Tadeusz Truskolaski: Miałem duże opory wewnętrzne by wystartować po raz piąty. Z powodu odpowiedzialności za miasto

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Tomasz Maleta

Tadeusz Truskolaski: Miałem duże opory wewnętrzne by wystartować po raz piąty. Z powodu odpowiedzialności za miasto

Tomasz Maleta

Tadeusz Truskolaski dopuszcza sytuację, że nie zostanie wybrany na piątą kadencję. - Gdyby tak się stało, to podziękowałbym mieszkańcom za te 18 lat. Ja mam naprawdę, co robić - mówi prezydent. Opowiada też dlaczego, mimo dużych oporów wewnętrznych, zdecydował się na ponowny start w wyborach samorządowych i pomyśle na to, by nie powtórzyła się sytuacja z 2014 roku, gdy nie miał większości w radzie miasta. A także o pomyśle budowy aquaparku na Pietraszach.

Panie prezydencie, lubi pan filmową trylogię „U Pana Boga ….”

Tadeusz Truskolaski: Tak, choć muszę przyznać, że trochę się gubię w częściach, bo nie wiem, kiedy jest grana za „piecem, miedzą czy w ogródku”.

W tej trzeciej, „za miedzą” jest scena jak burmistrz przy obiedzie omawia z zięciami przebieg kampanii wyborczej. Na to zirytowana żona nalewając zupę mówi: „Toż Ty 12 lat burmistrzem byłeś, czas w domu posiedzieć, dać się wykazać innym, wnuki rosną”. Na to burmistrz odpowiada: „ Nie chodzi o mnie, ale o to, co stanie się z Królowym Mostem. Gadać to każdy potrafi, ale odpowiedzialności to nie ma, komu brać”. Czy z tego samego punktu widzenia wyszedł pan ogłaszając ubieganie się o kolejną reelekcję.

Myślę, że scenarzysta filmu sprawnie to ujął, okraszając wątek komediowym stylem. Niemniej, nie ukrywam i powtórzę to jeszcze raz, że u podstaw mojego startu była analiza szans osób, które mogłyby mnie zastąpić.

Z jakim wynikiem?

Negatywnym.

Możemy zatem mówić o paradoksie. Wychodzi bowiem na to, że przez niemal 18 lat swojej prezydentury „zabetonował” pan swoją część białostockiej sceny samorządowej.

Od czasu, gdy z polityki wycofał się wiceprezydent Adam Poliński, wytworzyła się luka, której do tej pory nie udało się nam wypełnić.

To, z jakim przesłaniem rozpoczyna pan starania o piątą kadencję?

Nowoczesny Białystok w demokratycznej Polsce

To dość pojemny slogan-wytrych? Niby symboliczne hasło, ale z drugiej strony mało konkretne?

Wprost przeciwnie, dobitnie pokazuje, że zależny nam na tym, by samorząd wrócił na właściwe tory i odzyskał należną rolę w systemie administracji publicznej. Zarówno potrzeby mieszkańców, jaki i rozwój miasta są bardzo dynamiczne. Cały czas się zmieniają. To, co było aktualne 18 lat temu, dzisiaj już nie jest. Chociażby infrastruktura podstawowa, która w dużej mierze została zrealizowana. Nie ma już potrzeby budowy arterii komunikacyjnych. Dlatego koncentrujemy się na wykorzystywaniu pieniędzy z zielonego ładu, poprawie efektywności energetycznej, dbaniu o zeroemisyjny transport czy o czystsze powietrze. Poza tym, mieszkańcy chcą korzystać z placów zabaw czy parków, ale jak najbliżej miejsca zamieszkania. Wiele z tych potrzeb udało się nam już zaspokoić. Wkrótce mieszkańcy będą mogli korzystać z tzw. Woonerfu, czyli ulicy uspokojonego ruchu. Stanie się nią ul. św. Rocha. Jeśli się przyjmie, a jestem przekonany na podstawie wizualizacji, że tak się stanie, to zapewne będzie potrzeba, by pojawiły się kolejne. Oczywiście, są też w mieście sprawy, które wymagają pracy.

No właśnie panie prezydencie. Co rusz zgłaszają się mieszkańcy z prośbami o interwencje, bo nie mogą się doczekać chodników, wyrównania nawierzchni, wyprofilowania zjazdów. Brną jak nie przez błoto, to taplają się w kałużach. I bynajmniej nie tylko na obrzeżach miasta, ale i centrum. Tymczasem odbijają się jak nie od Zarządu Mienia Komunalnego, to od innych departamentów. Nie mogą zrozumieć, dlaczego na inne rzeczy są miliony złotych, i to nie w ich rozumieniu nie pierwszej potrzeby, a nie ma na te przyziemne jak zwykła dostępność komunikacyjna od domu do ulicy.

Potrzeby są różnorodne. Realizujemy je w sposób konsekwentny i planowy. Ale nie wszystko naraz. Jak popatrzymy na wskaźniki to w 2006 roku mieliśmy w mieście 17 km dróg rowerowych. Obecnie jest ich dziesięć razy więcej. Dróg nieutwardzonych było 100 km. Teraz pozostało jeszcze 30 km. Mieszkający przy nich białostoczanie mają prawo oczekiwać na zmiany. Myślę, że w ciągu kolejnych pięciu lat te najważniejsze potrzeby związane z dojazdami do posesji, ich utwardzeniami zostaną zrealizowane.

Największym sukcesem kończącej się kadencji było…

Jest ich klika. Przede wszystkim węzeł Porosły. Bez wątpienia była to najtrudniejsza inwestycja drogowa, w większości realizowana w rygorze natychmiastowej wykonalności. Wielu osobom przeszkadzało, że powstaje. Za sukces uważam też Trasę Niepodległości. Spoza drogowych projektów niewątpliwie na pierwszym planie jest Muzeum Pamięci Sybiru. Chciałbym, by każda inwestycja przebiegała w podobny sposób: bez kontrowersji, bez sporów, przeszkód, emocji. Jako jedyna nie budziła negatywnych odczuć.

A porażka?

Niech o niej raczej mówią moi przeciwnicy. Powiem jednak tak: ogromnym wyzwaniem było to, że znaczna część mojej pracy na rzecz Białegostoku odbywała się w czasie, gdy w kraju władzę sprawował PiS. To była ciągła walka o to, co kiedyś było naturalne. Posłużę się przykładem hali widowiskowo-sportowej. Jej niewybudowanie można uznać za moją porażkę. Tyle, że nie powstała, ponieważ Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej nie zgadzał się przez ponad pięć lat na przeniesienie budki pomiarowej. Tymczasem po moich ubiegłotygodniowych rozmowach w Warszawie Instytut przeniesie stację.

Hala została odblokowana, bo rząd się zmienił?

W tym przypadku dyrektor Instytutu, ale pośrednio także rząd. Podobnie jest ze sprawą lotniska. Jak można rozwijać miasto, gdy przez cały czas Lasy Państwowe blokują wycinkę przeszkód lotniczych. Skoro, rząd lub jego agendy działają przeciwko samorządowi, to my z góry jesteśmy na straconej pozycji. A przecież naszą powinnością, jako części administracji publicznej, jest przestrzeganie prawa. Tymczasem rząd PiS uchwalał prawo niekorzystne dla samorządów. Innym przykładem antysamorządowych rozwiązań jest transport publiczny.

Nie od dziś gminy ościenne mają pretensje do Białostockiej Komunikacji Miejskiej. Niektóre skorzystały z innych przewoźników.

To zrozumiałe, skoro gminom taniej jest skorzystać z usług prywatnego przewoźnika. A rząd pokrywa 50 proc. kosztów. Tyle że mając te dopłaty prawo zakazuje im zamawiania usług w Białostockiej Komunikacji Miejskiej. Osiem lat rządów PiS to była ciągła batalia o przetrwanie samorządów.

Czyli hala i lotnisko to dwie najważniejsze inwestycje w kolejnej kadencji?

Tak. Z halą, po jej odblokowaniu przez IMGW, ruszymy niebawem do przodu.

Skąd, zatem wziąć 400 mln na jej wybudowanie?

To prawda, że ceny rosną, ale też i dochody miasta. W ciągu tych 18 lat zwiększyły się trzykrotnie do kwoty niemal 2,5 mld złotych. Jestem po rozmowach z ministrem sportu Sławomirem Nitrasem, który zadeklarował przychylność dla naszego projektu, jeśli będzie spełniał kryteria. Realnie liczę, że wsparcie ze strony rządu może pokryć 1/3 kosztów.

Pozostałe kwota będzie pochodziła z pożyczek, obligacji?

Z emisji obligacji skorzystaliśmy przy budowie stadionu. Nie wykluczam, że ten scenariusz może się powtórzyć. Mamy też nadal otwarty kredyt na kilkaset milionów złotych w Europejskim Banku Inwestycyjnym.

Tylko, czy stać nas na budowę dwóch obiektów sportowych w tym samym czasie? Wszak w pobliżu spalarni planowana jest budowa basenu olimpijskiego.

Skłaniałbym się do tego, że w tej kadencji raczej nie będzie pływalni olimpijskiej. Chciałbym natomiast, by w pierwszej kolejności powstała infrastruktura dla mieszkańców.

Aquapark?

Tak. Docelowo inwestycja, która powstanie w pobliżu spalarni będzie dwuetapowa. Najpierw aquapark, potem basen olimpijski.

To dlatego rada miasta zmieniła plan miejscowy tej części Pietrasz?

Tak, ale nie tylko. Pojawił się problem z wykupem jednej prywatnej działki, która przylega do gruntów miejskich. Jej właścicielka zażyczyła sobie kwotę, która znacznie przewyższa wycenę z operatu szacunkowego. Nie możemy na to przystać. Będziemy teraz starać się pozyskać tę działkę na zasadzie inwestycji celu publicznego. Wtedy jej cena będzie wynikała z decyzji sądu, albo negocjacji. Na pewno jednak będzie realna.

Kogo chciałby mieć pan za przeciwnika z tej drugiej, opozycyjnej rzecz jasna, strony sceny samorządowej.

Nie ma znaczenia, kto będzie moim kontrkandydatem. Przede wszystkim liczy się to, bym dotarł ze swoim przekazem do mieszkańców. To o ich głosy walczymy. Każdy z nas ma się zaprezentować w taki sposób, by przekonać jak najwięcej białostoczan do swojej wizji miasta. Na tym będę się skupiał w kampanii. Z drugiej strony już cztery razy rywalizowałem z kandydatami PiS…

To ten kolejny będzie najmocniejszy czy najsłabszy?

Moja subiektywna ocena może nie pokryć się z tym, co myślą mieszkańcy. To oni będą wyrocznią przy urnach. Dla mnie nie ma znaczenia, kto nim będzie.

Jaki ma pan pomysł, by nie powtórzyła się historia z 2014 roku. Wygrał pan trzeci raz wybory, ale nie uzyskał większości w radzie.

Żadnego.

Ostatnie sygnały wskazują, że o ile środowiska tworzące w kraju koalicję 15 października raczej nie myślą o własnym kandydacie na prezydenta, o tyle w przypadku wyborów do rady miasto jasno zapowiadają wystawienie swojej reprezentacji. Takie rozdrobnienie sił może w ostateczności oznaczać rozproszenie poparcia, co w ostateczności przełoży się na brak większościowej liczby mandatów.

Jeszcze nie wiadomo, czy Lewica wystawi swoją listę kandydatów do rady. Ustalenia trwają w Warszawie. Złożyłem propozycję Trzeciej Drodze wystawienia jednej listy. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Natomiast widmo rozproszenia głosów będzie nam zagrażać tylko wtedy, gdy Koalicja Obywatelska, w skład, której będzie wchodził także mój komitet, nie okaże się najsilniejszym ugrupowaniem. Tak się stało w 2014 roku, ale cztery lata później sytuacja odwróciła się. I to my otrzymaliśmy bonus od d’Hondta. Na pewno trzeba wystawić dobrych kandydatów i powalczyć.

Tyle że dobry wynik KO do rady miasta w 2018 roku, to w dużej mierze zasługa Forum Mniejszości Podlasia. Tyle w ciągu tej kadencji relacje między pana obozem a FMP lekko mówić ochłodziły się. Zwłaszcza po próbie połączenia przedszkola z nauką języka białoruskiego z podstawówką przy Częstochowskiej.

Nie chodziło o połączenie placówek, a powołanie Adama Musiuka na stanowisko mojego zastępcy.

Ale to po nieudanej próbie połączenia placówek, której sprzeciwiło się wiele środowisk z kręgu mniejszości, troje radnych FMP wybranych z listy KO utraciło rekomendację Forum i w ostateczności przeszło pod skrzydła pana komitetu.

Jeszcze raz powtórzę: drogi zaczęły się rozchodzić zaraz po powołaniu Adam Musiuka na wiceprezydenta.

Teraz Adam Musiuk jest już podlaskim wojewódzkim konserwatorem zabytków. Droga do ponownego porozumienia z FMP została odblokowana?.

Mam nadzieje, że mniejszość prawosławna będzie startować z nami w okręgach wyborczych i wystawi tylko kandydatów na jednej liście.

Adam Musiuk został powołany ma strażnika podlaskich zabytków przez wojewodę Jacka Brzozowskiego, który niemal do świąt grudniowych w 2023 roku był dyrektorem departamentu prezydenta w urzędzie miejskim.

Oddałem najlepszych dla dobra Ojczyzny

Z drugiej strony można powiedzieć, że jest to „obstawa prezydenta”. Bo jest pan w pełni zabezpieczony na wypadek takich sytuacji, jak w ciągu tej kadencji, że deweloper podpierając się na opinią konserwatora wojewódzkiego forsuje budowę bloku na Bojarach. I że nie będą uchylane uchwały rady miasta w trybie nadzorczym.

Nie, rozstrzygnięcia nadzorcze na pewno będą. Wiem, że nawet dwa są przygotowane. Tyle że wynikają one z analiz prawnych. W takim wypadku nie mam nic przeciwko nim. Jeśli jednak wojewoda robi to z pobudek politycznych, a tak było za rządów PiS, to jest już inna sprawa. Doszło do tego, że nasz departament architektury nałożył na siebie bardzo rygorystyczne, największe w Polsce, wymagania. Z obawy przed tym, by nie było przez wojewodę uchylania pozwoleń na budowę. To była z naszej strony bardzo daleko posunięta asekuracja, na którą często narzekali inwestorzy. Mimo to były weta, które uchylały pozwolenia na budowę. To jest bardzo groźna sytuacja, bo inwestor ma roszczenia do miasta, że to ono wydało złą decyzję.

Skoro już jesteśmy przy architekturze i urbanistyce, to bardzo wiele pretensji – za to, co ostatnio stało się na Sklejkach – mają zarówno do urzędników, jak i radnych, mieszkańcy Dojlid Fabrycznych skupienie wokół profilu „Ręce precz od Dojlid”.

W 2010 roku, gdy toczyła się batalia o spalarnię i kampania wyborcza, moim konkurentem był Dariusz Piontkowski, który populistycznie zapowiadał, że jak zostanie prezydentem, to spalarnia na Pietraszach nie będzie wybudowana. Ja z kolei mówiłem, że jak zostanę prezydentem, to spalarnia powstanie, jeśli przejdzie drogę prawną. Tak też się stało, słowa dotrzymałem. Proszę sobie wyobrazić, że przeciwko inwestycji protestowało znacznie więcej osób niż w Dojlidach. Tyle, że w każdym lokalu wyborczym, także na Pietraszach, miałem w 2010 roku powyżej 50 proc. w pierwszej turze. To oznacza, że większość zaakceptowała moje podejście do inwestycji.

Zapewne lepiej będzie się rządziło nie tylko, gdy będzie miał pan większość w radzie miasta. Chyba także wtedy, gdy pana środowisko miałoby większość w sejmiku. A może z pana perspektywy nie ma znaczenia, kto w regionie dzieli unijne pieniądze?.

Oczywiście, że jest to ważne, bo w ostatnich pięciu latach można było więcej zrobić. Proponowałem marszałkowi współpracę. Od czasu do czasu spotykaliśmy się. Mniej lub bardziej oficjalnie. Tak naprawdę owoców tych spotkań nie ma. Poza jednym, który chyba wynika ze zmiany polityki, a może ktoś marszałka namówił. Chodzi o węzeł Porosły.

No właśnie, o to, kto bardziej przyczynił się do jego zakończenia, toczyła się bardzo zażarta dyskusja pomiędzy panem i marszałkiem Arturem Kosickim podczas debaty lotniskowej w Izbie Przemysłowo-Handlowej.

Faktycznie, to marszałek odblokował możliwość budowy by-passa drogowego. Po jego włączeniu się inwestycja poszła do przodu, znalazły się też dodatkowe pieniądze. To jest efekt tego, że staliśmy po jednej stronie. Choć marszałek zrobił to dopiero dwa lata od rozpoczęcia budowy. Przy węźle Porosły polityka zadziała pozytywnie. W innych przypadkach była blokada, niechęć lub brak działania.

Jak w przypadku Wód Polskich?

Powiem bez ogródek: Wody Polskie pod kuratelą PiS to instytucja wroga samorządom.

Jak Wody Polskie, wzorem IMGW, odblokują spór z miastem, to jakiej podwyżki za wodę i odprowadzenie ścieków, mogą spodziewać się białostoczanie?

Proszę pytać Wodociągi Białostockie. Niewątpliwie brak tych podwyżek w ostatnich latach spowodował, że spółka ma kilkanaście milionów strat. Przez to Wodociągi praktycznie nie prowadzą żadnych inwestycji. To jest infrastruktura krytyczna i muszą być pieniądze na jej utrzymanie i odtworzenie.

Dopuszcza pan sytuację, że nie zostanie wybrany pan na piątą kadencję, ale zdobędzie mandat radnego.

Oczywiście. Gdyby tak się stało, to podziękowałbym mieszkańcom za te 18 lat. Ja mam naprawdę, co robić. Z tego, że teraz startuję, to wszyscy – z tych, których spotykam – są zadowoleni. Wybór oznacza jednak kolejne pięć lat odpowiedzialności. Każdy płatek śniegu spadający na ulicę, to jest mój płatek. Podobnie jak w przypadku kropli deszczu. Jak kierowca zamknie drzwi autobusu przed nosem pasażera, to odium spada na prezydenta. A przecież złe rzeczy się zdarzają. W końcu na rzecz miasta pracuje prawie 12 tys. osób. Przy takiej skali nie sposób uniknąć błędów. Chodzi o to, by było ich jak najmniej. Tyle że jak się wydarzą, to ja ponoszę odpowiedzialność.

No, ale chyba jest pan zadowolony z ostatniego rankingu europejskiego. Wynika z niego, że Białystok jest na szczycie zestawienia miast, w których życie poprawiło się najbardziej w ciągu ostatnich pięciu lat.

To był element, który przeważył szalę, bym wystartował po raz piąty. Bo muszę przyznać, że miałem duże opory wewnętrzne. Właśnie z powodu tej odpowiedzialności za miasto.

Są też inne rankingi obrazujące życie w Białymstoku. Jak choćby dane z GUS, które w swoim czasie publikował w mediach społecznościowych były wicepremier Janusz Piechociński. Wynika z nich, że Białystok jest na przedostatnim miejscu pod względem zarobków z miast wojewódzkich. Za nami są tylko Kielce. Co więcej, równie fatalnie miasto wypada w odniesieniu do reszty województwa podlaskiego. Czy to jednak nie jest cień na 18 latach pana prezydentury? A może, białostoczanie żyją w mieście, które pod tym względem zawsze będziemy z ogonie stawki? Bo jeśli tak, to może warto im to powiedzieć?

Jeśli chcemy się rozwijać i dorównywać innym w infrastrukturze, to musimy skądś wziąć pieniądze. Nasza gospodarka nie jest tak rozwinięta jak w Poznaniu, gdzie bezrobocie sięga 1 procent. U nas wynosi 5 proc. Czyli o cztery procent ludzi mniej pracuje w Białymstoku na potrzeby miasta niż w stolicy Wielkopolski. Nie pracują, więc nie przynoszą miastu dochodów w postaci podatków. Poznań jest w tej chwili najbogatszym miastem w Polsce. Ma najwyższą nadwyżkę budżetową za poprzedni rok. Ale nawet jak się wyjedzie za Poznań, do gminy Tarnowo Podgórne, to tam po obu stronach drogi są zakłady produkcyjne. Tak jakby u nas wjechało się w strefę, ale tam ciągnie się to kilometrami. To jest ta różnica w rozwoju gospodarczym.

Tomasz Maleta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.