Pan Komendant wie wszystko [wywiad]

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
Anita [email protected]

Pan Komendant wie wszystko [wywiad]

Anita [email protected]

- Nikt nie wytłumaczył ludziom, co PiS robi i o co mu chodzi - mówi Rafał A. Ziemkiewicz, publicysta.

- Podobno na niedawnym Balu Dziennikarzy witano się słowami: „Jesteś przed dobrą zmianą czy już po dobrej zmianie?”
- W moim środowisku nie bardzo się to dostrzega, myśmy swoje zmiany przeszli kilka lat temu. Właśnie obchodzimy trzecią rocznicę powstania tygodnika „Do Rzeczy”. Niemal bez pieniędzy udało nam się odbudować najpoczytniejszy swego czasu tygodnik opinii, zniszczony przez paru aparatczyków PO na czele z ministrem Gradem, drugim ministrem Grasiem, jego kolesiem spod śmietnika Hajdarowiczem i bankierem spod esbeckiej gwiazdy, Czarneckim. A musieliśmy walczyć nie tylko z władzą, ale i z frondą braci Karnowskich, wykorzystujących zaplecze finansowe SKOK-ów do bezlitosnego dumpingu i agresywnie grających na prawicowych emocjach. Dziś mamy stabilną pozycję (...) i wszystko to udało się bez odstępstwa od idei merytorycznego, rzetelnego dziennikarstwa, wolnego od politycznej histerii. Rozumie pani, że z tym doświadczeniem na lamenty zwalnianych z państwowych mediów „gwiazdorów”, którzy kariery zawdzięczają „podwieszeniu”, patrzy się z niesmakiem i zażenowaniem.

- Pan się w tę „dobrą zmianę” włącza?
- Dementuję hurtem wszystkie plotki, że mam gdzieś być dyrektorem czy prezesem. Ani mi nikt tego nie proponuje, ani ja się nie ubiegam. Tak jak, o ile wiem, większość dziennikarzy, którzy w ostatnich latach budowali opozycyjne media. Nie rzuca się tego, co z trudem się stworzyło, dla państwowej posadki.

- No, to w jaki sposób patrzy Pan na to, co się w mediach dzieje? Zwolnienia w telewizji, część postanowiła zbojkotować media publiczne. Wojciech Czuchnowski, który zaproszony jako ekspert, odczytuje oświadczenie, Dominika Wielowieyska też oświadcza, że do telewizji publicznej chodzić nie będzie.
- Nie będzie prowadzić autorskiego programu, który nowy zarząd chciał pozostawić na antenie, co samo w sobie pokazuje, że to przywoływanie peerelowskich klimatów, profanowanie oporników i „Murów” Kaczmarskiego, to kabotyństwo i idiotyzm. Jak można porównywać kazuistyczny spór o wybór kilku sędziów ze stanem wojennym?

Rafał A. Ziemkiewicz: - Wybór PiS był dla wielu wyborem mniejszego zła. Dla mnie też.

- Ale czy bojkot polegający na tym, że dziennikarze nie będą chodzić do mediów publicznych, bo media publiczne są polityczne, ma sens? Bo wtedy w tych mediach będzie występowała tylko jedna strona.
- Oni mi się, en masse, wydają wiernymi uczniami kapitana Betty’ego z powieści „451º Fahrenheita”: „nie pozwól, by ludzie byli nieszczęśliwi z powodu polityki, nie pokazuj im dwóch stron zagadnienia, pokaż tylko jedną”. Nie może być tak, że jesteśmy i my, i oni, na równych prawach. Jak już nie da się dłużej, że tylko my - to niech będą tylko oni, a my sobie zbudujemy swój osobny, wolny od drugiej strony świat gdzie indziej.

- Są pokazywane różne strony, ostatnio Jacek Żakowski, Bronisław Wildstein i Sławomir Sierakowski byli na debacie w TVP, u Krzysztofa Ziemca.
- No i dobrze, wolę na przyszłość widzieć w mediach państwowych - bo tak je nazywajmy - jako drugą stronę ludzi z Kultury Liberalnej czy Partii Razem, zamiast starych wycirusów jeszcze z Unii Demokratycznej. Ważne, żeby pozwalać ludziom z różnych stron kontrować się nawzajem, powstrzymywać przed zapędzaniem w radykalizm i zgłupienie, jakim się zawsze kończy zamykanie w gronie wyznawców poglądów jedynych i jedynie słusznych.

- Spójrzmy z drugiej strony - ukazał się tekst Doroty Kani o Ryszardzie Petru i wśród ludzi przychylnych nowemu porządkowi i nowym władzom pojawiły się głosy, że to przegięcie, bo obliczono, że pan Petru będąc dzieckiem w Związku Sowieckim, miał 12 lat, nie mógł więc być szkolony przez GRU.
- Nie będę bronił medialnej praktyki wyciągania z jakiegoś faktu - na przykład właśnie, że ojcem polityka był „fizyk w Moskwie” - daleko idących wniosków. Dlaczego miałbym poddawać się modzie na moralność Kalego? Że jak „pisowcy” to samo, to dobrze? Przecież ta figura „pisowca” to też element matrixu, który stworzyła III RP. Jak w balladzie Okudżawy: „by się nie musiał czerwienić, kto kiep, i by mógł poznawać swój swego, każdemu mądremu stempelek na łeb przybiło się razu pewnego”. I oni właśnie przez dwadzieścia parę lat III Rzeczpospolitej przybijali takie stempelki: „ajatollah”, „prawicowiec”, „pisowiec”, z tym się nie rozmawia, tego się nie wpuszcza i ręki nie podaje... O tych stempelkach decydowała wyłącznie logika wykluczania, w ogóle wykluczanie jest żywiołem „salonu”, właśnie dlatego, gdy już nie mają siły wykluczać na przykład z mediów, to roją o bojkocie, czyli wykluczeniu z dyskursu publicznego samych siebie, w kabotyńskim przekonaniu, że wymierzając społeczeństwu tak straszną karę, wstrząsną nim. Więc „pisowiec” w mowie elit III RP nie oznacza sympatyka PiS, tylko wszelkiego wroga, obcego, nie z towarzystwa. I myśląc w takich kategoriach, odrzucona elita nie może zrozumieć, że „pisowcy” wcale nie są jednomyślni i zdyscyplinowani.

- Właśnie profesorowie - Jadwiga Staniszkis, Ryszard Bugaj, Paweł Śpiewak, którzy byli kojarzeni z pieczątkami PiS, teraz dostrzegają błędy w tym, co PiS robi. Paweł Śpiewak raczej był kojarzony z PO. Głosował na PiS, pełen był nadziei, jak rząd PiS powstawał.
- Ryszard Bugaj, na przykład, został „pisowcem”, bo złamał tabu, mówiąc o założycielskim szwindlu „Agory”. Jadwiga Staniszkis mocniej deklarowała poparcie dla PiS, ale nigdy bezwarunkowo, formułowała wyraźnie swe nadzieje i oczekiwania, który nie zostały spełnione. To nigdy nie byli przekonani zwolennicy Kaczyńskiego. Ale nie ma nic dziwnego, że ktoś, kto chciał odsunięcia PO i PSL od władzy, krytykuje dziś za to czy tamto rząd PiS. No, bo on idealny nie jest. Wybór PiS był dla wielu wyborem mniejszego zła. Dla mnie też. Z rządem PiS wiążę w zasadzie tylko jedną nadzieję: że do cna zniszczy, wypali tę ośmiornicę, którą wyhodował Donald Tusk. Natomiast nie jestem przekonany, czy będzie równie dobry w zbudowaniu normalności. Na pewno kolejny rząd, który, mam nadzieję, będzie bardziej na prawo od PiS, wyrośnie raczej z tych środowisk, które dzisiaj skupili Kukiz i Korwin, za cztery lata będzie miał naprawdę dużo do poprawiania po PiS. Ale jaki jest wybór?

- Pan nie dostrzega błędów w rządzie PiS?
- Rządzi na tyle krótko, że trudno dostrzec jakieś zasadnicze błędy. Ten rząd ma na pewno wielki handicap w tym, co nazwałem formułą Bugaja. Jak to on powiedział, jak ma już dosyć PiS, to sobie czyta „Gazetę Wyborczą” i mu przechodzi. Jeżeli opozycja odlatuje, to rząd może sobie na wiele pozwalać, i można tylko mieć nadzieję, że PiS z tego nie skorzysta. Co do pani pytania o błędy, to na razie widać je wyraźnie w samej technologii rządzenia. Fatalna jest komunikacja ze społeczeństwem, przykładem kompletne zawalenie sprawy TK. Nikt nie pofatygował się wytłumaczyć ludziom, co PiS robi i o co mu chodzi. Zapewne dlatego, że rzucając sygnał do „konwalidacji” sam Kaczyński nie pofatygował się wytłumaczyć swojej partii, co robi i po co - wykon, łapki w górę i nie ma czasu na dyskusje, jest przecież rewolucja. To na pewno największa słabość PiS: niestety w tej partii odrodził się wzorzec sanacyjny. Jest Komendant, który jako jedyny wszystko wie i ogarnia, a hierarchia zależy od wierności Komendantowi. Pani pyta mnie o błędy, ja na razie mogę mówić o obawach, bo wciąż słyszę z rządu sprzeczne zapowiedzi, czasem stawiające włosy na głowie, na przykład, gdy premier Morawiecki zapowiada zmienną kwotę wolną od podatku w zależności od dochodu… To zresztą sprzeczne z konstytucją, mam więc nadzieję, że mu szybko ten pomysł z głowy wybiją. Pojawiają się wciąż kolejne wersje podatku od sklepów, wciąż inne sygnały co do programu „500 plus”…

- Jakie więc ma Pan obawy?
- Kolejna ekipa zaplątała się w to samo wyborcze kłamstwo o „pełnych szufladach” gotowych projektów. A w miarę konkretne plany PiS miał tylko w jednej sprawie, żeby Platformę i Tuska, przepraszam, że powiem to wytwornym językiem lorda Sikorskiego, „zajebać komisjami”. Na tym odcinku - porządków w resortach siłowych i prokuraturze widać gotowy, realizowany sprawnie plan. Dobre i to, bo już co do państwowych mediów wyraźnie starły się dwie frakcje, jedna chcąca głębokich zmian, druga pragnąca tylko odebrać łupy wrogowi i przemalować szyldy.

- A to, że nie będzie konkursów na urzędników państwowych, tylko mają być z nadania?
- To niestety jeden z najgorszych przejawów tego, co nazywam dziedzictwem sanacji. Kajetan Morawski pisał w latach 30., że Piłsudski widzi Polskę jak folwark, a siebie jak dziedzica, który zna każdego ekonoma, nadzoruje, nagradza i karze, czasem pogoni i weźmie nowego. Jarosław Kaczyński jest bliski tej wizji. Wierzy w kadry, będąc etatystą do szpiku kości nie przykłada wagi do procedur, tylko do czynnika ludzkiego. I nabrał przekonania, że tylko on jest w stanie odpowiednich ludzi na odpowiednie stanowiska dobrać. A ktoś, kto zrobił premierem Kazimierza Marcinkiewicza - i ile jeszcze by tu nazwisk można wymienić? - nie bardzo może uchodzić za „headhunterski” talent. Choć pewnie Jarosław Kaczyński, gdyby uczestniczył w tej rozmowie, odparłby, że mu takich ludzi zasugerowano, że błąd był tylko w tym, iż uległ, by gdyby kierował się własnym wyczuciem, to takiego Kazia, prokuratora Kaczmarka czy innych by nigdy nie wziął. Tak czy owak, jest w PiS ta wiara: dobierzmy tylko odpowiednich ludzi, to wszystko załatwi. Ofiarą tego pada służba cywilna. Podobnie chyba jest w prokuraturze.

- Czy pan prezydent wybije się na samodzielność?
- W oskarżeniach o niesamodzielność jest wiele propagandowego nadużycia, ale na razie prezydent nie zdecydował się na wejście w jakikolwiek konflikt z Komendantem. Stracił znakomitą okazję do zbudowania, z pożytkiem dla wszystkich, także dla PiS, swej politycznej siły, bo powinien był po wyborze pięciu sędziów przez obecną większość sejmową ogłosić, że z przyjęciem od nich ślubowania również się wstrzymuje i czeka na werdykt TK. Dziś widać, że konflikt mniej byłby wtedy dla Polski niszczący, a i samego prezydenta trudniej byłoby atakować. A po tym ewidentnym potknięciu z pośpiesznym przyjmowaniem ślubowań prezydent trochę ucieka w sprawy zagraniczne i politykę historyczną. Robi tam dobrą robotę, ale widać, że szuka sobie takiego pola działania, na którym nie zderzy się z liderem PiS. A warunkiem odegrania przez Andrzeja Dudę znaczącej roli jest to, aby się z nim w końcu zderzył. Nie ma polityki bez ojcobójstwa. Gdyby Lech Kaczyński nie „odwdzięczył się” Jerzemu Buzkowi za wydobycie z politycznego niebytu wbiciem politycznego noża w plecy, to PiS dzisiaj by nie było. Andrzej Duda ma wybór: może być prezydentem wizerunkowym, a może stać się przywódcą narodowym.

Anita Czupry

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.