Andrzej Matys

Rozmowa o gospodarce. Prof. Ciborowski: Na rynku jest zbyt duża ilość pieniędzy. I to jest problem

Prof. Robert Ciborowski, ekonomista i rektor Uniwersytetu w Białymstoku: - Gdy stopy są za niskie w stosunku do inflacji, oszczędzanie nie ma żadnego Fot. UwB/Katarzyna Dziedzik Prof. Robert Ciborowski, ekonomista i rektor Uniwersytetu w Białymstoku:
- Gdy stopy są za niskie w stosunku do inflacji, oszczędzanie nie ma żadnego sensu. Tak jest obecnie, a ja uważam, że dzisiaj ludzi trzeba zachęcać do oszczędzania, ale żeby to się udało, stopy powinny być zdecydowanie wyższe. To, co oferują banki, jest oczywiście – ze względu na wzrost cen – niewystarczające.

Andrzej Matys

Początek 2023 roku przyniesie jeszcze wyższą inflację, niż ta z 2022 roku– zapowiada prof. Robert Ciborowski, ekonomista i rektor Uniwersytetu w Białymstoku, członek kapituły Podlaskiej Złotej Setki Przedsiębiorstw

Minął rok 2022, o którym mówiono różnie, choć głównie mało pochlebnie. A według pana, jaki on był gospodarczo i ekonomicznie?

Na pewno rok 2022 był zaskakujący. Gospodarczo to przede wszystkim rok z problemami energetycznymi, wynikającymi głównie z wojny na Ukrainie, no i z inflacją, która chyba przyćmiła inne kwestie gospodarcze. Z inflacją mieliśmy do czynienia już w 2021 roku, ale rok później bardzo się ona nasiliła. Myślę więc, że rok 2023 będzie równie silnie naznaczony tymi dwoma procesami.

O inflacji mówiło się w zeszłym roku non stop. Był to taki niekończący się temat, zwłaszcza że Rada Polityki Pieniężnej może późno zaczęła, ale za to długo podnosiła stopy procentowe, więc ludzie płacili coraz wyższe raty kredytów. To z kolei odbiło się na biznesie budowlanym, który zaczął mieć problemy, ponieważ ludzie zaciągali mniej kredytów na zakup mieszkań, których automatycznie budowano mniej.

Na pewno. Inflacja to proces, który pojawia się względnie powoli. Spodziewaliśmy się jej wzrostu od kilku lat, więc RPP powinna była już w 2019 roku troszeczkę podnieść stopy procentowe, żeby pokazać, że widzi zagrożenie inflacją. Natomiast ma pan rację, stopy podniesiono, ale zdecydowanie za nisko. Niestety, w tej chwili koszt kredytu w porównaniu do inflacji jest ciągle ujemny. Jednak dopóki inflacja będzie trwała, spodziewam się, że stopy będą jeszcze rosły. Jak wysoko – trudno powiedzieć, ale innej możliwości likwidacji tego zjawiska nie ma. Stopy muszą dążyć przynajmniej do poziomu inflacji. Po drugie zaś, ilość pieniądza na rynku musi być zdecydowanie mniejsza i wtedy można liczyć na to, że inflacja zostanie zatrzymana. Ale to raczej nie w tym roku…

Czytaj również:
[polecany]23961815[/polecany]

No właśnie, pieniądza na rynku powinno być mniej, a w tym roku czekają nas dwie podwyżki minimalnego wynagrodzenia – teraz (do 3490 zł) i w lipcu (do 3600 zł). To efekt ustawowych zapisów, gdy inflacja przekracza 5 proc.

Od kilku miesięcy Narodowy Bank Polski nie zwiększa już podaży pieniądza, ale rzeczywiście, teraz wchodzimy w nowy rok, w którym będziemy mieli dość wyraźny wzrost cen różnych produktów czy usług. Będzie to wynikało po pierwsze ze wzrostu kosztów gospodarczych, po drugie - ze wzrostu opłat, podatków, które też nas czekają, a to kolejny bodziec inflacyjny, a po trzecie – ze wzrostu płac minimalnych (o prawie 20 proc. rok do roku), co zdynamizuje bodźce inflacyjne. Zatem początek roku będzie oznaczał jeszcze wyższą inflację, niż ta z 2022 roku i konieczność zastanowienia się, jakie bardziej radykalne działania podjąć, by ją zahamować. Ja na razie takowych nie widzę.

Rada Polityki Pieniężnej ostatnio dwukrotnie nie podnosiła stóp. W tym tygodniu jest pierwsze posiedzenie tegoroczne i mówi się, że raczej utrzyma swą ostatnią politykę, więc w styczniu stopy też nie wzrosną.

Pewnie tak będzie, bo widać nastawienie NBP, aby jeszcze stóp procentowych nie podnosić. Tracą na tym przede wszystkim ci, którzy oszczędzają. Gdy stopy są za niskie w stosunku do inflacji, oszczędzanie nie ma żadnego sensu. Tak jest obecnie, a ja uważam, że dzisiaj ludzi trzeba zachęcać do oszczędzania, ale żeby to się udało, stopy powinny być zdecydowanie wyższe. To, co oferują banki, jest oczywiście – ze względu na wzrost cen – niewystarczające. Ale żeby było jasne - stopy procentowe nie są głównym problemem. Powtórzę: jest nim zbyt duża ilość pieniądza w gospodarce. Żeby zbić inflację, przede wszystkim trzeba ściągnąć nadmiar pieniądza, który przez ostatnie dwa lata (m.in. dzięki różnym tarczom) trafił do gospodarki. I to jest główne narzędzie do walki z inflacją.

Jakimi metodami, sposobami można ściągać nadmiar pieniędzy z rynku?

Akurat to jest dość proste. Zmniejszamy wydatki państwa, ograniczamy szereg projektów, które w gospodarce miały głównie wymiar wydatkowy i – jak mówiłem – zachęcamy Polaków do oszczędzania. Czyli jednak trochę podnosimy stopy procentowe. Są to działania dosyć proste, ale z punku widzenia zwykłych konsumentów bardzo bolesne. Bo, niestety, walka z inflacją zawsze jest bolesna, ale innych sposobów jej ograniczenia nikt dotychczas nie wymyślił.

Tyle że mamy w tym roku wybory. A wiadomo, że ten, kto rządzi – ugrupowanie nie ma znaczenia – nie chce denerwować wyborców, by nie tracić głosów. Raczej dosypie grosza, by utwierdzić ludzi w przekonaniu, że nikt nie dbał i nie dba o elektorat tak, jak aktualna władza. Głosy lepiej zyskać niż stracić, bo to drugie jest bolesne.

Pewnie tak, ale trzeba sobie zadać pytanie: którzy wyborcy stracą, a którzy zyskają? Bardzo prosty przykład: gdy stopy procentowe są niskie, zyskują kredytobiorcy, ale jednocześnie tracą ci, którzy oszczędzają. Ja uważam, że to kwestia odpowiedzi na pytanie, jak bardzo jedni i drudzy mogą być zadowoleni. A ponieważ nie da się wszystkich pogodzić, trzeba wybrać te grupy, które będą najbardziej korzystać z polityki gospodarczej. Generalnie zatem chodzi o ustalenie, kto może być największym beneficjentem określonych działań. Ale to jest już problem decydentów przed wyborami.

Koszty pandemii można porównać do skutków wojny

Nie wiem czy dzisiaj jest to takie proste. Beneficjenci określonych działań też mierzą się z inflacją, która nie hamuje, tak jak i ceny w sklepach.

Cztery lata temu wiele osób jeszcze nie wiedziało, co to jest inflacja, wysokie ceny, itd. Ludzie przyjmowali, że istotą działania państwa, szczególnie przed wyborami, jest dorzucanie pieniędzy. Teraz zaczęli to widzieć inaczej i rozumieć, że polityka przedwyborczego „dorzucania kaski” może się, niestety, źle skończyć dla wszystkich, z powodu tempa inflacji. Po prostu świadomość ludzi jest dużo wyższa niż dwa, trzy lata temu. Najlepiej czują to w portfelach, gdzie niby jest więcej pieniędzy, ale coraz mniej można za nie kupić. Ludzie wiedzą, że gdy na rynek wrzuca się dużo pieniędzy to będą rosły ceny. W dłuższej lub krótszej perspektywie, ale na pewno będą.

A przedsiębiorcy? Czekają ich dwie podwyżki, bo rząd rozdaje pieniądze z cudzych portfeli, a to oznacza wzrost szeroko rozumianych kosztów pracy. I zapłacą je przedsiębiorcy, że o na konsumentach nie wspomnę.

O przedsiębiorców martwiłbym się najbardziej, zwłaszcza, że w ostatnim roku koszty ich działalności wzrosły ogromnie. Teraz będą musieli „wrzucać” do swojej działalności kolejne koszty, a możliwości ich wchłonięcia są dwie. Po pierwsze będą musieli podnieść ceny, co jeszcze bardziej nakręci inflację. Po drugie - w tej sytuacji wielu z nich będzie musiało zastanowić się nad efektywnością prowadzenia działalności. Jeśli bowiem ich koszty będą bardzo wysokie, a cen nie da się już podnosić (bo istnieje bariera popytowa i ludzie po prostu przestaną kupować), istnieje zagrożenie ograniczenia działalności gospodarczej, a nawet zamknięcia firmy. Będzie to bardzo trudny czas dla przedsiębiorców, ale mam nadzieję, że pojawią się jakieś działania, które ułatwią im szereg procesów od strony regulacyjnej, czyli np. zmniejszenie obciążeń administracyjnych. Nie wiem czy tak będzie, ale coś takiego bardzo by się przedsiębiorcom przydało.

Zarabiamy więcej, ale do finansowych liderów nam daleko

Sporo ludzi korzysta z wakacji kredytowych. Brzmi fajnie, bo wakacje dobrze się kojarzą, a tu nie trzeba spłacać kredytu hipotecznego nawet przez osiem miesięcy tamtego i tego roku. Ale w końcu te raty i tak trzeba będzie bankowi zapłacić. Więc do banków i na rynek jakieś pieniądze znowu zostaną wrzucone.

Zdecydowanie tak. Wakacje kredytowe to pewna ulga dla tych, którzy posiadają kredyty, a ja zakładam, że wprowadzono je po to, by ludzie mogli trochę nadpłacić swoje wcześniej zaciągnięte kredyty. Ale wakacje nie sprawią, że raty znikną. Trzeba pamiętać, że i tak musimy ponieść, czyli zapłacić wszystkie koszty związane z zaciągniętym kredytem. W najlepszym razie mogą one zostać odłożone w czasie, ale to niewiele zmienia. Polska jest specyficznym rynkiem, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe. Ich znaczna część była udzielana na zmienną stopę procentowa, co w przypadku kredytów hipotecznych jest, niestety, dużym zagrożeniem. Nie wiemy, co będzie za rok, dwa czy trzy. Może będzie lepiej, na co wszyscy liczymy, ale może być też gorzej i stopy procentowe będą dużo wyższe. Wakacje kredytowe jedynie zawiesiły na kilka miesięcy pewne koszty, ale ich nie zlikwidują. To jest tylko taki antrakt w procesach, które i tak będą przebiegały…

Czytaj również:
[polecane]24146907[/polecane]

Czyli musimy się przygotować na to, że w tym roku RPP nie zrezygnuje z podnoszenia stóp, a koszty będą większe. Co prawda ceny niektórych nośników ograniczono zapewniając, że one się nie zmienią, ale w przypadku benzyny wracamy do wyższego VAT-u. Tyle że tu nagle okazało się, że można znacznie obniżyć hurtową cenę paliw, żeby w detalu nie były makabrycznie drogie. Gdyby były, podniosłoby to wiele kosztów dla firm, a dla konsumentów – ceny towarów i usług.

Jestem przeciwnikiem ustalania maksymalnych cen na różne towary, bo zwykle to kończy się tym, że owych towarów po prostu nie ma. Teraz Unia Europejska wprowadziła maksymalne ceny na różne – nazwijmy to – "energetyki" i zobaczymy czym to się skończy. Ustalić takie ceny jest bardzo łatwo, ale nie wolno zapominać, że mechanizmy rynkowe przebiegają trochę inaczej niż myślą urzędnicy. Najlepszym przykładem są Węgry, gdzie wprowadzono maksymalne ceny paliw i bardzo szybko okazało się, że paliwa brakuje. Decyzja o cenach maksymalnych musi być bardzo wyważona, bo inaczej procesy rynkowe nie będą przebiegały według tych cen. Jak to będzie wyglądało, nie wiemy, ale moim zdaniem w wielu przypadkach może się okazać, że to, co chcemy uzyskać przez takie regulacje czy decyzje, nie zawsze odzwierciedla to, jak działa rynek. Sądzę, że poczekamy dwa, trzy miesiące i wtedy zobaczymy, jak to się przekłada na działalność firm, na eksport, import i szereg innych kwestii. A jeśli chodzi o stopy procentowe, to od początku uważam, że powinny być dużo wyższe, ale to od polityki pieniężnej, a nie od rynku zależy, jak będą się zmieniały.

To pogdybajmy sobie nieco panie profesorze. Dużo wyższe stopy procentowe, czyli na przykład jakie?

Zdrowa gospodarka ma stopy procentowe mniej więcej na poziomie inflacji. Realnie stopy procentowe nie mogą być ujemne. Nie mówię, że muszą być dokładnie równe wskaźnikowi inflacji, ale bardzo mu bliskie. Jeśli więc inflacja miała ostatnio 17,5 proc., to z ekonomicznych procesów wynika, że wartości stóp powinny oscylować mniej więcej w tym obszarze. Natomiast dzisiaj polityka pieniężna przebiega zupełnie inaczej niż rzeczywisty rynek. Zwykle jest tak, że rynek jedno, a polityka drugie. W wielu krajach przez wiele lat stopy były niskie, co doprowadziło je do bardzo wielkiego zadłużenia i szeregu różnych, negatywnych procesów, które będą się tym krajom odbijać czkawką jeszcze przez wiele lat. W Polsce przez wiele lat było właśnie tak, że stopy procentowe odpowiadały poziomowi inflacji. Gdyby teraz było podobnie, proces hamowania inflacji byłby bardzo krótki. Jeśli zaś będą niższe lub dużo niższe, wychodzenie z niej będzie trwało długo. Nie liczyłbym na to, że przez najbliższe dwa, trzy lata inflacja znacząco spadnie. Chyba, że nagle pojawią się jakieś radykalne działania związane z jej ograniczaniem.

Andrzej Matys

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.