Papier zniesie wszystko, czyli poznań wydawców

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembinski
Błażej Dąbkowski

Papier zniesie wszystko, czyli poznań wydawców

Błażej Dąbkowski

Poznań to jeden z największych ośrodków „książkowych” w Polsce. Co stoi za tym fenomenem?

Czytelnictwo spada! - co roku alarmuje Biblioteka Narodowa, systematycznie zlecająca badania czytelnictwa w Polsce. Jak wynika z ostatniego, w ubiegłym roku tylko 37 proc. mieszkańców naszego kraju zadeklarowało lekturę co najmniej jednej książki w przeciągu 12 miesięcy. Zapaść czytelnictwa nastąpiła jednak ponad dekadę temu, gdyż od 2004 r. odsetek osób sięgających po choćby jedną książkę spadł z około 3/5 do 2/5 populacji. Mimo to branża wydawnicza w ostatnich latach notuje zyski. Poznań, choć nie wszyscy o tym wiedzą, jest jednym z najważniejszych regionów na polskiej mapie wydawniczej, i to jeszcze od czasów zaborów. Wrocław, Gdańsk, Łódź czy Katowice nigdy nie były potentatami w wydawaniu książek, liczą się jedynie Warszawa z dziesiątkami mocno ugruntowanych przedsiębiorstw, Kraków z mocnym Wydawnictwem Literackim i Znakiem, który w ostatnich latach przeżył metamorfozę, poszerzając ofertę, a tuż za nim właśnie stolica Wielkopolski z kilkoma bardzo ważnymi graczami - Domem Wydawniczym „Rebis”, wydawnictwami Zysk i S-ka, Media Rodzina, czy Grupą Wydawniczą „Publicat”.

- Poznań, choć znajduje się na trzeciej pozycji, wyróżnia na tle pozostałych dwóch miast. Nasze wydawnictwa powstały na bazie galopującej na początku lat 90. transformacji i od samego początku były samodzielne - wspomina Tadeusz Zysk, założyciel i prezes Zysk i S-ka. To jemu miłośnicy horrorów i poradników seksualnych zawdzięczają odkrycie dla polskiego czytelnika m.in. Grahama Mastertona, jednego z najbardziej poczytnych autorów w tym segmencie. Kiedy na samym początku lat 90. zdecydowano się na wydanie „Magii seksu”, tylko w dwa miesiące wymieciono z księgarń 80 tys. egzemplarzy książki, zdecydowano się na dodruk, który znów rozszedł się błyskawicznie. Zysk był wtedy współzałożycielem Rebisu, jego mocną pozycję budował wraz z Tomaszem Szponderem, dzisiejszym prezesem wydawnictwa.

- W tamtych czasach mieliśmy dziesiątki drobnych hurtowników, których jedynym majątkiem była stara Nysa i kawałek miejsca na poboczu ul. Kolejowej w Warszawie, będącej wówczas centrum handlu książką. Oferta wydawnicza na początku lat 90. była pokłosiem braku oferty komercyjnej w czasach PRL, królowała więc sensacja, thriller, fantastyka, horror - opowiada Tomasz Szponder.

Książki? Najlepiej z importu

Entuzjazm wydawców oraz hurtowników skończył się jednak szybko. Już w 1992 r. rozpoczął się trudny okres weryfikacji, podyktowany przez wolny rynek i dziki kapitalizm. Także w historii Rebisu był to czas próby. Wydawnictwo, mimo kolejnych hitów sprzedażowych w związku z masowymi upadłościami hurtowni, stracił w pierwszym kwartale połowę odbiorców swoich książek, nie otrzymując nawet złotówki zapłaty za pozycje wcześniej dystrybuowane. Dodatkowo właściciele mieli do spłacenia kredyt w wysokości 800 mln starych zł, którego raty, przy szalejącej inflacji, były oprocentowane nawet na 92 proc.

- Trzeba było wydawać książki, które szybko się sprzedadzą i pozwolą na spłatę kolejnych zobowiązań wobec banku - mówi T. Szponder.


- W Poznaniu istniała jedna z największych sieci dystrybucyjnych książek w Polsce „Bibuła”, wywodząca się jeszcze z czasów opozycyjnych, ale i ona nie poradziła sobie z wolnym rynkiem - dodaje T. Zysk.

Dziś jedni z największych polskich wydawców poznali się jeszcze w czasach PRL, w poznańskiej filii Poznańskiej Akademii Nauk. Obaj gruntownie wykształceni, obaj po psychologii, chcący rozwijać karierę naukową. Zysk miał już doktorat, poważnie myślał też o habilitacji, choć oddział PAN ma zniknąć ze stolicy Wielkopolski i wrócić do Warszawy. Szponder ostatecznie rezygnuje z pracy naukowej, zatrudnia się w Akademickim Związku Sportowym, szukając pomysłu na biznes. Panowie spotykają się, rozmawiają o wydawnictwie, korzystając z faktu, iż Zysk ma już pewne doświadczenie, gdyż współpracował z wydawnictwem Amber. Tak powstaje Rebis.

- Z założenia chcieliśmy mieć szeroki profil wydawniczy, dlatego szybko zaczęliśmy wydawać też literaturę środka, a także psychologiczną. Byliśmy więc przygotowani na czas przełomu, kiedy nakłady książek komercyjnych gwałtownie spadały. Pierwsza nasza słynna seria Salamandra wystartowała właśnie w 1992 r., od razu z dwoma bestsellerowymi wkrótce autorami: Williamem Whartonem i Jonathanem Carrolem - opowiada T. Szponder.

To właśnie niesamowicie popularny w latach 90. Wharton i jego książka „Stado” poróżniły obu wydawców wyznających dwie odmienne filozofie w sposobie wprowadzenia tytułu do Polski. Tadeusz Zysk postanawia odejść, zakłada w 1993 r. własne wydawnictwo Zysk i S-ka. Tym sposobem w Poznaniu powstaje kolejne duże, prężnie działające wydawnictwo. Tomasz Szponder zaczyna zaś prowadzić Rebis ze swoją żoną, Grażyną. William Wharton zostaje z Rebisem, przynosząc wydawnictwu ogromne, jak na tamte czasy, zyski. Wszystkie jego publikacje, ukazujące się nakładem poznańskiego wydawnictwa do dziś rozeszły się w nakładzie niemal 2 mln egzemplarzy. Bywały lata, że w miesięcznych, a nawet rocznych zestawieniach Top 10 sprzedaży, książki Amerykanina zajmowały aż 6 pozycji. Jak jednak zaznacza T. Szponder największy jednostkowy nakład dotyczył lat późniejszych i „Jedz, módl się, kochaj” Elizabeth Gilbert. - Sprzedaliśmy ponad 400 tys. egzemplarzy tej książki - przyznaje.

Hitowa debiutantka

W czasie kiedy Rebis działa pełną parą, Zysk i S-ka dopiero się rozkręca. Pierwszymi wykreowanymi bestsellerami stają się „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”, „Zaklinacz koni” oraz „Filozofia” Richarda H. Popkina. Po latach T. Zysk podkreśla, że jako wydawca obecnie musi bazować na hitach, by książkowy biznes przetrwał, a wydawnictwo mogło sobie pozwolić na publikowanie także bardziej ambitnych czy naukowych pozycji.

- Hit zawsze wyznacza pewien trend. Tak było w przypadku serii Rozlewisko Małgorzaty Kalicińskiej, debiutującej co prawda po pięćdziesiątce, ale wnoszącej coś zupełnie nowego do segmentu literatury przeznaczonej dla kobiet. Całość została sprzedana w nakładzie 1,5 mln egzemplarzy - mówi właściciel wydawnictwa. Pierwsza część, czyli „Dom nad rozlewiskiem” znalazł z tego aż milion nabywców, kolejne części po ponad 200 tys. - Taki spadkowy trend obserwuje się przy każdej książce ukazującej się w częściach, nawet przy „Władcy pierścieni”, choć wszystkie stanowią integralną całość. W ostatnich latach hitem jest też „Gra o tron” Martina, której sprzedaż lokuje w czołówce europejskiej, za Wielką Brytanią, Hiszpanią i Niemcami - dopowiada przedsiębiorca.

Papier zniesie wszystko, czyli poznań wydawców
Waldemar Wyelgalski/Polskapresse Grażyna i Tomasz Szponderowie z wydawnictwa Rebis

Jak sobie radzić, kiedy trudno znaleźć lub wykreować drugiego Whartona lub Kalicińską? Recepta Tomasza Szpondera jest prosta - oprócz poszukiwania nowych hitów trzeba też stawiać na evergreeny, najczęściej poradniki, bo te zawsze znajdą swojego odbiorcę. W Rebisie od ponad dwóch dekad wydawane są więc pozycje, których „termin ważności” jest bardzo długi. Tak jest w przypadku „Pierwszego roku życia dziecka” (sprzedanych prawie 400 tys. egzemplarzy) czy „7 nawyków skutecznego działania” Coveya. Stabilizację zapewniają również podręczniki akademickie, w które Rebis „wszedł” kilka lat temu. - Oczywiście każdy z nas czeka na hit, który jednorazowo sprzeda się w nakładzie ponad 100 tys., ale to jest deser, wisienka na torcie. Podnosi on dobre samopoczucie wydawcy, jego rangę, jednak nie zdarza się to co miesiąc - stwierdza właściciel domu wydawniczego.

Choć, w przeciwieństwie do „rynku importowego” z lat 90., polscy pisarze zastępują powoli pod względem wielkości nakładów literatów zachodnich, wydawcy uważają, że należy mocniej ich wspierać. Nie przez przypadek dwie głośne w ostatnich tygodniach premiery w Rebisie i Zysk S-ka przypadły Piotrowi Zychowiczowi z książką „Żydzi” oraz Elżbiecie Cherezińskiej z „Hardą”.

- To przykre, że poza naszymi granicami, gdzie do dziś wspomina się z wielkim sentymentem „Wilczura” czy „Znachora”. Niemcy, Anglicy, Francuzi są przekonani, że mamy świetną literaturę, to prawda, tylko dlaczego nikt jej nie promuje poza wydawcami? - pyta T. Zysk. Przypomina, iż podobnie jak dziś czytelnictwo, podobne problemy przeżywała jeszcze w 2005 r. polska kinematografia. Spadała sprzedaż biletów, znikały małe, studyjne kina, a multipleksy nie potrafiły wypełnić sal wielkimi hollywoodzkimi produkcjami. Wtedy też zrodził się pomysł powołania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który spotkał się z olbrzymią krytyką ze strony wielu polityków. - Chciano kulturę pozostawić samą sobie, co na Zachodzie jest nie do pomyślenia, bo to ona decyduje o charakterze danego kraju. Efekty są widoczne, po pierwszym kwartale 2016 r., sprzedaż biletów wzrosła aż o 10 proc. w stosunku do roku ubiegłego. W pierwszej piątce oglądanych produkcji były trzy filmy polskie i dwa zagraniczne. Wszyscy są zadowoleni, także producenci niszowych filmów, bo i te zaczynają odżywać. Dlatego chciałem powalczyć o ustawę o książce. Ktoś może powiedzieć, że to lobbing na rzecz wydawców, być może, ale to przede wszystkim wspieranie nauki i kultury. Tak, jak to zrobił PISF. Musimy odblokować książki - stanowczo stwierdza przedsiębiorca.

Papier zniesie wszystko, czyli poznań wydawców
Grzegorz Dembinski Tadeusz Zysk to założyciel i prezes wydawnictwa Zysk i S-ka

To obecnie melodia przyszłości, wydawcy muszą jak na razie radzić sobie sami z zainteresowaniem czytelnika. Narzędzia promocji i marketingu zmieniły się diametralnie od momentu, gdy większość Polaków może korzystać z internetu. W Rebisie postawiono więc m.in. na współpracę z blogerami, którym rozsyłane są premiery. Korzystają z tego także największe portale internetowe jak Onet i Wirtualna Polska, gdzie poznański dom wydawniczy zamieszcza fragmenty publikacji lub ich omówienia. - Klasyczne formy jak reklamy ramkowe w czasopismach odgrywają już coraz mniejszą rolę, choć nie rezygnujemy z nich. To często jedno z ważnych źródeł utrzymania branżowych magazynów piszących o książkach, dlatego nadal je wspieramy - tłumaczy T. Szponder. Cały czas zarówno Rebis, jak i Zysk i S-ka stawiają na najbardziej bezpośrednią formę promocji - spotkania z czytelnikami. Tylko w tym roku pierwsze wydawnictwo zaplanowało trasy promocyjne z aż 13 zagranicznymi autorami, w przeszłości też odbywało się ich nie mniej niż 10. Największym sukcesem, jak wspomina Szponder, było kilkanaście wizyt Williama Whartona, który w naszym kraju promując swoje książki spędził łącznie ponad 100 dni. - Te spotkanie z setkami czytelników to najlepsza motywacja do dalszej pracy i dla autora, i dla wydawcy. Jedno z nich zresztą, a konkretnie spotkanie w Koszalinie, najdobitniej uświadomiło mi, że książka to nie tylko forma wypełnienia wolnego czasu lub rozrywka - mówi. Na sali znajdowało się około 300 osób, Wharton na początku zawsze kilkanaście minut opowiadał o swojej nowej książce, później pozwalał na dyskusję. W jej trakcie wstała kobieta i stwierdziła, że uratował jej życie. Miała już zażyć śmiertelną dawkę leków, kiedy na stoliku znajdujący się tuż przy łóżku zauważyła jego książkę. Czytała ją do rana, a kiedy skończyła, postanowiła zrezygnować z planu popełnienia samobójstwa. - W takich momentach człowiek najlepiej uświadamia sobie, po co są książki i jaki sens ma ich wydawanie - podsumowuje T. Szponder.

Dzień powszedni wydawcy to jednak przede wszystkim ciężka praca, wymagająca nie tylko podejmowania trafnych decyzji dotyczących publikacji i wyłuskiwania najciekawszych debiutantów. W przedsiębiorstwie Tadeusza Zyska rocznie pojawia się około 100 premier książkowych, których promocję należy zgrać z największymi sieciami handlowymi, Empikiem i Matrasem. W tym samym czasie miesięcznie do wydawnictwa w formie tradycyjnej lub elektronicznej nadsyłanych jest ponad 100 maszynopisów. - Sam czytam ich 6-8 w ciągu miesiąca. Do druku nie idzie czasem żaden, czasami opublikujemy 4 lub 5. Reguły żadnej nie ma - wyjaśnia.

- Książek do naszych serii szukamy z żoną na listach praw agentów i wydawnictw. Spotykamy się z nimi 2-3 razy do roku na targach książki, to krótkie spotkania, na których omawiamy, co może nas interesować w ich ofercie. Przeglądamy pisma fachowe, wiele sugestii dają też sami tłumacze lub czytelnicy. Dziś coraz więcej tytułów zdobywa się, niestety, dzięki aukcjom, co podnosi cenę zakupu praw - mówi prezes domu wydawniczego. - Otrzymujemy też coraz więcej tekstów polskich autorów. Współpracujemy stale z kilkoma recenzentami książek.

E-book nadal mało atrakcyjny

Obecnie nic nie wskazuje na to, by na rynku wydawniczym w Polsce miało dojść do cyfrowej rewolucji zapowiadanej jeszcze kilka lat temu. Czytniki e-book’ów i tablety nie zastąpiły tradycyjnej, papierowej książki, gdyż ta niepodzielnie rządzi, zajmując około 95 proc. rynku. Sprzedaż e-book’ów zarówno w Rebisie, jak i Zysku, z małymi wyjątkami, stanowi zaledwie 4 proc. całości sprzedaży. - Tylko w Stanach Zjednoczonych czy Norwegii zwiększa się ona do 25-30 proc. - zauważa T. Zysk. W polskich warunkach ta statystyka poprawia się jedynie w przypadku literatury fantastycznej, adresowanej głównie do młodszego odbiorcy. - Tu dobry przykładem jest „Gra o tron” - dodaje przedsiębiorca.

Właśnie z tym segmentem wiąże się porozumienie 8 wydawnictw z Polski, w tym czterech z Poznania. Ich właściciele nie walczą ze sobą na tym polu - postanowili zjednoczyć siły, powołując w 2012 r. do życia spółkę Platformę Dystrybucyjną Wydawnictw. Stoją za nią Prószyński Media, Rebis, Czarna Owca, Zysk, Nasza Księgarnia, Wydawnictwo Literackie, Media Rodzina i Publicat. Jej celem jest pośredniczenie w sprzedaży „wirtualnych książek”, tym samym dając wydawnictwom lepszą pozycję do negocjacji z dystrybutorami. Rebis, jak i Zysk S-ka w ostatnim czasie zainwestowali wolne środki także w zakup udziałów Domu Książki Białystok, będącego trzecią największą siecią sprzedaży po Empiku i Matrasie w Polsce. Księgarnie należące do spółki znajdują się na Podlasiu, Pomorzu, a także na południu naszego kraju - w okolicach Tarnowa. - W ten sposób chcemy mieć bezpośredni wpływ na sprzedaż publikacji - zaznacza T. Szponder.

Jak będzie dalej? Mówi się, że papier zniesie wszystko...

Błażej Dąbkowski

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.