"To była produkcja psów" - uważają obrońcy praw zwierząt. Trwa proces właścicielek hodowli

Czytaj dalej
Izabela Krzewska

"To była produkcja psów" - uważają obrońcy praw zwierząt. Trwa proces właścicielek hodowli

Izabela Krzewska

Psy przetrzymywane były w klatkach i ciasnych, piętrowo ustawionych transporterach wypełnionych odchodami. Zwierzęta nie miały dostępu do odpowiedniego pokarmu i wody. Były poranione od ocierania się o ściany swoich „cel”. Tak miała wyglądać hodowla rasowych bulterierów w podlaskiej wsi Folwarki Małe. Trwa proces właścicielek tego biznesu

Hodowla prowadzona była w wiejskim domku o powierzchni około 35 mkw, bez dostępu do prądu. Właścicielki tego „biznesu” tam nie mieszkały. Do wsi Folwarki Małe (gm. Zabłudów) dojeżdżały z Białegostoku.

- Mieliśmy do czynienia z produkcją psów w domowej hodowli - mówi wprost Anna Jaroszewicz, prezeska Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Białymstoku, która w procesie jest oskarżycielem posiłkowym. - Psy utrzymywane były w chowie klatkowym, w brudzie, w odchodach, właściwie bez kontaktu z ludźmi, bo człowieka widziały raz na dobę. Dla mnie to był koszmar. Bywałam w różnych miejscach, ale w tak złych warunkach psów nie widziałam - wspomina.

To właśnie białostockie TOZ ujawniło sprawę. Zaczęło się od zgłoszenia, że po wsi sąsiadującej z Folwarkami Małymi błąka się suczka. Miała czipa i dzięki temu udało się dotrzeć do właścicielki. Rozmowa z nią, a także samo miejsce, w którym pies miał przebywać, wzbudziło podejrzenie pracownika TOZ, że w hodowli dzieje się coś złego.

Do Folwarków Małych wrócił w asyście policji. Było to 1 października 2019 r. W małym domku znaleziono 26 psów, głównie rasy bulterier i staffordshire bulterier. Podjęto decyzję o zabraniu czworonogów w trybie natychmiastowym. Nadal przebywają w tzw. domach tymczasowych.

Według ustaleń prokuratury działalność była prowadzona w ramach zarejestrowanych na matkę i córkę (dziś mają 42 i 21 lat) dwóch hodowli. Zwierzęta zostały tu przeniesione z innej miejscowości i – jak twierdziły – domek w Folwarkach Małych miał być dopiero przystosowany do potrzeb zwierząt. Starsza z kobiet podczas kontroli tłumaczyła, że nie zdążyła jeszcze posprzątać, bo została zaskoczona kontrolą z samego rana.

Początkowo śledztwo umorzono, jednak po zażaleniu TOZ do Prokuratury Krajowej podjęto je na nowo i powołano kolejnych biegłych. Ostatecznie obie właścicielki hodowli usłyszały zarzut znęcania się nad zwierzętami. Miało ono polegać na utrzymywaniu psów w niewłaściwych warunkach bytowania. W opisie zarzutów jest mowa o zanieczyszczonych psimi odchodami pomieszczeniach, gdzie w powietrzu było duże stężenie amoniaku, o przetrzymywaniu psów w dużym zagęszczeniu i hałasie, o braku dostępu do odpowiedniego pokarmu i wody „przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby”.

Zarzuty obejmują okres od marca do października 2019 r. Żadna z oskarżonych nie przyznała się do winy. Wyjaśnienia złożyła tylko matka, ale sąd - na wniosek obrony - wyłączył na czas ich składania jawność rozprawy.

Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Białymstoku na początku tego roku, a w maju ruszył proces. Wciąż trwa. Sąd przesłuchuje świadków, w tym aktualnych opiekunów odebranych zwierząt. W tym tygodniu zeznawali biegli.

- Warunki w hodowli polegające na wielogodzinnym utrzymywaniu zwierząt w klatkach, transporterach bez możliwości realizacji istotnych potrzeb fizycznych i psychicznych, należy uznać za stosowanie okrutnych metod hodowli – mówiła w środę w sądzie biegła z zakresu psychologii zwierząt, Dorota Wiland, prezeska Fundacji IUS ANIMALIA.

W jej opinii wyjaśnienia oskarżonej właścicielki hodowli, jakoby psy przebywały tam tylko czasowo (na moment karmienia lub w nocy) nie są wiarygodne. – A nawet jeśli przyjąć, że tylko w nocy, to nadal jest to kilka godzin, co jest niedopuszczalne – przekonywała.

Uniemożliwia to bowiem psom zajęcie naturalnej pozycji: obrócenia się, położenia z wyprostowanymi łapami, czy podejścia do miski z wodą i napicia się. Chodzi także o koszty psychiczne, jak brak możliwości zdystansowania się, obserwacji otoczenia, sprawdzenie, czy nic psu nie zagraża.

– To jest, mówiąc potocznie, torturą psychiczną dla tego psa - podkreślała biegła.

Zdaniem prezes białostockiego TOZ, widać, że nie były to jednodniowe, ale wielotygodniowe zaniedbania. Pozbawione możliwości ruchu zwierzęta były otłuszczone, z przerośniętymi pazurami, a przez unoszący się w powietrzu amoniak miały ropiejące oczy. Do tego miały grube zbliznowacenia na pysku. Biegła Wiland zwróciła uwagę na typowe zmiany skórne i urazy zwierząt spowodowane samookaleczeniami.

- Między innymi otarcia naskórka nosa, czoła, pupy wskazują na to, że przebywając w tych klatkach przez wiele godzin psy ocierały pyskiem i nasadą grzbietu o brzegi klatek lub metalowe drzwiczki transporterów. To są dowody pośrednie na to, że psy przebywały tam wiele godzin - zeznawała.

W jej ocenie, psy w momencie odbioru z hodowli były w stanie bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia, nie tylko w sensie cielesnym, ale i psychicznym.

- Moim zdaniem doszło do zadawania bólu i cierpienia tym zwierzętom - mówiła na rozprawie Dorota Matusz, weterynarz, która także wydawała opinię w sprawie hodowli psów w Folwarkach Małych.

Dodała, że umieszczenie zwierzęcia w środowisku, nad którym nie ma kontroli, nie ma ucieczki przed bodźcami, to dla niego ogromny stres.

- Skutkuje to utratą motywacji, apatią i prowadzi do depresji. Zwierzę i człowiek posiadają te same struktury w mózgu, w związku z tym przeżywają te same emocje. Cierpienie psychiczne jest porównywalne z odczuwaniem bólu fizycznego, a depresja prowadzi do szeregu chorób psychosomatycznych, jakie tu zostały ujawnione - zeznawała.

Anna Jaroszewicz podkreśla, że hodowle były legalne, zarejestrowane w związku kynologicznym w Polsce, a kobiety sprzedawały szczeniaki po kilka tysięcy złotych. To było ich źródło utrzymania.

- To jest najtrudniejsza, najcięższa i najdłuższa sprawa, którą zajmowało się do tej pory TOZ Białystok. Zwierzęta, które były jedynymi żywicielami tej rodziny, wykorzystywane były w sposób okrutny tylko i wyłącznie dlatego, że przynosiły dochód i dzięki nim obie panie nie musiały chodzić do pracy - uważa Anna Jaroszewicz.

Przyznaje, że organizacja otrzymuje coraz więcej zgłoszeń o znęcaniu się nad zwierzętami w woj. podlaskim. To około 500-700 zgłoszeń rocznie. Taka skala pozwala pracownikom TOZ na zajęcie się tylko najpoważniejszymi przypadkami. Nie wszystkie zgłaszane sytuacje stanowią naruszenia prawa, a część udaje się rozwiązać polubownie, gdy właściciel zmienia swoją postawę albo np. dobrowolnie zrzeka się zwierzęcia. W skrajnych przypadkach sprawa zgłaszana jest organom ścigania, a podejrzani trafiają na ławę oskarżonych.

W ubiegłym tygodniu sąd skazał 42-letnią mieszkankę Białegostoku, która w marcu br. wyrzuciła psa z balkonu na drugim piętrze. Ranne zwierzę trzeba było uśpić. Kobieta tłumaczyła, że była pijana i nie wiedziała co robi. Zapewniała, że kocha psy i świadomie żadnemu nie zrobiłaby krzywdy. Za znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem usłyszała nieprawomocny wyrok 6 miesięcy więzienia połączony z 10-letnim zakazem posiadania zwierząt i świadczeniem na rzecz białostockiego schroniska.

Białostockie sądy w podobnych sprawach już wcześniej prawomocnie skazywały sprawców znęcania się nad psami i orzekały zakazy posiadania zwierząt. Na 8 miesięcy do więzienia trafił mężczyzna, który wypchnął psa przez okno na ósmym piętrze, bo ten „stał na parapecie i nie chciał zejść”. Pies nie przeżył upadku.

Inny białostoczanin usłyszał wyrok 6 miesięcy bezwzględnego więzienia za zastrzelenie psa. Wyrok zapadł we wrześniu ub. r. Oskarżony do końca się nie przyznawał. Twierdził, że zwierzę prawdopodobnie zostało otrute. Po kilkudniowej nieobecności w domu znalazł zwłoki na posesji. Zakopał zwierzę, bo „chciał zachować się humanitarnie”.

Analizując wokandy sądowe, widać, że nie tylko zwierzęta domowe, ale także gospodarskie padają ofiarą znęcania się. Przykładem jest historia rolnika ze wsi Końcowizna (gm. Suraż) skazanego za zagłodzenie siedmiu krów i skrajne zaniedbania pozostałych 20. Martwe krowy w różnym stadium rozkładu znaleziono w oborze i na posesji. Według świadków widok był porażający. Między padłymi chodziły inne zwierzęta. Rolnik w kwietniu ub. r. został skazany na rok więzienia, sąd wydał też 5-letni zakaz posiadania wszelkich zwierząt.

Rok więzienia w zawieszeniu to z kolei kara dla właściciela hodowli psów w Chrabołach (gm. Dobrzyniewo). Znaleziono tam 19 zwierząt. Były zaniedbane, z nieleczonymi złamaniami, pasożytami, trzymane w klatkach, we własnych odchodach, niedożywione. 72-letni oskarżony tłumaczył, że „to było z głupoty”, bo nie chciał skrzywdzić psów. Sąd w uzasadnieniu orzeczenia z listopada 2022 r. stwierdził, że „warunki były skandaliczne, a zachowanie oskarżonego – niegodne człowieka”.

Obrońcy praw zwierząt, twierdzą, że zauważają pozytywną tendencję, jeśli chodzi o traktowanie przez sądy sprawców znęcania się nad zwierzętami.

- Jakiś czas temu trudno było uzyskać bezwzględne skazanie za znęcanie się. Teraz jest coraz więcej takich wyroków. Kary nie są wygórowane, ale sprawiedliwe - podkreśla Anna Jaroszewicz.

Za znęcanie się nad zwierzętami grozi sankcja do 3 lat więzienia, za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem - do 5 lat. Katalog czynów podlegających znęcaniu się jest otwarty. Najczęściej kojarzy się ono ze stosowaniem przemocy. W marcu całą Polskę obiegła bulwersująca historia 17-latka z gm. Szczuczyn (pow. grajewski), który kopał psa i dźgał widłami, a jego 15-letnia siostra nagrywała tortury telefonem komórkowym, po czym film wrzuciła do internetu.

Prezes TOZ w Białymstoku przypomina, że znęcanie się nad zwierzętami to nie tylko bicie, ale też utrzymywanie zwierząt w niewłaściwych warunkach, głodzenie i niezapewnienie właściwego żywienia, utrzymywanie w nieleczonej chorobie, wypalanie lub wymrażanie znamion (znakowanie w ten sposób zwierząt), a także obcinanie uszu i ogonów.

- To każde działanie człowieka prowadzące do cierpienia zwierzęcia, także cierpienia psychicznego - mówi Anna Jaroszewicz.

Dostrzega, że w Polsce pomału (wolniej na wsiach) zmienia się mentalność, a rosnąca liczba zgłoszeń wynika ze wzrostu świadomości i wrażliwości ludzi na krzywdę zwierząt.

Izabela Krzewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.