Pierwszy był kot w bucie, czyli jak Łukasz Wiciarz został rzeźbiarzem

Czytaj dalej
Fot. Joanna Urbaniec
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Pierwszy był kot w bucie, czyli jak Łukasz Wiciarz został rzeźbiarzem

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Król, królowa, gońce, skoczki i wieże. W skład każdego kompletu szachów wchodzą trzydzieści dwie figury. Ich rzeźbieniem zajmuje się krakowski artysta, który porzucił biuro, by realizować pasję.

Krakowskie Podgórze. Wśród wielu kamienic stojących ciasno jedna przy drugiej znajduje się ta przy ul. Świętego Benedykta 3, w której mieści się pracownia rzeźbiarska. Już od progu wita mnie intensywny zapach drewna (czuję się niemal jak w lesie!), a po chwili także gościnny artysta. Łukasz Wiciarz przez wiele lat zarabiał, prowadząc biuro turystyczne. Dzisiaj nie trzyma już w ręku dokumentów i folderów z propozycjami wycieczek. Zastąpiły je dłuta, którymi od 16 lat rzeźbi figurki szachowe.

Łukasz Wiciarz pochodzi z Makowa Podhalańskiego, miasta, z którego wywodzi się niejeden artysta rzeźbiarz. Jednak pan Łukasz swoją przygodę z rzeźbiarstwem zaczął dość przypadkowo.

- Prowadziłem nieduże biuro turystyczne. W pewnym momencie szelest przekładanych papierów mnie zmęczył i znużył. Postanowiłem zamknąć firmę i... zacząłem rzeźbić - opowiada.

Rzeźbienie to proces, który składa się z kilku etapów. Zaczyna się od pomysłu rodzącego się w głowie artysty. Pan Łukasz zobaczył kawałek lipowego drewna i uznał, że wyrzeźbi z niego... kota w bucie.- Nadal mi towarzyszy, to przedmiot niezbywalny, jak talizman. Kiedy go rzeźbiłem, miałem czarnego kota. Kiedyś przypadkiem wlazł do buta. Można więc powiedzieć, że ta rzeźba to inspiracja z natury - śmieje się pan Łukasz. - Ile razy biorę udział w targach czy warsztatach, zabieram ze sobą drewnianego kota. Zdarzyło mi się później wyrzeźbić jeszcze kilka podobnych figurek, ale ta jest wyjątkowa, bo pierwsza - dodaje.

Zapytany o inną ciekawą realizację, wspomina bramę kamienicy przy ul. Limanowskiego 26. Widnieją na niej dwie płaskorzeźby lwów. Podobno kiedyś podobizny dzikich zwierząt faktycznie zdobiły tę zabytkową kamienicę, ale z czasem uległy zniszczeniu. - Zawsze miałem uzdolnienia plastyczne. Mój pradziadek studiował rzeźbę w Wiedniu. Po powrocie do Polski rzeźbił orły, które wisiały na ścianach rozmaitych urzędów. Potem na kilka pokoleń rzeźbiarski gen zanikł w naszej rodzinie. Objawił się dopiero u mnie - mówi z uśmiechem artysta.

Król z twarzą wujka

W pracowni pana Łukasza powstały przeróżne przedmioty: flagi pirackie, anioły, szopki, płaskorzeźby smoków lub czaszek. Takie prace wymagają przemyślenia i umiejętnej pracy z materią, która bywa oporna. - W zeszłym roku sąsiadka zamówiła u mnie dla córki czarodziejską różdżkę jak u Harrego Pottera. Niby prosta rzecz, ale długo nie mogłem się za to zabrać. Zwykle nie robię takich rzeczy. Pewnego dnia zauważyłem złamaną gałązkę na drzewku, które rośnie przed moją pracownią. Oderwałem ją i z niej wykonałem różdżkę. Wyszła tak prawdziwie, że aż chciało się nią machnąć i coś wyczarować - mówi artysta.

Jednak ulubionym (i intratnym) zajęciem pana Łukasza są figury szachowe. Jak sam przyznaje, wyspecjalizował się w ich rzeźbieniu, a pomysły na elementy królewskiej gry czerpie z różnych źródeł, np. z historycznych książek czy albumów. Koncepcje podsuwa mu również własna wyobraźnia, a nawet struktura drewna. Nośnym tematem szachów są wikingowie, popularne są także figurki wzorowane na słowiańskich bóstwach. - Od dawna przymierzam się, aby zrobić szachy typowo krakowskie - mówi rzemieślnik. - Mam pomysł na pojedyncze figurki królów i koni, które zastąpiłby smok wawelski, ale brakuje mi czegoś, co sprawi, że komplet figur będzie spójny, że ktoś spojrzy na nie i od razu odgadnie, że to krakowskie klimaty.

Zdarza się, że klient zamawia coś specjalnego, jednak pan Łukasz nie przyjmuje każdego zlecenia, nie każde bowiem jest w stanie wykonać. - Przychodzi pan i mówi, że chciałby szachy, w których szerokość kasetki wynosi 50 cm. Figurka w takim zestawie ma wysokość 11 cm, a twarzyczka figurki miałaby centymetr. I klient chciałby, aby król miał oblicze wujka Zenona ze zdjęcia. Tymczasem przeniesienie fotografii w trójwymiar przy tej wielkości figurki jest nierealne - zauważa artysta.

Zapytany o inne nietypowe zlecenia odpowiada, że klienci często proszą o szachy związane z wykonywanym zawodem. Zwykle możliwe jest wyrzeźbienie odpowiednich figurek, ale nie zawsze. - Źle się rzeźbi rzeczy współczesne, np. budynki czy pojazdy. Oddanie w drewnie wielu szczegółów możne być problematyczne - stwierdza.

Z lipy i czereśni

Materiał, z którego powstają rzeźby i figurki, artysta pozyskuje najczęściej od znajomych, którzy trudnią się przemysłem drzewnym. Kupuje drewno wysezonowane i pocięte na odpowiedni wymiar. Do pracy używa niewielu narzędzi. Ich wybór i wielkość uzależnione są od rodzaju wykonywanego dzieła. Najczęściej korzysta więc z dłut przeróżnej wielkości, odpowiednio wyprofilowanych oraz przykręcanego do stołu imadła. Narzędzia rzeźbiarskie muszą być bardzo ostre. - Im dłuto ostrzejsze, tym bardziej bezpieczne. Tępym łatwo się skaleczyć, bo trzeba użyć większej siły. Kiedyś kupiłem dłuto elektryczne. Wydawało się dobrym pomysłem, jednak w mojej pracy się nie sprawdziło. Takie dłuto wibruje, a drgania te czułem w nadgarstku. Było to trudne do wytrzymania przez dłuższy czas.

Szachowe figurki i inne rzeźby powstają głównie z drewna lipowego, które jest wdzięcznym materiałem do pracy. Czasem jednak pan Łukasz sięga po inne gatunki. Próbował na przykład rzeźbić w śliwie, ale to drewno lubi pękać, dlatego nieszczególnie nadaje się do artystycznego użytku.- Zdarza mi się rzeźbić w czereśni, ale takie drewno muszę gotować przed przystąpieniem do pracy. Zanurzam je we wrzątku i po chwili wyjmuję. Dzięki temu drewno jest bardziej miękkie i łatwiej z nim pracować - opowiada.

Taka metoda sprawdza się przy szachach i to niezbyt dużych. Gdyby ten sposób wykorzystać na przykład do zrobienia płaskorzeźby, mogłaby popękać. Przy niewielkich szachowych figurkach woda odparowuje bez żadnej szkody dla drewna, muszą jednak schnąć stopniowo i powoli.

Zapytany o poszukiwania techniki rzeźbiarskiej, pan Łukasz wyjaśnia, że od początku tworzył w drewnie ze względu na łatwiejszy dostęp do materiału i możliwość pracy kilkoma zaledwie narzędziami. Ostatnio jednak coraz częściej myśli o tym, aby sięgnąć po inny surowiec.

- Kiedy jest ładna pogoda, robię sobie przerwę w pracy i wychodzę na spacer. Mam swoją trasę wokół kamieniołomu i na kopiec Krakusa. Jest tam pełno wapiennych kamieni. Okazało się, że można w nich całkiem ładnie rzeźbić. Kamienie jednak czekają na swoją kolej, bo wciąż brakuje mi czasu. Mam pilniejsze prace - wyjaśnia artysta.

Anioł w wersji punkowej

Jak powstaje rzeźba? Czy wystarczy tylko drewno i odpowiednie narzędzia? A może potrzeba także szczypty magii, porcji wyobraźni i technicznych umiejętności? - Bywa różnie, ale natchnienie zawsze się przydaje, bez niego można dłubać przez cały dzień, a efekt jest żaden - uśmiecha się pan Łukasz, zręcznie manewrując dłutkiem. - Kiedy robię prototyp dla danej figurki, zaczynam od kwadratowego klocka, albo od wałka, wtedy jest prościej. Wcześniej robię szkice i modele z plasteliny. Najłatwiej gdy jest konkretne zamówienie, zadany pomysł, wtedy po prostu bierze się odpowiedni kawałek drewna i odcina po fragmencie to, co niepotrzebne, zbliżając się do optymalnego wzorca.

W miarę uzyskiwania pożądanego kształtu, praca przebiega coraz wolniej. Na pewnym etapie trzeba ją przerwać, nie będąc do końca zadowolonym z efektu. Czasem drewno podpowiada, co robić dalej, coś pęknie, pojawia się sęczek w środku i wtedy odpowiednio zmienia się sposób obróbki. - Patrzę, jak mi wychodzi. Jeśli jest super i jestem zadowolony, to znak, że pracę trzeba odłożyć i przyjść następnego dnia. Po takiej przerwie łatwiej stwierdzić, czy faktycznie się udało, czy lepiej coś zmienić albo zacząć od nowa.

Na potwierdzenie swoich słów artysta przytacza historię patynowanych szachów. Pojedyncze figurki wyglądały bardzo atrakcyjne, ale gdy ustawiło się je na szachownicy, zupełnie do siebie nie pasowały. - Najbardziej lubię znane, banalne wprost figurki szachowe, przy których myśli biegną swobodnie, a ręce wykonują rutynowe czynności. To dla mnie relaks, odpoczynek, ucieczka od codzienności. Tak powstają kolejne wieże, królowie i skoczki. Choć od czasu do czasu lubię także wyrzeźbić anioła. Najlepiej w wersji punkowej, z trójkątną gitarą, w spodniach w paski i w glanach - uśmiecha się pan Łukasz.

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.