Andrzej Gębarowski

Szpital Kopernika jest liderem w pozyskiwaniu funduszy europejskich. Ostatni wywiad z Wojciechem Szrajberem

Szpital Kopernika jest liderem w pozyskiwaniu funduszy europejskich. Ostatni wywiad z Wojciechem Szrajberem
Andrzej Gębarowski

Wojciech Szrajber przez 12 lat był dyrektorem Wojewódzkiego Wielospecjalistycznego Centrum Onkologii i Traumatologii im. M. Kopernika w Łodzi. Zmarł we wrześniu. Oto ostatni wywiad, jakiego udzielił nam kilka dni przed śmiercią.

Już 12 lat kieruje pan ogromną placówką, jaką jest Szpital Kopernika w Łodzi. Objął pan rządy po okresie zapaści szpitala, obiecując sobie i pacjentom, że w przyszłości będzie to wiodący ośrodek leczenia onkologicznego. Na ile udało się spełnić te plany?

Szpital Kopernika jest liderem w pozyskiwaniu funduszy europejskich. Ostatni wywiad z Wojciechem Szrajberem

Rzeczywiście, nasz szpital 12 lat temu wyglądał dramatycznie - a miałem okazję sprawdzić to nie jako osoba zarządzająca szpitalem, lecz jako osoba związana z leczoną tutaj pacjentką. Był to obraz nędzy i rozpaczy; odstręczał już sam wygląd oddziałów szpitalnych, gdzie były sale 8-, 9-łóżkowe z odpadającym tynkiem, a na jedno piętro przypadały dwie toalety. Podobnie było z aparaturą - wszędzie brakowało sprzętu; dość powiedzieć, że był tylko jeden aparat rezonansu magnetycznego 0,35 Tesli, zaś obecnie mamy dwa takie aparaty, oba znacznie lepsze, po 1,5 Tesli. W blokach operacyjnych też był dramat: kratki ściekowe pod stołami operacyjnymi, łatane płytki pcv itd. Nie chcę tu napadać na swoich poprzedników, ale taki właśnie był wówczas stan tej placówki.

Jakie były pana pierwsze kroki?

Wymyśliłem akcję dość nietypową, jak na dyrektora szpitala, bo zaprosiłem media i pokazałem im nie te najlepiej, lecz te najgorzej wyglądające oddziały placówki. Chciałem przez to stworzyć presję społeczną i polityczną na decydentów, aby można było ten szpital uzdrowić. Wzmocniła ją akcja „ponad podziałami dla łódzkiej onkologii’, z udziałem posłów i senatorów z różnych opcji politycznych. To nie było łatwe, ale się udało.

Co się konkretnie udało?

Udało się na przykład stworzyć tutaj pracownię PET (pozytonowej tomografii emisyjnej do diagnostyki nowotworów), co wtedy wydawało się kosmiczną mrzonką. Mamy też obecnie sześć tomografów, dwa rezonanse, wszelaką aparaturę do nowoczesnej diagnostyki, urządzenia do brachyterapii itd. Jesteśmy dziś jednym z najlepiej wyposażonych w Polsce szpitali. Zmienił się także wygląd placówki: wyremontowaliśmy aż trzy czwarte szpitalnej kubatury. Mamy teraz piękne, nowoczesne wnętrza - kolorowe, z designem, który jest rezultatem współpracy z Akademią Sztuk Pięknych w Łodzi. Jestem dumny z tej udanej współpracy, bo wierzę, że estetyczne otoczenie poprawia nastrój pacjentom i wzmacnia proces leczenia.

Mówimy o postępie, za którym stoi zapewne poprawa szpitalnych finansów?

W 2007 roku roczny budżet szpitala wynosił około 160 mln zł; obecnie, po 12 latach, możemy już mówić o kwocie przekraczającej pół miliarda złotych. Lekko licząc, nasz budżet jest teraz trzykrotnie wyższy. A trzeba do tego dodać, że jesteśmy także ogólnopolskim liderem w pozyskiwaniu funduszy europejskich w zakresie ochrony zdrowia. Co to oznacza? To oznacza pół miliarda złotych zdobytych i zainwestowanych w szpitalną infrastrukturę. Ale to nie koniec. Planowana jest rozbudowa i modernizacja szpitala pod kątem skoordynowanej opieki onkologicznej. Gruntownie zmodernizowany zostanie główny blok operacyjny - powstaną trzy nowe sale, w tym jedna wyposażona w angiograf najnowszej generacji. Wyremontowane zostaną dwa oddziały chirurgii onkologicznej, oddział intensywnej terapii i anestezjologii, pracownia scyntygrafii. Nową przestrzeń zyska pracownia serologii. Planujemy zakup m.in.: kolejnego tomografu, dwóch cyfrowych rentgenów, nowych aparatów USG i mikroskopu chirurgicznego. Takie inwestycje nie byłyby możliwe bez wsparcia z budżetu województwa łódzkiego, które finansuje konieczny do wniesienia przy realizacji projektów unijnych wkład własny.

Panie dyrektorze, czy rozwój szpitala przełożył się na skuteczność leczenia? Wiadomo, że nasze województwo ma jeden z najwyższych wskaźników zapadalności na choroby nowotworowe; podobnie jest ze wskaźnikiem śmiertelności.

Powiedzmy sobie od razu, dlaczego te wskaźniki są tak wysokie. Otóż Łódzkie jest jednym z najstarszych województw w Polsce, jeśli chodzi o średni wiek mieszkańców. I nie młodnieje, tylko cały czas się starzeje. Po drugie, jest to województwo (a Łódź w szczególności) w okresie postindustrialnym, co oznacza, że żyje tutaj mnóstwo ludzi o stosunkowo niskim poziomie kultury zdrowotnej. To, niestety, wciąż się za nami ciągnie. Po trzecie, było to województwo mocno zanieczyszczone, co na szczęście uległo poprawie, ale skutki zdrowotne są nadal widoczne. Wszystkie te czynniki mają odłożony w czasie wpływ na zachorowalność. Na ten szczególny obraz trzeba też nałożyć ogólną tendencję wzrostu zachorowań na raka związaną z rozwojem cywilizacji. Wreszcie, rozwój medycyny sprawia, że zwiększa się wykrywalność nowotworów. Kiedyś umierano na „wątpia”, jak to określano. Dziś wiadomo, że to rak płuc. Wszystko to razem sprawia, że wskaźniki zachorowalności i śmiertelności nie ulegają zmianie, raczej się stabilizują. Gdybyśmy jednak nie inwestowali w rozwój szpitali - naszego i innych - byłoby znacznie gorzej.

Do tej pory mówiliśmy głównie o leczeniu onkologicznym. Nie sposób pominąć innej ważnej specjalności szpitala, jaką jest leczenie wszelkiego rodzaju urazów.

Szpital jako jedyny w województwie był od początku predestynowany do tego, aby stać się centrum urazowym. Nasze centrum urazowe działa na bazie Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, z którym współpracują liczne oddziały zabiegowe. Transportuje się tutaj pacjentów z całego województwa, karetkami i często też helikopterem. Nasi lekarze dwoją się i troją, znakomicie sobie radzą, ale - niestety - przeprowadzane tutaj procedury medyczne są dramatycznie źle wycenianie, co jest kulą u nogi finansów szpitala. Rozmawiamy o tym z kolejnym już ministrem; jak na razie bez rezultatu. Wielka szkoda, bo w naszym centrum, z którego jesteśmy dumni, pracują doskonali specjaliści, że wymienię tylko ortopedię, torakochirurgię, naczyniówkę czy wreszcie oddział udarowy, a właściwie Regionalne Centrum Profilaktyki i Leczenia Udarów Mózgu...

...które może się poszczycić Diamentowym Statutem - nagrodą przyznaną przez Europejską Organizację Udaru Mózgu Angels w uznaniu za jakość i szybką pomoc pacjentom z udarami mózgu. Jak szybką?

Średni czas od przyjęcia pacjenta, poprzez diagnostykę, aż do włączenia leczenia udaru to obecnie zaledwie 30 minut. Stało się to możliwe dzięki doskonaleniu procedur i ścisłej współpracy całego zespołu specjalistów. Uruchomiony został m.in. numer telefonu ratunkowego, pod którym pogotowie może się konsultować z personelem centrum. Stosowana jest także zasada, że ratownicy zawczasu informują lekarzy centrum o transportowanym pacjencie. Warto dodać, że do naszego szpitala trafia rocznie 400 pacjentów z udarami mózgu. Już wkrótce tacy chorzy będą leczeni w gruntownie wyremontowanym oddziale. Najnowsza dobra wiadomość jest taka, że centrum udarowe zostało włączone do ogólnopolskiego programu pilotażowego trombektomii mechanicznej, czyli mechanicznego usuwania skrzepów z naczyń krwionośnych zlokalizowanych w głowie. Duża w tym zasługa Marszałka Województwa, który wsparł nas w staraniach o miejsce w programie. Bardzo ważny jest też fakt, że w naszym szpitalu dostępny jest program lekowy dotyczący SMA (rdzeniowego zaniku mięśni). Jako jedyny szpital w województwie możemy podawać dorosłym chorym refundowany, niezwykle kosztowny lek, który hamuje rozwój tej ciężkiej choroby.

Panie dyrektorze, kierowany przez pana szpital, oprócz sukcesów, zaliczył także kilka konfliktów płacowych. Kilka lat temu protestowali anestezjolodzy, potem ortopedzi i pielęgniarki, a i dziś zobaczyłem przed wejściem do szpitala plakat z napisem „pogotowie strajkowe”. Czy to niekończący się serial?

Trzeba zrozumieć, że nasz szpital to placówka wysokospecjalistyczna, gdzie pracują specjaliści z górnej półki, z wymaganiami adekwatnymi do swoich wysokich umiejętności i dużego natężenia pracy. Przykładowo anestezjolog pełniący dyżur w centrum urazowym nie ma czasu na chwile odprężenia, jak to się czasem dzieje w innych szpitalach; obecnie płacimy anestezjologom najwyższe stawki w całym województwie, a i tak nie mamy ich nadmiaru. To samo dotyczy radiologów. A nasi ortopedzi nie leczą zwykłych złamań, lecz otwarte, wieloodłamowe złamania wymagające skomplikowanych operacji. Są też u nas znakomite zespoły chirurgów i naczyniowców. Na pewno nie wszystkich wymieniłem, ale chodzi mi o tło żądań płacowych - tutaj naprawdę się ciężko pracuje. I nie jest przy tym żadną tajemnicą, że nakłady na służbę zdrowia są w Polsce niskie, przedostatnie w Europie. Ani to wina obecnego rządu, ani poprzedniego - to ciągnie się od dekad, tak się ukształtował system finansowania służby zdrowia. W efekcie lekarze i pielęgniarki wyjeżdżają do pracy na Zachodzie i dobrze wiedzą, ile tam się zarabia. Natomiast wśród tych, którzy zostali w kraju, narastają napięcia.

Napięcia, które rozładowują się poprzez podwyżki. Jak to wpływa na sytuację finansową szpitala?

No cóż, przez dziesięć minionych lat mieliśmy bilans na plusie; od minionego roku, po ostatnich podwyżkach, jesteśmy już na minusie. Ale jakoś sobie jeszcze radzimy, komornik do nas nie zagląda. Musimy jednak negocjować z dostawcami leków...

A obecnie, jakie są postulaty pracowników?

Związki zawodowe lansują obecnie formułę płacową, którą można nazwać 3 - 2 - 1. Już tłumaczę: 3 oznacza trzy średnie krajowe dla lekarzy, 2 - dwie średnie dla pielęgniarek, 1 - jedną średnią dla pozostałego personelu szpitalnego. Nie mówię, że ta formuła jest zła; możliwe, że docelowo ona jest nawet dobra, ale problem w tym, że przy obecnym poziomie finansowania szpitala byłaby zabójcza dla naszych finansów. Konkretnie, musiałbym wtedy podwoić obecną wysokość funduszu płac. Dlatego też trudno nam się porozumieć, choć mam wrażenie, że większość związkowców rozumie szpitalne uwarunkowania i dojdziemy do zgody.

Jak w tym kontekście widzi pan przyszłość szpitala? Czy jesteśmy skazani na kolejne konflikty?

Wierzę, że zmieni się na korzyść system finansowania służby zdrowia w Polsce. Coś się musi zmienić.

Wspomniał pan o rocznym budżecie szpitala w wysokości pół miliarda złotych. Ile trzeba byłoby dołożyć, aby zadowolić pracowników i poprawić leczenie pacjentów?

Odpowiem anegdotą. Kilka lat temu, kiedy nasz budżet zamykał się kwotą 300 mln złotych, byłem z wizytą w szpitalu w Szwecji, o podobnej wielkości i strukturze jak nasz. Pytam się dyrektora, jaki mają budżet, a on na to, że około dwóch miliardów (w przeliczeniu na złotówki). Zdobyłem się wtedy na żart i zapytałem, jak sobie radzą przy tak „skromnym” budżecie, czy nie czują dyskomfortu? Szwedzki dyrektor nie wyczuł, albo nie chciał wyczuć żartu i odpowiedział poważnie: „Tak, faktycznie, czujemy, trafił pan w sedno.” A zatem wszystko jest względne...

Andrzej Gębarowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.