Prof. Marek Konarzewski został prezesem PAN: Naukowcy powinni mówić tak, by zrozumiał ich każdy
W środowisku naukowym są znakomici eksperci-popularyzatorzy, również w Białymstoku. Takie pozytywne osobowości będziemy zapraszać do współpracy. Bo trzeba przyznać, że nie każdy naukowiec to potrafi - taka umiejętność prostego przekazywania naukowych wniosków jest talentem, trzeba się z nim urodzić - mówi prof. Marek Konarzewski, pochodzący z Białegostoku nowo wybrany szef Polskiej Akademii Nauk.
Od kiedy pan wiedział, że będzie pan kandydował na prezesa Polskiej Akademii Nauk?
Tak naprawdę – na tydzień przed upływem terminu zgłaszania się do wyborów. Przy czym procedura polega na tym, że to ja jestem zgłaszany przez co najmniej 10 członków korporacji (czyli PAN – przyp. red.), którzy upatrują w kandydacie kogoś, kto mógłby zostać prezesem Akademii. Przy wyborach w PAN obowiązuje więc odwrócenie porządku, który znamy z klasycznych konkursów na stanowiska.
Czyli kandydat bez poparcia nie ma nawet szans zgłosić się do wyborów. Pan to poparcie miał.
Znacząca grupa osób – i to takich, które mają poważne osiągnięcia i są postrzegane jako autorytety naszego środowiska, zachęcały mnie do kandydowania. Po bardzo krótkim wahaniu i po tym, jak się zorientowałem, że poparcie jest rzeczywiście szerokie, zdecydowałem się, że w wyborach wystartuję, czyli zgodzę się, by popierające mnie osoby zgłosiły moją kandydaturę.
Wcześniej nigdy panu nie przeszło przez myśl, że mógłby pan pokierować Akademią?
Nie. Ale nie dla tego, że uważam się za osobę nie nadającą się tej funkcji. Ale faktem jest, że miałem inne plany życiowe. I właśnie te rozmowy prowadzone bardzo krótko przed upływem terminu uświadomiły mi, istnienie oczekiwania zmian w środowisku PAN. Lubię wyzwania - zwłaszcza takie, które zmuszają do maksymalnego wysiłku – więc je podjąłem.
Mam wrażenie, że Polska Akademia Nauk jest instytucją, którą przeciętny Polak kojarzy z wysoką nauką i prestiżem. I to wszystko, co zwykle o Akademii wiemy…
I właśnie to chciałbym zmienić. Oczywiście bardzo dobrze, że na dźwięk nazwy naszej instytucji pojawiają się właśnie takie skojarzenia. Ale szczerze powiedziawszy, mamy znacznie większe ambicje. Powinniśmy zajmować w świecie nauki, ale przede wszystkim w debacie publicznej – znacznie bardziej eksponowane miejsce. Polska Akademia Nauk skupia znaczącą część potencjału eksperckiego i intelektualnego Polski, więc powinniśmy się pokusić o to, żeby skuteczniej służyć społeczeństwu i decydentom rzetelną wiedzą opartą o fakty naukowe. Czyli kształtować rozumienie świata, w jakim żyjemy, z uwzględnieniem tego, co o nim wiemy dzięki nauce. Paradoksem naszych czasów jest to, że mimo problemów, jakich wciąż doświadczamy, żyjemy w najlepszym okresie historii ludzkości. Największa jak do tej pory część z nas, mieszkańców Ziemi, doświadcza pokoju i dobrobytu. No i jednocześnie jest to czas, w którym nauka –dzięki której tego pokoju i dobrobytu doświadczamy – spotyka się z coraz mniejszym zaufaniem. Ten trend musimy odwrócić, bo na dłuższą metę podkopuje on zasadnicze mechanizmy rozwoju cywilizacyjnego. I właśnie tu upatruję misji Akademii – musimy przeciwstawić kryzysowi zaufania nauce.
Ten brak zaufania do naukowców, do autorytetów – który widać było zwłaszcza w kontekście pandemii - faktycznie zadziwia. Skąd nam się to wzięło?
Oczywiście ogromne znaczenie odgrywa łatwość ostępu do wszelkiej informacji. Jesteśmy w sytuacji, w której na równi zderzają się poglądy oparte o rzetelne badania i takie, które nie mają naukowych podstaw. Odbiorca sobie wybiera, który z tych przekazów jest dla niego bardziej przekonujący. I to jest sedno sprawy. Nie mam wątpliwości, że nauka ma rację, natomiast naukowy przekaz jest najwyraźniej mniej atrakcyjny zarówno pod względem formy, jak i treści. I to jest ta część aktywności pozanaukowej, ale niebywale istotnej, na którą chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Po prostu musimy wypracować język przekazu, który będzie atrakcyjny i bardziej przystępny dla odbiorcy niż ten, który pochodzi ze środowisk podważających faktografię. To musi się odbyć w ścisłej współpracy humanistów, medioznawców, przyrodników, lekarzy, w tym również osób, które się bezpośrednio zajmują choćby zagadnieniami związanymi z pandemią. To nie jest łatwe, ale od powodzenia naszej współpracy zależy sukces – nie tylko Akademii, która jako instytucja powinna być bardziej rozpoznawana, ale przede wszystkim sukces nasz, społeczny, w kontekście kolejnych fal pandemii, bo niestety z pewnością nie kończymy bardzo smutnej przygody z COVID-19 na tym stanie rzeczy, którego w tej chwili doświadczamy.
Czyli teraz naukowcy z PAN będą mieli więcej pracy. Bo do działalności naukowej dojdzie im przełożenie jej wyników na język zrozumiały dla przeciętnego Kowalskiego. To niełatwe zadanie, ale wiem, że pan to potrafi. Udowodnił pan to już w swoich dotychczasowych książkach, m.in. dotyczących przyrody Podlasia. Pan swoją wiedzę właśnie w ten przystępny sposób przekazuje.
Mam nadzieję, że robię to skutecznie. Wiem z kolei, jak trudno jest przekonać wielu moich znakomitych współpracowników do tego, że wcale nie wystarczy, że to my mamy rację. Tę rację trzeba jeszcze w odpowiedni sposób argumentować, co nie wychodzi nam najlepiej. To nie jest tylko słabość nauki w Polsce; to zjawisko szerokie, które dotyka wszystkich rozwiniętych krajów. Dlatego liczące się środowiska naukowe właśnie w tę stronę próbują skierować swój wysiłek, by dotrzeć do opinii publicznej w możliwie skuteczny sposób. To się dzieje na różne sposoby. Wspomnę tutaj chociażby o tym, jak w kwestiach pandemii znakomicie komunikuje się z opinią publiczną dr Anthony Fauci, doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych. Będziemy w PAN szukać takich liderów, bo we współczesnym przekazie medialnym istotną rolę odgrywają influencerzy. Nie mówię tu oczywiście o influencerach, którzy są znani z tego, że są znani, tylko o takich, za którymi rzeczywiście stoi rzetelna wiedza i rzetelny przekaz. W środowisku naukowym są znakomici eksperci-popularyzatorzy, również w Białymstoku, czego przykładem jest aktywność prof. Roberta Flisiaka i prof. Marcina Moniuszko. Takie pozytywne osobowości będziemy ich zapraszać do współpracy i korzystać z ich umiejętności. Bo trzeba przyznać, że nie każdy naukowiec to potrafi - taka umiejętność jest talentem, trzeba się z nim urodzić. To na pewno jest jedna ze ścieżek, która będzie nas wiodła do tego, byśmy byli lepiej rozpoznawani, ale przede wszystkim, by problemy, z którymi chcemy dotrzeć do opinii społecznej były lepiej zrozumiane, a nasze rekomendacje- szerzej akceptowane.
Cały czas podkreśla pan konieczność zmian, opowiada pan o ich kierunkach. Czy mógłby więc pan wprost wskazać, co do tej pory – pana zdaniem – w działalności PAN było nie tak?
Do tej pory Polska Akademia Nauk zbyt dużo zajmowała się sobą, a zbyt mało zwracała uwagę na to, jak wpłynąć pozytywnie na opinię społeczną. To zasadnicza zmiana i chciałbym, żeby stała się konkluzją naszej dotychczasowej rozmowy. Rewizji wymaga też nasz ustrój wewnętrzny. To dość techniczne kwestie i nie chciałbym nimi zanudzać czytelników, więc zwrócę uwagę tylko na jedno. Polska Akademia Nauk jest instytucją składającą się z dwóch części. Pierwszą jest grupa uczonych – korporacja licząca około 350 osób, która pochodzi z wyborów dokonywanych przez członków PAN. To znamienici badacze wybierani przez innych wybitnych uczonych, więc tworzą naprawdę elitarny klub, do którego nie ma ‘dzikich’ kart wstępu, nie można się zapisać. Tu trzeba po prostu wykazać się doskonałością naukową i chęcią pracy na rzecz – właśnie! – krzewienia wiedzy naukowej i tego, żeby ta wiedza była przydatna społeczeństwu.
A druga część?
Równie ważna. To 70 instytutów naukowych, w których pracują uczeni, już niekoniecznie będący członkami korporacji. I te 70 instytutów naukowych stanowi zasadniczą wartość Polskiej Akademii Nauk, gdy chodzi o tworzenie wiedzy naukowej. Relacje między tymi dwoma komponentami – korporacją i instytutami – wymagają poprawy. Środowisko instytutów naukowych nie było do tej pory zadowolone z metod jakimi Akademia była zarządzana jako całość. Środowisko instytutów uważało, że ma za mały wpływ na decyzje – i słusznie! Ja te postulaty absolutnie popieram. A z drugiej strony korporacja miała zbyt mały wpływ na wyznaczanie strategicznych kierunków badań w instytutach. Mam nadzieje zrównoważyć te dwie siły w taki sposób, by PAN mogła funkcjonować
harmonijnie, z pożytkiem zarówno dla nauki uprawianej w instytutach, jak i całego zasobu wiedzy, z którym będziemy mogli docierać do opinii społecznej.
Trudne zadanie przed panem. Tym bardziej, że miał pan konkurenta w wyborach. Z dotychczasowym wiceprezesem, prof. Pawłem Rowińskim, wygrał pan zaledwie dwoma głosami. Wydaje się więc, że ten dotychczasowy sposób kierowania Akademią cały czas ma swoich zwolenników.
Oczywiście, moją ogromną odpowiedzialnością jest to, żeby przekonać członków korporacji, którzy nie oddali na mnie głosów. Proszę przy tym zważyć, że ja przed głosowaniem miałem bardzo duży dystans do odrobienia, bo – jak już wspominałem na początku naszej rozmowy, stanąłem do wyścigu bardzo późno. I też – szczerze mówiąc – moja rozpoznawalność w Akademii była zdecydowanie mniejsza niż pana profesora Rowińskiego, który pełnił funkcję wiceprezesa, więc przez długie lata miał możliwość zaprezentowania się wszystkim członkom korporacji. Więc jasna sprawa, że byłem na pozycji znacznie mniej uprzywilejowanej. Ale odrobiłem pracę domową – bo przed wyborami objechałem całą Polskę. Miałem bardzo dużo spotkań – nazwijmy je – wyborczych, gdzie prezentowałem swoje tezy wyborcze. To zadziałało, odrobiłem dystans. Chciałbym również zwrócić uwagę na jeden fakt. Szacowna, znamienita instytucja, jaką jest PAN, dopracowała się pewnych reguł, które – choć niepisane – są bardzo silne. Jedną z nich było to, że bardzo często prezesami Akademii zostawały osoby, które już pełniły poczesne funkcje w strukturach Akademii, najczęściej wiceprezesów. Poza tym geografia ośrodków, z których pochodzili prezesi, była dosyć ściśle określona – to były duże ośrodki akademickie. Tymczasem teraz prezesem została osoba, która tej pory nie piastowała w Polskiej Akademii Nauk żadnych prestiżowych funkcji, a w dodatku pochodzi z Białegostoku, który – umówmy się – jest ośrodkiem poza dużymi centrami nauki. Więc proszę popatrzeć na to z drugiej strony: zyskałem aprobatę ponad połowy członków Akademii, którzy zechcieli poprzeć mnie pomimo tych niesprzyjających uwarunkowań. To już samo w sobie jest swego rodzaju rewolucją i pokazuje, jak jednak otwarta jest Akademia– również na zmiany przyzwyczajeń, które są silne we wszystkich instytucjach.
A co teraz będzie z pracą w Uniwersytecie w Białymstoku?
Nie zrywam relacji z moją Alma Mater. Mam szczerą nie tylko chęć, ale i determinację, by jeden dzień w tygodniu w całości przeznaczyć na zajęcia w UwB. Powody są wielorakie. Po pierwsze – to mój matecznik, moja baza, z której nie mogę i nie chcę zrezygnować. Prowadzę badania naukowe, mam studentów, doktorantów, więc nie wyobrażam sobie, żebym mógł z dnia na dzień zawiesić tę współpracę. Ale też nie mogę założyć, że za cztery lata, kiedy skończy mi się kadencja, będę miał jakieś kolejne plany poza Białymstokiem. Chciałbym mieć gdzie wrócić i chciałbym zastać miejsce powrotu w jak najlepszej kondycji. To naprawdę nie jest asekuranctwo. Bardzo silnie identyfikuję się z Uniwersytetem w Białymstoku, z całym środowiskiem białostockim, bo jestem też członkiem rady uczeni Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, ale także oddziału Polskiej Akademii Nauk, który zrzesza członków korporacji z Olsztyna i Białegostoku, czyli z całego regionu północno-wschodniej Polski. To jest środowisko, które się wzmacnia. A moją intencją będzie właśnie wspieranie takich ośrodków, bo na to zasługują. W tym roku do korporacji została wybrana pani prof. Irina Kowalska z UMB – więc rośniemy w siłę. To jest ten kierunek, który powinniśmy szczególnie dostrzegać: budować potencjał naukowy nie tylko w ośrodkach takich jak Kraków czy Warszawa, bo one i tak są bardzo silne, ale również doceniać wysiłki i talenty osób pracujących poza największymi centrami akademickimi. Białystok i Olsztyn jak najbardziej na to zasługują.
Piękna puenta naszej rozmowy. Ale ja nie mogę nie zapytać jeszcze o to, z czego pan jest najbardziej u nas znany. Co z doliną Biebrzy? Co z Puszczą Knyszyńską? Na nie znajdzie pan jeszcze czas?
Mam nadzieję, że przynajmniej w czasie weekendów czy podczas krótkich przerw w pracy będę odwiedzał zarówno Biebrzę, jak i Puszczę Knyszyńską, no i oczywiście- Białowieską. Przez wiele lat byłem silnie związany z Instytutem Badania Ssaków PAN w Białowieży, zresztą te związki nadal trwają. Chciałbym więc sobie życzyć takiej możliwości, żeby odetchnąć, żeby czerpać siły z pięknej przyrody Podlasia.
Ale już prywatnie?
Tak, raczej prywatnie niż naukowo. No właśnie… miałem plany pisania dużego grantu badawczego na najbliższy konkurs Narodowego Centrum Nauki. Muszę z tych planów na razie zrezygnować. Ale każdy ma przecież do dyspozycji tylko 24 godziny na dobę. Jestem zdecydowany poświęcić Akademii tyle czasu, ile potrzeba. Musi to się stać kosztem innych aktywności. Tego wymaga kierowanie wielką i znamienitą instytucją.
Prof. dr hab. Marek Konarzewski z Uniwersytetu w Białymstoku został dziś (20.10.2022) wybrany na prezesa Polskiej Akademii Nauk, na kadencję 2023-2026. Wybór został dokonany podczas 147. sesji Zgromadzenia Ogólnego PAN.
O wybór na prezesa PAN ubiegało się dwóch uczonych. Drugim kandydatem był prof. Paweł Rowiński z Instytutu Geofizyki PAN.
Prof. dr hab. Marek Konarzewski jest zatrudniony w Katedrze Ekologii Ewolucyjnej i Fizjologicznej na Wydziale Biologii Uniwersytetu w Białymstoku. Stopień doktora nauk biologicznych uzyskał w 1990 roku, tytuł profesora – w 2004 roku.
Jego specjalnością naukową są zagadnienia z pogranicza ekologii, biologii ewolucyjnej, fizjologii i genetyki zwierząt (w szczególności ewolucji składowych budżetów energetycznych i mechanizmów fizjologicznych warunkujących plastyczność fenotypową), a także analiza badanych procesów na poziomie molekularnym, organizmalnym i środowiskowym. Jest autorem lub współautorem kilkudziesięciu publikacji naukowych. Kierował projektami badawczymi (m.in. realizowanymi w ramach konkursów NCN: OPUS 14 – „Plastyczność neuronalna myszy laboratoryjnych” oraz PRELUDIUM BIS 1 – „Popielica szara: nowy model zwierzęcy w badaniach kosztów rozrodu”).
W latach 1991–1993 był stypendystą Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, gdzie pracował z zespole badawczym amerykańskiego biologa Jareda M. Diamonda.
Jest Członkiem korespondentem Polskiej Akademii Nauk, pełnił też funkcje w strukturach organizacyjnych PAN: wiceprezesa Oddziału PAN w Olsztynie i Białymstoku (2015–2022), członka Rady Naukowej Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN.
Prof. Konarzewski aktywnie angażuje się w międzynarodową współpracę naukową: przez 5 lat (2008–2013) był radcą-ministra ds. nauki i technologii ambasady RP w Waszyngtonie, w latach 2017-2021 pełnił funkcję doradcy Ministra Spraw Zagranicznych ds. nauki i technologii. W sierpniu 2018 roku wszedł w skład Zespołu do spraw współpracy naukowej ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki w zakresie badań medycznych (zespół został powołany Zarządzeniem Ministra Zdrowia).
To nie tylko badacz, ale i aktywny popularyzator nauki. Jest m.in. autorem licznych artykułów popularnonaukowych, książki popularnonaukowej „Na początku był głód” oraz tłumaczenia wyróżnionej nagrodą Pulitzera książki Jareda M. Diamonda „Strzelby, zarazki, maszyny”. Jest też współautorem (z dr. Januszem Kupryjanowiczem) dwóch albumów fotograficznych poświęconych przyrodzie Doliny Biebrzy i Narwi oraz Puszczy Knyszyńskiej.
Za swój dorobek naukowy i działalność na rzecz nauki prof. Marek Konarzewski został kilkukrotnie uhonorowany. Otrzymał Nagrodę Prezesa Rady Ministrów za pracę habilitacyjną (1997), Srebrny Krzyż Zasługi (2004), Nagrodę Naukową Wydziału II PAN (2014). Uniwersytet Medyczny im. Karola Marcinkiewicza w Poznaniu przyznał mu godność doktora honoris causa (2013). Jego macierzysta uczelnia, z okazji swego 25-lecia, nadała mu tytuł Ambasadora Uniwersytetu w Białymstoku (2022).