Syryjka Mariam Al-Hasan zamieszkała w Białymstoku

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Katarzyna Łuszyńska

Syryjka Mariam Al-Hasan zamieszkała w Białymstoku

Katarzyna Łuszyńska

Mariam Al-Hasan zamieszkała w Białymstoku. Pomaga uchodźcom, którzy są w takiej sytuacji, w jakiej ona była kiedyś.

Mariam mieszka w Polsce od czterech lat. Jednak na początku bardzo trudno było jej się tu odnaleźć. - Bo w kulturze, w której zostałam wychowana, kobiety opuszczają rodzinny dom dopiero w momencie, kiedy wychodzą za mąż. A ja, będąc jeszcze nastolatką, znalazłam się sama na innym kontynencie - wyjaśnia 23-letnia Syryjka.

Dba o swoją reputację

Mariam w momencie wybuchu wojny w Syrii miała 17 lat. Jednak tylko niewielką część wojennej zawieruchy spędziła w rodzinnym Damaszku. Jej tato - inżynier - na szczęście dostał pracę w Arabii Saudyjskiej, więc rodzina cały czas podróżowała między tymi dwoma krajami.

- Moje dzieciństwo w Syrii było naprawdę przyjemne - wspomina. - Chodziłam do szkoły, opiekowałam się braćmi, spotykałam ze znajomymi. Co roku, w wakacje, odwiedzała nas babcia, która na stałe mieszka w Rosji. I w weekendy razem z rodziną jeździliśmy w góry i tam odpoczywaliśmy.

Po wybuchu wojny rodzice Mariam zdecydowali, że chcą wychowywać swoje dzieci w bardziej pokojowym otoczeniu i postanowili przeprowadzić się do Szwecji. Syrię opuścili cztery lata temu.

- Udało nam się dostać do Szwecji. Przebywaliśmy tam cztery miesiące, ale nie mogliśmy zostać na stałe, ponieważ obowiązujące tam prawo, nakazywało nam wrócić do kraju, który wydał nam wizę. A wizę wydała Polska, bo tu mieliśmy przesiadkę między Arabią Saudyjską a Szwecją - wspomina 23-latka.

Rodzice Mariam ciągle jednak marzyli o przeprowadzce do Szwecji. Postanowili więc dostać się tam inną drogą. Jednak aby to zrobić, musieli wrócić do Arabii Saudyjskiej. 19-letnia wówczas Mariam bała się wracać w tamte strony, bo nie miała gwarancji, że będzie mogła ponownie przylecieć do Europy Dlatego od razu zdecydowała się osiedlić w Polsce. Została tu sama.

Rodzice po roku dostali szwedzką wizę i przeprowadzili się do kraju swoich marzeń. Nalegali, aby córka do nich dołączyła i razem zamieszkała. Ona jednak odmówiła.

- Bo już po siedmiu miesiącach pobytu w Polsce uzyskałam status uchodźcy - wyjaśnia. - W ramach programu dla uchodźców państwo polskie przez rok płaciło mój czynsz za mieszkanie, dawało na jedzenie i opłacało lekcje polskiego. Potem, kiedy zrozumiałam, że finansowanie dobiega końca, a ja jestem bez pracy i pieniędzy, robiłam wszystko, aby znaleźć jakieś zajęcie i zacząć na siebie zarabiać, ale też by poprzez płacenie podatków spłacić swój dług wobec Polski.

Mariam mieszka w Białymstoku od prawie od czterech lat i - jak mówi - tu jest jej dom. - Ale cały czas czuję na sobie wielką odpowiedzialność - wyznaje. - Nie łamię polskich przepisów nie dlatego, że boję się policji, ale dlatego, że nie chcę, żeby ucierpiała moja reputacja. Reprezentuję przecież tutaj Syrię i nawet jeżeli przyłapią mnie na przechodzeniu na czerwonym świetle przez jezdnię i dowiedzą się, skąd pochodzę, to jestem przekonana, że będę czytać o sobie artykuły zatytułowane: „Syryjczycy nie przestrzegają naszego prawa“.

Polskie zaskoczenia

Co ją najbardziej zaskakuje w naszym kraju? - Dziwi mnie , że Polacy jedzą tak dużo mięsa - przyznaje. - Ja jestem wegetarianką i często kiedy zamawiam zupę bez mięsa, to dowiaduję się, że ona i tak jest na nim gotowana.

Za to zakochana jest w bigosie. - Jadłam go kiedy nie byłam jeszcze wegetarianką. Teraz jem bigos jedynie podczas świąt, oczywiście w wersji bez mięsa - przyznaje z uśmiechem. - Właściwie to mogę jeść go cały czas. Nie mam też problemu z ogromnymi ilościami ziemniaków w polskiej kuchni.

Matka Mariam jest z pochodzenia Rosjanką, więc to z pewnością ułatwiło dziewczynie adaptację w naszej kulturze.

- Kiedy przyjechałam do Polski, bardzo mnie zaskoczyła religijność Polaków - wskazuje Syryjka. - W filmach, które w dzieciństwie oglądałam, Europa była bowiem pokazywana jako kontynent świecki. Mówiono mi, że kościoły to miejsca, które służą do zwiedzania, a nie do modlitw.

Trzecim, ale tym razem niezbyt miłym zaskoczeniem były nasze... temperatury.

- Pamiętam, że kiedy dwa lata temu wyszłam na zewnątrz, było -28 stopni - opowiada i aż się wzdryga na to wspomnienie. - To był dla mnie kompletny szok! Ale, jak widać nadal żyję i nawet do mrozów się przyzwyczaiłam. Ciągle jednak jeszcze tęskni za wysokimi temperaturami, jakie panuję w jej ojczyźnie.

- No bo proszę popatrzeć, w Polsce jest już prawie kwiecień, a nadal jest chłodno - rozgląda się wokół. - Właściwie to nie zdziwiłabym się, gdyby jeszcze spadł śnieg. Ale, śnieg to już nawet polubiłam! Zresztą, trochę przypomina mi Syrię. Bo w Damaszku raz w roku padał śnieg... Wtedy ludzie nie ruszali się z domów - był totalny paraliż. Nikt nie chodził do szkoły ani do pracy.

Zna 5 języków

Mariam rozpoczęła w Białymstoku studia. Jest na drugim roku neofilologii.

- Studiuję język francuski z angielskim na Uniwersytecie w Białymstoku - precyzuje. - Od dziecka marzyłam o tym, by być poliglotką, więc robię to, co lubię.

Obecnie posługuje się pięcioma językami: polskim, angielskim, arabskim, rosyjskim i francuskim. Dorastała w mieszanej, arabsko-rosyjskiej rodzinie i dzięki temu nauka języków przychodzi jej bardzo łatwo.

Z rodzicami spotyka się raz na jakiś czas. Czasami oni przylatują do Polski, czasem ona odwiedza ich w Szwecji. W ogóle bardzo lubi podróżować. Zwiedziła już m.in.: Pragę, która ją zachwyciła.

- Jestem ciekawska i lubię próbować nowych rzeczy - przyznaje. - Jestem także otwarta i towarzyska i dzięki temu jest mi łatwo odnaleźć się w różnych sytuacjach. Choć nie przeczę - na początku było mi ciężko. No proszę sobie wyobrazić: 19-latka sama w obcym kraju. Musiałam się szybko usamodzielnić, dorosłam.

Znalazła pracę w białostockim Caritasie, jako doradca międzykulturowy. Pracuje z uchodźcami, którzy przyjeżdżają z Ukrainy i Czeczenii.

- Lubię to zajęcie, ponieważ mogę rozmawiać po rosyjsku i pomóc ludziom, którzy znajdują się w sytuacji, w jakiej ja byłam parę lat temu - tłumaczy. - Oni jednak trafili na gorsze czasy, bo cały czas obawiają się deportacji.

Poza tym, uczy dzieci rosyjskiego, arabskiego i angielskiego. Jest też mentorem wolontariuszy, którzy przyjeżdżają tutaj z różnych krajów. Od dwóch lat pracuje też w białostockiej Fundacji Dialog, z którą zbiera fundusze na rzecz przebywających w Jordanii Syryjek.

- Za około trzy lata dostanę polskie obywatelstwo i wtedy będę się już w pełni czuła w Polsce jak w domu - marzy.

Mariam planuje jeszcze studiować arabistykę. Będzie więc musiała przeprowadzić się do Warszawy.

- Chciałabym też napisać książkę o tym, jak uczyć się języka arabskiego - przyznaje.

W Polsce czuje się szczęśliwa.

- Zdaję sobie sprawę, że wielu imigrantów, którzy znaleźli się w obcym kraju, czuje się źle, tęskni za domem, ale w moim przypadku jest inaczej - podkreśla. - Ja mam taki charakter, że odnajdę się w każdym miejscu. Oczywiście, że tęsknię za Syrią, ale czuję, że moje miejsce na ziemi jest tu, w Polsce.

Mariam zaznacza, że Syria nie jest takim krajem, jak pokazują media: - Bo w telewizji pokazują tylko wojnę, a tymczasem ja mam kontakt ze znajomymi, którzy tam żyją, oglądam ich zdjęcia na portalach społecznościowych i widzę, że wiele ulic Damaszku pozostało w takim samym stanie jak je pamiętam z dzieciństwa. Ale kiedy to mówię to na głos, nikt mi nie chce wierzyć - zaznacza dziewczyna.

Katarzyna Łuszyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.