Napad w łazience - opowieści kryminalne

Czytaj dalej
Fot. Polskapress
George B. Stanley

Napad w łazience - opowieści kryminalne

George B. Stanley

Byłem ciekaw, co go do mnie sprowadza. Z Jeffem Rossem nie widzieliśmy się od dobrych 15, a może nawet i więcej lat. Chodziliśmy razem do szkoły, ale potem nasze drogi się rozeszły - ja poszedłem na prawo, on zainteresował się marketingiem i hotelarstwem. I nagle ten telefon… - Wiesz, wolałbym o tym nie rozmawiać przez telefon - zawahał się Jeff. - Może skoczylibyśmy gdzieś na piwo i pogadali? - OK, może pod koniec tygodnia? Zapadła chwila ciszy. - Powiem szczerze - sprawa jest dla mnie bardzo pilna, bardzo chciałbym pogadać z tobą jak najprędzej, może nawet teraz.

Zastanowiłem się krótką chwilę. - Dobrze, umówmy się za dwie godziny w pubie „Famous 3 Kings”. Wiesz, gdzie to jest?

- Jasne, na North End Road w Fulham.

- No to do zobaczenia.

Poznaliśmy się bez trudu, choć od ostatniego spotkania Jeffowi przybyło kilka kilogramów. Ciekawe, czy on o mnie pomyślał to samo…

- No to teraz gadaj o co chodzi - powiedziałem, kiedy już wymieniliśmy uwagi na temat tego, co robiliśmy od czasu ostatniego spotkania.

Jeff Ross nabrał powietrza. - Czy mówi ci coś nazwisko Grooves?

Zastanowiłem się przez chwilę. - Paul Grooves? To ten poseł z branży telekomunikacyjnej? A co ty masz z nim wspólnego?

- Z nim nic, ale z jego żoną…

- O! - trudno mi było ukryć zdziwienie w głosie.

- Nie, nie, nic tych z rzeczy, o których myślisz - zaprzeczył gwałtownie Jeff. - Od kilku lat prowadzę taki mały pensjonat. Mało kto o nim wie, bo się nie reklamuję, do mnie przyjeżdżają tylko wybrani goście, to znaczy tacy, którzy mnie sobie nawzajem polecają.

- I co, przyjechała żona Groovesa? - domyśliłem się.

- No właśnie - westchnął Jeff. - I mam z nią kłopot. To znaczy nie tyle z nią, ile z jej naszyjnikiem.

- Teraz nie rozumiem.

- Mamy w recepcji sejf na cenne przedmioty gości, ale Jennifer Grooves z niego nie skorzystała, jak przyjechała wczoraj wieczorem. A dzisiaj rano przyszła do mnie z awanturą, że w nocy był u niej jakiś napastnik, który zrabował jej cenny naszyjnik. Dla mnie to jest nieprawdopodobne, nie ma takiej możliwości… - zawahał się Ross. - Tymczasem ona straszy, że jak naszyjnik się nie znajdzie, to zawiadomi policję, no i jeszcze obdzwoni znajomych, żeby do mnie nie przyjeżdżali, bo tu jest niebezpiecznie. Dlatego mam do ciebie prośbę…

- … żebym porozmawiał z tą panią? - przerwałem mu.

Jeff pokiwał głową. - Może tobie uda się to wszystko wyjaśnić. Bardzo mi zależy…

Jennifer Grooves okazała się kobietą w średnim wieku, o bujnych kształtach, z ostrym makijażem. Ross przedstawił mnie jako znajomego, który może być pomocny. - Zostałam okradziona z cennego naszyjnika, który w dodatku jest dla mnie pamiątką rodzinną. Mówiłam właścicielowi, że to jest skandal, żeby w takim pensjonacie nie zapewniano gościom bezpieczeństwa i że jeśli naszyjnik się nie znajdzie, to zawiadomię policję.

- To ja jestem policja - nie wytrzymałem. - Czy możemy zatem przejść do szczegółów?

- Bardzo proszę. W nocy obudził mnie hałas, a może tylko szmer, bo ja czujnie sypiam. Nie zapaliłam światła, wstałam z łóżka i poszłam w kierunku salonu, a wtedy ktoś mnie chwycił od tyłu, zakrył usta, więc nie mogłam krzyczeć, zaciągnął do łazienki, gdzie w pudełeczku zostawiłam naszyjnik, zabrał go, uderzył w głowę i uciekł. Jak po paru godzinach odzyskałam przytomność, zaraz pobiegłam do właściciela i…

- Czy potrafi pani opisać napastnika? A może rozpoznałaby pani jego głos?

Kobieta wzruszyła ramionami. - Przecież mówiłam, że nie zapaliłam światła. A wszystko odbyło się w ciszy. Ten… drań nie odezwał się ani słowem.

- Rozumiem, że naszyjnik był ubezpieczony?

- Tak, ale co to ma do rzeczy?

- Droga pani, moim zdaniem usiłuje pani wyłudzić odszkodowanie i to dość nieudolnie. Myślę, że panu Rossowi należą się przeprosiny.

- Że co proszę? Przeprosiny? To raczej mnie się należą przeprosiny, no i zwrot naszyjnika, albo jego równowartości, bo inaczej… - Co? - przerwałem.

- Zawiadomię… - ugryzła się w język.

- To raczej ja zawiadomię towarzystwo ubezpieczeniowe o próbie wyłudzenia odszkodowania. Przyzna pani, że łazienka to nietypowe miejsce przechowywania cennej biżuterii. Jeśli było ciemno, napastnik nie odezwał się ani słowem, a pani nic nie mówiła, to skąd napastnik mógł wiedzieć, że naszyjnik leży w pudełku w łazience? A poza tym skąd pani wiedziała, że od chwili napadu do odzyskania przytomności minęło kilka godzin?

George B. Stanley

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.