Po słowach Donalda Tuska strach padł na Białystok. Całe miasto było podejrzane. Przykra sprawa. Czy dziś były premier odniesie się do niej?

Czytaj dalej
Tomasz Maleta

Po słowach Donalda Tuska strach padł na Białystok. Całe miasto było podejrzane. Przykra sprawa. Czy dziś były premier odniesie się do niej?

Tomasz Maleta

Przykra sprawa. Nie lekceważę jej. W poniedziałek (24 lutego) odniosę się do niej publicznie w Białymstoku – napisał Donald Tusk na Twitterze. Nie wiem, do czego zamierza odnieść się były premier, ale pozostała zaszłość sprzed siedmiu lat, do której były szef rządu powinien powrócić właśnie dzisiaj. Właśnie w Białymstoku, właśnie w auli wydziału prawa, właśnie podczas Festiwalu Dyplomatycznego. Bo lepszego czasu i miejsca nie będzie.

Cień rzucony na miasto

Wiosną 2013 roku strach publiczny padł na Białystok. Bo też słowa Donalda Tuska, które poszły w świat robiły piorunujące i sensacyjne wrażenie. Premier mówił na konferencji prasowej: „Powiem najdelikatniej, jak potrafię - nadspodziewanie głębokie zakorzenienie w różnych środowiskach zawodowych skinheadów podlaskich. Dlatego ten problem jest dużo poważniejszy niż tylko wyciągnięcie kilkunastu gości, którzy stanowią ewidentne zagrożenie. Sprawa ma wymiar społeczny i w jakimś sensie też polityczny, dlatego wymaga i wielkiej determinacji, i wielkiej staranności. Jest dla nas priorytetem.” Dopytywany o szczegóły wyjaśnił, że chodzi o „niepokojące powiązanie świata kryminalnego ze światem publicznym”.

To było tuż po niemniej słynnej deklaracji jego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, który zapowiedział, że idzie do Białegostoku po skinheadów. Słowa te padły po incydencie na Leśnej Dolinie, gdzie w jednym z bloków podpalono drzwi mieszkania polsko-hinduskiego małżeństwa.

Mało dyskretne zdjęcie

Po słowach Donalda Tuska zaczęły się domysły. Świat publiczny, czyli kto? Na forach od razu pojawiły się spekulacje. Gdybano, że być może chodzi o słynne zdjęcie prezydenta miasta Tadeusza Truskolaskiego odbierającego podpisy od przedstawicieli najbardziej skrajnych środowisk piłkarskich, którzy z czasem byli na bakier z prawem?. To prawda, że gospodarz Białegostoku powinien tak postępować, by nie dać powodu do zrobienia owej fotografii. Albo mieć w magistracie coś w rodzaju tarczy ochronnej, czyli na tyle sprawny aparat doradczo-analityczny, który dostrzeże potencjalne zagrożenie w przyszłości wynikające z odbierania podpisów i wyśle po nie czwarty garnitur.  

Od faktu, że taka fotografia powstała jednak jeszcze bardzo daleka droga do formułowania na forach internetowych wniosków kardynalnych. Tym bardziej że były okazje do zupełnie przeciwstawnych migawek, ale o tym nikt nie wspominał. Chociażby te, gdy prezydent spotykał się z zagranicznymi studentami, uczącymi się na Akademii Medycznej po incydentach o podłożu rasistowskim. Był gest solidarności prezydenta z piłkarzem Jagi Ugo Ukahem po opluciu go przez białostockiego kibola na meczu w Szczecinie. Siedem lat temu pisałem: „Nie jestem adwokatem prezydenta, ale w sinusoidzie jego zachowań dostrzegam też pozytywne momenty. Może warto obok tego zdjęcia z podpisami zamieścić to z Ugo Ukahem. Tylko czy po słowach premiera cokolwiek to zmieni?”

Sędziowie, nauczyciele, kasjerki

A może słowa premiera dotyczyły sędziów? Media nieraz pisały, że orzekali zastanawiające wyroki w sprawach o podłożu rasistowskim albo wykazywali się taką dobrodusznością, by niektórzy zanim trafią za kraty mogli nabrać starannego wykształcenia pedagogicznego? A może prokuratorów, którzy sędziom przedstawiali zastanawiające akty oskarżenia? A może adwokatów, którzy w tych procesach bronili oskarżonych?

A może chodziło premierowi o nauczycieli, którzy niegdyś uczyli tych, których tropili policjanci? A może o urzędników, którzy w swoim czasie wydali zgodę na demonstrację przed kościołem Rocha, chociaż z góry było wiadomo, że dojdzie na niej do starć lewackich i prawicowych środowisk? A może o duchownych, u których być może spowiadali się owi ścigani, bo nie powinni milczeć związani tajemnicą spowiedzi? A może o kasjerki z hipermarketów, u których owi ścigani płacili za zakupy? A może o fryzjerów, którzy gremialnie doprowadzają głowy ściganych do glancu?. A może o dziennikarzy, którzy opisują wydarzenia?. Podobnych „a może”  można było mnożyć w nieskończoność, aż w końcu doszlibyśmy w gruncie rzeczy do absurdalnego stwierdzenia, że  tylko nieliczni są poza wszelkimi wątpliwości. A w zasadzie, że wszyscy w Białymstoku są podejrzani.

Bo, niestety, zbitka słów użytych przez premiera,  była tożsama z podejrzeniem zbiorowym.  Mało tego. Szef rządu okrasił ją wyrażeniem: „sprawa w pewnym sensie ma wymiar  polityczny”. Tym samym kwestie rozważań owych „a może” przeniósł na inny poziom. Znaczna większość opinii publicznej termin polityczny utożsamia potocznie z tym, co partyjne. A to zawężała krąg domysłów. 

Pozostało jeszcze 55% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Tomasz Maleta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.