicach Makarowa. Są żołnierzami o niezwykłej skuteczności, pochodzący często ze Specnazu. Jeśli chodzi o umiejętności wojskowe, to można powiedzieć, że to elita. Niestety, to samo można powiedzieć, jeśli chodzi o zdolności do bestialstwa. Mówi się, że ta grupa wcześniej była w Syrii i robiła podobne rzeczy, jakie robi teraz na Ukrainie. Zadaniem tego rodzaju grup mobilnych, bo jest ich kilka, jest zastraszanie ludności cywilnej i ukraińskich żołnierzy. Ci ludzie torturowali i dosłownie poćwiartowali mężczyzn z obrony terytorialnej. Następnie zaminowali miejsca, w których byli. Im się przypisuje zaminowanie psa, który został połamany i zaminowanego wrzucono do śmietnika; Ukraińcy go rozminowali. To oni zaminowali jeden ze śmietników, który otworzyła cywilna osoba, gdy przyjechała po wyzwoleniu Makarowa i została ciężko ranna. Akurat tego dnia też byłem w Makarowie. Widziałem zaminowany dom, w którym pies jadł ludzkie ciało. Cała ulica była zaminowana. Nikt, kto wpadł w rosyjską niewolę, czy to z żołnierzy, czy z członków obrony terytorialnej, nie wyszedł żywy. W całym mieście unosił się zapach trupów. To był koszmar. Kolejnym takim miejscem była Bucza. Wjechałem tam drugiego dnia po wyzwoleniu. Na ulicach leżały jeszcze ciała, poprzykrywane, przy cerkwi masowy grób. Płacząca kobieta, tłumacząca, że zabili jej sąsiada, jak wyszedł wyprowadzić psa, więc bano się zrobić mu pochówek i pochowano za blokiem. Tych obrazów, strasznych, jest tak dużo. Być może w jakimś sensie się do tego przyzwyczaiłem.

Można się do tego przyzwyczaić?

Nadal jest to dla mnie poruszające, ale… Jeden z policjantów, Dmitrij, który pracuje na miejscu ekshumacji w Iziumie, powiedział mi, że oni się w pewien sposób spodziewali tego, co tam zastaną.

Jak to?

No tak. A myślisz, że ja się tego nie spodziewałem, po tym, co widziałem w Buczy?

Wojska rosyjskie okupowały tereny Iziumu przez pół roku. Teraz docierają informacje, że Rosjanie zostawili po sobie katownie, że znaleziono narzędzia tortur.

Tak jest. Znaleziono kable do rażenia prądem.

Co jeszcze może się tam kryć?

Więcej ciał, zakopanych w różnych miejscach, wrzuconych do dołów. One będą znajdowane przez lata. Dla części Rosjan Ukraińcy nie są ludźmi, są podludźmi. To poziom nazistowskiego podejścia do Słowian albo Żydów. Widzę to na swoich mediach społecznościowych, po komentarzach, które dostaję od rosyjskich trolli. Kiedy piszę o śmierci Ukraińców, to oni się cieszą; piszą, że im więcej ukraińskich trupów, tym lepiej, że to banderowskie ścierwa, i tak dalej. Codziennie je dostaję i codziennie je blokuję albo usuwam. Im więcej wyświetleń ma mój film z płaczącą matką, tym więcej jest takich czy innych komentarzy.

Mateusz Lachowski: Najgorzej, jak ludzie umierają w ciszy
FOT. MATEUSZ LACHOWSKI

Kim byli ludzie, których ciała są ekshumowane pod Iziumem?

Zazwyczaj to mieszkańcy Iziumu. Ale szczegółowe dane będą dopiero ustalane, łącznie z badaniami DNA. Jeśli chodzi o ciała żołnierzy – nie chciano powiedzieć, z której jednostki byli. Tam bohatersko walczyła obrona terytorialna; w momencie kiedy Rosjanie wkraczali do Iziumu. Ofensywę opóźniały także oddziały ukraińskich sił specjalnych. Prawdopodobnie to tych żołnierzy, którzy wpadli do rosyjskiej niewoli, mógł spotkać taki los. Wiemy, jak Rosjanie traktują jeńców wojennych. Wiemy o torturach, o tym, że biją tak, żeby nie zostawić śladów, o braku jedzenia dla jeńców, braku pomocy medycznej, o wbijaniu igieł w rany, żeby zadawać ból. O podawaniu leków, które powodowały, że jeńcy czuli się jeszcze gorzej. A na koniec – następowało zacieranie śladów, aby można było wszystko zwalić na Ukraińców.

Trudno zrozumieć, skąd bierze się tego rodzaju okrucieństwo w ludziach.

Wiesz, ile w Niemczech po 1945 roku urodziło się dzieci z gwałtów? Pół miliona. To nie jest nic nowego. Mamy wpojony mit armii sowieckiej, która wyzwalała nasz kraj, a to są ludzie, którzy pochodzą z niebywałej wprost nędzy. Tak uważałem na początku – że wywodzą się z okrutnej nędzy, więc jest w nich element zazdrości i żalu. Trzeba pamiętać – i powtarzam to jak mantrę – że w jednej trzeciej gospodarstw domowych w Rosji nie ma toalet. I oni nagle przyjeżdżają pod Kijów i widzą skok cywilizacyjny na miarę tego, jak my postrzegamy Los Angeles w Stanach Zjednoczonych. Rodzi się w nich złość: „Dlaczego oni mają lepiej, a my mamy tak źle?”. Wiele razy słyszałem relacje ukraińskich cywili, że Rosjanie mówili o tym wprost, zabierając z ukraińskich domów łazienkowe dywaniki. „Jak to, macie toalety? Macie nutellę?”. Pod Kijowem od kilku osób słyszałem o nutelli, o tym, że kazali sobie robić z nią kanapki. Może to brzmieć zabawnie, ale mówię o tym z powagą; takie sytuacje się działy. Pewnie więc jest to kwestia tego, że ludzie od zarania dziejów mordowali się z zazdrości, z powodów materialnych. Ale jest też kwestia rosyjskiej propagandy, tego, że rosyjska telewizja od 20 lat wpaja im pewne rzeczy. Bagatelizowaliśmy to, nie zwracaliśmy na to uwagi, ale zauważyłem to trzy lata temu, kiedy pracowałem nad dokumentem, że jest jakiś rodzaj człowieka na Wschodzie, który żyje w potwornej nędzy intelektualno-materialnej i on chce, żeby świat płonął, bo czuje się gorszy. A z drugiej strony jest dumny, że jest Rosjaninem, wychowany w etosie armii wyzwolicieli. Tylko że ta armia wyzwolicieli podczas II wojny światowej robiła to samo, co obecna rosyjska armia na Ukrainie. Jest jeszcze jedna sprawa – o tych ludzi nikt nie dba. Oni są traktowani jak mięso armatnie. Wydaje mi się, że część żołnierzy rosyjskich zdaje sobie z tego sprawę. Jest też problem mobilizacyjny, bo do armii wcielane są na siłę osoby z republik ludowych Ługańskiej i Donieckiej, które wcale nie chcą walczyć, a potem używane są jako mięso armatnie. To są skomplikowane sprawy, ale nie da się ukryć, że współczesna Rosja jest jednak spadkobiercą Związku Radzieckiego i życie ludzkie ma tam inną wartość. Cały system oparty jest na korupcji, żołnierze nadużywają swojej władzy, wyżsi oficerowie znęcają się nad niższymi. Dla nas, w Europie Zachodniej czy Środkowo-Zachodniej, to są rzeczy trudne do pojęcia. I jest jeszcze jeden aspekt.

Jaki?

Mamy już doświadczenia z historii, że wojna wyzwala w ludziach przerażające instynkty. Na wojnie nie ma prawa, ono nie działa. Nie ma czegoś takiego, że żołnierz rosyjski poniesie jakąś karę za to, że zabił człowieka. Nie. Nie poniesie. Wobec tego ci ludzie robią naprawdę, co chcą. Czują się panami i władcami. A wtedy wyzwalają się w nich pierwotne, okrutne instynkty.

Wrócę do Iziumu – powraca tam normalne życie? Czy w ogóle istnieje teraz normalne życie w Ukrainie?

Istnieje. Na zachodzie, w Kijowie, powoli zaczyna wracać do Charkowa. Mam tu na myśli te elementy życia, które są dostosowane do możliwości. Na przykład w Charkowie po godzinie 19, kiedy zachodzi słońce, nie palą się światła; okna są zazwyczaj zakrywane. Półtoramilionowe miasto jest ciemne. Sklepy wielkopowierzchniowe, które są otwarte, mają w oknach powkładane tektury. Można iść na zakupy, ale z zewnątrz nie widać, że sklep jest otwarty. W Iziumie jest 10 tysięcy ludzi – na 50 tysięcy, które było wcześniej, nadal nie ma prądu, wiele linii jest pozrywanych. Jest też problem z wodą. Dotarła pomoc humanitarna, zbudowano most pontonowy, ale życie długo tu nie wróci, podobnie jak na inne okupowane tereny, i to z wielu względów. Po pierwsze – i tak było też pod Kijowem – trzeba było 3 miesięcy, aby zaczęło być normalnie, kiedy naprawiono nawierzchnie, drogi, sprzątnięto zniszczony sprzęt. Pod Iziumem jest jeszcze gorzej. Wokół tego miasta są setki rosyjskich zniszczonych pojazdów, są tysiące min i niewybuchów. Wiele też wskazuje na to, że jest więcej masowych grobów; mam na ten temat informacje z wiarygodnych źródeł, zarówno od policjantów, którzy tam pracowali, jak i od cywilów, tylko że nie ma do nich dojścia, bo w okolicy są miny. Rosjanie wycofując się, zdążyli je zostawić. Większość budynków w mieście jest uszkodzona.

Osobnym pytaniem jest, jak wygląda teraz Twoje życie – często z ukraińskimi żołnierzami.

Zależy, z jakim oddziałem. Z każdym jest troszkę inaczej. Jeżdżę od oddziału do oddziału. Teraz, po śmierci mojego kolegi, który zginął na minie, zrobiłem sobie dwa dni przerwy. Ale żołnierze ukraińscy mnie zapraszają, piszą, że mogę przyjechać, to przyjeżdżam. Dostaję miejsce do spania takie samo, jakie oni mają – śpię na składanym łóżku w pokoju, razem z żołnierzami. Jem z nimi, rozmawiam, przypatruję się, przysłuchuję, to co mogę, to fotografuję. Jeżdżę tam, gdzie mogą mnie zabrać. Na ile to jest możliwe, robię swoją robotę, czyli przygotowuję relacje dla telewizji, piszę. Widzę, jak wygląda wojna ich oczyma. To jest dla mnie bardzo cenne.

Jak wygląda wojna ich oczyma?

Jest ciężko. Ale żołnierze się nie uskarżają. Dla mnie, chłopaka z domu, w którym niczego nie brakowało, pewne rzeczy były jednak szokiem. To, jak oni potrafią sobie radzić w różnych warunkach. Czym innym jest wytrzymać z nimi tydzień w różnych miejscach, w których z nimi przebywałem, a czym innym jest żyć tak przez parę miesięcy. Widziałem żołnierzy, którzy mieszkali przez miesiąc w ziemi, w norach, wyrytych okopach, żeby wytrzymać ostrzał. W deszczu, chłodzie; gotowali tak, aby nie było śladów dymnych. Większość żołnierzy, których poznałem, jest twarda. Potrafią wiele przetrzymać. Mają bardzo wysokie morale i motywację, żeby być tam, gdzie są. Jest jeszcze coś, co mnie zaskoczyło, bo inaczej sobie wyobrażałem armię. Z jakiegoś powodu w większości brygad, w których byłem, istnieje bardzo bliski kontakt oficerów ze zwykłymi żołnierzami. Wyżsi oficerowie znają imiona, nazwiska swoich wszystkich niższych oficerów, a niżsi są na „ty” ze swoimi żołnierzami, z nimi mieszkają. Te relacje między nimi są bardziej koleżeńskie niż hierarchiczne, chociaż oczywiście rozkazy każdy wykonuje.

Jeździsz na Ukrainę, wracasz na chwilę do Polski i znowu wyjeżdżasz na Ukrainę. Dlaczego?

W tej chwili już się nie zastanawiam, dlaczego. To dla mnie oczywisty wybór. Widzę, że to, co robię, ma sens, że ludzie to czytają, oglądają. Wydaje mi się, że nie ma tak wielu dziennikarzy, którzy tu docierają. A ja jestem tu niemal stale. To po pierwsze. Po drugie, chciałbym, aby ta wojna się jak najszybciej skończyła i mam nadzieję, że będę mógł zrelacjonować jej koniec. Chciałbym najnormalniej w świecie móc powiedzieć, że wojna się skończyła, zamiast mówić o ekshumowanych ciałach, o trupach. Miałem być miesiąc, ale po Buczy podjąłem decyzję – zostaję do końca. Skala tego, co tu się dzieje, jest taka, że nie ma innej opcji. I jest jeszcze ostatnia motywacja, najświeższa. Zginęło wielu moich znajomych. Tym bardziej mam poczucie, że powinienem tu być, skoro oni zginęli, i o tym mówić. Moje relacje docierają do coraz większej liczby osób, więc tym bardziej chcę o tym mówić. Najgorzej, jak ludzie umierają w ciszy.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.