Posada świetliczanki dla sołtyski z Henrykowa boli sąsiadów z gminy

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Julita Januszkiewicz

Posada świetliczanki dla sołtyski z Henrykowa boli sąsiadów z gminy

Julita Januszkiewicz

Sąsiedzi wytykają Marioli Borowej, sołtys Henrykowa, że nie była po ich stronie, gdy dążyli do wyrwania się z granic Supraśla. Sądzą, że jej nowa praca świetliczanki i bibliotekarki w Sobolewie nie przyniesie nic dobrego. - Będę otwarta na potrzeby wszystkich mieszkańców - zapewnia Borowa. I wierzy, że jest szansa na zgodę w gminie.

Naprawdę nie czuję się gwiazdą, by o mnie wypisywać. Ja nie chcę. Po co to? - śmieje się Mariola Borowa, sołtys Henrykowa (gmina Supraśl). Ta wieś wraz z kilkoma sąsiednimi miała wejść w skład gminy Grabówka. O jej powołaniu - 28 lipca 2015 roku - zdecydował rząd Ewy Kopacz. Pod koniec grudnia 2015 roku rząd PiS zmienił decyzję poprzedników.

Mariola Borowa od początku była zadeklarowaną przeciwniczką podziału gminy Supraśl. Angażowała się w jej obronę. Chociażby brała udział w różnych wiecach. Gdy Radosławowi Dobrowolskiemu, burmistrzowi Supraśla, groziło odwołanie, także stanęła za nim murem. I wreszcie, pod koniec 2016 roku, Mariola Borowa wraz z burmistrzem gorliwie modliła się za jedność gminy Supraśl.

Teraz znowu na terenach niedoszłej gminy Grabówka zrobiło się gorąco. Od środy Mariola Borowa pracuje bowiem w świetlicy oraz filii supraskiej biblioteki publicznej w Sobolewie. Niektórzy jej sąsiedzi są tym oburzeni. - Przecież wiadomo, że tak burmistrz odwdzięczył się tej pani za poparcie - uważa Tadeusz Karpowicz, sołtys wsi Grabówka, radny gminy.

- To kumoterstwo - komentuje Ludmiła Sawicka, sołtys Sobolewa, też radna. Oboje od lat stoją na czele grupy mieszkańców kilku podsupraskich wsi: Grabówki, Zaścianek, Sobolewa, Henrykowa, Sowlan, które dążą do samodzielności.

Mariola Borowa broni się. - To jest bzdura. To nie jest żadne podziękowanie dla mnie. Nie ma tu żadnego poplecznictwa pana burmistrza. Nawet nie wiem, czy on wiedział, że ja będę tutaj pracowała. Nie ubiegałam się o tę pracę. To wyszło bardzo spontanicznie - zapewnia. - W poprzedniej pracy byłam zatrudniona przez ponad 10 lat. Byłam z niej zadowolona. Ale trochę mi się już przejadła.

Doszła więc do wniosku, że czas coś zmienić w swoim życiu. I nadarzyła się okazja. Dostała pracę w Sobolewie. Dotychczasowa świetliczanka znalazła pracę w Białymstoku i trzeba było szybko znaleźć zastępstwo. Ale - jak przekonuje Mariola Borowa - niczego nie sugerowała dyrektorowi Centrum Kultury i Rekreacji w Supraślu, któremu podlegają świetlica i biblioteka w Sobolewie. To on ją zatrudnił.

- Zawsze to chciałam robić, ale życie układało się jak układało. Dlatego starałam się pomagać w świetlicy społecznie, za darmo - zapewnia kobieta.

Grupa mieszkańców niedoszłej gminy Grabówka jest innego zdania. Dociekają, na jakiej podstawie zatrudniono Mariolę Borową w Sobolewie. Czy odbył się konkurs? - Jaka z niej bibliotekarka? Czy ma jakiś kurs ukończony? - dopytuje Emilia Łazarska z Henrykowa.

Adam Jakuć, dyrektor CKiR w Supraślu, nie ukrywa, że konkursu nie było. - Po pierwsze, przepisy tego nie wymagają. Po drugie, bardzo dobrze zdążyłem poznać panią Borową przez cztery lata współpracy z nią, jako sołtys Henrykowa. Została ona zatrudniona na umowę o pracę - tłumaczy Adam Jakuć. I wychwala nową pracownicę.

- Wspaniała organizatorka, charyzmatyczna liderka lokalna, a do tego wyróżnia się talentem plastycznym. Potrafi wyszywać, projektować i robić ozdoby z różnych materiałów, wykonywać robótki ręczne itp. Przy tym chętnie i bezinteresownie angażuje się w inicjatywy społeczne i kulturalne. Potrafi pracować w zespole, nie boi się wyzwań, zawsze ma mnóstwo pomysłów, jest wrażliwa na potrzeby społeczności lokalnej - ocenia Adam Jakuć.

Mariola Borowa opowiada nam, że pomagała przy organizacji balów seniora, działała w wolontariacie. - W ubiegłym roku część festynu w Henrykowie była praktycznie zorganizowana przeze mnie - przypomina.

- Pamiętam, jak ludzie napiekli na tę imprezę ciast. Tylko, że na nią nie przyszli, właśnie z powodu tej pani. Aż było mi przykro. I teraz w świetlicy ta pani ma zrobić taką atmosferę? - obawia się Tadeusz Karpowicz.

- Naszego przeciwnika zatrudniono bez konkursu? Kto wie jakie ona ma przygotowanie? Czego będzie uczyła nasze dzieci i wnuki? Uczciwości i patriotyzmu? Kpina! Przecież jest przeciwko nam. Teraz tylko nasi wrogowie triumfują - oburza się sołtys Grabówki.

Adam Jakuć wyjaśnia, że przepisy prawne nie zabraniają sołtysowi pracy w samorządowej instytucji kultury. - Zarówno praca instruktora - opiekuna świetlicy, jak i bibliotekarza są zawodami uwolnionymi, nie ma w tym zakresie żadnych przepisów ograniczających - podkreśla dyrektor supraskiego CKiR.

Jego argumenty nie przekonują zbuntowanych. Tadeusz Karpowicz nazywa Mariolę Borową „uchem burmistrza”. Posądza ją nawet o to, że może donosić władzom Supraśla o czym będą rozmawiali ludzie w świetlicy.

- Dlaczego u siebie mamy być skrępowani? Bo na pewno będą tu podsłuchy - jest przekonany sołtys Grabówki.

- To nieprawda. Praca w świetlicy nie polega na donoszeniu kto co powiedział. Na zajęciach w świetlicy nie będę poruszała tematów podziału gminy- zapewnia pani Mariola.

Karpowicz przypomina, że świetlica w Sobolewie to wspólne dobro mieszkańców tej wsi oraz Grabówki.

- Przed laty był to opuszczony, zdewastowany budynek. Własnymi siłami go odgruzowywaliśmy i teraz nic nie mamy do powiedzenia - denerwuje się Ludmiła Sawicka. - Nigdy nie wchodziliśmy w kompetencje dyrektora CKiR. Ale zatrudnienie tej pani jest chwytem poniżej pasa - dodaje Sawicka. Uważa, że chodzi o to, by jeszcze bardziej skłócić mieszkańców.

Z tymi zarzutami nie zgadza się Mariola Borowa. Obiecuje, że nie będzie łączyć swojej nowej pracy z funkcją sołtysa Henrykowa. Bo świetlica, jak mówi, nie ma służyć żadnym podziałom. Mają z niej korzystać wszyscy ludzie.

- Ale bez żadnych klimatów podziałowych. W świetlicy pracuję jako osoba prywatna, a nie sołtys. Nie chcę, by ktoś identyfikował mnie, że pracuję tutaj, bo jestem sołtysem. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego - twierdzi Borowa.

Chce zrobić wszystko, by to miejsce tętniło życiem. By było tutaj po prostu fajnie. By można tu było miło spędzić czas. Chciałaby do świetlicy w Sobolewie ściągnąć i tych starszych, i młodszych mieszkańców okolicy.

- Niech pan Tadeusz będzie spokojny. Ja tutaj nie zarobię więcej niż w swojej poprzedniej pracy. Pieniądze będą te same. Niech się nie martwi. Postaram się opracować plan działania, co chciałabym zrobić w świetlicy jeszcze przed świętami. Na pewno zaniosę mu kartkę z zaproszeniem, by do nas przyszedł. Będę otwarta na ich potrzeby - deklaruje pani Mariola.

Tyle że secesjoniści z Karpowiczem na czele nie chcą jej zaufać. Nie mogą przeboleć, że gdy dążyli do samodzielności, niezależności, ona nie była razem z nimi. A wręcz przeciwnie, stała po drugiej stronie barykady. Popierała władze Supraśla, a nie ich - swoich sąsiadów.

- My przez takich ludzi jak pani sołtys straciliśmy szanse na inwestycje, na własną gminę. Ona jest wrogiem naszych terenów - rozpamiętuje Karpowicz.

Przypomnijmy, że inicjatorzy odłączenia się kilku wsi z granic Supraśla zarzucali władzom tej gminy inwestycyjne zaniedbania. Zresztą cały czas walka idzie o pieniądze, o sprawiedliwe traktowanie terenów za lasem. - Na naszej części jest bardzo dużo do zrobienia. Wystarczy wjechać w pierwszą lepszą uliczkę. Wiele z nich jest w opłakanym stanie, bez kanalizacji i wodociągów. Dziura na dziurze - wytyka Radosław Sakowski, radny z Zaścianek.

Mariola Borowa widzi to inaczej. - Oczywiście, że jest rozwój po naszej stronie gminy. Ona się tak szybko rozwija, że pieniądze, które tutaj się inwestuje są za małe. Ale nie dlatego, że gdzieś indziej idą, ich po prostu nie wystarcza - uważa.

I jednym tchem wylicza, co dobrego zrobiono na tzw. terenach za lasem. To pierwsza strefa komunikacji miejskiej, powstaną: przedszkole w Grabówce i droga do Henrykowa. Szkoła w Sobolewie doczekała się hali sportowej.

Mariola Borowa tutaj się urodziła. Doskonale pamięta wszystkie błota, wszystkie kałuże. W sprawy gminy zaangażowała się wtedy, kiedy ludzie wybrali ją na sołtysa. Stara się być na każdej sesji rady miejskiej w Supraślu i na komisjach. Przyznaje, że gdy Radosław Dobrowolski w 2010 roku pierwszy raz został burmistrzem Supraśla, nie od razu mu zaufała.

- Nie byłam zadowolona z wygranej pana Dobrowolskiego, dopiero z czasem doszłam do wniosku, że ten facet źle dla nas nie chce. I z tego, co widzę, to stara się, dba o naszą gminę - zachwala pani sołtys.

Doskonale wie, że ci, którzy chcieli podziału gminy Supraśl, narzekają na nią. Ale mimo to jest nieugięta. Nie przeszła na ich stronę tylko dlatego, by mieć święty spokój.

- Dlatego, że ja mam swoje poglądy. Widzę, jak to wszystko wygląda. Bo po naszej stronie jest rozwój - przekonuje Mariola Borowa.

Jednak nie ma wrażenia, że jest sama wśród swoich - wrogich dla niej sąsiadów. - Pamiętam, że chciano mnie odwołać. Przeczytałam o tym w internecie. Sprawa jednak zakończyła się tym, że na wybory na sołtysa przyszło ponad sto osób. I zagłosowało na mnie ponad 90 osób. Czy mam się czuć odosobniona? Jestem podbudowana - zapewnia.

I podaje jeszcze inny pozytywny przykład. - Szkoda, że nie było pani u nas na balu seniora. Dostałam od naszych seniorów - i co najciekawsze nie z mojej wsi, a z Grabówki, Zaścianek - piosenki z dedykacją dla najlepszej pani sołtys. Zawstydziłam się wtedy, bo nie spodziewałam się takich podziękowań - odpowiada szczerze Mariola Borowa. Uważa, że jest szansa na zgodę i jedność w gminie. I te obie zwaśnione strony powinny podać sobie rękę.

- Można zawsze się zjednoczyć. Trzeba tego chcieć i chcieć zobaczyć te dobre strony. Trzeba rozmawiać, a nie się kłócić i wyzywać - uważa Mariola Borowa.

Tyle że zwolennicy rozłamu nie chcą ustąpić. Nie widzą szans na kompromis. - Powiedziałem kiedyś burmistrzowi, że jeśli chce zgody, do projektowania budżetu ma zaprosić wszystkich radnych oraz rady sołeckie. Nie skorzystał z tej propozycji. Sam zaprojektował budżet. A potem żadne ruchy nie są możliwe w przesuwaniu pieniędzy. To, czego chce burmistrz, przechodzi. Pytanie czy on tak naprawdę chce tej zgody? - rozważa radny Sakowski.

Tadeusz Karpowicz sugeruje nawet, by władze Supraśla przeniosły Borową do Supraśla. A ona, mimo tej niechęci jest pozytywnie nastawiona do sołtysa z sąsiedniej Grabówki.

- Mówię mu dzień dobry, zapytam co słychać. Zawsze pan Tadeusz Karpowicz jest miły, uśmiechnięty. I ja w stosunku do niego też. Rękę sobie podajemy. Podział to jedna strona medalu, a życie prywatne - druga - kończy Mariola Borowa.

Julita Januszkiewicz

Publikuję głównie w "Kurierze Porannym" i "Gazecie Współczesnej". Dziennikarką jestem od kilkunastu lat. Śledzę to co się dzieje w gminach powiatu białostockiego. Ale interesują mnie też ciekawostki historyczne, wykopaliska archeologiczne. Lubię tematy społeczne, a od niedawna zajmuję się również edukacją. Nie boję się pisać o sprawach trudnych.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.