Prof. Marek Kornat: Zrzeczenie się roszczeń przez Polskę nie dotyczyło całych Niemiec

Czytaj dalej
Wojciech Szczęsny

Prof. Marek Kornat: Zrzeczenie się roszczeń przez Polskę nie dotyczyło całych Niemiec

Wojciech Szczęsny

- Przy wymuszeniu zrzeczenia się reperacji od Niemiec Sowietom nie chodziło o specjalne pognębienie Polski, ale to była gra o Niemcy i osiągnięcie celu, który postawił sobie jeszcze Stalin, czyli ich zjednoczenia i neutralizacji – mówi profesor Marek Kornat z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk oraz Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Sprawa reparacji za straty poniesione przez Polskę w czasie II Wojny Światowej ma aspekt polityczny, nie lepiej postawić na dyplomację?
Sądzę, że dobrze się stało, iż rząd polski nie rozpoczyna tej batalii od noty dyplomatycznej do rządu niemieckiego, bo można mniemać, że Berlin odpowiedziałby inną notą, w której wskazałby, że nie przyjmuje tych żądań, bo nie widzi dla niej podstaw w prawie międzynarodowym. Na dzisiaj to tak wygląda, chociaż może się zmienić. Myślę jednocześnie, że należy podejmować temat polskich strat wojennych bez względu na to, czy ma to szanse powodzenia, czy też nie. Choćby dlatego, że w ten sposób wybrzmiewa kierowany do świata przekaz o Polsce jako ofierze II wojny światowej i to ofierze wyjątkowo dotkliwie pokrzywdzonej. Może ktoś ma zastrzeżenia co do tego, że temat ten przejęli przede wszystkim politycy. Cóż, w takich sprawach jak pretensje międzypaństwowe – terytorialne czy finansowe – zawsze to oni grać będą główną rolę, zresztą niezależnie od panującego ustroju.

[polecany]22009575[/polecany]

Sprawiedliwość dziejowa?
Żadnych odszkodowań Polska nie otrzymała. Owszem obywatele polscy dostawali takie czy inne – krzycząco skromne – rekompensaty od rządu federalnego. Wspomnę tu tytułem przykładu o robotnikach przymusowych w III Rzeszy. Pamiętajmy, że tzw. Ziemie Odzyskane, które zapewne społeczeństwo niemieckie pojmuje jako rodzaj odszkodowania za wojnę, w którą Polska została uwikłana – były w istocie rekompensatą, ale za straty terytorialne na wschodzie. Do tej transakcji doszło tylko dlatego, że Polska była walczyła w koalicji antyniemieckiej od pierwszego do ostatniego dnia wojny. Terytorium państwa polskiego uległo jednak pomniejszeniu w następstwie II wojny światowej, a nie powiększeniu: z ponad 388 tys. kilometrów kwadratowych do nieco ponad 312 tys. Napaść na Polskę 1 września 1939 r. była zbrodnią przeciwko pokojowi w rozumieniu norymberskim. Okupację sprawował nieprzyjaciel na podbitych ziemiach polskich w sposób bezprzykładny kiedy chodzi o łamanie prawa międzynarodowego. Stolicę kraju doszczętnie zrujnowano, czyniąc to już po stłumieniu Powstania Warszawskiego – a więc bez związku z działaniami militarnymi, które zawsze można prowadzić mniej lub bardziej niszczycielsko.

Ma Pan jakieś szczególne oczekiwania dotyczące szacowania polskich strat wojennych, np. metodologii badań?
Na to, by ocenić metodologię obliczania strat wojennych jest za wcześnie. Najpierw trzeba się będzie gruntownie zapoznać się z anonsowanym raportem, a wówczas przyjdzie czas na analizę.
Moim zdaniem życie ludzkie jest wartością niewymierną. Nie da się przeliczać go na pieniądze. Ale straty materialne można. Na przykład Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów (pod panowaniem komunistów) szacowało w r. 1947 na 38 proc. całościowe straty majątku narodowego w rezultacie wojny.

[polecany]23715203[/polecany]

Przechodząc do faktów – dlaczego władze polskie w 1953 roku zrzekły się roszczeń powojennych i właściwie w stosunku do kogo?
Wszystko wzięło się z ustaleń konferencji poczdamskiej, a ściślej rzecz biorąc umowy szefów rządów trzech mocarstw zwycięskiej koalicji, która została zawarta 2 sierpnia 1945 roku. Podobnie jak porozumienie jałtańskie, było ono zawarte przez ZSRR, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Nie jest to traktat, ale układ między szefami rządów. Z tego powodu jednak nie można wnosić, że nie ma on mocy prawnej równoważnej z traktatami, bo przecież na podobnej zasadzie w Jałcie zapadło choćby uzgodnienie o wschodniej granicy Polski na Linii Curzona. W Poczdamie Stalin w imieniu ZSRR złożył oświadczenie, że jego kraj „zobowiązuje się zaspokoić polskie żądania o odszkodowanie ze swej własnej części odszkodowań”. Zaznaczył, że będzie to 15 proc. środków z ogólnej sumy tych świadczeń reparacyjnych, które otrzyma Związek Sowiecki (W Jałcie powiedziano już, że to będzie 20 mld dolarów z czego Moskwa weźmie połowę). Stwierdzenie to przyjęli do wiadomości premierzy mocarstw anglosaskich, ale nie miało ono rangi międzynarodowo-prawnej. Układ polsko-sowiecki z 16 sierpnia 1945 r. normował ów problem bilateralnie i w formie traktatowej. Kiedy więc mowa o rezygnacji z odszkodowań w 1953 – to chodzi o wspomnianą obietnicę i umowę.

Dostaliśmy te 15 proc. od ZSRR?
Na pewno nie. Co dokładnie zostało przekazane Polsce na to konto, obecnie nie łatwo da się ustalić. Musimy jeszcze pamiętać, że z mocy układu z 16 sierpnia 1945 rząd w Warszawie zaciągnął zobowiązanie do specjalnych świadczeń Sowietom węgla po cenie dziesięciokrotnie niższej niż rynkowa. To nie był zysk, ale dotkliwy balast… Jak widzimy występowało iunctim między sprawą odszkodowań dla Polski a świadczeniami węglowymi. To bardzo ważne. W każdym razie w 1953 roku zostało wydane jednostronne oświadczenie rządu Bolesława Bieruta – piastującego urząd przewodniczącego Rady Państwa, prezesa Rady Ministrów i oczywiście szefa partii komunistycznej zgodnie z kanonami czasów stalinowskich – o zrzeczeniu się odszkodowań. Moim zdaniem odnosi się ono do NRD, a nie Niemiec jako całości.

[polecany]23712599[/polecany]

Dlaczego?
Nie ma czegoś takiego jak zrzeczenie się jakiejś należności od państwa obcego bez notyfikowania tego aktu zrzeczenia lub zarejestrowania go w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Między Polską Ludową (jak nazwali ją komuniści) a Republiką Federalną Niemiec nie było stosunków dyplomatycznych, ale – co więcej – obydwa państwa się nie uznawały wzajemnie. W ostatnich dniach miałem w rękach jedną z książek Edmunda Osmańczyka z 1950 roku – skądinąd zacnego człowieka, który jednak w tamtym czasie znajdował się całkowicie w służbie establishmentu władzy jako dziennikarz – i w niej widnieje tylko mapa NRD, zaś RFN w ogóle nie ma. Zrzeczenie się roszczeń nie dotyczyło Niemiec jako całości. Nie dotyczyło RFN. Było osobliwym świadczeniem na rzecz NRD. Tak jak w prawie cywilnym, zrzeczenie się np. spadku wymaga umowy, tak w stosunkach międzynarodowych dochodzi do skutku nie inaczej jak w drodze oświadczenia woli rządu jednego państwa na rzecz drugiego.

Skoro RFN jednak wypłacała reparacje różnym państwom, to dlaczego nawet po zjednoczeniu Niemiec na wypłatę środków dla Polski nikt nie brał pod uwagę?
Republika Federalna Niemiec nie płaciła świadczeń reparacyjnych za II wojnę światową według podobnego systemu jak Rzesza Niemiecka po I wojnie światowej. Nie płaciła państwom, ale osobom fizycznym.

Które Niemcy przestali płacić dopiero w 2010 roku.
Między I a II Wojną Światową jest zasadnicza różnica. Traktat Wersalski – słusznie lub nie, bo dyskusje na ten temat wśród historyków nie ustają – uznawał odpowiedzialność Niemiec za rozpoczęcie I wojny światowej w 1914 r. Po klęsce, która je spotkała, odszkodowania za zniszczenia wyliczono na 132 miliardy marek w złocie (od parytetu złota świat odszedł dopiero po Wielkim Kryzysie w 1929 r.). Niemcy uznali te zobowiązania w r. 1921 i przez pewien czas płacili odszkodowania, ale po roku przestali. W związku z tym Francuzi wkroczyli do Zagłębia Ruhry i zaczęli wydobywać węgiel, używając wojska. Później (1925) przyjęto tzw. plan Dawesa ,który polegał na rozłożeniu spłat niemieckich na raty – po 2,5 mld marek rocznie przez 5 lat. To zostało zrealizowane i było podstawą ugody w Locarno. Cztery lata później zawarto w Hadze nowy układ, który mówił z kolei, że Niemcy mają spłacać zobowiązania do 1988 r. (Plan Younga). Środki miały być przelewane do Banku Rozrachunków Międzynarodowych, z którego udziałów korzystały państwa uprawnione. Polska do nich nie należała, ale to temat na odrębną dyskusję. Natomiast po kilku latach i w związku z wybuchem kryzysu związanego z gigantyczną recesją i bezrobociem prezydent USA Herbert Hoover wystąpił z moratorium na zawieszenie wszelkich płatności na rok, żeby uniknąć pogłębienia kryzysu. Ta propozycja została przyjęta na konferencji w Lozannie (1932). Po dojściu do władzy Hitlera rząd niemiecki uroczyście wypowiedział postanowienie pokoju wersalskiego dotyczące odpowiedzialności za wojnę i przestał cokolwiek płacić.

[polecany]23711785[/polecany]

Do kiedy?
Trzeba było klęski III Rzeszy. Do tematu powrócono dopiero w 1954 roku. Byli alianci z okresu I Wojny Światowej przedstawili Niemcom (mówimy o RFN), koncepcję spłacania odsetek i zamrożenia kapitału do czasu ponownego zjednoczenia kraju. O takie rozwiązanie starał się rząd niemiecki Konrada Adenauera, który ponownie uznał odpowiedzialność Niemiec za wojnę i postanowił honorować zobowiązania reparacyjne. Mamy tu kluczowy argument za tym, że Niemcy były traktowane jako całość.

I co stało się po ich zjednoczeniu w 1990 roku?
Niemcy spłaciły kapitał, uiszczając ostatnią ratę w r. 2010.

Polska dostała jakieś pieniądze?
Jako historyk dyplomacji mogę powiedzieć, że Polska w okresie międzywojennym również nie miała szczęścia w kwestii odszkodowań. Kiedy dyplomacja polska dowiedziała się, że taka sprawa jest przedmiotem studiów alianckiej Komisji Odszkodowań, upomniała się o odszkodowania, choć w nieco innej formie niż dzisiaj, bo np. szef rządu (Władysław Grabski) nie wypowiadał się na ten temat. Kluczowa była konferencja w Londynie w sierpniu 1924 r., kiedy przyjmowano plan Dawesa. Sam wniosek o uczestnictwo w tej konferencji został odrzucony przez mocarstwa po naradzie między sobą, czyli Francję, Wielką Brytanię i Włochy (przy biernym udziale Belgii).

Dlaczego?
Bo uznano, że Polska uzyskała znaczne terytoria kosztem przedwojennych Niemiec, w tym m.in. Pomorze i Wielkopolskę jak i część Górnego Śląska. Na takie stanowisko rząd polski nie mógł nic poradzić, chociaż argumentacja polska nie była pozbawiona uzasadnienia. Pamiętajmy, że podczas sprawowania okupacji Królestwa Kongresowego w l. 1915—1918 Niemcy stosowali bezwzględną politykę eksploatacji gospodarczej. Choćby wyręb lasów jest wymownym przykładem. Owszem, Niemcy Wilhelmińskie to nie Hitlerowskie, ale straty polskie były faktem. Zresztą pod koniec lat dwudziestych amerykańska Fundacja Carnegiego (potentata stalowego) przyznała prof. Marcelemu Handelsmanowi i jego zespołowi specjalny grant na obliczenie tych strat. Poza tym Pomorze i Wielkopolska, które trafiły pod suwerenność Rzeczypospolitej to terytoria rewindykowane a zagrabione przez Prusy w skutek zaborów. Co najwyżej w przypadku części Górnego Śląska (który odpadł od Polski w połowie XIV w.) można by mówić o rekompensacie, ale tu z kolei nie wolno zapominać o zasadzie samostanowienia. Ludność polska była większością i miała prawo żądać przyłączenia do państwa polskiego.

[polecany]23715353[/polecany]

Czyli można powiedzieć, że Polska po obu wojnach w XX wieku została odprawiona z kwitkiem?
Tak jest. Tu chciałbym zaznaczyć, że dzisiejsza niepisana doktryna niemiecka polega głównie na tym, że Polsce odszkodowania się nie należą nie dlatego, że nie było zbrodniczej okupacji w l. 1939—1945, tylko dlatego że po II wojnie światowej Polska dostała terytoria należące wcześniej do Rzeszy.

To sprawiedliwa doktryna według Pana?
Nie czyni ona zadość prawu, które mówi, że naród poszkodowany ma prawo żądać naprawienia krzywd i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego.

Odszkodowanie za zniszczenie Warszawy powinno być traktowane osobno?
Ja tak uważam. Zniszczenie Warszawy to jedyny przykład wykonania tak skrajnie zbrodniczego rozkazu Hitlera. Za to określona rekompensata się należy. Nadmienię może, że Hitler wydał analogiczny rozkaz zburzenia Paryża, ale nie został on wykonany przez generałów Wehrmachtu. Nie może też być powodu, aby los Warszawy porównywać ze Stalingradem, bo to miasto przechodziło wielokrotnie z rąk do rąk. Zrujnowane zostało w ścisłym związku z działaniami wojennymi. Wyrok śmierci na Warszawę to mimo wszystko akt wyjątkowy w historii powszechnej.

Czy Polska otrzymała po II Wojnie Światowej należne jej środki od Rosji?
Główną motywacją kierownictwa Związku Sowieckiego w sprawie reparacji dla Polski było przekonanie, iż Polacy powinni być wdzięczni za wyzwolenie przez Armię Czerwoną i podporządkować się woli hegemona, który osadził w Warszawie rząd komunistyczny z wszystkimi tego konsekwencjami. Pamiętajmy, że Związek Sowiecki grabił wtedy zajęte terytoria Rzeszy Niemieckiej, ile tylko mógł. Pisał zresztą o tym nie tak dawno prof. Bogdan Musiał, zajmujący się tą tematyką bliżej niż ja. Zabierano wszystko, co się dało m.in. demontując fabryki, czy inne urządzenia. Niewiele z tego potem udało się wykorzystać. W końcu rząd ZSRR tuż po śmierci dyktatora zmusił władze w Warszawie do wspomnianej już rezygnacji z reparacji. Polska za czasów Bieruta była państwem, które nie mogło „postawić się” Sowietom w żadnej, nawet najdrobniejszej. Jest oczywiście ważne, aby to przypominać na użytek publicznego dyskursu historycznego.
Ale z punktu widzenia prawa międzynarodowego, to nie ma znaczenia czy rząd PRL działał pod naciskiem, czy też samodzielnie. Ówczesny rząd – niestety polski w rozumieniu prawa międzynarodowego – miał zdolność do zawierania traktatów i umów międzynarodowych, ponieważ cieszył się formalną podmiotowością w społeczności międzynarodowej. To może dzisiaj dziwnie brzmieć, ale taka jest prawda. Tak też argumentacja mówiąca o tym, że rząd Bieruta nie mógł wyrzec się odszkodowań w imieniu Polski, bo był zainstalowany przez Sowietów, ma dość słabe podstawy. Dlatego trzymałbym się tej koncepcji o której wspomniałem – że nastąpiło zrzeczenie się reparacji na rzecz rządu NRD, a nie Niemiec jako całości. Skuteczni zrzekać się można zawsze na czyjąś korzyść, nie zaś inaczej.

[polecany]23614487[polecany]

Proszę mi wybaczyć to skojarzenie, ale Rosjanie postawili w Warszawie Pałac Kultury, a ze strony niemieckiej przyszła ponoć propozycja sfinansowania odbudowy Pałacu Saskiego.
Dowiedziałem się jakiś czas temu, że takie propozycje rzeczywiście padały sondażowo jeszcze w czasach rządów Platformy Obywatelskiej. Rząd niemiecki wykonałby wobec Polski tego typu gest dobrej woli. Ja byłbym jednak przeciwny takiemu pomysłowi. Powiedziałbym, że tu trzeba brać pod uwagę impoderabilia. Pałac Saski musimy odbudować o własnych siłach. I podzielam zdanie Pana Redaktora, że to by pachniało analogią z tzw. Pałacem Kultury. Jeżeli Niemcy chcą coś zrobić, to niech zrobią więcej. Pałac Saski to za mało, byłbym bardzo zdziwiony, gdyby rząd polski był przyjął taką propozycję. Ale tak się nie stało. Zresztą co do Pałacu Kultury – strona polska nie miała wiele do wyboru. „Daru” narodu sowieckiego odrzucić nie wolno… Były ponoć alternatywne opcje, budowa pałacu, osiedla mieszkaniowego, bądź linii metra. Tu był jakiś wybór należący do władz PRL. Wybrano chyba najgorszą możliwość. Tu działał przymus. Przymusem też było zrzeczenie się odszkodowań. Był to krok w sowieckiej grze o Niemcy (kosztem Polski).

Na czym ona polegała?
Chodziło o to, żeby przeciągnąć na swoją stronę naród niemiecki po straszliwym w sumie doświadczeniu II wojny światowej i klęsce przypieczętowanej kapitulacją armii niemieckiej 8 maja 1945 r. To niezmiernie ważny motyw polityki Stalina z końca jego życia. Wydaje się, że Ławrientij Berii w 1953 r. szedł tą drogą jeszcze dalej. Gdyby nie jego śmierć (egzekucja), to nie wiadomo, jak by się to wszystko potoczyło. Istnieje teza, że gdyby Beria umocnił się u władzy, to dążyłby do rewizji granic na Odrze i Nysie na korzyść Niemiec. Archiwa sowieckie są pod kontrolą dzisiejszej barbarzyńsko się zachowującej Rosji, więc nie wiele o tym wszystkim wiemy. Historycy nie mają do nich dostępu, ale przesłanki takiego rozumowania istnieją. W tych uwarunkowaniach trzeba widzieć wymuszenie decyzji o zrzeczeniu się odszkodowań przez Polskę. Nie było tu chęci specjalnego pognębienia Polski. To była gra o Niemcy i osiągnięcie celu, który postawił sobie jeszcze Stalin – czyli zjednoczenia Niemiec i ich neutralizacji. Wszystko po to, aby rozbić Zachód. Właśnie dlatego ZSRR poszedł na niezwykle daleko idące ustępstwo i zgodził się na zjednoczenie Austrii i wycofanie swoich wojsk, które przecież stały w Wiedniu, aby stworzyć swoisty wzór do wykorzystania w walce o kształt i los Niemiec. Sowieci naprawdę sądzili, że jeżeli powstaną zneutralizowane Niemcy, to wcześniej czy później staną się albo komunistyczne, albo przynajmniej zależne od Moskwy. Realizacja tego scenariusza pogorszyłaby położenie sprawy polskiej i to niepomiernie.

[polecany]23308879[/polecany]

[video]30991[/video]

Wojciech Szczęsny

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.