"Rolniczak" ze Świątek w Szczecinku ponownie ministerialny?

Czytaj dalej
Fot. Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic

"Rolniczak" ze Świątek w Szczecinku ponownie ministerialny?

Rajmund Wełnic

Minister rolnictwa chce przejąć szkołę w szczecineckich Świątkach i reaktywować w niej kształcenie rolnicze. Starostwo na to się na razie nie godzi.

Nowy minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel wraca do swojego starego pomysłu przejmowania do prowadzenia przez resort szkół rolniczych. Pod skrzydłami ministerstwa jest ich obecnie 47, ostatnio stosowne umowy przekazujące placówki podpisali starostwie z Tczewa i Zawiercia. Plan jest bowiem taki, aby reaktywować kształcenie na kierunkach ściśle związanych z rolnictwem. Pod skrzydłami samorządów różnie z tym bowiem bywa.

Resort chce wpływać na to, w jakich zawodach będą kształceni uczniowie popularnych „rolniczaków”.

- Należy upowszechnić technika rolnicze po to, aby każdy polski rolnik miał ukończone przynajmniej technikum – mówił w wypowiedziach prasowych Krzysztof Jurgiel.

I jak powiedział, tak zrobił. Do szczecineckiego starostwa trafiło pismo ministra rolnictwa, który proponuje powiatowi przejęcie do prowadzenia Zespołu Szkół nr 6 im. Stanisława Staszica. To znany wszystkim doskonale „rolniczak” w Świątkach.
Na dziś w jego ramach działają technika żywienia i usług gastronomicznych, agrobiznesu i weterynarii, ochrony środowiska. W różnych latach nabór na poszczególne kierunki jest różny, czasami łączy się klasy o dwóch specjalnościach. Od kilku też lat szkoła prowadzi ogólniak z klasami strażackimi.

Starosta Krzysztof Lis przyznaje, że sytuacja zmusiła organ prowadzący, czyli właśnie powiat, do dostosowania oferty edukacyjnej do oczekiwań młodzieży i rodziców. W dobie niżu demograficznego każda szkoła szuka uczniów. Efekt jest taki, że coraz bardziej odchodzono od kształcenia typowo rolniczego.

– Zarząd powiatu zajmował się pismem ministra i na dziś nasza decyzja jest odmowna, nie przekażemy ZS nr 6 do prowadzenia resortowi rolnictwa – mówi Krzysztof Lis. Jako argument podaje nakłady, jakie przez lata samorząd poczynił na szkołę (teraz chociażby stadion „rolnika” jest modernizowany, a właściwie budowany od podstaw w obiekt lekkoatletyczny za 10 mln zł). I dziś powiat miałyby szkołę przekazać z całym majątkiem z powrotem do państwa. – Stosowna odpowiedź do ministra już poszła, z propozycją dofinansowania nowej pracowni weterynaryjnej za 400 tys. zł – dodaje starostwa.

Janusz Sienkiewicz, dyrektor „rolniczaka” w Szczecinku, mówi, że decyzje są poza nim i szkołą. – Swego czasu w Polsce było około 500 szkół rolniczych, na Pomorzu Zachodnim bodajże 17 i nasza dziś jest i tak jedną z niewielu, która utrzymuje kierunki rolnicze – mówi.

Obecnie odtworzenie w Świątkach szkoły typowo rolniczej byłoby kosztowne i trudne. Z dawnego gospodarstwa pomocniczego przy szkole niewiele już bowiem z rękach powiatu zostało. Część obiektów na stację unasienniania loch zaadoptował SHiUZ. W jednym z internatów (drugi stoi pusty) działa dom opieki dla osób starszych, sporą część terenów rolnych (gospodarstwo liczyło 450 ha!) powiat sprzedał lub wydzierżawił. Dziś stoją tam dziesiątki domów jednorodzinnych. Był nawet mini-skansen maszyn rolniczych, z których np. udało się niedawno uczniom i nauczycielom z „mechanika” uruchomić ciągnik Ursus z lat 50. (aktualnie to duma Zespołu Szkół Technicznych).

Co nie znaczy, że nie jest możliwe. W roku 2008 koszalińskie starostwo oddało do prowadzenia (choć bez ziemi, ale z internatem i warsztatami) ministrowi szkołę rolniczą w Boninie. – I gdyby nie to, i mówię to z pełną odpowiedzialnością, szkoły by już nie było – mówi Dorota Grabarek, dyrektorka bonińskiej placówki. – Przeżywaliśmy zapaść, były problemy z naborem, w internacie w pewnym momencie mieliśmy 30 uczniów. Dziś szkoła kwitnie, resort poczynił wielkie nakłady inwestycyjne, internat jest zapełniony do ostatniego miejsca.

Zmieniło się też finansowanie – szkoła nie jest utrzymywana z subwencji oświatowej naliczanej na ucznia (co często nie wystarcza i samorządy dopłacają), ale wprost z ministerstwa rolnictwa.

– Z subwencji otrzymywalibyśmy 6-8 tys. zł rocznie na ucznia, z ministerstwa to około 18 tys. zł – dodaje Dorota Grabarek. – Wnioski są oczywiste, i nie mogę złego słowa na organ prowadzący powiedzieć. Obawy? Pewnie, że na początku były. Chociażby takie, że szkoła ministerialna może kształcić tylko w zawodach z listy ministra. Próbowaliśmy np. utworzyć klasę przetwórstwa rybnego, ale zgłosił się jeden chętny.

O komentarz poprosiliśmy radną Bożenę Kawczyńską, przewodniczącą komisji edukacji Rady Powiatu: - Dzisiaj z popularnego „Rolniczaka” została już tylko nazwa bo tak naprawdę, by utrzymać się na rynku szkół podejmowano szereg działań, aby tylko oferta zachęcała jak największą liczbę uczniów i obecnie uczy się tam około 440 młodych ludzi – mówi.

- Co za tym idzie powstały klasy mundurowe, weterynaryjne, żywienia i gastronomii, ochrony środowiska, agrobiznesu i ogólniak. Decyzja przejęcia szkoły przez Ministerstwo Rolnictwa nie była konsultowana, przynajmniej nie z komisją edukacji. Szkoda, gdyż wiele argumentów przemawia za przejęciem szkoły przez ten resort, a czynnikiem decydującym jest uczeń jako najważniejszy podmiot w procesie nauczania. Mam nadzieję, że temat nie jest jeszcze zamknięty i wróci ponownie do rozpatrzenia, tym bardziej, że jesteśmy regionem rolniczym.

Rajmund Wełnic

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.