Szkolna wojna w gm. Hanna. Radni walczą dla dzieci czy dla siebie?

Czytaj dalej
Fot. pixabay.com
Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Szkolna wojna w gm. Hanna. Radni walczą dla dzieci czy dla siebie?

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Hanna jest jedyną gminą w Polsce nie prowadzącą żadnej szkoły. Nowe prawo oświatowe nakazuje zmiany ale daje na nie pięć lat. Radni nie chcą czekać, a wójt tłumaczy: „Nie mamy teraz pieniędzy”.

Gmina Hanna (powiat włodawski) nie prowadzi żadnej szkoły, bo wszystkie (cztery podstawówki i gimnazjum) przekazała stowarzyszeniom lub fundacjom. Jest to częsty zabieg stosowany przez samorządy, bo daje oszczędności - stowarzyszenia nie muszą m.in. przestrzegać Karty nauczyciela, więc mogą mniej płacić pracownikom. Jednak tylko w Hannie strategię tę zastosowano na tak dużą skalę.

Dzięki temu udało się jej ochronić małe placówki przed likwidacją. Inaczej nie stać by nas było na ich utrzymanie

- wyjaśnia wójt Grażyna Kowalik.

Ograniczenia możliwości pozbywania się szkół przez samorządy wprowadziło niedawno Ministerstwo Edukacji Narodowej. Zmienione w grudniu przepisy zobowiązują gminy i powiaty do prowadzenia co najmniej jednej szkoły.

- Ustawa daje pięć lat na dostosowanie się do zmian - wyjaśnia Jolanta Misiak, rzeczniczka prasowa Kuratorium Oświaty w Lublinie. Mimo to radni z Hanny już pod koniec lutego podjęli uchwałę, zgodnie z którą szkoła podstawowa i gimnazjum w Hannie, obie prowadzone przez lubelską fundację „Akademia Umiejętności”, mają przejść ponownie pod skrzydła samorządu.

Uchwała przeszła głosami radnych opozycyjnych wobec wójt Grażyny Kowalik. Ona sama nie akceptuje tej decyzji.

- Ustawodawca z jakiegoś powodu dał nam pięcioletni okres przejściowy - żeby gminy mogły się przygotować do zmian, chociażby finansowo. Poza tym - po co mamy przejmować gimnazjum, skoro ono za dwa lata i tak ma zostać wygaszone? - zastanawia się Kowalik. Wójt dodaje, że część radnych liczy na konkretne korzyści płynące dla nich z podjęcia takiej uchwały. - Jedna pani ma córkę pracującą w szkole. Inna sama jest nauczycielką w gimnazjum, więc po przejęciu placówki przez gminę zwiększy się jej wynagrodzenie. Takie osoby powinny się w ogóle wyłączyć z głosowania w tej sprawie - ocenia Grażyna Kowalik.

Wójt ma na myśli Mariannę Jakubiuk, przewodniczącą gminnej komisji oświaty. Radna przyznaje, że gdyby samorząd znowu przejął jej placówkę, zarabiałaby miesięcznie około tysiąca złotych więcej.

- Ale nie o moje pieniądze tu chodzi. Nie narzekam na swoje wynagrodzenie. I na pewno nie walczyłabym o zmiany, gdybym widziała, że pieniądze zaoszczędzone przez fundację na nauczycielskich pensjach zostały zainwestowane w szkołę, w infrastrukturę, materiały dydaktyczne. Nic takiego się jednak nie stało - tłumaczy.

Grażyna Kowalik wylicza, że jeśli dwie szkoły powrócą pod gminne skrzydła, tylko w tym roku do ich prowadzenia trzeba będzie przeznaczyć z budżetu gminy (poza subwencją, którą samorząd dostaje od państwa) co najmniej 300 tys. zł. W przyszłym - 600 tys. - I nie liczę tu np. ewentualnego odszkodowania dla fundacji prowadzącej szkoły. W związku z decyzją radnych poniesie ona duże straty, więc nie wykluczam, że wystąpi do nas o rekompensatę - wyjaśnia wójt.

Radna Jakubiuk zaprzecza takim twierdzeniom.

Fundacja nie zainwestowała żadnych swoich pieniędzy w szkoły, więc nie będzie miała podstaw do odszkodowań

- ocenia.

- Poza tym mamy wyliczenia, z których wynika, że gmina nie będzie musiała dokładać do działalności szkół. Subwencja, którą przekazywaliśmy dotąd fundacji, w zupełności na ten cel wystarczy - dodaje.

Grażyna Kowalik zapowiada, że skieruje wniosek do wojewody o uchylenie szkolnej uchwały. - Została podjęta niezgodnie z przepisami - umowę z fundacją prowadzącą szkoły można rozwiązać tylko jeśli organizacja naruszy prawo. Tutaj nie mieliśmy z tym do czynienia - uzasadnia. I dodaje, że nie wyklucza też przeprowadzenia w gminie szkolnego referendum. - Mieszkańcy zaakceptowali nasze posunięcia związane ze szkołami. Widzą, że dzieciom nie dzieje się krzywda, że szkoły dobrze działają i nie chcą teraz znowu wszystkiego zmieniać - mówi Kowalik.

Marianna Jakubiuk jest innego zdania: - Szkoły prowadzone przez Akademię Umiejętności są niedofinansowane, a rodzice nie są zadowoleni z obecnej sytuacji. Dlatego podjęliśmy taką a nie inną uchwalę - przekonuje.

Z prezesem Akademii Umiejętności nie udało nam się w piątek skontaktować.

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.