Po ponad roku odnaleźli psa

Czytaj dalej
Fot. Nadesłane
Katarzyna Dworska

Po ponad roku odnaleźli psa

Katarzyna Dworska

Franklin zaginął podczas weekendu majowego na Mazurach A Jego właściciele nie stracili nadziei. Wypatrzyli go po osiemnastu miesiącach na stronie bydgoskiego schroniska dla zwierząt

Psiak z całą rodziną mieszka na Mazurach. Pewnego dnia po prostu zniknął. - Często biegał luzem, ponieważ odwiedzał naszą sąsiadkę - wspomina Robert Jaworski, właściciel Franklina. - Jednak nigdy wcześniej nie uciekał. Po prostu przebiegał do bramy obok. Tamtego dnia nie wrócił. Podejrzewamy, że został skradziony. Był młody i wyglądał jak rasowy, a do tego podczas majówki nasze strony odwiedzają tłumy turystów.

Rozpoczęli poszukiwania. Przeczesali internet, dzwonili do schronisk, jeździli po okolicy i rozwieszali ogłoszenia. Psa nigdzie nie było. Nie stracili jednak nadziei. - Pamiętam, że córka czekała aż znajomy po nią przyjedzie i przeglądała strony w internecie - mówi Jaworski. - Nagle na profilu bydgoskiego schroniska dla zwierząt natknęła się na zdjęcie psa, który wyglądał jak nasz Frank.

Długo się nie zastanawiali. Niektórzy potraktowali ich jak szaleńców, którzy wsiedli do samochodu i pojechali 300 kilometrów do azylu, nie mając pewności, że to ich pupil.

- To nie było łatwe przeżycie, gdy te wszystkie psiaki wpatrywały się w nas z nadzieją zza krat - opisuje Jaworski. - Gdy tylko podeszliśmy do boksu, w którym był Franklin stało się coś dziwnego. Zawołaliśmy go po imieniu, a on obrażony się odwrócił i pomaszerował w kąt.

Zabrali go na spacer po lesie przy Grunwaldzkiej i postanowili, że wrócą z nim do domu. Jeszcze po drodze zadzwonili do groomera, aby umówić wizytę. - Pani poznała go od razu i dopatrzyła się znaków szczególnych - opowiada mężczyzna. - On też zachowywał się jakby pamiętał ten salon fryzjerski dla psów.

Jednak stuprocentową pewność zyskali, gdy tylko przekroczyli próg domu. Franklin przeszedł się po wszystkich pokojach i zatrzymał dokładnie w miejscu, w którym powinny stać jego miski. - Psy, które znalazły się w całkowicie nowym otoczeniu się tak nie zachowują - wyjaśnia Jaworski. - Powinien być nieśmiały, przestraszony i niepewny. A on dokładnie znał każdy kąt.

Franklin od razu rozpoznał swój dom.
Nadesłane Teraz nie odstępuje właścicieli na krok.

W schronisku ostrzegali ich, że osoby, które go tam oddały narzekały na jego agresywne zachowanie zwłaszcza przy jedzeniu. Dostosowali się więc do zaleceń. Przy pierwszym posiłku wyszli z tego samego pomieszczenia i zostawili go samego. - Jednak Franklin przyniósł karmę do nas i rozsypał ją na podłodze - śmieje się. - Poza tym wcześniej spał na fotelu w salonie w bardzo charakterystyczny sposób, którego po prostu nie da się opisać . Trzeba to zobaczyć. Teraz również robi dokładnie tak samo.

Franklin w tym roku skończył cztery lata. Półtora roku spędził poza domem. Nie wiadomo, jak to się stało, że wylądował w bydgoskim schronisku. - Przez większość tego czasu musiał u kogoś przebywać - uważa Jaworski. - Jakoś pokonał te wszystkie kilometry. Jednak najważniejsze, że jest już w domu.

Bardzo rzadko zdarza się, że po tak długim czasie udaje się odnaleźć czworonożnego kompana. Najwięcej zagubionych psów trafia do bydgoskiego azylu w Sylwestra. - Dlatego właścicielom zwierząt radzimy zakupić identyfikatory z numerem telefonu, ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy tak naprawdę nasz pupil wpadnie w panikę - radzi Izabella Szolginia, dyrektor schroniska w Bydgoszczy. - Dobrze by było by już teraz puszczać im odgłosy petard z internetu i tak uodpornić je choć trochę na te przerażające dźwięki.

Katarzyna Dworska

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.