Radio Jard ma ćwierć wieku! Kuczyński: Od samego początku słuchacz jest najważniejszy

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Andrzej Matys

Radio Jard ma ćwierć wieku! Kuczyński: Od samego początku słuchacz jest najważniejszy

Andrzej Matys

Wojciech Kuczyński pracę w Radiu Jard rozpoczął 22 lata temu, jako 11-letni chłopak. Dziś jest naczelnym tej rozgłośni i z okazji jej 25. urodzin wspomina twórcę stacji – Jarosława Dziemiana, muzykę disco polo i najciekawsze telefony słuchaczy. – Bywało, że na naszej antenie mężowie prosili żony o wybaczenie...

Pamięta pan jeszcze swoje życie sprzed czasów Radia Jard? Radio ma 25 lat, a pan zadebiutował w nim, jako dziecko z podstawówki.

Pewnie, że pamiętam. Wszystko zaczęło się roku 2000. Natomiast przed ukończeniem 11 lat, gdy trafiłem do Radia Jard, jako uczeń podstawówki bardzo pasjonowałem się mediami. I w przeciwieństwie do kolegów, którzy grali w piłkę albo mieli inne pasje, zajmowałem się nagrywaniem własnych audycji. Oczywiście, było to czysto amatorskie, które nagrywałem na magnetofon kasetowy. Nagrywałem np. serwisy informacyjne tworzone na podstawie tego, co było w Telegazecie albo w artykułach w gazetach… i marzyłem, by kiedyś, w przyszłości pracować w prawdziwym radiu. By zasiąść przed takim prawdziwym mikrofonem. Gdy pojawiła się informacja, że śp. pan Jarosław Dziemian otwiera radio dla dzieci, zgłosiłem się natychmiast do Radia Jard. I już pierwszego dnia szef powiedział, żebym ze starszym kolegą, który prowadził program, wszedł na antenę. Szef zobaczył, że mam tego bakcyla i od tamtego dnia trzy razy w tygodniu przychodziłem na trzy, czterogodzinne audycje. Gdy powstało radio dziecięco- młodzieżowe (bo mój debiut antenowy był wcześniej) zacząłem, razem z innymi nastolatkami prowadzić regularne programy i wspólnie tworzyliśmy te rozgłośnię. Teraz mamy jedno radio, które działa na trzech częstotliwościach. Mamy trzy nadajniki: ten główny w Białymstoku, na kominie przy ul. Andersa. Przenieśliśmy tam anteny z Hotelu Turkus, dzięki czemu nasz zasięg zwiększył się czterokrotnie.

To dokąd teraz sięgacie, gdzie słychać Radio Jard w regionie?

W kierunku północnym słychać nas teraz w Dąbrowie Białostockiej, nawet dalej. Na południu sygnał dociera do Bielska Podlaskiego, gdzie mamy kolejny nadajnik i stamtąd sygnał dociera aż do Siemiatycz, a przy dobrych warunkach propagacyjnych aż do Drohiczyna. Z kolei w kierunku zachodnim do Wysokiego Mazowieckiego i od początku 2020 roku słychać nas również w Ełku. Tam też anteny mamy na szczycie komina, więc docieramy do około 100 tys. osób na Mazurach i północnej części Podlaskiego.

To zostawmy już sprawy techniczne i wróćmy do nastolatka w radiu. Jak na „pracę” w radiu zareagowali rodzice, bo przecież Wojtek był jeszcze uczniem?

Rodzice ucieszyli się, że udało mi się spełnić moje marzenie. To co robiłem w domu, czyli wywiady, które przeprowadzałem z członkami rodziny stało się moim zajęciem w profesjonalnym medium. Słychać mnie było w eterze, więc wiedzieli, gdzie jestem. Jeśli tylko włączyli radio, byli spokojni, bo wiedzieli, że ich syn siedzi w studiu emisyjnym, a nie razem z kolegami jest gdzieś na wagarach. Dla mnie była to natomiast duża odpowiedzialność. Dość szybko zostałem redaktorem naczelnym młodzieżowego Radia Jard i musiałem to pogodzić z nauką w gimnazjum, a potem w ogólniaku - w "trójce", co oznaczało, że nauce trzeba poświęcać sporo czasu. Niemniej radio było bardzo ważnym elementem. Przychodziłem tu każdego dnia by przygotować swoje programy, by czuwać nad realizacją ramówki w pozostałych pasmach antenowych, natomiast podczas studiów byłem już naczelnym dwóch stacji radiowych i telewizji Jard, która też miała swój program. To był przełomowy moment w moim życiu, miałem 18 lat, gdy spadł na mnie ten obowiązek. Ale jednocześnie mogłem współpracować z kreatywnymi ludźmi, którzy tworzyli to radio i którym (tak jak naszemu szefowi) zależało na tym, by tworzyć medium zupełnie inne niż pozostałe stacje dostępne w białostockim eterze. Zresztą ciągle spotykamy się robimy burzę mózgów, by to było radio żywe i szukamy recepty na to, by słuchalność nie tylko utrzymywała się na wysokim poziomie, ale miała też tendencję rosnącą. I, odpukać, na razie się udaję.

W ciągu ostatnich lat, rynek radiowy bardzo się zmienił, jak to czujecie?

Bardzo się zmienił. Pojawiła się konkurencja w postaci profesjonalnych stacji, które tworzą programy w Warszawie. To są sieciówki, a Radio Jard jest tak naprawdę jedyną całkowicie niezależną rozgłośnią radiową, która nie jest związana z żadną grupą medialną, i która tworzy swój program od początku do końca (przez całą dobę) we własnym zakresie.

Czytaj również:
[polecane]6040002[/polecane]

Zapomniał pan o Radiu Akadera, które też jest powiązane z żadną grupą, a swoje lata ma.

No tak, to jest radio studenckie, a ja mówię o rozgłośniach lokalnych uniwersalnych, które w ten sposób realizują swój program. Akadera jest radiem wyspecjalizowanym, adresowanym do społeczności studenckiej, ale rzeczywiście, jest to również stacja niezależna.

Gdy szef, czyli Jarosław Dziemian, 25 lat temu wpadł na pomysł, by założyć radio pana tu jeszcze nie było. Wtedy, w 1997 roku, wydawało się, że to trochę szalony pomysł. Wszyscy byli przyzwyczajeni do tego, że tu jest Radio Białystok, są duże rozgłośni sieciowe i nagle pojawił się Jard, a co gorsza dla tych wielkich, nagle w sklepach, taksówkach, na rynku słychać było waszą rozgłośnię. To wy tam graliście.

Tak było. Rozmawiałem z szefem wielokrotnie na ten temat. Opowiadał mi, że stworzył radio, dlatego, że jako młody człowiek słuchał radia Wolna Europa Radia, Radia Luxembourg, z którego nagrywał różne utwory, a potem doszedł do wniosku, że chce mieć własne radio, bo to było jego marzeniem. Złożył więc do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wniosek o stworzenie radia lokalnego i otrzymał zgodę. Według jego koncepcji, radio miało się różnić od innych rozgłośni tym, że będzie maiło bliski kontakt ze słuchaczem. Tak postanowił szef i od samego początku rozgłośni słuchacz był i jest najważniejszym podmiotem. Dlatego ludzie mogli do Radia Jard zadzwonić i opowiedzieć o swoich problemach, przekazać pozdrowienia, życzenia, zamówić ulubiony utwór, więc taki żywy kontakt ze słuchaczem był czymś zupełnie nowym. Telefonów było mnóstwo i pierwsze lata wyglądały tak (i byłem już tego świadkiem), że ludzie dzwonili nieustannie, nawet po godzinach wyznaczonych na audycję „Pozdrowienia ultrakrótkie”. I do dzisiaj słuchacze są w centrum naszego radia. Nic w tej kwestii nie zmieniamy, bo to, co dobre trzeba pielęgnować i udoskonalać.

Nie wiem, jak wielu Białostoczan słuchało wtedy Radia Jard, ale wielu włączało was choćby na chwilę, a tam ciągle słuchać było głównie jakieś pozdrowienia, dedykacje, życzenia i prośby o piosenki.

Tak, ale nie tylko. Dzwonili z różnymi problemami, opowiadali historie związane z ich codziennym życiem, a bywało, że mężowie prosili żony o wybaczenie. Generalnie zaś wszyscy wiedzieli, że to jest radio, do którego mogą zadzwonić, bo spotkają tam żywego człowieka, który ich wysłucha. I to było coś, co nasz wyróżniało, czyli prostota przekazu, a jednocześnie nieustanny związek ze słuchaczem. I to sprawia, że choć na rynku zmieniają się różne trendy (np. komunikacja SMS-owa, Facebook, Instagram czy Tik Tok), a Radio Jard wciąż istnieje. Ale naszej działalności nie należy sprowadzać tylko do przekazywania życzeń i zamawiania piosenek. Dzisiaj radio, które tylko gra muzykę nie przeżyje, bo każdy może ułożyć sobie ulubioną listę utworów na YouTube czy Spotify i słuchać ich na okrągło. Dlatego mamy też wiele audycji poświęconych regionowi i temu, co się w nim dzieje. Przekazujemy w nich informacje lokalne z regionu i dla regionu, w którym emitujemy swój program. Stawiamy na cogodzinne wiadomości, na audycje publicystyczne, każdego dnia mamy jednego, dwóch, a czasem trzech gości, którymi są białostoccy, bielscy czy ełccy: przedsiębiorcy, samorządowcy, politycy, przedstawiciele świata kultury czy sportu. Rozmawiamy z nimi o tym, co jest ważne dla naszych mieszkańców i dla naszego regionu. Patronujemy też wielu imprezom i przedsięwzięciom, podpowiadamy słuchaczom, gdzie mogą ciekawie spędzić czas, gdzie wypocząć, a gdzie się zabawić. Dodam, że rozmowy z naszymi gośćmi stały się tak popularne, że mamy tysiące odtworzeń naszych podkastów, które publikujemy w internecie. Po prostu, jeżeli nie będziemy rozmawiać z ludźmi i nie będziemy im przekazywać informacji, nie przetrwamy na rynku mediów, który jest rynkiem trudnym. Musimy się wyróżniać, aby ktoś, kto ma wybór, włączył Radio Jard nie dlatego, że tam jest muzyka, ale dlatego, że jest to program atrakcyjny. I tego się trzymamy.

Jednak, od początku wyróżniała was muzyka.

Tak. W pierwszym okresie swojej działalności Radio Jard grało tylko przeboje z lat 60., 70. i 80. XX wieku. Byliśmy pierwsza stacją w Polsce, która postawiła na taką muzykę. Szef wielokrotnie opowiadał mi, że większość osób śmiała się, że takie radio w Białymstoku nie ma szans, ponieważ wszyscy chcą nowości i starych hitów nikt nie będzie słuchał. Tymczasem okazało się, że to Jarosław Dziemian miał rację, a nie ci wszyscy sceptycy. Niektórzy uważali, że po pół roku radio padnie. Minęło 25 la, zmieniły się realia. Z czasem pojawiła się muzyka naszego regionu – disco polo, ale zaznaczam, że nie jest to element dominujący w naszym programie.

Tylko że spora grupa ludzi nadal kojarzy was tylko i wyłącznie z tą muzyką.

Ale wystarczy włączyć nasze radio i posłuchać go przez godzinę, by przekonać się, że gramy największe przeboje z ostatnich pięćdziesięciu lat: są hity z lat 80., 90., jest muzyka pop, jest trochę eurodance’u i italo disco, jest trochę soft rocka, a do tego muzyka lokalna, czyli disco polo. Ale jest to muzyka starannie wyselekcjonowana, czyli gramy te przeboje, które cieszyły się i cieszą największą popularnością. Do tego jest też muzyka na wschodnią nutę, ponieważ jesteśmy obecni na południu Podlaskiego, gdzie jest na to zapotrzebowanie i ta muzyka pojawia się w paśmie wieczornym, które jest bardziej imprezowe niż informacyjne.

Rozumiem, ale myślę, że gros skojarzeń wzięło się stąd, że gdy telefonowali ludzie by złożyć życzenia i zamówić piosenkę, najczęściej prosili o disco polo, bo im się podobało. A wy, nazwijmy to nieco prześmiewczo, bezwstydnie, graliście te zmówienia.

Nie nazwałby tego bezwstydnością, ale rzeczywiście graliśmy, bo to jest muzyka tego regionu, a Radio Jard jest stacją lokalną. Nadajemy program adresowany do tej publiczności i nie wstydzimy się tego. Zresztą, tę muzykę słychać teraz na największych imprezach w Polsce, choć na początku wyśmiewano się z niej i kpiono. Szybko jednak okazało się, że ludzie świetnie się przy niej bawią, a nawet jej przeciwnicy znali słowa piosenek. Czyli gdzieś to musieli usłyszeć, np. w Radiu Jard, które było miejscem wielu premier i zapadło im w pamięć. Tylko dlaczego, skoro tej muzyki nie lubią? Teraz disco polo jest muzyką na porządku dziennym, prezentowaną w ogólnopolskich stacjach. Muzyka disco polo jest obecna na naszej antenie, ponieważ tworzymy nasze radio z myślą o naszych słuchaczach. Nie gramy tego, co nam się podoba, ale to, czego ludzie od nas oczekują. Disco polo więc jest, ale nie jest to element dominujący. Nasza playlista jest różnorodna i jako rozgłośnia uniwersalna staramy się trafić do jak najszerszego grona odbiorców. Staramy się łączyć różne rodzaje muzyki w sposób spójny, by tworzyła pewną całość.

Czytaj również:
[polecane]5742122[/polecane]

Redaktorem naczelnym radia jest pan od lat, ale tuż obok jest właściciel ze swoimi wymaganiami. Nie wierzę, że we wszystkim zawsze byliście zgodni.

Oczywiście, że nie. Mamy różne zdania i rozmawiamy na ten temat. Każdy prezentuje swoją opinię. Obecnie pięcioosobowy zarząd firm też ma swoje pomysły na radio ja mam swoje i w wielu przypadkach się zgadzamy. Są też sytuacje, gdy mamy odmienne zdania i wtedy staramy się wypracować jakiś konsensus. Aby rozwiązanie, które potem wprowadzimy było dobre dla stacji.

A w czasach, gdy głosem dominującym był szef, Jarosław Dziemian?

Też potrafiliśmy dojść do porozumienia. Szef był osobą, która generalnie miała swoją wizję radia, a dla mnie praca z panem Jarosławem była czymś wyjątkowym. On podchodził do radia z wielką miłością. Nie traktował go tylko jako biznesu, a zarabianie pieniędzy nie było najważniejsze. On przede wszystkim chciał robić radio adresowane do mieszkańców Podlaskiego. Wielokrotnie spotykaliśmy się i rozmawialiśmy. Szef pokazywał mi nowe piosenki, które znalazł np. na You Tube i zastanawiał się, czy przypadną do gustu słuchaczom. I w ten sposób udało się wypromować wiele utworów, o które słuchacze zaczęli prosić.

Z tego, co pan mówi wynika, że niespecjalnie się różniliście.

Szef miał swoją koncepcję, ja miałem swoje pomysły, ale zawsze potrafiliśmy się spotkać w jakimś punkcie, by wspólnie coś realizować. Trzeba było umieć rozmawiać i z reguły udawało nam się to robić. I przyznam, że tamtych rozmów bardzo mi dzisiaj brakuje. Nawet, im mija dłuższy czas od śmierci szefa, tym bardziej. Każdego dnia zastanawiam się, co by powiedział o programie. Jak by go ocenił i czy uznałby, że zmierzamy w tym kierunku, który wyznaczył. Przecież radio to było jego dziecko w wychowanie, którego szef angażował się bardzo emocjonalnie, a my od modelu, który wymyślił nie odchodzimy. Modyfikujemy go lekko, bo czasy się zmieniają, ale bliski kontakt ze słuchaczem to ciągle priorytet.

Ale skoro było tak dobrze to dlaczego po 15 latach pracy, nagle i przyjął pan propozycję marszałka Mieczysława Baszki i poszedł do urzędu marszałkowskiego? Z redaktora naczelnego na asystenta marszałka.

- Był taki etap, gdy chciałem spróbować czegoś nowego, ale po kilkunastu dniach zauważyłem, że tęsknota za radiem jest zbyt duża. Miałem również w tym czasie kontakt z szefem…

Zdaje się, że tak definitywnie to pan z Radia Jard nie odszedł. Niemniej 12 dni wystarczyło, aby wrócić.

Byłem jeszcze obecny w radiu i po kilku dniach zrozumiałem, że to nie jest jeszcze ten moment, gdy powinienem Radio Jard zostawić. Że jeszcze nie jestem na to gotów. W 2015 roku marszałek Baszko zaproponował mi współpracę, a ja w nowym miejscu szybko się odnalazłem. Wykonywałem swoje obowiązki, a marszałek był z mojej pracy zadowolony, ale słuchałem radia w gabinecie cały czas myślałem, co oni tam teraz robią w studiu i jak ja bym to przygotował. I tak jak szybko podjąłem decyzję o odejściu do marszałka tak szybko wróciłem. Tęsknota wygrała.

Czytaj również:
[polecane]16841023[/polecane]

I co, w drzwiach radia stał szef i syna marnotrawnego przyjął. Pewnie też powiedział: A mówiłem, że wrócisz. Z kolei marszałek musiał się trochę rozczarować, tak było?

Rozczarowany był, ale jednocześnie wykazał się dużą wyrozumiałością. Po prostu rozumiał, że radio jest mi szczególnie bliskie, a bez konsolety, słuchawek i bez mikrofonu nie potrafię żyć. A ja poczułem, że wracam do czegoś, co jest mi potrzebne jak tlen. Można powiedzieć, że decyzja o odejściu była typowym błędem młodości. Dziś na świat patrzę inaczej. Jeśli zaś chodzi o szefa to wiedział, że bez radia długo nie wytrzymam i dlatego nie powoływał nowego naczelnego.

Czyli szef siedział sobie w fotelu i w ogóle nie denerwował się odejściem naczelnego…

Przyznał potem, że po prostu czekał, bo wiedział, że wrócę. Zresztą, gdy pracowałem w urzędzie dzwonił i pytał czy nie brakuje mi radia, czyli na swój sposób podsycał tęsknotę. Wróciłem i dziś wiem, że decyzję o odejściu, a może tę o powrocie podjąłem zbyt pochopnie. Niewykluczone, że gdybym został w urzędzie, po pewnym czasie być może okazałoby się, że to właśnie tam mógłbym się rozwijać i realizować swoje życiowe aspiracje. Teraz się już tego nie dowiem. Dziś, żeby nie popełnić błędu z przeszłości, najpierw wszystko dokładnie analizuję. Właśnie tak mam zamiar postępować, bo przede mną, jak to zwykle w życiu bywa, wiele ważnych decyzji i muszę zrobić wszystko, by nie okazały się błędnymi.

A błędy na antenie się zdarzają?

Gdy pracuje się na żywo na antenie wpadek nie sposób uniknąć. One nie zdarzają się każdego dnia, ale dość często. To może być przekręcenie czyjegoś nazwiska czy przejęzyczenie. W radiu tworzonym na żywo to normalne, gdy otwiera się mikrofon i mówi się do ludzi. Inaczej jest wtedy, gdy programy są nagrywane (co praktykuje wiele stacji), bo wtedy każdy błąd da się wyeliminować. W radiu takim jak Radio Jard tworzonym na żywo zawsze istnieje duże prawdopodobieństwo tego, że się pomylimy. A największa wpadka? Trudno mi prześledzić 22 lata pracy w radiu, ale na pewno się zdarzały. Pamiętam natomiast, że podczas swego pierwszego dyżuru przed mikrofonem (a miałem wtedy 11 lat) cały serwis przeczytałem bezbłędnie. I sam się sobie dziwiłem, że uniknąłem jakiejkolwiek wpadki.

To na koniec słuchalność: dziś sięga 5 proc., a kilka lat temu była wyższa i wygrywaliście nawet z Radiem Białystok.

To jest poziom słuchalności odnoszący się do Białegostoku, który zawiera się między 5 a 7 proc. On oczywiście nie jest constans i rzeczywiście były takie czasy, gdy wyprzedzaliśmy Radio Białystok. Na całym obszarze słuchalności naszej stacji ratingi są nadal wysokie i utrzymują się na poziomie sprzed lat, czyli 12 proc. Sporo ludzi słucha kilku stacjo radiowych, często zmieniając kanały, a to przekłada się na wyniki. Zwłaszcza w Białymstoku, w którym słychać ponad 20 stacji radiowych. Dlatego są miesiące, gdy jest wielka górka i są takie, gdy wynik jest niższy.

Andrzej Matys

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.