Robert Burzyński

Od wielkości do śmieszności polityka jest niewielki krok

Od wielkości do śmieszności polityka jest niewielki krok
Robert Burzyński

Dla wielu polityków telewizja jest sposobem na podbudowanie własnej wartości, a u niektórych utwierdzeniem się w narcyzmie i próżności. Można zaryzykować nawet tezę, że żyją oni w izolacji od społeczeństwa. Ich trwanie to czas podróży od jednych mediów do drugich

Często widząc naszych polityków na szklanym ekranie mam nieodparte wrażenie, że część z nich nie potrafi już funkcjonować bez tego medium. Obserwujemy ich przez cały dzień. Są naszymi nieodłącznymi towarzyszami. Z jednej strony nas denerwują, a z drugiej jak ich tam nie ma to czujemy, że kogoś nam brakuję. Wartość polityka można wręcz ocenić na podstawie przebywania jego osoby na szklanym ekranie. Nie ulega wątpliwości, iż jedni są rozchwytywani i tylko zmieniają studia telewizyjne w ciągu jednego dnia, inni natomiast unikają mediów jak ognia. Widzimy polityków w oficjalnych sytuacjach, debatach politycznych, wydarzeniach sportowych, orędziach wygłaszanych do społeczeństwa aż po nieoficjalne spotkania z danym politykiem na niwie prywatnej, która ma za zadanie ocieplenie wizerunku danego polityka. Obserwujemy ich wtedy w studiu telewizyjnym, procesjach, mszach, debatach politycznych, które odwracają losy wyborów czy meczach sportowych. Ważne kto jest, gdzie siedzi, obok kogo idzie, jak przemawia i - najważniejsze - czy telewizja to pokaże. Większość pręży się i uśmiecha.

Oczywiście, każda ta sytuacja ma doprowadzić do tego, że przez skuteczną kreację czy zaplanowany scenariusz można zaistnieć w umysłach wielu wyborców. Nawet za wszelką cenę. Oczywiście jest to znak czasów. Polityk, który pierwszy to zrozumie - wygra. I to bez względu na swoją urodę, erudycje czy wykształcenie. Tak jest po prostu. Jednych kamera lubi przez swój wygląd, poczucie humoru, cięte riposty czy umiejętność zachowania się przed kamerą. Takimi przykładami niewątpliwie są: Kwaśniewski, Miller, Tusk, Rokita czy Duda. Potrafią oczarować, stworzyć magiczny nastrój oraz zaaplikować jakiś bon-mot, który będzie się zawsze z nim kojarzył. Oni są zawsze przygotowani do wypowiedzenia tzw. setki, aby zostało to zapamiętane. Potrafią nawet z najdrobniejszego faktu czy jednego wypowiedzianego zdania przez oponentów politycznych stworzyć własne wydarzenie medialne.

Najważniejsze dla polityków to zabrać głos jako pierwszemu, by określić sytuację wyjściową, do której będą odnosić się inni. W myśl zasady: wyróżnij się albo zgiń. Dla innych, niestety, telewizja jest pogrążającym narzędziem, które jeszcze bardziej wyjaskrawia to, co dla przeciętnego obserwatora polityki jest niezauważalne np. brak ogłady, nieumiejętność logicznej wypowiedzi czy po prostu chamstwo. Dlatego notable powinni pamiętać, że od wielkości do śmieszności jest niewielki krok. Jedni nas denerwują swą pompatycznością, zadufaniem, wiarą w swoją wielkość w otoczeniu Bizancjum. Inni śmieszą a jeszcze inni zyskują uznanie i szacunek.

„Parcie na szkło” stało się trwałym zjawiskiem w pogoni za wyrazistością polityczną w naszej współczesnej kulturze. Dawniej widzieliśmy ludzi, bo byli znani, dziś natomiast są znani, bo pokazują się w telewizji. Dla wielu polityków telewizja jest sposobem na podbudowanie własnej wartości, a u niektórych utwierdzeniem się w narcyzmie i próżności. Można zaryzykować nawet tezę, że żyją oni w izolacji od społeczeństwa. Ich trwanie to czas podróży od jednych mediów do drugich. Oni nie potrzebują dialogu. Im potrzebny jest tylko przekaz. Choć jest to obraz również nas samych: ja coś znaczę, inni są bez znaczenia. Pojawia się często uzależnienie od mediów, gdzie brak zaproszeń do telewizji czy brak relacji z wydarzenia, na których przebywał namaszczony przez historię polityk może spowodować osobistą traumę. Dlatego widzimy, że wszystko jest na sprzedaż. Polityk jeśli ma predyspozycję też musi potrafić się sprzedać, gdzie towarem jest on, usługą przekaz, a ceną i wynikiem kartka wrzucona przez wyborcę do urny. Jeśli nie ma cię w mediach, to nie istniejesz. Nie można stracić szansy zaistnienia, bo druga okazja przed kolejnymi wyborami może się nie powtórzyć. Media są więc trampoliną do wielu karier politycznych, budując obraz danej osoby, który jest utrwalany w umysłach wielu wyborców i albo będzie miał pozytywne konotacje albo po prostu kolejnym szczeblem upadku.

Choć z drugiej strony obserwując niektórych polityków, mam nieodparte wrażenie, iż część z nich poza przekazem dnia, który jest wytwarzany przez specjalistów od mediów, ma niewiele do powiedzenia. Taki znak czasu, że często ci o ogromnej wiedzy boją się mediów mając na względzie to, że z długiej logicznej wypowiedzi zostanie pokazane wyrwane z kontekstu 10 sekund. Podobnie jest z tremą, gdzie często wielu z nas wypowiadając się przed kamerą bez względu na wykształcenie, przygotowanie medialne czy doświadczenie wypada kiepsko.

Odbieramy współcześnie tysiące informacji politycznych i tylko od naszych narzędzi czyli intelektu zależy czy będziemy to weryfikować czy łykać jak ryba haczyk. Przeciętny Polak spędza przed telewizorem dziennie 3,5 godziny. Oczywiście nie znaczy to, że z tego co obejrzał zostanie mu coś w głowie, a może to i dobrze, bo często obserwując naszych niektórych wybrańców można dostać fiksum dyrdum. Na szczęście mamy krótką pamięć medialną. Czyli oglądając bezprzytomnie więcej zapominamy niż utrwalamy. Wirus medialny się rozprzestrzenia. Oglądamy polityków, naprawdę coraz mniej ich rozumiejąc. Musimy pogodzić się z obecnością polityków w życiu albo po prostu wyłączyć wszystkie media, ale wtedy do czegoś lub do kogoś zatęsknimy. Widzowie-wyborcy mają prawo do rzetelnych relacji, recenzowania polityków i politycznego rozliczania. Politycy zaś mają prawo, a nawet obowiązek informować wyborców o swoich działaniach i planach, abyśmy mogli obiektywnie ocenić danego polityka. Powstaje tylko pytanie do czego są zdolni politycy i jakie są w stanie przekroczyć granice, aby zaistnieć w naszych umysłach?

Dzisiejszy artykuł nie jest bynajmniej krytyką mediatyzacji polityki i polityzacji mediów. Pragnąłbym tylko, aby nasi wybrańcy, którzy czują media i wymogi post polityki mówili do nas mądrze i uczciwie, nie traktując reszty jak stado baranów, a my żebyśmy rozumnie to odbierali. Choć z drugiej strony mam takie życzenie, aby na czas wakacyjno- urlopowy trochę odpocząć od niekończących się kłótni politycznych, udowadniania kto jest mądrzejszy, kto zna prawdę objawioną, kto pozjadał wszystkie rozumy. I tego Państwu najserdeczniej życzę.

Robert Burzyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.