wal

Presja opinii publicznej zmusiła metropolitę Sawę do przeprosin za list wysłany do patriarchy Cyryla

Metropolita Sawa, zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego Fot. Piotr Łozowik/Archiwum Metropolita Sawa, zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego
wal

Mam nadzieję, że list z przeprosinami będzie początkiem do większej transparentności Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, jego działań publicznych, szczególnie w kwestiach relacji międzynarodowych. I do większego dialogu z wiernymi - mówi Łukasz Kobeszko z Ośrodka Studiów Wschodnich

Przez okres Waszej Patriarszej służby, dzięki wysiłkom Waszej Świątobliwości, Rosyjska Cerkiew Prawosławna lśni duchowym odrodzeniem i służy przykładem dla innych. Wrogowi wiary nie podoba się stabilność Cerkwi – stara się ją zniszczyć. Naocznie świadczy o tym to, co stało się w Ukrainie. Jednak moc Boża jest wielka – jest ona niezwyciężona. Głęboko wierzymy, że zło, niszczące boski cerkiewny organizm, zostanie zniszczone przez zwycięzcę śmierci i piekła – Chrystusa" - czytamy w liście metropolity Sawy do patriarchy Cyryla w 14 rocznicę objęcia przez niego zwierzchnictwa na rosyjską Cerkwią Prawosławną. Jej patriarchat na swoich stronach internetowych nie omieszkał zamieścić słów głowy Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. W Polsce list przetłumaczył portal ekuemnizm.pl z krytycznym komentarzem redakcyjnym wobec aktu zwierzchnika polskiej Cerkwi. W Internecie zawrzało, padały głosy oburzenia na list metropolity Sawy. 4 lutego opublikował list, tym razem do wiernych, w którym jednoznacznie potępia atak Rosji na niepodległą Ukrainę, popiera potrzebę uniezależnienia się Cerkwi Prawosławnej w Ukrainie i przeprasza za list do patriarchy Rosji Cyryla.

Dwa listy napisane i opublikowane w odstępie czterech dni przez tę samą osobę, ale gdy się je porównuje, to można odnieść wrażenie, że ich autor ma dwa różne spojrzenia na tę samą sprawę? Jak wyjaśnić ten dysonans
Łukasz Kobeszko, analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich: Bez wątpienia ten drugi, do wiernych, był spowodowany reakcją na presję społeczną, która powstała po tym, jak dziennikarze odkryli list metropolity Sawy do patriarchy Cyryla i opublikowali jego tłumaczenie. Przecież metropolita Sawa nie poinformował polskiej opinii publicznej ani też wiernych swojego Kościoła o tym, że wysłał taki list z gratulacjami do patriarchy Rosji. Gdy zostało to upublicznione przez media pojawiły się krytyczne głosy wobec aktu metropolity Sawy. Co ciekawe, także i to jest poniekąd nietypowe, ze strony wiernych Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, jak też samych duchownych. W Internecie jest dostępne wystąpienie prawosławnego księdza ze Słupska pełne krytycznych słów do treści pierwszego listu. Do tej pory było to zjawisko rzadkie, bo jednak jak obserwuje się trochę z zewnątrz Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny, to widać spory problem z podmiotowością wiernych, z dialogiem pomiędzy biskupami a wiernymi. Można tu mówić wręcz o monarchistycznym stosunku. W tym sensie, że nie dyskutuje się ze słowami metropolity czy konkretnych biskupów. Zupełnie przeciwnie jest na przykład w Kościele rzymsko-katolickim, gdzie nie tylko krytykuje się pasterzy diecezjalnych, ale też nawet samego papieża. Skoro nastąpiła tak ostra reakcja na słowa zwierzchnika polskiej Cerkwi, to można mówić o przełomie mentalnym.

I dlatego drugi list, ten z przeprosinami, metropolita zatytułował drodzy bracie i siostry?.
Z jednej strony można odczytywać, że skierowany był do wiernych i duchowieństwa samego Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Ależ też można pokusić się o szerszą interpretację przeprosin. W tym sensie, że ich adresatami byli wszyscy obywatele Rzeczpospolitej Polskiej, a także Ukraińcy, którzy przybyli do naszego kraju rok temu po rozpętaniu przez Kreml wojny.
Jak zatem oceniać ten pierwszy list metropolity Sawy do patriarchy Cyryla i powody jego wysłania?
Tutaj jak na dłoni widać podejście metropolity Sawy do tego, że od lat nie chciał się pogodzić z procesem odbudowy ukraińskiej autokefalii pod kierownictwem metropolity Epifaniusza. Warto w tym kontekście przypomnieć wywiad sprzed kilku lat zwierzchnika polskiej Cerkwi dla tygodnika „Polityka”, w którym dość negatywnie oceniał zarówno wiernych, jak i biskupów ukraińskich dążących do autokefalii, sugerując ich związki z ugrupowaniami skrajnie prawicowymi czy nacjonalistycznymi na Ukrainie. Widzimy teraz, że metropolita Sawa, i spora część biskupów Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, nadal rozmijają się z rzeczywistością w Ukrainie. Z faktem, że to autokefalia pod zwierzchnictwem Epifaniusza uzyskała poparcie patriarchatu ekumenicznego z Konstantynopola i że wyraża autentyczne dążenia Ukraińców do tego, by mieć własną, niezależną Cerkiew. Niezależną od Moskwy. Biorąc pod uwagę, że Ukraina jest jednym z największych krajów europejskich z większością prawosławnych, sformułowania, które znalazły w tym ukrytym liście metropolity Sawy, wskazują, że cały czas trzyma się on tego negatywnego, niestety, podejścia do ukraińskiej autokefalii.

Ale przecież sporo wiernych tej autokefalii w ostatnich latach przybyło do Polski?
I dlatego w stosunku do nich list do Cyryla jest brakiem solidarności. Zresztą nie pierwszy raz. I oni to czują. Nic dziwnego, w ostatnich miesiącach zeszłego roku w niektórych polskich miastach uchodźcy ukraińscy, szczególnie ci wojenni z ostatniego rzutu, zwrócili się z prośbą o możliwości odprawiania liturgii nie w cerkwiach, a kościołach rzymsko-katolickich

Czy w ogóle ten pierwszy list był potrzebny? Cyryl od samego początku wojny wspiera propagandową i militarną machinę Kremla? A przecież w marcu ubiegłego roku sam metropolita Sawa apelował do rosyjskiego patriarchy, by przyczynił się do zakończenia wojny. Tymczasem ze strony rosyjskiej Cerkwi obserwowaliśmy, że staje murem za Kremlem.
Metropolita Sawa tłumaczy wysłanie tego listu wymogami jakiegoś bliżej nieokreślonego protokołu. To jest takie trochę dorabianie pewnej dobrej miny do złej gry. Przypomnę, że duża część polityków na świecie: choćby z Azji czy z Ameryki Łacińskiej, którzy do 2022 roku utrzymywali w miarę dobre stosunki z Rosją, to po jej agresji na Ukrainę, przestała się spotykać z Władimirem Putinem. Otoczyli go jakby takim kordonem sanitarnym. I podobnie powinno być w kwestii stosunków z Cyrylem. Przecież sporo hierarchów prawosławnych, szczególnie z tego świata greckiego, z Cerkwi, które działają w tym bardziej wolnym i demokratycznym świecie zachodnim, od roku na pewno unika pokazywania się czy podtrzymywania jakiś zażyłych relacji z patriarchą Rosji. Jego postawa budzi bardzo poważne zastrzeżenia nie tylko ze względów politycznych i historycznych, ale przede wszystkim jest nie do pogodzenia z moralnością chrześcijańską. W tej sytuacji moim zdaniem nie ma potrzeby utrzymywania nawet jakiś minimalnych relacji dyplomatycznych z Cyrylem. Zresztą nie wiem do końca, jaki metropolita miał na myśli protokół: czy mówi o protokole dyplomatycznym, który jest sprawą zmienną i doraźną, a już na pewno nie wynika z niego konieczność wysyłania jakiś życzeń z punktu widzenia teologicznego czy kanonicznego. Dlatego ten gest był niepotrzebny. W zamian powinien być bojkot wszelkich kontaktów z Cyrylem i pokazanie moralnego wsparcia z narodem ukraińskim, z jego też Cerkwią prawosławną, która padła ofiarą tej rosyjskiej agresji.

Wspomniał panu o niechęci zwierzchników Kościoła prawosławnego w Polsce do autokefalii ukraińskiej otrzymanej od ośrodka konstantynopolskiego. Skąd ona się bierze?
Warto podkreślić, że tutaj nie chodzi może o niechęć wobec samej idei. Sęk w tym, że Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny uważa, że tę autokefalię powinna otrzymać nie grupa skupiona wokół metropolity Epifaniusza, a Onufrego, który stoi na czele tak zwanej ukraińskiej Cerkwi prawosławnej, która formalnie przez długie lata była częścią rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Co prawda potem cieszyła się pewną małą autonomią, ale cały czas jakby była w jurysdykcji tej moskiewskiej. Po wybuchu wojny ukraińska Cerkiew prawosławna rzeczywiście podjęła pewne ograniczone działania w stronę samodzielności. Niemniej jednak na wielu spotkaniach i różnych soborach nie padło kluczowe słowo: autokefalia. Zresztą Moskwa jakby też dalej nie uznaje tego faktu. że to miałaby być samodzielna Cerkiew. Co do metropolity Sawy, to ma on lat bardzo dobre i bliskie relacje z Onufrym. Zresztą sporo wiernych też ukraińskiej jurysdykcji właśnie kiedyś podległej Moskwie związanej z metropolitą Onufry dość aktywnie zasiliła w ostatnich latach parafie Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. zwłaszcza te poza Podlasiem: w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Gdańsku. Nic dziwnego, że Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny wyobraża sobie, by to właśnie środowisko skupione wokół Onufrego było tym, wokół którego będzie następował proces jednoczenia prawosławia ukraińskiego. No, ale wiemy, że tak się nie stało i że realia w Ukrainie są zupełnie inne. Z badań wśród wiernych opublikowanych kilka miesięcy temu wynika, że tylko 4 proc. Ukraińców deklarowało, że popiera jurysdykcję Onufrego. Widzimy zatem, że spada jej znaczenie i popularność oraz tak na dobrą sprawę uznać ją nawet za formację schyłkową. Jeśli ukraińskie prawosławie się zjednoczy, a pewnie prędzej czy później do tego procesu dojdzie, to jego głównym filarem będzie jednak ta nowa Cerkiew z metropolitą Epifaniuszem. I z tym najwyraźniej nie może się pogodzić duża część polskich biskupów prawosławnych z metropolitą Sawą.

Już w tym tygodniu, po opublikowaniu listu przepraszającego, pojawiła się informacja, która nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem, że patriarcha Cyryl w latach 70. był agentem sowieckiego KGB. Z drugiej strony pojawiły się w Polsce komentarze przypominające związki metropolity Sawy z PRL-owską Służbą Bezpieczeństwa. Wymowne też było milczenie polskich ośrodków państwowych czy też polityków z różnych stron sceny politycznej, na temat pierwszego listu. Niektórzy obserwatorzy przypominali, że tego milczenia nie powinno być, ze względu chociażby na stopień wojskowy metropolity.
Na pewno jakąś rolę odegrała tu zasada autonomii Kościołów Politycy w Polsce, i to z różnych opcji, starają się mimo wszystko trzymać tej konstytucyjnej zasady mówiącej o autonomii Kościołów i związków wyznaniowych. Poniekąd mieliśmy też delikatną sytuację, by nie dać pretekstu Moskwie do propagandowej retoryki, że polski rząd czy też nasze władze prześladują Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Co zaś do samej przeszłości metropolity Sawy, to Cerkiew prawosławna rzeczywiście jest tym Kościołem, który najmniej rozliczył się w sposób jawny i transparentny ze swoją przeszłością, uwikłania we współpracę z reżimem komunistycznym. Oczywiście należy być świadomym różnego rodzaju niuansów tego uwikłania z aparatem bezpieki PRL. Przypomnę, że inna była rola Cerkwi, która była jednak Kościołem mniejszościowym i nie miała jakiegoś takiego ośrodka niezależnego zagranicą, którą by ją wspierał. Kościół rzymsko-katolicki miał za sobą papieża i Watykan. Bez wątpienia sytuacja Cerkwi była dużo trudniejsza, więc te kompromisy i działania można też różnie oceniać, Niemniej jednak nie doszło do takiego jasnego rozliczenia z przeszłością. Metropolita Sawa kilkanaście lat temu w jednym z wywiadów prasowych rzeczywiście przyznał, że takie kontakty miały miejsce i nawet przeprosił tych, których to dotknęło. Wydaje mi się, że Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny pod tym kątem też wymagano jakiegoś takiego uczciwego obiektywnego rozliczenia się z powiązań z aparatem bezpieczeństwa PRL. W przeciwnym razie mimo upływu lat sprawy te będą ciągnąć się dalej za Cerkwią. Dobrym przykładem jest tu rachunek sumienia w Kościele ewangelickim. Podobnego procesu wydaje mi się domagałaby się nie tylko opinia publiczna związana z polskim prawosławiem, ale też większość Polaków.

Wracając do poruszenia, które wywołało opublikowanie listu do Cyryla, to bynajmniej chyba nie w Podlaskiem. Tutaj publicznie można mówić o ciszy, która zapewne bolała wielu. Ale niemniej była to cisza.
Niewątpliwie błędem było, że ten list z przeprosinami nie został przeczytany w cerkwiach w województwie podlaskim. Miał on znacznie ogólnopolskie, był aktem publicznej ekspiacji wobec wiernych. Tym bardziej, że na Podlasiu są największe w Polsce rdzenne skupiska ludności prawosławnej. Najwyraźniej w tym regionie ten proces upodmiotowienia wiernych jest jeszcze bardzo wątły. Należałoby oczekiwać, że i tu przyspieszy oraz znajdzie ujście w krytycznym podejściu do tego, co głosi sam metropolia. Być może musi nastąpić zmiana pokoleniowa, ale też i być może mentalna, cywilizacyjna skłaniająca do poszukiwania innego modelu relacji między wiernymi i biskupami. Być może wydarzenia z ostatnich dni będą takim małym kamyczkiem, który poruszy lawinę zmian.

Czyli list z przeprosinami bynajmniej nie kończy sprawy, a raczej ma szanse na dobre ją otworzyć?
W tym wąskim wymiarze na pewno kończy tę przykrą aferę. Sam, ale też pewnie też wielu obserwatorów, mam nadzieję, że będzie jednak początkiem, a wręcz asumptem, do dyskusji dotyczącej zmiany stosunku Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego do tej nowej autokefalii ukraińskiej z metropolitą Epifaniuszem, Z drugiej strony do większej przejrzystości i transparentności PAKP, jego działań publicznych, a szczególnie w kwestiach relacji międzynarodowych. Jak też większej podmiotowości, dialogu z wiernymi, zauważenia ich potrzeb przez biskupów i duchownych, a nie tylko takiej monarchicznej struktury: że co "batiuszka powie, to jest święte i w ogóle na ten temat nie dyskutujemy".

wal

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.