Prokurator rozgrzeszył wiceprezydenta. Rafał Rudnicki nie naciskał na konserwatora

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Tomasz Mikulicz

Prokurator rozgrzeszył wiceprezydenta. Rafał Rudnicki nie naciskał na konserwatora

Tomasz Mikulicz

Po 517 dniach śledztwa prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie budynku przy ul. Lipowej 41. Uznała, że Rafał Rudnicki nie naciskał na miejskiego konserwatora zabytków

Był czerwiec 2015 roku, kiedy Sebastian Wicher - wówczas pracownik biura miejskiego konserwatora zabytków - napisał list i wysłał go do kilku radnych. Wyszła z tego afera, bo obwinił wiceprezydenta Rafała Rudnickiego o wywieranie nacisków na miejskiego konserwatora Dariusza Stankiewicza, by wydał zalecenia będące na rękę deweloperowi.

Chodziło o wydział fizyki Uniwersytetu w Białymstoku przy ul. Lipowej 41 (obiekt został niedawno zburzony). Rogowski Development zamierzał kupić ten budynek od uczelni i próbował wysondować, jak wysokie bloki będzie mógł tu zbudować. Wytyczne konserwatora, napisane przez Wichra, były rygorystyczne. Deweloper nie mógłby zburzyć zabytku. Bo przypomnijmy, że jeszcze wtedy obiekt był w ewidencji zabytków. Został z niej usunięty dopiero po rozpętaniu się konfliktu między urzędnikami. W jednym narożniku stał pojedynczy pracownik magistratu, którego prezydent zaraz wyrzucił z pracy, w drugim - władze miasta z całą swą machiną urzędniczą. W 2016 roku sąd pracy przywrócił prawomocnie Sebastiana Wichra do pracy (zgodził się na zaproponowaną mu posadę w Galerii im. Sleńdzińskich). Przegrał on jednak w drugiej instancji w sądzie cywilnym, który nakazał przeprosić wiceprezydenta.

Rafał Rudnicki pozwał bowiem Sebastiana Wichra o naruszenie dóbr osobistych i wygrał. Ostatnia instancja to Sąd Najwyższy, z której nie wiadomo czy Sebastian Wicher skorzystał. Odmówił komentowania całej sprawy.

Problem leży w tym, że - choć sąd odstąpił od potrzeby wypłaty przez Wichra 10 tys. zł na cele charytatywne - to rozstrzygnął, że treść przeprosin Wicher ma wysłać listownie w formie, jaką zażyczy sobie wiceprezydent. Ten stwierdził, że treść musi zawierać oświadczenie, że twierdzenie o naciskach jest nieprawdziwe. Wicher oczywiście nie może tego zrobić, sam by sobie zaprzeczył. A Rudnicki miałby podkładkę w innych ewentualnych sprawach sądowych, że Wicher przyznał się do kłamstwa.

Pytamy o to wiceprezydenta. - To już problem pana Wichra, że nie może się zdobyć na przeprosiny. Przypominam, że taki był wyrok sądu - mówi.

Kiedy jednak Sebastian Wicher został przywrócony do pracy nie usłyszał od wiceprezydenta słowa: przepraszam.

Dlaczego?

- Sąd pracy nie nakazał przeproszenia pracownika. Pan Wicher nie występował o to z powództwem cywilnym - twierdzi Rafał Rudnicki.

Między panami było więc 1:1. Wicher wygrał w sądzie pracy, Rudnicki w sądzie cywilnym. Teraz jednak szala przechyliła się w stronę wiceprezydenta. Prokuratura umorzyła bowiem przeciw niemu postępowanie. Wniosek złożyli radni PiS, którzy chcieli, by organy ścigania sprawdziły, czy faktycznie wiceprezydent naciskał na konserwatora.

- Od początku wiedziałem, że zarzut skierowany przez opozycję w stosunku do Rafała Rudnickiego, to nic innego jak szukanie haków. Wywodzi się on ze środowiska PiS-u. Uderzenie w niego, to rewanż za opuszczenie partii - mówi prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.

Według niego, umorzenie sprawy przez prokuraturę kończy sprawę. - Gratuluję Rafałowi Rudnickiemu, że tak to się wszystko zakończyło - dodaje prezydent.

Pytamy Rafała Rudnickiego, czy czuje ulgę. - To nie jest kwestia odczuć. Wyrok sądu cywilnego, jak i decyzja prokuratury są jednoznacznie i moim zdaniem kończą sprawę - mówi.

Rzecznik prokuratury okręgowej Łukasz Janyst twierdzi, że w postępowaniu wiceprezydenta brak jest znamion czynu zabronionego. Czy to oznacza, że naciski choć były to mieściły się w granicach prawa, czy że w ogóle ich nie było? - Nacisków w znaczeniu wywierania presji nie było - mówi rzecznik.

Prokurator oparł się o zeznania świadków. A są pracownikami urzędu. Czy prokuratura brała to pod uwagę? - Wiarygodność świadków z całą pewnością była oceniana - mówi Janyst.

A co myśli o tym, wiceprezydent? - Każdy zeznaje pod odpowiedzialnością karną i nie wierzę, że ktoś miałby powód by kłamać, wiedząc że może go spotkać sankcja karna. Prokuratura zachowała się niezależnie i obiektywnie oceniła sprawę - mówi Rafał Rudnicki.

Oprócz przesłuchania świadków, prokuratura zamówiła też dwie opinie. Wynika z nich, że drugie wytyczne konserwatorskie (wydane wbrew woli Wichra) były zgodne z obowiązującym planem miejscowym. A budynek nie jest już zabytkiem.

Był nim jednak przez 40 lat, zanim po rozpoczęciu się całej sprawy, został usunięty z ewidencji. Ta opinia nic nowego do sprawy jednak nie wniosła.

Natomiast co do planu miejscowego, to drugie wytyczne co prawda go nie naruszały, ale jak wielokrotnie podkreślał Sebastian Wicher, trzeba pamiętać, że budynek leżał na obszarze miasta wpisanym do rejestru zabytków. Stąd też podlegał bardziej skutecznej formie ochrony niż ta, którą stanowi plan. Zresztą Wichrowi nie chodziło nigdy o to, by za wszelką cenę zachowywać w niezmienionej formie ten obiekt. Walczył, by deweloper nie mógł tu budować tak wysokich bloków jak zamierza.

W 2015 roku Remigiusz Rogowski przyznał na naszych łamach, że naciskał na urząd miejski. Ale tylko w tym sensie, by przestrzegał on zapisów planu miejscowego. Zapytaliśmy prokuraturę, czy badała również ten wątek?

- Niewątpliwie deweloper kontaktował się z przedstawicielami miasta. Jednak nie stwierdzono, że kontakty te miały charakter bezprawny - mówi Łukasz Janyst.

Deweloper zamierza już wiosną ruszyć z budową. Powstanie tu blok oraz hotel.

- Zakończenie robót planujemy za trzy lata - mówi Andrzej Pańkowski z Rogowski Development.

Powstanie też pasaż handlowy składający się ze sklepów zlokalizowanych w parterze bloku. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom nic nie wyjdzie ze zbudowania części fasady w formie ceglanej jako znaku pamięci o historii.

- Znawcy zabytków przekonali nas, że nie powinno się tworzyć atrap. Albo coś jest oryginalnym zabytkiem, albo nie - podkreśla Pańkowski.

Po budynku przy ul. Lipowej 41 została sterta gruzu, która może być symbolem tej sprawy.

Od decyzji prokuratury można złożyć zażalenie. Ale nie może tego zrobić Sebastian Wicher, tylko radni PiS, bo to oni zgłosili się do prokuratury. - Decyzję o umorzeniu śledztwa pozostawiam bez komentarza. Co do otwartej drogi do odwołania się od tej decyzji - rozważam taką ewentualność - mówi radny PiS Konrad Zieleniecki.

Przypomina, że Lipowa 41, niegdyś budynek zabytkowy, to dziś sterta gruzu.

- Za ten stan odpowiada m.in. wiceprezydent Rudnicki. Kieruję się w stosunku do motywów działań wiceprezydenta daleko idącym sceptycyzmem. Pana Sebastiana Wichra uważam za urzędnika uczciwego, który za swoją uczciwość zapłacił wysoką cenę, i wolno mi wierzyć w jego wersję wydarzeń - tłumaczy radny.

Tomasz Mikulicz

Zajmuję się sprawami miejskimi, czyli m.in.: białostocką i podlaską polityką samorządową, architekturą, urbanistyką i ochroną zabytków. Opisuję też obrady rady miasta oraz zajmuję się też różnego rodzaju interwencjami zgłaszanymi przez mieszkańców. Zajmuje mnie również pisanie też o historii Białegostoku i najbliższych okolic. Zdarza mi się też zajmować działką kulturalną. Lubię wszak rozmowy z ciekawymi i inspirującymi ludźmi. W swojej pracy zwracam uwagę na szczegóły. Bo jak wiadomo diabeł tkwi właśnie w szczegółach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.