Nauczanie zdalne w sieci... problemów: Czego nauczyła nas epidemia koronawirusa? Rozmawiamy z Mateuszem Krajewskim

Czytaj dalej
Fot. pixabay.com
Monika Kaczyńska

Nauczanie zdalne w sieci... problemów: Czego nauczyła nas epidemia koronawirusa? Rozmawiamy z Mateuszem Krajewskim

Monika Kaczyńska

- Najbardziej się boję, że w tej sytuacji nauczyciele, od których wymaga się niemożliwego, mogą zostać opresyjnie z tego rozliczeni, co z kolei zaowocuje kolejną dużą falą odpływu z zawodu - mówi Mateusz Krajewski, prezes Fundacji Ogólnopolski Operator Oświaty.

Obecna sytuacja postawiła szkoły przed koniecznością przejścia niemal z dnia na dzień do form nauki zdalnej. Jak polska szkoła to zniosła?

Do lekcji prowadzonych zdalnie nie byli przygotowani ani nauczyciele, ani uczniowie.
Fot. Janusz Romaniszyn Potraktowanie okresu epidemii jako okazji do przetestowania różnych rozwiązań byłoby lepszym wykorzystaniem czasu - twierdzi Mateusz Krajewski

Wciąż jest za wcześnie, żeby odpowiedzieć na to pytanie. To, co się dzieje, to wciąż eksperymentowanie, ale poziom dezorganizacji jest spory. Ciągle jesteśmy w fazie dowiadywania się, jak wygląda nowa rzeczywistość. Tej wiedzy nie zdobędziemy z dnia na dzień. Znaleźliśmy się w momencie, kiedy państwo polskie ustami premiera i ministra edukacji poleciło całej branży oświatowej w ciągu dwóch dni dokonać zmiany, która normalnie powinna zająć miesiące albo lata. Dziś nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

To fakt, że wcześniej szkoła nie była zmuszona na masową skalę praktykować nauki na odległość. Ale faktem jest również, że internet wraz z możliwościami, które daje, istnieje już od kilkudziesięciu lat. Szkoła dotąd tego nie dostrzegła?

Szkoła internet zauważyła i zaczęła go wykorzystywać, ale zupełnie do innych celów, niż obecnie się od niej oczekuje. Zupełnie czym innym jest udrożnienie sobie kanałów komunikacji z rodzicami, między innymi korzystanie z e-dziennika, a zupełnie czym innym prowadzenie zajęć przez Internet.

Pomijając korzystanie z e-dziennika, uczniowie rzadko mają okazję korzystać z zasobów internetu na potrzeby szkoły. Wielu z nich nie ma szans dowiedzieć się, jakie znajdują się tam zasoby wiedzy.

Mój obraz szkoły jako przedstawiciela oświaty publicznej nie jest aż tak negatywny. Biorąc pod uwagę to, ile w ostatnich latach przeznaczono pieniędzy na cyfryzację szkoły, wyposażenie jej w łącza internetowe oraz sprzęt: komputery, tablice multimedialne itp. oraz fakt, że wielu uczniów ma w kieszeni swój własny telefon, to zaczyna się zmieniać. Wybiórczo internet jest w szkole używany. Oczywiście, że tu wszystko zależy od nauczyciela. Jeśli on nie ma pomysłu na wykorzystanie internetu, zabroni korzystania z telefonów, to nic się nie wydarzy. Ale obserwujemy, że w ostatnich latach na skutek szkoleń, tłumaczenia, że warto, że w internecie jest mnóstwo gotowych materiałów do wykorzystania: konspektów lekcji, analiz, grafik, map i wiele innych wykorzystanie internetu stopniowo rośnie.

Obecnie uczestniczenie dziecka w zdalnym nauczaniu to kwestia dobrej woli i możliwości technicznych rodziców - mówi Mateusz Krajewski

Czy można oszacować jaka część nauczycieli korzysta w trakcie pracy z uczniami z internetu?

Nie potrafię podać liczb, ale z moich obserwacji wynika, że dość powszechnie angliści pozwalają korzystać w czasie lekcji ze słowników zainstalowanych na własnych telefonach. Mogę wskazać całkiem sporą grupę nauczycieli, którzy potrafią organizować pracę w grupie z wykorzystaniem zasobów internetu. Faktycznie jednak w normalnym funkcjonowaniu szkoły sytuacje, gdy nauczyciel wykorzystuje środowiska pracy grupowej w internecie do robienia wspólnych projektów należą do wyjątków. To się dzieje w szkołach o większych zasobach, w szkołach prywatnych, być może także w najlepszych szkołach, w których duży nacisk kładzie się na to, by uczeń jak najwięcej i jak najbardziej efektywnie pracował w domu. Ale to jednak rzadkość.

Jednak nauczanie zdalne musieli podjąć wszyscy.

Gdy od nauczycieli, którzy korzystają z internetu w sposób podstawowy, będziemy wymagać, by prowadzili zajęcia online, nie dając im absolutnie żadnego wsparcia, to jest to oczekiwanie nierealistyczne. Nie mówię już nawet o dwóch dniach, które minęły od podjęcia przez decydentów takiej decyzji do dnia rozpoczęcia zajęć. Nawet, gdyby nauczyciele mieli na przygotowania się do tego cały rok szkolny, to wciąż byłoby to poważne wyzwanie. Cały czas zastanawiamy się w fundacji, czemu to ma służyć. Jest dla nas jasne, że w ciągu tych kilku tygodni pozostawania uczniów w domu, bo na razie takie są szacunki, tym, co naprawdę mogłoby się udać, jest opanowanie narzędzi. To wystarczający czas, by nauczyciele, pod warunkiem otrzymania wsparcia, znaleźli narzędzie, wybrali je, przetestowali, wdrożyli uczniów do korzystania z niego, ustalili z nimi zasady współpracy. To naprawdę długi i skomplikowany proces. Oczekiwanie, że z dnia na dzień w trybie zdalnym będzie realizowana podstawa programowa to pobożne życzenie.

Zostaje tablica i kreda?

Oczywiście, że nie. Dwie szkoły prowadzone przez naszą fundację: Cogito z Poznania i szkoła z Nakonowa w województwie kujawsko-pomorskim prowadzą program edukacyjny skierowany do nauczycieli - „Szkoła ćwiczeń”, który jest finansowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. W ramach „Szkoły ćwiczeń” nauczyciele mogą brać udział w warsztatach, lekcjach pokazowych, mogą też liczyć na wsparcie indywidualne. Ten program i podobne przedsięwzięcia to jeden ze sposobów na to, by nauczycielom pokazać jak może wyglądać lekcja,pomóc im otworzyć się na nowe możliwości. Ale wszystko wymaga czasu. Przy najszczerszych chęciach tego nie zrobi się z dnia na dzień.

Jesteśmy więc w sytuacji patowej. Nauczyciele może i chcą, ale wielu nie nauczyło się pracować zdalnie. Szybko okazało się, że są wcale nie małe trudności techniczne. Z drugiej strony podstawa programowa jest taka sama jak była i realizować ją trzeba. Co z tego może wyniknąć?

Trudności technicznych nie można lekceważyć. Kwestia dostępności sprzętu, która przy kilkorgu dzieciach może być problemem to jedno. Kolejna sprawa to szybkość łącza. Tych problemów jest mnóstwo. Ale mimo to można byłoby sensownie ten czas wykorzystać, gdyby tylko nie udawać, że nagle, z dnia na dzień da się przenieść do internetu setki tysięcy nauczycieli, miliony uczniów i ogromne ilości treści, które nie są zdigitalizowane. To wymaga od nauczycieli gigantycznej pracy, a i tak na efektywność tych działań nie ma co liczyć. Można było ten czas wykorzystać znacznie sensowniej.

W jaki sposób?

Można było z tego zrobić eksperyment, który pozwoliłby przetestować różne rozwiązania i przygotować się na podobne sytuacje w przyszłości. Komentatorzy obecnych wydarzeń są zgodni, że ta sytuacja raczej się powtórzy. Sensowne byłoby zalecenie, by utrzymać kontakt z uczniami, robić z nimi ciekawe rzeczy, pracować lekcyjnie, na ile się da. Zyskalibyśmy czas na poeksperymentowanie i opracowanie rozwiązań na kolejny tego typu kataklizm. Niestety, zapadły inne decyzje. Jedyna ich przyczyna, która przychodzi mi do głowy, to niechęć do przedłużania roku szkolnego i problemów organizacyjnych z tym związanych. Mogę to zrozumieć. Ale ten czas upłynie z mniejszą korzyścią dla uczniów i nauczycieli niż mógłby.

Czego więc w tej sytuacji rodzice i dzieci mogą oczekiwać od nauczycieli, a czego nauczyciele od uczniów?

Trzeba pamiętać, że obecnie uczestniczenie dziecka w zdalnym nauczaniu to kwestia dobrej woli i możliwości technicznych rodziców. Nie ma żadnych regulacji, które nakazywałyby uczestniczenie w takich zajęciach. Jeśli zaś chodzi o to, co dziś jest realne w przypadku większości szkół i nauczycieli, to przekazanie mailem czy przez dziennik elektroniczny materiału do przerobienia, do tego zadań, ćwiczeń. Wszystko inne, czyli elementy telekonferencji, indywidualna praca z uczniem czy praca grupowa online traktowałbym jako rzeczy dodatkowe. Jeśli uda się sprawnie poprowadzić naukę systemem "odbierzcie rano maila, wieczorem lub następnego dnia odeślijcie rozwiązania, napisane wypracowanie" itp., to będziemy mogli uznać to za duży sukces. Trzeba pamiętać, że zdeterminowany nauczyciel, który poświęci czas na zdigitalizowanie swoich notatek, źródeł itp., to tylko jedna strona tego równania. Ta praca musi po drugiej stronie trafić na podatny grunt. Muszą tam być uczniowie, którzy umieją i chcą z tych propozycji i narzędzi skorzystać. Wbrew pozorom w dobie smartfonów umiejętność posługiwania się mailem nie jest oczywista. Jeśli uda się skutecznie prowadzić edukację na odległość w#tej biernej formie będzie to sukces.

Inne możliwości pracy online wciąż pozostaną niewykorzystane.

To nie jest zadanie na dni ani tygodnie. Robiliśmy przymiarki do takiej platformy e-learningowej, by ułatwić szkołom dostęp do nauczycieli przedmiotów ścisłych, których bardzo brakuje. Szacowaliśmy, że przygotowania do wdrożenia zajmą dwa lata. Mam tu na myśli postawienie platformy, przygotowanie około 120 lekcji, przygotowanie narzędzi, które pozwolą nauczycielowi sprawdzać w czasie rzeczywistym, co uczniowie robią itp. Skrócenie tego czasu do dni czy tygodni jest po prostu niewykonalne. Tym, czego możemy i powinniśmy od siebie teraz oczekiwać, jest cierpliwość, dużo cierpliwości i domniemanie dobrej woli. Zarówno po stronie rodziców, jak i nauczycieli.

Jaka lekcja płynie tego doświadczenia dla uczniów, dla nauczycieli czy wreszcie dla społeczeństwo jako całości?

Pierwsza myśl, która mi się nasuwa to ta, że nieco brutalnie jako społeczeństwu okoliczności przypomniały nam, jak ważna w życiu codziennym jest oświata. I na poziomie przedszkolnym, i na poziomie szkolnym. Mam nadzieję, że te wydarzenia otrzeźwią niektórych i uświadomią, jak ważną rolę ten sektor odgrywa: wychowawczo, edukacyjnie, opiekuńczo. Zauważmy, że zamknięcie szkół, które było pierwszym krokiem państwa w walce z epidemią, w zasadzie sparaliżowało kolejne działy gospodarki. Gdybym miał mówić o naukach na przyszłość, życzyłbym sobie, żeby oświata publiczna, która jest ostatnio odsądzana od czci i wiary, która ma bardzo niską pozycję społeczną, aby chociaż na krótko odzyskała należne sobie miejsce. Podstawowym źródłem problemów, z którymi się borykamy, jest niezwykle niska pozycja społeczna nauczycieli. Oświata jest daleka od ideału i wszyscy mamy prawo oczekiwać od niej więcej, ale mamy też obowiązek bardziej zadbać o nią i o ludzi, którzy ją tworzą - nauczycieli. W szkołach przez nas prowadzonych dążymy do tego, by maksymalnie odciążać dyrektorów szkół od spraw administracyjnych i rozliczeniowych. Dzięki temu skupiają się oni na realizowaniu własnej wizji szkoły czy przedszkola. Nauczyciele także potrzebują zaufania i odciążenia od papierkowej pracy. Człowiek, który czuje, że ma za sobą wsparcie pracodawcy znacznie efektywniej pracuje. Niestety w polskiej oświacie tego zaufania jest bardzo mało. Kładziemy więc nacisk na to, by nauczyciele także uczyli się zdalnych form pracy.

Rozwijanie tych umiejętności to rodzaj ubezpieczenia na przyszłość?

Nie tylko. Potrafię sobie wyobrazić, że edukacja mogłaby wreszcie zacząć korzystać z tego, z czego już od dawna korzysta cała gospodarka i nie tylko gospodarka, czyli prowadzenia pewnych działań w formule kursów online i zautomatyzowania części procesu. Uważam, że obecna sytuacja to dobry, naturalny moment na rozpoczęcie prac nad właściwym wykorzystaniem zasobów internetu w edukacji.

Jakie jest największe zagrożenie tej sytuacji?

Najbardziej się boję, że w tej sytuacji nauczyciele, od których wymaga się niemożliwego, mogą zostać opresyjnie z tego rozliczeni, co z kolei zaowocuje kolejną dużą falą odpływu z zawodu. Byłby to moment, w którym musielibyśmy sobie powiedzieć, że państwo zawiodło. Nauczyciele powinni byli na początek dostać wsparcie. Niestety nic takiego nie nastąpiło. Jeśli dojdzie do podzielenia nauczycieli na tych, którzy sobie poradzili i na tych, którzy nie, morale nauczycieli upadnie kompletnie. A to dla oświaty będzie tragedia.

Monika Kaczyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.