Paweł Wilk: Gdyby nie akcja Movember, w życiu nie zapuściłbym wąsów

Czytaj dalej
Fot. Kuba Zegarliński
Łukasz Pado

Paweł Wilk: Gdyby nie akcja Movember, w życiu nie zapuściłbym wąsów

Łukasz Pado

- Nasz zespół jeszcze ma spore rezerwy zarówno w ataku jak i w obronie. W lidze jest kilka zespołów w naszym zasięgu – mówi Paweł Wilk, szczypiornista Stali Mielec.

Podobno na jeden dzień stałeś się bajkowym Lolkiem?
Tak. Z okazji Dnia Postaci z Bajek. Nie wiem, kto wymyślił dla mnie taką akurat postać, może jestem do niej podobny, na pewno nie jestem zły o taki wybór. Lolek jest całkiem spoko, tym bardziej że pochodzi z polskiej bajki.

Rola Bolka przypadła Krzysztofowi Lipce. Czy wy też jesteście jak ten Bolek i Lolek?
Znamy się już bardzo długo kumplujemy się, gramy ze sobą. Może nie jesteśmy takimi wielkimi przyjaciółmi i nie spędzamy tyle czasu ze sobą co Bolek i Lolek, ale jesteśmy dobrymi kolegami.

Rola Lolka szybko poszła na bok, bo zostałeś też ambasadorem akcji Movember...
Tak i z tej okazji mam zapuścić wąsy. Muszę jednak przyznać, że nie czuje się z tym najlepiej, bo jakoś nie widzę się w wąsach, gdyby nie ta akcja to w życiu nie zdecydowałbym się na coś takiego. Chłopaki z drużyny zapewnili mnie, że też zapuszczą wąsy, więc nie będę sam. Akcja jest szczytna, może dzięki temu, ktoś zreflektuje się i zbada swoją męskość nim coś złego się stanie, więc nie będę marudził.

Sporo się o tobie ostatnio mówi, bo zostałeś też graczem 9 kolejki PGNiG Superligi...
Tak zdecydowali kibice, a ja się cieszę, że zostałem doceniony.

W meczu z Wybrzeżem rzuciłeś 12 bramek. To twój rekord?
W lidze chyba tak. Dwa lata temu rzuciłem dziesięć i miałem stuprocentową skuteczność. W sumie to mogłem rzucić trzynaście bramek, ale zmarnowałem jednego karnego.

Nie przypominam sobie żebyś to ty był wykonawcą rzutów karnych...
Trener wyczuł, że mi idzie to stawia na mnie. Rzuca też „Cziki” (Łukasz Janyst – przyp. red.). Zależy, który jest w danym momencie na boisku.

Nawet 13 bramek chyba nie osłodziłoby ci jednak porażki z Wybrzeżem Gdańsk...
Wolałbym rzucić dwie bramki, a mieć za to dwa punkty w tabeli. Mieliśmy przewagę i wydawało się, że mecz jest pod naszą kontrolą. Niestety, gorące głowy znów dały o sobie znać i nie udało się. Duże znaczenie miały też kary. Kuba Kłoda dostał czerwoną kartkę, nasz szef od obrony. Rywale o tym wiedzieli i wykorzystali to. Przecież dwie ostatnie bramki rzucili z koła.

Przed wami pojedynek z Piotrkowianinem o 3 punkty. Pewnie marzy wam się pierwsza "trójka" w tym sezonie?
Pasowałoby wygrać, ale będzie ciężko. Oni i my to jest ten sam poziom, łatwo punktów nie oddadzą. Graliśmy z nimi sparing, mają dobre rozegranie, lewe skrzydło i bramkarza, ale tak na prawdę to na każdego trzeba uważać.

Po meczu z Piotrkowianinem czekają was jeszcze mecze ze Szczecinem i Lubinem.
Są to na pewno drużyny w naszym zasięgu, ale jak będzie, tego nikt nie wie. Stać nas na to, żeby wygrać z nimi, trzeba jednak naszą grę jeszcze bardziej poukładać, poprawić i ustawić zagrywki. W ataku grać konsekwentnie i realizować założenia, a nie jak nam się już nie raz zdarzało, że każdy sobie wymyślał coś innego i to grał. Trudno jednak czasem nad tym zapanować. Młodzi niestety czasem się podpalają, a gdy im nie wychodzi jest jeszcze gorzej. Jeden dzień jest super, w inny źle. Myślę, że mamy tu jeszcze spore rezerwy, w obronie zresztą też.

Konsekwencja klubowych oszczędności?
Tak. Skład mamy taki jaki mamy, ale ciężko jest sklecić dobry zespół w ostatniej chwili, szczególnie gdy dysponuje się ograniczonymi środkami. Z drugiej strony w klubie dużo się zmieniło na dobre. Są pieniążki na czas, my nie musimy się już dopominać o wypłatę.

Łukasz Pado

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.