Policyjne Archiwum X, czyli nie ma zbrodni doskonałej

Czytaj dalej
Fot. 123RF
Dorota Kowalska

Policyjne Archiwum X, czyli nie ma zbrodni doskonałej

Dorota Kowalska

Na ich biurka trafiają akta spraw niewykrytych, zabójstw dokonanych przed dziesięciu, dwudziestu laty. Analizują je na nowo. Korzystają z możliwości, jakie oferuje współczesna kryminalistyka: genetyka sądowa czy toksykologia. O ich sukcesach głośno od wielu lat, bo, jak sami mówią, nie ma zbrodni doskonałej, jest tylko zagadka, której rozwiązania wciąż nie znamy.

To był czas, kiedy w Polsce każdego roku dokonywano około 1200 zabójstw, sprawcy ponad stu pozostali nieznani. Na to, że mordercy bywają bezkarni, wpływa wiele okoliczności: błędy w śledztwie, niedostatek dowodów, zły sprzęt, a czasem brak ciała ofiary - dla wielu prokuratorów równoznaczny z „brakiem znamion zaistnienia przestępstwa”. Akta spraw niewykrytych wędrowały do policyjnych archiwów. Obrastały kurzem, by po 30 latach trafić na przemiał. Aby tak się nie działo, powołano wydziały specjalne, nazwano je Archiwum X. Pierwszy powstał w 1999 roku w Krakowie, dzisiaj są we wszystkich wojewódzkich miastach.

- Na tworzenie takich wydziałów wpływ miał postęp technologii. Dzisiaj policja dysponuje doskonałym sprzętem, przeprowadzane są chociażby badania DNA, można korzystać z bazy linii papilarnych AFIS. Ma większe możliwości analityczne, łatwiej przetwarza się dane. Więc jeśli na miejscu zbrodni sprzed 20 czy 30 lat zabezpieczono materiał dowodowy, warto do takich spraw wracać - mówi nam gen. Adam Rapacki, były zastępca komendanta głównego policji, były podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Ale nawet jeśli materiału dowodowego nie ma albo jest go niewiele, czasami warto przyjrzeć się sprawie, przeanalizować ją jeszcze raz. Policjanci, którzy pracują w Archiwum X, to świetni analitycy i kryminolodzy, po specjalistycznych szkoleniach w kraju i za granicą. Najlepsi z najlepszych, koledzy nazywają ich czasami agentami do spraw beznadziejnych.

- To doświadczeni funkcjonariusze, często zbliżający się do emerytury, a nawet będący już na emeryturze, ale wciąż współpracujący z policją. Ludzie potrafiący niekonwencjonalnie myśleć i działać - tłumaczy gen. Rapacki.

Ale wróćmy do początku: wszystko zaczęło się w Krakowie. Historia krakowskiego Archiwum X związana jest z jedną z najgłośniejszych spraw w historii polskiej kryminalistyki, z makabrycznym zabójstwem krakowskiej studentki religioznawstwa - Katarzyny Z.

- Gdyby nie ta sprawa, nie byłoby Archiwum X w takim wymiarze, w jakim powstało - powtarza Bogdan Michalec, były szef i współtwórca krakowskiego Archiwum X.

Była środa, 6 stycznia 1999 roku. Około godziny 16.00 Mieczysław M., kapitan statku rzecznego typu Łoś, służącego do transportu kruszywa, zauważył, że jednostka traci moc. Byli niedaleko stopnia wodnego Dąbie na Wiśle w Krakowie. Załoga zacumowała barkę i poszła do domu, a zablokowaną śrubą postanowiła zająć się rano. Następnego dnia kapitan razem z pokładowym mechanikiem zabrali się za wyciąganie pogrzebaczem tego, co zatkało turbinę. Wyjęli ludzką skórę. Wezwali policję.

Bogdan Michalec był od początku na miejscu oględzin i prowadził tę sprawę od strony kryminalnej. Zabezpieczył statek i poczuł się jak w „Milczeniu Owiec”. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tego typu sprawą. Podczas sekcji w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej, patolodzy ustalili, że skóra należała do młodej kobiety. Została pieczołowicie odpreparowana od tułowia i odcięta na wysokości szyi i pachwin. Kształtem przypominała kobiece body, które - jak podejrzewali śledczy - sprawca mógł próbować na siebie zakładać.

Sprawie, przynajmniej media, nadały kryptonim „Skóra”. Potem okazało się, że ofiarą była Katarzyna Z., 23-latka, która zaginęła prawie dwa miesiące wcześniej - 12 listopada 1998 roku. Tożsamość skóry wyłowionej z Wisły potwierdziły jedne z pierwszych badań DNA wykonanych w Polsce. Przypadków oskórowań jest na świecie niewiele, w Polsce to była pierwsza sprawa tego typu.

- Sprawę konsultowałem z kolegami z FBI, poprzez ich przedstawiciela na Europę, doktora Thomasa Millera - opowiadał mi Bogdan Michalec. - Oni odkryli, że ludzie nieznający się, pochodzący z różnych środowisk, kultur podobnie się zachowują, popełniają takie same czyny. Tak, jakby ich opanował ten sam demon. Oczywiście są pewne różnice zewnętrzne, ale zawsze występują wewnętrzne podobieństwa i te ostatnie są decydujące - dodał były śledczy.

Krakowski zabójca szybko zyskał przydomek „Kuśnierz”. Przez lata był nieuchwytny. Po umorzeniu przez prokuraturę sprawa Katarzyny Z. trafiła właśnie krakowskiego Archiwum X, fachowa nazwa - Wydział Spraw Otwartych i Niewyjaśnionych. W 2012 roku pojawiły się nowe dowody i śledztwo w sprawie studentki zostało wznowione. W 2017 roku policjanci zdecydowali, że mają wystarczająco wiele dowodów przeciwko Robertowi J., mężczyzna trafił do aresztu, usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Jak przyznają śledczy, był podejrzewany niemal od początku śledztwa, ale brakowało dowodów.

- Pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sprawcy tej brutalnej zbrodni będzie możliwe dzięki wyjątkowo wytężonej pracy prokuratorów prowadzących to postępowanie oraz funkcjonariuszy policji, jak również biegłych powołanych do opiniowania w tej sprawie. Musieli się oni zmierzyć z przestępczym działaniem, które dotąd było nieznane polskiej i zagranicznej kryminalistyce - mówiła krótko po zatrzymaniu podejrzanego Beata Marczak, zastępczyni prokuratora generalnego.

Prokuratura Krajowa podała natomiast, że „w sprawie tej przez wiele lat przeprowadzono żmudne czynności śledcze, które w konsekwencji doprowadziły do ustalenia sprawcy zabójstwa”. Prokuratorzy zaangażowali dziesiątki biegłych z Polski i z zagranicy. Korzystali ze wszystkich najnowocześniejszych metod badawczych oraz zdobyczy nauki i techniki. Na ich zlecenie Laboratorium Ekspertyz 3D Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu po raz pierwszy na świecie sporządziło trójwymiarowy obraz zbrodni tylko na podstawie śladów pozostawionych przez sprawcę na tkankach ofiary. Dzięki badaniom Katedry Biologii Eksperymentalnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu udało się także wykryć związki chemiczne, które morderca podawał studentce. Takie badania najprawdopodobniej zostały wówczas przeprowadzone po raz pierwszy w historii polskiej kryminalistyki. Na tej podstawie ustalono sposób zadawania ciosów przez mordercę i fakt, że mogła je zadawać osoba wyszkolona w określonych sztukach walki. Skrupulatnie zbadano wszystkie ślady pozostawione przez sprawcę, sposób jego działania i profil psychologiczny. Wszystkie tropy prowadziły do Roberta J., syna krakowskiego poety. Znał Katarzynę Z. Trenował kulturystykę i sztuki walki, odbył służbę wojskową w szpitalu zakonnym, tam pomagał w działającym wówczas prosektorium. Przez pewien czas pracował w Instytucie Zoologii, gdzie zajmował się skórowaniem zwierząt. Z Instytutu został zwolniony po tym, jak wymordował wszystkich króliki doświadczalne.

W jego profilu psychologicznym biegli wskazywali sadyzm oraz skłonności do nękania kobiet. Po morderstwie przeszedł religijną fascynację. Ustalono, że odwiedzał grób zamordowanej dziewczyny. We wrześniu tego roku krakowski sąd okręgowy uznał Roberta J. winnym zabójstwa Katarzyny Z. i skazał go na karę dożywotniego więzienia.

Ale to jedna z dziesiątek spraw rozwiązanych przez agentów do spraw beznadziejnych. Co kilka tygodni czytamy o nich w gazetach czy na portalach informacyjnych.

Wrocławskie Archiwum X istnieje od dwunastu lat. Sprawa Ewy była jedną z pierwszych, jaką zajęli się policjanci z tej grupy. Pierwszą, w której udało się im doprowadzić podejrzanego przed oblicze prokuratora. W sierpniu 1993 roku Ewa miała 15 lat. Mieszkała w wiosce koło Lwówka Śląskiego. W nocy z 21 na 22 sierpnia wracała z dyskoteki. Dyskoteka była tuż obok, w sąsiedniej miejscowości. Ewa nigdy jednak nie dotarła do domu. Gdy rodzice zaalarmowali o zaginięciu dziecka, cała okolica zaczęła szukać dziewczyny: policjanci, strażacy, znajomi, sąsiedzi. Znaleźli ciało - przy polnej drodze.

Kto był sprawcą zbrodni? Śledczy przez całe lata walili głową w mur. Kolejne policyjne ekipy wracały do sprawy. I nic. Wreszcie historii przyjrzeli się fachowcy z Archiwum X. W 2015 roku zatrzymali mieszkańca miejscowości spod Lwówka - Jana G. Miał wówczas 41 lat. Był zaskoczony. Przyznał się do gwałtu, ale nie do morderstwa. Został aresztowany.

O tym, jak pracują policjanci z Archiwum X, nie mówi się głośno. Ale wiadomo: uważnie czytają akta sprawy. To pomaga, bo mogą zauważyć coś, co umknęło poprzednikom, jakiś drobiazg. Czasem to namiastka śladu.

Jest też nowoczesna technika. Niedostępna dla tych, którzy przed dwudziestu czy trzydziestu laty zaczynali sprawę. Kto wtedy wiedział o genetyce, o badaniach DNA, w tamtych czasach najważniejszym dowodem był odcisk palca sprawcy. Żaden detal, żaden ślad - nawet najmniejszy - nie może umknąć policjantom z Archiwum X. Błędów popełnionych na tym etapie sprawy naprawić już się potem nie da.

Są też ludzie: informatorzy, policyjni agenci albo po prostu świadkowie. Czy też tacy, którzy coś widzieli, ale przez lata woleli milczeć.

- Zawsze mówię, że zabójstwo dotyka trzech kategorii osób. To są sprawcy i ich ślady na duszy, rodzinę ofiary, której towarzyszą zupełnie inne emocje, oraz świadków, którzy przypadkowo znają jakieś szczegóły związane ze zbrodnią. Do końca życia ich to gnębi. Bardzo często dopiero na łożu śmierci ludzie decydują się na wyjawienie tego, co wiedzą na temat konkretnego zabójstwa - opowiadał mi kiedyś Bogdan Michalec.

Kiedy policjanci z Archiwum X wyjaśniali bestialską zbrodnię 15-letniej Ewy, wypytywani ludzie dużo chętniej mówili o zabójstwie Stanisława F., do którego doszło rok wcześniej. Dziwili się, że kilka miesięcy po śmierci mężczyzny, jego żona ułożyła sobie życie z ich wspólnym znajomym. Policjanci wrócili i do tej sprawy. Stanisław F. w chwili śmierci miał 32 lata. Mieszkał w Sobocie - małej wsi koło Lwówka Śląskiego. Pracował w miejscowym tartaku. Często wyjeżdżał też zarobkowo do Niemiec. Był powszechnie lubiany. Miał żonę i dwoje dzieci.

Do jego zabójstwa doszło w nocy z 17 na 18 października 1991 roku. Zwłoki mężczyzny znalazła jego żona. Z jej zgłoszenia wynikało, że mężczyzna padł ofiarą napadu. W czerwcu 1992 roku z powodu niewykrycia sprawców, postępowanie umorzono. Sprawa przez lata pozostawała niewyjaśniona.

We wrześniu 2017 roku policjanci zatrzymali 57-letnią dziś żonę zabitego mężczyzny, Ewę F. oraz jej 63-letniego partnera, Waldemara B. Z ustaleń policjantów z Archiwum X wynika, że zgłoszony przez kobietę napad był sfingowany. Zdaniem śledczych 32-letni Stanisław F. został zaatakowany przez żonę oraz jej kochanka w nocy, podczas snu. Żeby uwiarygodnić historię o napadzie, jeszcze za życia mężczyzny, żona wraz z kochankiem dzwonili i wysyłali mu listy z pogróżkami. Po latach jeden z takich listów okazał się bardzo ważnym dowodem.

Śledczy nie mają wątpliwości, że zabójstwo 32-latka zostało zaplanowane. Wcześniej Ewa F. i Waldemar B. dwa razy próbowali zabić mężczyznę. Oskarżeni nie przyznawali się do winy, jednak 18 grudnia 2019 roku Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze skazał Ewę F. i Waldemara B. na kary łączne 25 lat pozbawienia wolności.

„Nie istnieje coś takiego, jak zbrodnia doskonała. Zawsze pozostają ślady. Ale nie zawsze będą one wyglądały tak, jak w amerykańskich serialach kryminalnych” - pisze dr Joanna Stojer-Polańska, psychokryminalistyk z Uniwersytetu SWPS w Katowicach. I dalej o pracy agentów do spraw beznadziejnych: „Sposób ich działania owiany jest tajemnicą. Przeciwnie skuteczność ich pracy. Przez lata funkcjonariusze doprowadzili do skazania wielu sprawców. Czas w takiej sytuacji jest sprzymierzeńcem. Co prawda trzeba liczyć się z możliwością przedawnienia, które w przypadku zabójstw wynosi trzydzieści lat, jednak zwykle przestępcy szybciej popełniają błędy i zostają złapani. Policjanci z Archiwum X wykorzystują ogromne doświadczenie zawodowe - swoje oraz biegłych, z którymi współpracują. Korzystają także z możliwości, jakie oferuje współczesna kryminalistyka: genetyka sądowa, toksykologia, antropologia sądowa czy też entomologia sądowa. Rozwiązywanie spraw kryminalnych wymaga interdyscyplinarnego podejścia, więc na rzecz rozwiązania konkretnej sprawy pracują medycy sądowi, psycholodzy, płetwonurkowie, antropolodzy, genetycy oraz inni naukowcy i biegli z obszaru nauk sądowych”.

Zdaniem Bogdana Michalca, najważniejsza rzecz, to powrót do sedna sprawy, do informacji, a najlepszym nośnikiem informacji jest człowiek. Michalec zawsze dostrzegał znaczenia pewnych słów, gestów, zachowań. Jego zdaniem, zabójstwo zostawia ślad na ludzkiej duszy.

- Przeprowadziłem bardzo dużo rozmów ze sprawcami zabójstw, rozmawiałem z nimi tak po ludzku, nie badawczo czy naukowo. Nie da się opisać tego, co oni przeżywają po dokonaniu zabójstwa. Zabójstwo to przekroczenie pewnej granicy. Zabójstwo daje początek ogromnym zmianom w zachowaniu człowieka, które można później wyłapać - mówił mi kiedyś.

Tyle tylko, że są ludzie, którzy popełniają zbrodnie i wydaje się, że nie robi to na nich większego wrażenia.

- Są. I mają charakterystyczne zimne, wręcz martwe oczy. Też spotkałem się z taką grupą ludzi. Po wielokrotnym przekroczeniu granicy - tabu - człowiek przestaje być człowiekiem - przyznał były policjant.

Dla niego w rozwiązywaniu spraw sprzed lat najbardziej pomocny był właśnie człowiek: zabójca, wspólnik, świadek.

Nie dalej, jak w kwietniu tego roku policjanci z pomorskiego Archiwum X współpracując z prokuratorami z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku rozwikłali zbrodnię sprzed 10 lat. Kryminalni zatrzymali trzech mężczyzn podejrzanych o zabójstwo kobiety i mężczyzny. Jeszcze raz bardzo dokładnie zweryfikowali wszystkie zebrane w tej sprawie informacje. Przesłuchali dodatkowych świadków, przebadali przy pomocy najnowszych metod zebrane w tej sprawie dowody, skorzystali z analiz biegłych z zakresu m.in. medycyny sądowej. I tak ustalili, że za śmiercią pary stoi trzech mężczyzn, mieszkańców powiatu starogardzkiego. Jednym z nich jest syn ofiary.

We wrześniu tego roku policjanci z podlaskiego Archiwum X zatrzymali podejrzanego o zabójstwo sprzed 30 lat.

- Policjanci z podlaskiego Archiwum X wyjaśnili kolejną zbrodnię, tym razem sprzed 30 lat. To już ich szósta sprawa rozwikłana w ciągu czterech lat działania policyjnego. Dzięki determinacji funkcjonariuszy z Archiwum X, sprawcy, pomimo upływu lat, nie pozostają bezkarni. Tym razem śledczy wyjaśnili zbrodnię, do której doszło w maju 1992 roku w Białymstoku - mówił mediom podinsp. Tomasz Krupa, rzecznik prasowy podlaskiej policji.

30 lat temu na ul. Żelaznej w Białymstoku został znaleziony martwy mężczyzna z raną ciętą brzucha. Początkowo, praca śledczych nie przyniosła przełomu w sprawie i po roku została umorzona. W tamtym czasie nie było wystarczających dowodów, aby wyjaśnić okoliczności śmierci mężczyzny.

Historią zainteresowali się policjanci z Archiwum X.

- Pomimo upływu 30 lat od zbrodni, najbardziej doświadczeni funkcjonariusze służby śledczej zaczęli ją wnikliwie analizować, ściśle współpracując z prokuraturą. Policjanci, prowadząc szereg dodatkowych czynności procesowych z jednoczesnym wykorzystaniem nowoczesnych metod badawczych, kilka miesięcy później ustalili podejrzanego o tę zbrodnię - tłumaczył podinsp. Krupa.

Do zatrzymania 50-letniego białostoczanina doszło chwilę po tym, jak wyszedł z pracy. Mężczyzna będzie sądzony zgodnie z kodeksem karnym, który obowiązywał w 1992 roku, grozi mu kara 25 lat pozbawienia wolności.

Czy istnieje zatem zbrodnia doskonała? Nie, są tylko sprawy niewyjaśnione, niewykryte. Zabójca zawsze zostawia jakiś ślad, jakieś wskazówki, które potem mogą przydać się w śledztwie. Arabowie mówią: Lew idąc zaciera ogonem ślady swych łap, lecz czym zatrzeć ślady ogona?

Współpraca: Marcin Rybak

Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.